To był nietypowy tydzień – z mojego punktu widzenia. Bo od bardzo dawna nie zasiadałem do pisania felietonu, wiedząc od przedwczoraj o czym będę pisał! A że muszę napisać o tym co w tytule – nie miałem wątpliwości już we wtorek. Przeto, bez dłuższych wstępów – ad rem:

 

Zacznę od aspektu językowego. Czy słusznie to co „coś”, co odbyło się w siedzibie ŁSSE w miniony wtorek organizatorzy nazwali KONGRESEM? Popatrzmy jak to słowo definiowane jest w słownikach:

 

Kongres, to:

>”zjazd krajowy lub międzynarodowy przedstawicieli nauki, polityki itp” [www.sjp.pwn.pl]

>”zjazd osób o wspólnych zainteresowaniach, podobnej działalności, zrzeszonych w jednej organizacji” [www. pl.wiktionary.org]

>”krajowy lub międzynarodowy zjazd przedstawicieli nauki, polityki, dyplomacji itp.” [ www.bryk.pl/slowniki/slownik-wyrazow-obcych]

 

Na mój ogląd – osoby, która choć nie była jego obserwatorem od początku do końca, a więc przez całe zaplanowane na nieco ponad 6 godzin spotkanie – nie był to nie tylko zjazd międzynarodowy, ani nawet krajowy, jego uczestnicy nie tylko że nie byli przedstawicielami dyplomacji, ale także nauki ni polityki. Nie były to także osoby zrzeszone w tej samej organizacji. Przy dużym stopniu dobrej woli można by uznać, że były to osoby o wspólnych zainteresowaniach, ale bez wątpienia nie tylko podobnej, lecz wręcz identycznej działalności.

 

Jest tylko pewne „ale”… Nie trzeba wieloletniego studiowania logiki formalnej, aby nawet z tak lapidarnych definicji wywnioskować, że w każdym przypadku kongres jest spotkaniem – zjazdem – osób, które przybyły nań z motywacji wewnętrznej. A z posiadanych przeze mnie informacji (zdobytych ze źródeł zbliżonych do dobrze poinformowanych) wiem, że w przypadki Łódzkiego Kongresu Edukacyjnego (ŁKE) tak nie było. Świadczy o tym przede wszystkim już sam komunikat zamieszczony (w formule bardzo zakamuflowanej), na stronie ŁKO, który był pozbawiony tradycyjnej w przypadku otwartych seminariów, konferencji czy zjazdów informacji o terminie i sposobie zgłaszania zamiaru uczestnictwa. Skąd więc obecność aż tylu uczestników na ŁKE?

 

Z uzyskanej informacji wiem, że wszyscy którzy tam byli nie mieli wyboru: zostali wytypowani i zobowiązani do uczestnictwa przez swoich „rejonowych” wizytatorów – głównie z zamiejscowych delegatur Łódzkiego Kuratorium Oświaty. Nie miałem możliwości dotarcia do źródłowej informacji statystycznej, ale „na oko” oszacowałem, że łodzianie stanowili tam mniej niż 20% ogółu uczestników.

 

Sądząc na podstawie tej obserwacji, a także z przepełnionego parkingu ŁSSE, nie mam wątpliwości co do jednego kryterium definiowania nazwy „kongresu”: był to rzeczywiście zjazd!

 

Ale muszę także zwrócić uwagę na brak w przypadku owego zjazdu jeszcze jednej, konstytutywnej moim zdaniem, cechy „kongresu” . A jest nią jednokierunkowy przekaz informacji. Brak debaty – wszystkich z wszystkimi, a nie w formule wyreżyserowanego panelu, i zastąpienie jej godzinnymi wykładami wynajętych ekspertów oraz „homiliami” vipów – to dowód na brak owego sedna funkcji prawdziwego kongresu. Bo nie przypadkiem największa demokracja świata – Stany Zjednoczone Ameryki – już w chwili swych narodzin nazwała niższą izbę swego parlamentu Kongresem. Za przykładem USA, podobnie nazwały swe organy ustawodawcze: Hiszpania, Francja i Filipiny.

 

W przypadku ŁKE wszyscy jego uczestnicy mogą potwierdzić, że ów zjazd nie tylko że nie przypominał kongresu, to przede wszystkim kojarzył się z corocznymi odprawami dyrektorów, organizowanymi przez łódzkiego kuratora przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego, nazywanymi przez niego, także nieadekwatnie, „naradami”!

 

Kończąc tę moją recenzję wtorkowego zgromadzenia muszę odnieść się do owej zapowiedzi hipotetycznej obecności minister Zalewskiej, zarezerwowania w programie dla jej wystąpienia „aż” 20 minut, czekającego na nią w wazonie bukietu i… i serwilistycznego powitania, jakie zaprezentował pan kurator Wierzchowski, wobec jej – w pewnym sensie – awatara w postaci pani wiceminister Machałek.

 

Jestem przekonany, że przyjazd minister Zalewskiej do Łodzi, właśnie tego dnia – 5 marca – od początku był nieprawdopodobny. Wszak od bardzo dawna wiadomo było, że w Warszawie w tym samym termonie będzie trwała konferencja podsumowująca pierwszą fazę projektu „Wspieranie podnoszenia jakości edukacji włączającej w Polsce”, której organizatorem było MEN we współpracy z Europejską Agencją do spraw Specjalnych Potrzeb i Edukacji Włączającej w ramach Programu Wsparcia Reform Strukturalnych Komisji Europejskiej.

 

Czemu więc w programie (wszak wcześniej nigdzie niepublikowanym), mimo że od początku wiadomo było, że Zalewska nie przyjedzie, wprowadzono taką informację? Moim zdaniem – dla sprawienia na uczestnikach ŁKE wrażenia w jak ważnym wydarzeniu uczestniczą. I jak mocna jest pozycja „naszego” kuratora…

 

Niestety – województwo łódzkie to nie dolnośląskie czy opolskie. Nie stąd będzie Anna Zalewska kandydować do Parlamentu Europejskiego… Bo gdyby – nie mam wątpliwości, że „odpuściłaby” nawet konferencję warszawską, choć dotyczyła – jak by nie było – Programu Wsparcia Reform Strukturalnych Komisji Europejskiej…

 

A wracając do bukietu i entuzjastycznego powitania zastępczyni pani Zalewskiej. Nie wiem jak inni uczestnicy, ale ja czułem się zażenowany takim przejawem lizusostwa pana kuratora. Gdyby to jeszcze było 8. marca! Ciekawe jak by wyglądało to powitanie, gdyby zamiast Marzeny Machałek przyjechał Maciej Kopeć… Tak chłop – chłopu?. A fe…

 

Dość tych żartów. Już na poważnie: Jaką właściwie funkcje, w intencji jego organizatorów, miał spełnić ten Kongres? Edukacyjną – podszkolenie grupy wybrańców-dyrektorek i dyrektorów szkół, głównie „z terenu”, w zakresie nowych prądów w edukacji? Jeśli tak – to był to cel chybiony!. Po pierwsze dlatego, że tematy (i treści) tych tasiemcowych wywodów prelegentek nie były żadnym naukowo-metodycznym newsem, a informacje o tym jak stymulować aktywność uczniów, czy o sensowności prac domowych można było posiąść nie tylko na licznych szkoleniach i konferencjach, proponowanych przez wiele ośrodków doskonalenia nauczycieli, przez stowarzyszenia i oddolne inicjatywy, jak choćby „Budzące się Szkoły”,. A po drugie – żyjemy w XXI wieku i na wszystkim te tematy już dawno można było przeczytać w licznych, dostępnych w Internecie opracowaniach. Że mam rację – świadczyły, trwające podczas owych kongresowych wykładów, nieustające szmery rozmów i i dziesiątki włączonych smartfonów, na których sprawdzano co nowego na Facebooku, pocztę, aktualności na portalach informacyjnych, a wiele pań pokazywało ulubione fotki swoim sąsiadom…

 

Więc po co to było? Zaryzykuję taką hipotezę: Aby kierownictwo łódzkiego kuratorium, a pan kurator Grzegorz Wierzchowski przede wszystkim, mogli zamanifestować CENTRALI, żełódzki nauczycielski naród z Partią”, że MEN może na niego liczyć… W przyszłości, oczywiście. Po wygranych jesiennych wyborach…

 

Pozostało jeszcze wyjaśnić co maiłem na myśli tak właśnie formułując tytuł tego felietonu: „O półtajnym kongresie w „biznesowej” oprawie”. W zasadzie już uzasadniłem przymiotnik „półtajny”, gdy napisałem o ukryciu informacji o nim „pod niebieską kropką” na oficjalnej stronie ŁKO, o trzymaniu w tajemnicy do ostatniego dnia szczegółowego programu, a także o procedurze kwalifikowania do udziału w nim – zaproszeniu wyłącznie „wybrańców” właściwych wizytatorów.

 

A co miałem na myśli pisząc obiznesowej oprawie”? Oczywiście miejsce jego „stania się” – Łódzką Specjalną Strefę Ekonomiczną, której od jesieni 2016 roku prezesem jest Marek Michalik (historyk z wykształcenie, tak jak pan kurator), jeden z liderów łódzkich struktur PiS, świeżo nominowany w plebiscycie Radia Łódź „Łodzianin Roku 2018”, w którego prezentowanych zasługach na pierwszym miejscu wymieniono, że za jego kadencji Strefa we współpracy z inwestorami powołała Technikum Automatyki i Robotyki”. Jak wiemy – technikum to na razie administracyjno-prawny twór wirtualny, ale przed jego organizatorami rekrutacja przyszłych uczniów. Promocji nigdy za dużo…

 

No i sala bez wątpienia była „za darmo”…

 

Ufff ! Już mi lżej… Bo wszystko to nosiłem w sobie od 5 marca…

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Zostaw odpowiedź