Wygląda na to, że w PiS jak w Biblii –  na początku jest słowo…  Nie wiem, czy w całej tej partii, ale wszystko na to wskazuje, że jest tak w ministerstwie edukacji. Sądzę tak po tym, co wydarzyło się w piątek, 24 czerwca, w wałbrzyskim INVEST PARK. Jak wiadomo to tam pani minister Anna Zalewska, w obecności wicepremiera i ministra od rozwoju – Mateusza Morawieckiego, ogłosiła co zostanie zmienione w obszarze szkolnictwa zawodowego. Z wszystkich jej zapowiedzi bezsprzecznie największą zmianą jest właśnie ta zmiana, zmiana w sferze słów: nazwa „szkoła zawodowa” zostanie zastąpiona nazwą „szkoła branżowa”.

 

Kto jak kto, ale pani profesor od polskiego (którą wszak drzewiej była pani Anna Zalewska) wie, że w rodzinie nauk filologicznych funkcjonuje i taka, którą „za moich czasów” nazywano semantyka, a którą współcześni uczeni tej „branży” wolą nazywać „semazjologią”. Jak ją zwał, tak zwał,  jest  to „nauka o znaczeniu i zmianach znaczeń wyrazów”, a określając to bardziej precyzyjnie  – to „dział semiotyki badający związki między wyrażeniami językowymi a przedmiotami, do których się odnoszą.

 

Sprawdźmy więc, co znaczy rzeczownik „branża”, aby właściwie zinterpretować wywodzący się od niego  przymiotnik „branżowy”. Szukamy przeto w słowniku wyrazów obcych (bo na słuch czuć, że to nie jest polskie słowo): branża  [francuskie: branche  – gałąź] – gałąź produkcji lub handlu, obejmująca  towary lub usługi jednego rodzaju.*  Czy nazwanie „branżową” szkoły, która oferuje swym uczniom ofertę dydaktyczną, pozwalającą im na uzyskanie kwalifikacji w określonym zawodzie (nie branży, czyli „gałęzi produkcji lub handlu”, w której funkcjonuje przecież kilka, kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt różnych zawodów) nie jest błędem – nie tylko językowym, ale także logicznym? Tym bardziej, że nasza  tradycja językowa każe nam przywoływać jako desygnaty pojęcia „branża” właśnie źródłosłów francuski – gałąź, czyli gałąź gospodarki, której instytucjonalizacją były i są ministerstwa. W tym znaczeniu już od dawna mieliśmy, i nadal mamy, szkoły branżowe: artystyczne, rolnicze, leśne – bo nadzorowane nie przez resort edukacji, a przez „branżowo” odpowiadające im ministerstwa.

 

Wydaje mi się, że w tym przypadku nie motywy językoznawcze  legły u podstaw tej decyzji.

 

Myślę, że zaważyła tu chęć dokonania kolejne „dobrej zmiany”, manifestacyjnego zerwania z nazwą „zawodówka”, nazwą obrosłą w ostatnich latach „złą aurą”, jako szkołą „ostatniego wyboru”. Jestem głęboko przekonany, że nie tędy droga do zwiększenia zainteresowania w kolejnych rocznikach kończących gimnazja (lub inne „coś” co nowa władza ogłosi jutro, że zastąpi gimnazja) szkołami dającymi określony zawód, a nie tylko potencjalną możliwość jego zdobycia, jak to jest w przypadku ukończenia szkoły ogólnokształcącej.

 

Pomysł na „szkoły branżowe” to skutek zabrnięcia przez środowisko PiS-u w ślepą uliczkę propagandy, lansującej obraz „Polski w ruinie”. Jednym z  takich zbitek słownych, od kilku miesięcy głoszonych przy każdej nadarzającej się okazji ,było powtarzanie sloganu o upadku, o zniszczeniu przez poprzednie rządy, szkolnictwa zawodowego.

 

Przykłady? Choćby z ostatnich dni: W miniony  wtorek podczas zebrania sekcji Edukacja Narodowej Rady Rozwoju Prezydent Duda ocenił, że „ogromnym problemem jest brak szkolnictwa zawodowego”. Minister Zalewska w rozmowie z redaktorem Wróblem w radiu TOK FM, rankiem 14 czerwca: „szkolnictwo zawodowe, które tak naprawdę, mówiąc językiem młodzieżowym, zostało „zaorane.

 

A przecież to wielkie kłamstwo! Według danych  GUS, opublikowanych w Małym Roczniku Statystycznym Polski 2015  (tabela 127. Edukacja) w roku szkolnym 2014/2015 działały w naszym kraju 1712 zasadnicze szkoły zawodowe (w roku poprzedzającym – 1708), a techników było 1995 (1957). Na początku maja TEGO ROKU (!) opublikowano wyniki badań, prowadzonych przez niezależny ośrodek DELab – transdyscyplinarny instytut, utworzony przez naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego przy wsparciu firmy Google. Udostępniła te wyniki  publikacja na portalu BIZNES NEWSERIA, której dano tytuł „Szkolnictwo zawodowe odzyskuje prestiż. Naukę w zawodówce lub technikum kontynuuje prawie połowa gimnazjalistów”.

 

 

Trudno, aby o tym w kierownictwie MEN nie wiedziano. Przecież wiceministrem, w randze sekretarza stanu, jest tam pani Teresa Wargocka, która choć ukończyła filozofię na KUL, a później podyplomowe studia w zakresie profilaktyki społecznej i resocjalizacji na UW, w latach 2000-2007 pełniła funkcję dyrektora Zespołu Szkół nr 1 im. Kazimierza Wielkiego w Mińsku Mazowieckim, w skład którego wchodziły i wchodzą nadal, obok LO o profilu „mundurowym”, także technikum i zasadnicza szkoła zawodowa. Także kolejny wiceminister – Maciej Kopeć, choć doktor historii, nie dalej jak w czwartek 16 czerwca odwiedził  Zespół Szkół Poligraficzno-Medialnych im. Zenona Klemensiewicza w Krakowie, gdzie powiedział: „Jestem pod wrażeniem bardzo bogatej oferty dydaktycznej szkoły. Dzięki tak dobrze wyposażonym pracowniom, każdy uczeń może doskonale przygotować się do wykonywanego zawodu.”  Czy tak prezentuje się „zaorane” szkolnictwo zawodowe?

 

Po co więc zmieniać nazwę szkoły, która mówi wszystko o tym, co można tam uzyskać, która w coraz większym stopniu kojarzy się w społeczeństwie z pewną ścieżką kariery zawodowej, na nazwę budzącą wspomnienia niechlubnej pamięci szkół przyzakładowych, tworzonych w szczytowym okresie socjalistycznej gospodarki centralnie planowanej? To ówczesne wielkie państwowe fabryki, kopalnie, stocznie i kombinaty budowlane, cierpiące na chroniczny brak rąk do pracy, były przez władze komunistyczne zmuszane do zakładania i prowadzenia szkół, które uczyły tylko w zawodach robotni- czych. To były właśnie „szkoły branżowe” – kształcące robotników do pracy w określonej gałęzi  gospodarki  – np. w budo- wnictwie, górnictwie, włókiennictwie.

 

 

Czy można przenosić doświadczenia z okresy gospodarki centralnie  planowanej do czasów gospodarki wolnorynkowej, i czym to grozi  – to już „temat na oddzielne opowiadanie”…

 

 

Można by tak jeszcze długo… Wiele z tego, co w trudnym do strawienia przez słuchaczy monologu, wygłoszonym w nieznoszącej sprzeciwu „belferskiej” manierze, w której siła argumentów zastępowana jest siłą głosu, monologu jaki wygłosiła pani minister Zalewska w siedzibie Wałbrzyskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej aż prosi się o komentarz. Po części wyręczyły mnie w tym redaktorki „Gazety Wyborczej” – Natalia Sawka i Justyna Suchecka, których artykuł pt. „PiS zaprasza do branżówek” (w e-wersji – „PiS zaprasza młodzież do szkół branżowych”)  opublikowano w sobotnio-niedzielnym wydaniu tego dziennika. Przytoczę tu fragment wypowiedzi jednego z nauczycieli, jaką tam zamieszczono:

 

Rafał M. Socha, nauczyciel przedmiotów informatycznych w Zespole Szkół Politechnicznych im. Bohaterów Monte Cassino we Wrześni:

[…] – Proponowany przez PiS system wcale nie jest drożny. Dzisiaj po technikum uczeń może kontynuować edukację na wyższych studiach magisterskich. Według pomysłu PiS musiałby ukończyć „liceum dla dorosłych”. Poza tym to wygląda na zmiany nazw szkół dla samej zmiany. Będą wielkie koszty zmiany strukturalnej dla szkół, stworzenia podstawy programowej, programów nauczania, nowych podręczników. A do tego jeżeli „korpus fachowców” ma otrzymywać gratyfikację za swoją pracę, tak jak obecni nauczyciele (przy braku podwyżek wynagrodzeń od kilku lat), to chyba nie ma szansy na pozyskanie specjalistów z przedsiębiorstw. [www.wyborcza.pl]

 

 

Aż prosi się zapytać się także o szczegóły realizacji systemu dualnego – w sytuacji, gdy uczeń wchodzący do „szkoły branżowej I stopnia” nie ma jeszcze skończonych 16-u lat (nie może więc pracodawca zawrzeć z nim umowy o pracę jako młodocianym pracownikiem), o to jakimi mechanizmami motywacyjnymi rząd zamierza zapewnić partycypację pracodawców w tym systemie (niesie on wiele dodatkowych obciążeń dla firm, a władza nie może mu nic nakazać), czy o szczegóły – słusznego co do idei – wyprowadzenia egzaminów potwierdzających kwalifikacje zawodowe poza szkoły i poza czas przeznaczony na realizację zajęć dydaktycznych.

 

 

Zostawiam te tematy do czasu, gdy po poniedziałkowej konferencji w Toruniu będzie już wszystko wiadome. Jako że są już wakacje, bieżących materiałów ze szkół już nie będzie – obiecuję kolejny felieton już w połowie przyszłego tygodnia. Mam nadzieję, że odpuszczą już wtedy te obezwładniające, panujące od kilku dni, afrykańskie upały……

 

*Słownik wyrazów obcych, PWN Warszawa 2004

 

Włodzisław Kuzitowicz



Zostaw odpowiedź