Tu akurat nie o śpiewaniu będzie mowa, ale słowa te pasują do całej sytuacji „jak ulał”:

 

Czasami człowiek musi, inaczej się udusi…

 

Otóż ja właśnie muszę odreagować emocje, z jakimi wyszedłem z łódzkiej debaty „Usłysz Swoją Szkołę”. Nie wyszedłem co prawda w trakcie – jak to zrobił najbardziej znany dyrektor łódzkiego gimnazjum, który słowa te odebrał jak osobistą zniewagę, dotrwałem do końca, ale oburzenie moje wcale nie było,mniejsze.

 

Cóż tak nas poruszyło? – zapytacie. Otóż nikt, kto pracę z dziećmi i młodzieżą uczynił swoim powołaniem nie mógł pozostać obojętny na takie słowa Łódzkiego Kuratora Oświaty Grzegorza Wierzchowskiego. Oto ich zapis z nagrania radiowego:

 

Jeżeli nie zrobimy nic z naszą edukacją, to dojdzie do sytuacji patologicznych… (…) Jak mamy wyedukowanych, wychowanych uczniów – no to widać. (…) Nawet wydarzenia ostatnich dni pokazują jak mamy. Szkoła nie wychowuje. My chcemy wychować takich uczniów, że jeżeli dojdzie do sytuacji takiej jak była w Gdańsku to uczniowie nie pozwolą skrzywdzić koleżanki czy kolegi z klasy. To jest właśnie działalność wychowawcza...”

 

Później jeszcze dodał :

 

W szkole wychowania obecnie brakuje, właśnie przez to, że uczeń co trzy lata zmienia klasę, zmienia szkołę…”

 

 

Panie Kuratorze Grzegorzu Wierzchowski!

 

Niechaj ten dzisiejszy felieton ma charakter mojego listu otwartego, skierowanego do Pana. Będą to słowa, które pisze ktoś, kto ukończył pedagogiczne studia magisterskie, kto w roku w którym Pan stawiał swe pierwsze samodzielne kroki był starszym asystentem w Zakładzie Pedagogiki Społecznej Instytutu Pedagogiki i Psychologii UŁ, a w roku, w którym poszedł Pan do szkoły średniej był dyrektorem Wojewódzkiej Poradni Wychowawczo-Zawodowej, kto w tym właśnie roku uczestniczył w zespole konsultującym projekt reformy systemu poradnictwa psychologicznego-pedagogicznego, zespole działającym przy ówczesnym kierownictwie ministerstwa edukacji, a konkretnie u pani wiceminister dr Anny Radziwiłł. Ale przede wszystkim piszę do pana jako wychowawca – będący nim nie tylko w rolach zawodowych (nauczyciel akademicki w zakresie pedagogiki, dyrektor szkoły, ale także wychowawca w domach dziecka i młodzieżowym ośrodku wychowawczym), ale też w działalności społecznej realizowanej w ZHP– od roli drużynowego zuchów – począwszy od jesieni roku 1960.

 

Mam z Panem ten problem, że nie wiem, czy to co usłyszeliśmy w Teatrze Nowym, to był skutek Pana niewiedzy, wynikającej z braków w edukacji nauczycielskiej. Wszak studiował Pan historię na UMCS – nie wiem czy na kierunku nauczycielskim, czy może uprawnienia pedagogiczne zdobył Pan później na jakimś kursie kwalifikacyjnym, lub może na studiach podyplomowych. I nie wiem czego tam uczono Pana o wychowaniu.

 

A może na tej Małej Scenie po prostu odegrał Pan rolę rycerza rządowej ideologii, wbrew swoim poglądom, ale lojalnie w stosunku do mocodawców, którzy postawili Pana na tym stanowisku. Powtarzał Pan „przekaz roku”…

 

Doprawdy – nie wiadomo co gorsze!

 

Szkoła nie wychowuje” – stwierdził Pan arbitralnie! Pominę tu fakt, iż nie przystoi czynić takich uogólnień osobie ze stopniem naukowym, że – prawdopodobnie – nie ma takiej szkoły, o której można by tak powiedzieć w sposób uzasadniony. Nie będę złośliwy i nie zapytam, czy mówiąc tak miał Pan także na myśli Gimnazjum nr 2 w Zduńskiej Woli, w którym jeszcze nie tak dawno był Pan nauczycielem, i czy także nie wychowywała swych uczniów Szkoła Podstawowa nr 13 w Karsznicach, której przez kilka lat był Pan dyrektorem.

 

Rzecz w tym, że szkoła to struktura organizacyjna, instytucja. A wychowywać może tylko człowiek! Pozwolę sobie zacytować, bardzo już archaiczną, lecz przez wielu nadal uważaną za klasyczną, definicję ze Słownika Pedagogicznego W. Okonia: „Wychowanie – świadomie zorganizowana działalność społeczna, oparta na stosunku wychowawczym między wychowankiem a wychowawcą , której celem jest wywołanie zamierzonych zmian w osobowości wychowanka.

 

Problem w tym, że definicja ta jest genetycznie obciążona „punktem widzenia wychowania socjalistycznego”. To w latach siedemdziesiątych ub. wieku, w tzw. „Epoce Gierka”, gdy wieloletnim ministrem oświaty był (wcześniej warszawski kurator oświaty i wychowania) niejaki Jerzy Kuberski, obwiązywał jedyny słuszny podręcznik teorii wychowania prof. Heliodora Muszyńskiego. Jego autorstwa był ówczesny bestseler pedagogiczny „Ideał i cele wychowania”. Obowiązująca wówczas koncepcja wychowania to „urabianie” osobowości wychowanka (ucznia) według narzucanych przez ówczesny system (a więc w konsekwencji także – niestety – przez wielu ówczesnych nauczycieli-wychowawców – jego funkcjonariuszy) celów wychowania socjalistycznego.

 

Moja wiedza, a przede wszystkim przekonanie realizowane w praktyce, ukształtowały się nie według tych założeń, a na gruncie pedagogiki społecznej. To prof. Aleksander Kamiński wpoił mi nieufność do pojmowania wychowania jako „zamierzonego wywoływania określonych zmian w osobowości człowieka”, ostrzegając przed możliwymi wynaturzeniami, jakich przykłady dostarcza choćby historia wychowania w Niemczech hitlerowskich…

 

W tym kontekście zaniepokoiły mnie i te Pana słowa: „My chcemy wychować takich uczniów, że jeżeli dojdzie do sytuacji takiej jak była w Gdańsku to uczniowie nie pozwolą skrzywdzić koleżanki czy kolegi z klasy. To jest właśnie działalność wychowawcza...”

 

Już to widzę: ten wzorzec wychowania „plemiennego”, w wersji kibolskiej. Znamy to z zadym na stadionach i z ustawek. To był także, dawno temu, taki model „knajackiej” solidarności dzielnicowej: np. bałuciarze kontra chłopcy z Kozin…

 

A w ogóle, to mógłbym tak jeszcze długo: o tym, że wychowanie to wspieranie rozwoju, a nie „formacja” – jak w klasztornym nowicjacie lub w seminariach duchownych, że siła oddziaływania na wychowanka nie zależy od czasu tego wpływu, a od autorytetu jakim ów wychowawca jest obdarzany przez wychowanka, że wychowuje przede wszystkim rodzina, a szkoła może ją jedynie uzupełniać i wspierać…

 

Tyle tylko, że nie mam żadnej pewności, czy ma to jakikolwiek sens. Moja mentorka pedagogiczna – pani doktor Aleksandra Majewska, wielokrotnie powtarzała mi taką prawdę: „Pamiętaj Włodek, są także ludzie nieedukowalni… I nie jest to Twoja wina. Oni tacy po prostu są…”

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



2 komentarze to “Felieton nr 171. Do Łódzkiego Kuratora Oświaty list o wychowaniu”

  1. Betka napisał:



    Fantastycznie napisane, Mentorze mój!!! zgadzam sie w 100 %. a pogrubiłabym zdanie o roli rodziny, bo dziecko mając 7 lat jest juz przez nia ukształtowane. częściowo, bo jeszcze bez wpływu rówieśników.

  2. POTARGA napisał:



    … słowa tu nic nie zmienią Panie Dyrektorze. Z szacunkiem do Pana poglądów, człowieczeństwa i uczciwości mam przekonanie – że polityka to droga do wzbogacania się kosztem innych. To pasożytnicza działalność, która na zdrowych organizmach narodów buduje swoje zaplecze do dalszego zbójniczego procederu. Ci co wygrali walkę polityczną już podzielili kasę, wdrażając w życie reformę szkolnictwa i dając zarobić swoim poplecznikom. Było, jest i będzie im obojętne czy są to ludzie kompetentni czy nie. Ważne, że kiedy trzeba mieli w nich poparcie. Droga do sukcesu to odpolitycznienie władzy. Osobiście nie znam żadnego polityka, któremu bym zaufał. Nie ma takiego, którego bym szanował i wiem, że nie jestem w tym sam. Z wiatrakami nie warto walczyć – kiedy będę gotowy spalę je.

    znajomy z budowlanki – krnąbrny jak zwykle:)

Zostaw odpowiedź