Za nami tydzień, w którym „ostatni optymiści” (niektórzy mówią – ostatni naiwni), czyli dziewięcioro  „Nauczycieli Roku” na własne oczy, a szczególnie uszy, przekonało się, że pani minister Zalewska nie jest osobą, która gotowa jest nie tylko przyjąć oponentów swojej koncepcji i w miłej atmosferze, rozmawiać z nimi „nie o polityce, tylko o faktach”, ale którą można racjonalnymi argumentami przekonać do swoich racji i która pod ich wpływem gotowa jest zmodyfikować swój obraz świata i swoje plany.

 

Był to także tydzień, w którym rozwiały się nadzieje jeszcze większych optymistów (j.w.), którzy swe nadzieje na powstrzymanie tej rujnujący polski system edukacji reformy pokładali w Prezydencie RP, licząc na to, że akurat w tej sprawie „wybije się na niepodległość” i zawetuje obie, przeprowadzone w ekspresowym tempie przez Parlament, ustawy nowego prawa oświatowego, otwierającego drogę do wdrażania „Reformy Zalewskiej” (czytaj: Waśko, Terleckiego, Kaczyńskiego?). W miniony czwartek, przy okazji wizyty w Zabrzu, gdzie nie tylko złożył kwiaty pod pomnikiem Powstańców Śląskich i wypowiedział się w gorącej na Śląsku kwestii restrukturyzacji (zamykania) kopalń, ale także – w reakcji na okrzyki grupy osób, które wznosiły okrzyki wzywające do ratowania gimnazjów – powiedział:

 

A co do tych, którzy tutaj skandują o ratowaniu gimnazjów, powiem krótko: różne zmiany są dokonywane w Polsce na przestrzeni ostatnich 27 lat. Jedne są lepsze, drugie są gorsze. […] …osobiście chodziłem do ośmioletniej szkoły i czteroletniego liceum. I jestem bardzo wdzięczny moim nauczycielom którzy dobrze mnie znali i poznali ucząc mnie najpierw przez osiem lat, a potem przez pełne cztery lata. I myślę że ten system w którym szkoła znała ucznia, a uczeń znał szkołę, a przede wszystkim środowisko tej szkoły w tym inni rodzice także znali ucznia było dobrym rozwiązaniem.

 

Czy po takiej wypowiedzi jeszcze ktoś ma nadzieje na prezydenckie weto wobec ustaw oświatowych?

 

 

Przed nami jeszcze czarniejszy tydzień. Od wtorku będziemy świadkami tego, jak – najpierw sejmowy a później senacki  – pisowskie szybkowary wypichcą tę ustawową „tuszonkę prawną”, a ubezwłasnowolniona parlamentarnymi procedurami opozycja będzie robiła, w ramach terapii antydepresyjnej, groźne miny i wygłaszała na konferencjach prasowych kwestie, których wpływ na rzeczywistość będzie podobna do zaklęć peruwiańskich szamanów.

 

„Co robić, panie premierze?” chciałoby się zapytać, tyle że nie ma już tamtego premiera. A tej która jest pytać nie warto.

 

 

Związek Nauczycielstwa Polskiego wypuścił ostatnio informację, że przymierza się do nauczycielskiego strajku bezterminowego. Gdyby nie to, ze nie ma to nic wspólnego z nauka, napisałbym, że to scenariusz filmu science fiction. Nie wiem, czy będą gotowi poprzeć ten pomysł wszyscy nauczyciele, także ci ze z liceów i szkół podstawowych, zwłaszcza nauczania zintegrowanego. Ale wiem, i pisze to dzisiaj: nie znajdzie ten sposób walki z rządem poparcia u znakomitej większości, zwłaszcza pracujących, rodziców. Taki strajk będzie przysłowiowym „strzałem w kolano” ruchu przeciwników tej „nibyreformy”. I będzie pogrzebaniem szans na ogólnospołeczne poparcie wszelkich innych możliwych form protestu.

 

Szkoda, że kierownictwo tego związku nie rozważa projektu, który zgłosiłem w zeszłotygodniowym felietonie: wspólnego z rodzicami i uczniami strajku okupacyjnego. Jest to lepsza forma strajku także dlatego, że władzy będzie później bardzo trudno pozbawić nauczycieli płacy za okres strajku. Bo przecież pracowali…

 

Chyba, że liderom ZNP zależy na tym, aby po latach stawiano im pomniki, jako nowożytnym ”żołnierzom wyklętym”, podejmującym walki beznadziejne, z góry skazane na przegrane – bo jesteśmy po rezultatach zeszłorocznych wyborów, jak Polacy po Jałcie.

 

Włodzisław Kuzitowicz



Zostaw odpowiedź