Od chwili gdy na portalu OKO.press przeczytałem tekst Dominiki Sitnickiej, zatytułowany „Strajk nauczycieli jesienią? 40 proc. za, a 66 proc. opowiada się za innymi formami protestu” nie mogę przestać myśleć o tym, co kryje się za zaprezentowanymi tam wynikami – pod względem metodologicznym zapewne poprawnego – sondażu, przeprowadzonego na progu wakacji przez Międzyszkolny Komitet Strajkowy z Wrocławia.

 

Nie wiem jak Wy, ale ja odebrałem to jako obraz środowiska, którego członkowie czują się przegrani, ale także zdradzeni przez polityków, media, a nawet przez formalnych przywódców kwietniowego strajku. Przypomnę, że ów ogólnopolski strajk nauczycieli rozpoczął się 8 kwietnia i trwał – do jego zawieszenia – do 27 kwietnia. To trzy tygodnie, w tym tzw. „wiosenna przerwa świąteczna”, podczas których w gimnazjach i szkołach podstawowych odbyły się jednak egzaminy, który to protest na rządzie PiS nie zrobił żadnego wrażenia, nie spowodował realizacji podstawowego żądania – znaczącej podwyżki wynagrodzeń… Jedynym efektem strajku, ale odczuwalnym tylko przez strajkujących i ich rodziny, była utrata lwiej części miesięcznej wypłaty.

 

Ale nie tylko utrata środków do życia jest powodem zaprezentowanych w tym sondażu, negatywnych ocen strajku. Także decyzja o jego zawieszeniu nie spotkała się wśród ankietowanych z pozytywną oceną:

 

Prawie połowa nauczycieli (44,5 proc.) uznała, że zawieszenie strajku było błędem. Negatywne nastawienie widać również w części pytań o uczucia po zawieszeniu. Tu proporcje się zmieniły w stosunku do uczuć podczas strajku. Na prowadzenie wysunęły się: poczucie lekceważenia, bezsilność, upokorzenie.

 

Jak wskazują autorzy raportu taki obraz sytuacji nauczycieli może wynikać nie tylko z tego, jak zostali potraktowani przez władzę. Wpływ na to mógł mieć także fakt, że decyzja o zawieszeniu nie była z nimi konsultowana.”                                                                                                                                              [Źródło: www.oko.press]

 

I nie ma się co dziwić, bo sondaż tylko potwierdził wcześniej już wyrażane opinie, iż przytłaczająca większość środowiska nauczycielskiego jest zniechęcona do ewentualnej powtórki tej akcji jesienią: mniej niż połowa ankietowanych (41%) odpowiedziało, że uważa za potrzebne „odwieszenie” strajku, zaś 61% oceniło szanse powodzenia tego przedsięwzięcia jako niskie lub bardzo niskie.

 

Świadomie w tytule tego felietonu posłużyłem się metaforą, odwołującą się do filmu z 1970 roku, w reżyserii Andrzeja Wajdy, którego scenariusz powstał na podstawie opowiadania „Bitwa pod Grunwaldem” Tadeusza Borowskiego. Bo nie ma co udawać, że jest inaczej. To kolejne doświadczenie wcale niemałej i przecież znaczącej części naszego społeczeństwa, jaką jest (wg GUS) liczba 587 936 nauczycieli, kolejnego przegranego „powstania” przeciw tym, którzy uzurpują sobie prawo do bycia „jedynymi rzecznikami Suwerena”.

 

 

Tak jak to było w Powstaniu Listopadowym, w Styczniowym, i także w Warszawskim, kiedy to żadna ze znaczących wówczas w Europie sił nie wsparła, nie pomogła walczącym Polakom, tak i teraz, nie licząc raczej symbolicznych gestów i deklaracji, nie „stanęli murem” za nauczycielami członkowie innych zawodów, innych grup społecznych.

 

Ale najbardziej istotna w tej całej sytuacji jest postawa rodziców uczniów strajkujących nauczycieli. Jeżeli wyjść od liczby wszystkich uczniów, a jest ich (wg GUS) ok. 5, 2 miliona, to rodziców jest, szacunkowo, przynajmniej ok. 7 milionów. Z artykułu nie można dowiedzieć się w jakim procencie badani nauczyciele odbierali od nich wsparcie dla tej formy protestu. Ale pamiętam ostatni tydzień strajku, w którym pojawiały się informacje o narastającej niechęci do akcji strajkowej, wyrażanej przez rodziców, zwłaszcza mających dzieci w młodszym wieku, dla których, aby zapewnić im opieką na ten czas, byli oni zmuszeni do brania urlopów lub „załatwiania” zwolnień lekarskich…

 

Krótko mówiąc – na miejscu przywódców akcji strajkowej (Zarząd ZNP) – zastanowił bym się głęboko, czy „warta skórka tej wyprawki”… Jeżeli październikowe wybory wygrają partie dzisiejszej opozycji – strajk stanie się – w oczywisty sposób – bezprzedmiotowy. Przynajmniej na najbliższy rok. A jeśli – co niektórzy realiści/pesymiści (niepotrzebne skreślić) przepowiadają – wybory wygra rządząca w Polsce od jesieni 2015 roku formacja, mająca na swych sztandarach hasło „Dobrej Zmiany” – to kolejny strajk nauczycieli może skutkować tak, jak dla Królestwa Polskiego skutkowało przegrane Powstanie Listopadowe, a dla tzw. „Prywislańskiego Kraju” carskimi reperkusjami po upadku Powstania Styczniowego. O skutkach Powstania Warszawskiego nie muszę tu chyba przypominać…

 

Powie ktoś: „kraczę”… Ale mam w pamięci puszczane przez tą władzę „sondażowo” pomysły włączenia nauczycieli do Służby Cywilnej (która ma ustawowy zakaz strajkowania), sugestie zwiększenia pensum o 4 – 6 godzin… A kto wie, co im jeszcze do głowy przyjdzie, zwłaszcza, jeśli będą mieli w Sejmie większość konstytucyjną.

 

I na zakończenie muszę wyrzucić z siebie jeszcze jeden temat. A rzecz dotyczy owych „innych niż strajk form protestu”. Spośród zaproponowanych środków w ankiecie największe poparcie zdobyły:

 

-wycofanie się z nadobowiązkowych zadań – 81 proc.;

-uczestnictwo w debatach o edukacji – 65 proc.;

-udział w demonstracjach – 58 proc. dla demonstracji w swoim mieście, 39 proc. dla demonstracji wyjazdowych, 46 proc. dla demonstracji w Warszawie.

 

W moim przekonaniu ta najbardziej popularna forma: „wycofanie się z nadobowiązkowych zadań” może się okazać „dla sprawy” przysłowiowym „strzałem w kolano”. No, bo komu to zaszkodzi? Rządowi? – NIE! Ofiarami staną się uczniowie. I bez wątpienia nie znajdzie taka forma nauczycielskiego protestu zrozumienia i poparcia wśród ich rodziców.

 

To może, za przykładem protestujących lekarzy-rezydentów, proklamować taką nauczycielską klauzulę opt-out: pracujemy tylko obowiązkowy etat, nie bierzemy godzin ponadwymiarowych! O – to wtedy system na pewno się zawali!!!

 

No, ale może ja tylko jestem felietonistą pesymistą? Może Polacy otrzeźwieją, pójdą do urn wyborczych z jasną wizją tego jakiej pragną przyszłości dla swoich dzieci i wnuków, i postawią krzyżyk przy nazwisku kandydata do parlamentu, którego partia (komitet wyborczy) ma szansę na przekroczenie progu wyborczego, która jest w opozycji do obecnie rządzących, której program zawiera także dobre rozwiązania dla edukacji.

 

A tymi Polakami mogą być nie tylko nasi pełnoletni uczniowie, ale przede wszystkim kilka milionów rodziców pozostałych naszych uczniów. Może by tak nad tym popracować?

 

Bo, moim zdaniem, to jedyny sposób „na dzisiaj” na uzdrowienie polskich szkół i poprawę statusu nauczycieli. Nie strajk, nie powstrzymywanie się od nadobowiązkowych zadań, nie demonstracje, czy debatowanie….

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Zostaw odpowiedź