Dokładnie trzy lata temu, 4 września 2013 roku, na właśnie „postawionej” stronie „Obserwatorium Edukacji”, pojawił się pierwszy tekst – „Felieton na dzień dobry”. Tak zaczęła się, na razie jeszcze dość krótka, historia tej „prywatnej inicjatywy starszego pana”, określanej przez wyszukiwarkę Google „Informatorem edukacji”. Jak na tak młody wiek tego przedsięwzię- cia, uważam, że nie jest źle, skoro po wpisaniu słowa „Obserwatorium” wyszukiwarka lokuje „Obserwatorium Edukacji” zaraz po „Obserwatorium – Portal Miejskiego Systemu Informacji Przestrzennej Miasta Krakowa”, ale przed „Obserwatorium Astronomiczne Uniwersytetu Jagiellońskiego”.

 

Pozwólcie, Szanowni Czytelnicy” na chwilę wspomnień. Tak zaczynał się ów pierwszy (wtedy jeszcze nienumerowany) felieton:

 

To jest felieton, inauguracyjny, powitalny, zapoznawczy. Inauguracyjny, bo jest pierwszym tekstem, jaki napisałem i zamieściłem na startującej dziś właśnie stronie „Obserwatorium Edukacji”. Moją intencją, jego twórcy, jest wykreowanie takiego miejsca, w którym spotkają się pod jednym adresem zarówno ci, którzy są przede wszystkim zainteresowani aktualną i obiektywną informacją o najważniejszych i najbardziej znaczących wydarzeniach w obszarze edukacji, jak i poszukujący możliwości upowszechnienia swoich „dobrych praktyk”  w tej dziedzinie. […]

 

„Obserwatorium Edukacji” będzie otwarte dla wszystkich, którzy zechcą podzielić się z innymi nie tylko swymi sukcesami w codziennej pracy w szkole, przedszkolu czy placówce oświatowo-wychowawczej, ale także refleksjami i opiniami na aktualne tematy z obszaru edukacji, którymi żyją nie tylko politycy i publicyści, ale przede wszystkim nauczyciele i wychowawcy praktycy.

 

Nie obiecują jednak całkowitego równouprawnienia wszystkim publikacjom.Już teraz informuję, że nie znajdzie tu miejsca tania sensacja, także skrajnie fanatyczne i pozbawione racjonalnych podstaw poglądy nie mogą liczyć na ich upowszechnianie. Ale będą to jedyne kryteria, obok poprawności językowej, stosowane przy kwalifikowaniu tekstów do publikacji.[…]

 

Czy udało mi się nie sprzeniewierzyć złożonej wtedy deklaracji? Oceńcie to sami, Drodzy Czytelnicy. Ze swojej strony powiem tylko, że nie wszystkie moje ówczesne plany udało się zrealizować. Największym rozczarowaniem stał się fakt, iż przez wszystkie te lata w tak nikłym stopniu napływały do OE materiały ze szkół i przedszkoli – nie licząc środowiska skupionego w Sieci Przedszkoli i Szkół Ekologicznych i Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych Nr 9 w Łodzi. No cóż, widać muszę jeszcze popracować nad pozycją tego tytułu, aby nauczyciele, dyrektorzy szkół i przedszkoli uznali publikowanie na stronie „Obserwatorium Edukacji” za wartościową formę promowania sukcesów swej pracy.

 

Ale początek września to dla mnie jeszcze jeden – tym razem „okrągły” jubileusz. Właśnie mija 10 lat od dni, gdy rozpocząłem swą przygodę z dziennikarstwem i publicystyką, gdy kierownictwo Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Łodzi (jej kanclerz i rektor) powierzyli mi rolę redaktora naczelnego internetowej wersji „Gazety Edukacyjnej, wydawanej przez tą uczelnię do 2006 roku w wersji papierowej. To wtedy, najpierw aby nie zawieść tych, którzy mi zaufali, ale już  niedługo – pod wpływem motywacji powstałej z właśnie rozbudzonego zainteresowania, które wkrótce stało się pasją – z niekłamaną satysfakcją trenowałem nie tylko procedury redakcyjne, ale przede wszystkim wypracowywałem sobie własny warsztat publicysty. Zacząłem od zamieszczania na stronie GE felietonów i artykułów, wkrótce (już w styczniu 2007 r.) przyjąłem propozycję pisania stałych felietonów w „Gazecie Szkolnej”, a zaraz potem zostałem stałym współpracownikiem, autorem licznych artykułów, publikowanych w tym tygodniku. Pierwszym, który stał się szeroko znany i cytowany, był artykuł pt. „Olbrzymia skala skutków zaniedbania”. Wybrane z dwu lat tej działalności autorskiej artykuły weszły do wydanej w 2010 roku przez WSP książki, zatytułowanej „Polska szkoła w cieniu III RP”.

 

 

Bo mój debiut publicysty przypadł akurat na okres pierwszych rządów PiS, na czas, gdy wicepremierem i ministrem edukacji był koalicjant tej partii, lider Ligi Rodzin Polskich, Roman Giertych. Dziś momentami czuję déjà vu… Po dziesięciu latach znów publicysta piszący o edukacji nie może narzekać na brak „gorących” tematów. Oto przykład:

 

26 maja 2008 roku zamieściłem w GE felieton, zatytułowany „Dwie lekcje wychowania obywatelskiego”. A taka była treść lead’u tego tekstu:

 

Po co ministrowi rada doradcza młodych? Po to samo, po co Cezarowi senat rzymski, carom Rosji – Duma, a pierwszym sekretarzom w PRL – Sejm. [Cały felieton  –  TUTAJ]

 

Minęło dziesięć lat (5 czerwca 2016 r.), a ja znów musiałem napisać felieton, tym razem zatytułowany „O fasadowej demokracji, czyli Radzie Dzieci i Młodzieży przy MEN”

 

 

Wszystko na to wskazuje, że będę jeszcze przez dłuższy czas w tej wygodnej dla publicysty-felietonisty sytuacji, że na brak tematów do komentowania narzekać nie będę. Oby mnie tylko od tego „przybytku” głowa nie rozbolała…

 

X   X   X       

 

Od wiosny tego roku zbieram się, aby  podzielić się z Wami Drodzy Czytelnicy jeszcze jedną informacją: właśnie minęło 50 lat (to dopiero jubileusz!) od mojego rzeczywistego debiutu w roli autora tekstów,  publikowanych w – poniekąd – ogólnopolskim tygodniku… Ale niechaj zostanie to jeszcze w sferze trochę tajemniczej zapowiedzi. Podjąłem już działania aby dotrzeć do materiałów archiwalnych, które tę wiadomość udokumentują.

 

Włodzisław Kuzitowicz



Zostaw odpowiedź