Już po Mikołajkach, za nieco ponad dwa tygodnie Święta, za następny tydzień – Nowy, 2019 Rok! Jak ten czas szybko płynie… Tak niedawno tematem mojego felietonu – 2 września – było polityczne wystąpienie prezydenta Andrzeja Dudy podczas inauguracji nowego roku szkolnego w III LO w Gdyni… Kto dziś o tym pamięta?
A jak długo pozostanie w społecznej pamięci to o czym dziś napiszę? Panta Rhei – jak głosił Heraklit prawie dwa i pół tysiąca lat temu. Przeto i ja nie powinienem się przeciw temu buntować. I zapewne nie usprawiedliwiła by mnie ta sentencja przed Wami, Szanowni Czytelnicy, gdybym nagle uznał, że to całe moje coniedzielne pisanie „psu na budę”.
A jeśli nawet, to budy psom też są potrzebne…
Dość tych demotywujących tekstów – na przekór dzisiejszej niżowej i deszczowej pogodzie biorę się do pisania. A będzie o inteligencjach wielorakich i o tym, że to nie jest tylko wydumana w 1983 roku przez profesora Uniwersytetu Harvarda niejakiego Howarda Gardnera teoria, a po prostu trafne uogólnienie empirycznych prawidłowości, znanych nam wszystkim nie tylko z zawodowych, nauczycielskich doświadczeń. I to – jak za chwilę wykażę – od dawna.
Mając świadomość, że o inteligencjach wielorakich nie jest już tak głośno, jak to było jeszcze przed kilkunastoma laty, Czytelników młodszego pokolenia, którzy nie „załapali się” na ówczesny boom medialny wokół postaci i teorii Gardnera odsyłam do tekstu Małgorzaty Szustakiewicz „Inteligencje Wielorakie wg Howarda Gardnera„
Dla potrzeb mojego dalszego wywodu przypomnę tu, że teoria ta wyróżnia 8 typów inteligencji: językową,matematyczno-logiczną, ruchową,wizualno-przestrzenną, muzyczną (słuchowo-rytmiczną), przyrodniczą (środowiskową), intrapersonalną (intuicyjną), interpersonalną (społeczną). Dla porządku dodam jeszcze, że – według tej teorii – inteligencja, jako cecha naszej psycho-fizycznej osobowości, jest dynamiczna i wielopłaszczyznowa, wykraczająca poza zdolności lingwistyczno-logiczne, które tradycyjnie testujemy i oceniamy w nauczaniu.
Każdy człowiek posiada wszystkie rodzaje inteligencji, rozwinięte w różnym stopniu, które współpracują ze sobą i tworzą profil niepowtarzalny – w porównaniu z profilami innych ludzi. Takie specyficzne dla każdego człowieka profile są dynamiczne i zmieniają się w trakcie rozwoju człowieka.
Ale ja przecież piszę felieton, a nie esej na temat zapomnianej teorii Gardnera i jej przydatności dla współczesnych reformatorów modelu polskiej szkoły. Przypomniałem sobie o tych ośmiu inteligencjach [nie jest to kanon zamknięty, sam jego autor uzupełnił go jeszcze o kolejne: inteligencję egzystencjalną (mistyczną) i moralno-etyczną] pod wpływem lektury pewnego tekstu w „Gazecie Wyborczej”. Tym tekstem jest artykuł Piotra Głuchowskiego pt. „Skąd się wziął ojciec Rydzyk”.
Gdy czytałem jego pierwsze akapity, te o wczesnej młodości Tadzia, uświadomiłem sobie, że jest to kolejny, mocny dowód na teorię Gardnera! Oto owe dwa wyczytane tam fakty z biografii Ojca Dyrektora:
„W szkole podstawowej Tadzio uczy się słabo, do ogólniaka go nie przyjmują. Idzie do zawodówki […], zostanie robotnikiem. Tygodniami szlifuje pilnikiem jakieś kawałki metalu. Nie widzi w tym sensu, płacze.”
Dalej autor artykułu opisuje, jak niedowartościowany Tadzio doznał olśnienia, że dobrym wyjściem z tej dołującej sytuacji będzie wstąpienia do – jak to napisał red. Głuchowski – seminarium duchownego. Zapewne redaktor nie wie, że już wtedy do tej szkoły dla przyszłych księży przyjmowano wyłącznie chłopców po maturze, a Tadzio został przyjęty do tzw. „niższego seminarium duchownego”, które w owych peerelowskich czasach było zakamuflowaną formułą przykościelnej szkoły średniej dla kandydatów do właściwego seminarium, ale bez matury. Cóż dowiadujemy się z tego artykułu dalej?
„Nie radził sobie z fizyką, matematyką, chemią – wspomina nauczyciel i współbrat o. Jerzy Galiński. – Przełożeni uznali, że się nie nadaje, lecz ostatecznie zdecydowała opinia opiekuna grupy: ‚Jest pobożny, na co księdzu matematyka?'”
Nie muszę chyba nic więcej dodawać – wszyscy wiedzą jak trafna i – w pewnym sensie prorocza – była to opinia. Nawiązując do teorii Gardnera – należy podkreślić, że już na kilkadziesiąt lat przed jej ogłoszeniem, ojcowie z owego zakonnego niższego seminarium doskonale zdiagnozowali, iż późniejszy Ojciec Dyrektor ma niezmierzone pokłady zupełnie innej inteligencji, innej niż ta szkolna – matematyczno-logiczna!
Tak więc – drogie Koleżanki i drodzy Koledzy nauczyciele! Niechaj Wam ten przykład kariery pozornego nieudacznika, do którego po kilkudziesięciu latach pielgrzymują premierzy i ministrowie naszego aktualnego rządu, a demiurg polskiej polityki ostatnich lat (młodszy o 4 lata inteligent z Żoliborza w stopniu doktora nauk prawnych) musi planować kolejne ruchy na swej strategicznej szachownicy tak, aby się nie narazić owemu „Panu na Toruńskich Włościach”, będzie przestrogą. Nie przekreślajcie nawet najsłabszego na testach ucznia. Bo nigdy nie wiadomo jaki rodzaj inteligencji on skrywa i jaką ścieżką kariery ona go poprowadzi…
Zamiast deprecjonowania takich uczniów proponuję najpierw rolę „poszukiwaczy diamentów”, a po ich odnalezieniu – „szlifierzy diamentów”. Tak naprawdę to nie tyle należy tych diamentów szukać, co możliwie trafnie rozpoznawać w czym każdy z naszych uczniów jest „potencjałem” Bo jak to głosi Gardner – każdy każdy człowiek, także młody – nasz uczeń, ma jakieś wrodzone zdolności przy swoich słabościach, każdy może okazać się w czymś mistrzem. On sam najczęściej nie zdaje sobie z tego sprawy. I tu zaczyna się nasza, nauczycieli, rola. Jeśli widzimy, że jakaś Andżelika czy Damian nie odnoszą sukcesów w tym czy innym przedmiocie, a zwłaszcza kiedy w ogóle szkolna oferta programowa jakby nie pod nich była szyta – warto podsunąć im inne formy aktywności, w których mogą okazać się nawet brylantami: sport, działalność w samorządzie uczniowskim lub harcerstwie, jakieś koło artystycznych (muzycznych, plastycznych, aktorskich) zainteresowań… A może specjalizowanie się w którejś z formuł wolontariatu?
Może dzięki temu zapobiegniemy odpadawi szkolnemu, uratujemy nie tylko młodego człowieka od jego marginalizacji, ale może także zapobiegniemy skutkom jego ewentualnych kompensacyjnych aktywności, które nie zawsze kończą się na stanowisku dyrektora Radia Maryja...
Włodzisław Kuzitowicz