Choć od poprzedniego felietonu minęło aż 8 dni, to był to nietypowy czas, bo świąteczny. Nie tylko szkoły miały przerwę w zajęciach, także i na innych polach niewiele się działo. Przeto bez dłuższych eliminacji – tematem tego felietony stał się problem, który wystąpił jako wczorajsza „aktualność” – a tak naprawdę jako promocja publikacji, zamieszczonych na zaprzyjaźnionych z „Obserwatorium Edukacji” stronach. Wiedziałem, że tak będzie już w chwili, gdy formułowałem jej tytuł: „Przemocy rówieśniczej należy zapobiegać, a nie straszyć nią społeczeństwo!”

 

 

Dziś pójdę w mych przemyśleniach i konstatacjach dalej. Że jest to temat, który należy nagłośnić wiedziałem już także w piątek przedświąteczny, gdy w Superstacji oglądałem program „Polska w Kawałkach” Grzegorza Jankowskiego. Bardzo się wtedy zdenerwowałem na jego realizatorów, gdy  – jak wszyscy pozostali widzowie tego medialnego mixu –  musiałem oglądać, jako ilustrację głoszonych przez panią minister Zalewską planów i poglądów, wypowiadającą się tam m. in. o nadal niepewnej przyszłości gimnazjów, znajdowane przez realizatorów w głębokich archiwach zdjęcia szkolnej agresji –  z tym, że robionych przed wielu laty. Szczytem manipulacji było pokazanie sławnego ujęcia z nauczycielem, któremu uczniowie wsadzili na głowę kosz na śmieci. Manipulacji, bo nie można ilustrować imputowanej przez autorów reformy (i – jak widać – także tego programu) agresji, rzekomo pleniącej się nagminnie wśród uczniów polskich gimnazjów, przykładem z 2003 roku, który zdarzył się w …  jednej z bydgoskich zawodówek!

 

I z taką – mówiąc po gombrowiczowsku – „gębą”, nie wiedzieć czemu i dla czyich interesów przyprawianą,  przyszło funkcjonować gimnazjom już od pierwszych lat ich istnienia. Mają w tym swój udział, niestety, nie tylko dziennikarze wszelakich mediów (bo to taki podnoszący wskaźniki oglądalności i sprzedaży temat), ale także akademicy.

 

Z przykrością muszę tu przypomnieć pracę zbiorową, powstałą pod redakcją naukową prof. Marii Dudzikowej i dr Renaty Wawrzyniak-Beszterdy w 2010 roku w środowisku naukowym Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu, zatytułowaną „Doświadczenia szkolne pierwszego rocznika reformy edukacji. Studium teoretyczno-empiryczne”. Na 490 stronach tego tomu, wydanego przez krakowską oficynę „Impuls”, pominąwszy części teoretyczno-metodologiczne, zaprezentowano swoisty raport z badań, w których źródłem wiedzy o szkole były wspomnienia pierwszego rocznika absolwentów zreformowanych szkół (6-letniej podstawówki, gimnazjum i 3-letnirgo liceum), rejestrowane post factum – techniką ankiety, wypełnianej przez ówczesnych studentów I roku UAM w Poznaniu (2005/2006). Nie ma tu miejsca na obszerną relacje tego działa i obrazu polskiej szkoły, jaka się z niego wyłania Nie jest celem felietonisty tworzenie tu, choćby namiastki, recenzji owego raportu z badań. Zacytuję jedynie mały fragment tekstu, autorstwa samej profesor  Dudzikowej: „Stosowanie przemocy fizycznej nie było regułą w zdecydowanej większości szkolnych klas. , ale upokarzanie i wyśmiewanie innych – już tak, choć z kolei ze zjawiskiem „fali” można się było częściej zetknąć przede wszystkim w gimnazjum.”(Cz. V. M. Dudzikowa, Ku sprawstwu, współpracy i refleksyjności poprzez ich doświadczanie w edukacji szkolnej. Brunerowskie przesłanie w praktyce, s. 351) Tezie tej nie towarzyszą żadne „twarde” dane statystyczne z badań. Poszukując ich na innych kartach książki znaleźć można jedynie w części autorstwa Ewy Bochno, zatytułowanej „Relacje rówieśnicze” (s. 199 – 228) taki fragment: „Najniższa jakość wizerunku relacji rówieśniczych (…) jest w gimnazjum. Tam częściej niż na innych szczeblach kształcenia badani  doznawali wyśmiewania się i upokarzania innych, dręczenia młodszych lub słabszych, a rzadziej pomocy  w nauce czy wsparcia w sytuacjach trudnych.” (s. 209)

 

 

Wiem, że to nie moja rola, magistra pedagogiki, aby krytykować prace naukowców uniwersyteckich, ale… Ale nie potrafię zmilczeć, gdy widzę takie absurdy: Jak można mówić o zjawisku fali w szkole, w której byli tylko uczniowie pierwszej klasy (bo w nowoutworzonych gimnazjach były tylko klasy pierwsze), jak z tego samego powodu było możliwe, że badani doznawali wyśmiewania się i upokarzania innych, dręczenia młodszych…  Wszak gdy byli już uczniami klasy drugiej i trzeciej, to tylko oni mogli być sprawcami takiego upokarzania lub dręczenia młodszych…

 

 

W ogóle – uogólnianie opinii o reformie, na podstawie wspomnień, subiektywnie formułowanych po kilku latach przez absolwentów kolejnych szkół, w których nie wypracowano jeszcze na nowo szkolnych mikrosystemów wychowawczych, jest co najmniej nieuprawnione. Przykro mi, że muszę to napisać pod adresem autorki, której poprzednie prace tak ceniłem i nadal cenię…

 

 

Kolejną kalką sytuacyjną, którą posługują się przeciwnicy gimnazjów, jest do znudzenia przywoływany przypadek uczennicy Gimnazjum Nr 2 w Gdańsku, która po upokarzającym potraktowaniu jej przez kolegów z klasy popełniła samobójstwo. Stało się to we wrześniu 2006 roku. Od tamtego czasu wiele, bardzo wiele zrobiono w polskich gimnazjach, aby sytuacje takie nie powtórzyły się, aby prawdopodobieństwo takich i im podobnych aktów agresji rówieśniczej ograniczyć do minimum. Mają w tym dziele swoją zasługę inicjatorzy i organizatorzy takich kampanii jak „Szkoła bez przemocy”(Grupa Polska Press) czy „Jak zapobiegać przemocy w szkole” (CEO). Mają w tych działaniach także swój wkład takie instytucje jak ORE (Poradnik: Przeciwdziałanie agresji i przemocy w szkole, Warszawa 2012) czy  indywidualnie –  pedagodzy, jak dr hab. Jacek Pyżalski (np.: Agresja elektroniczna wśród 15-latków w Polsce, Warszawa, 2010).

 

 

O tym, iż nie jest  prawdą, że to gimnazja są siedliskiem całego zła, że to tam jest matecznik rówieśniczej agresji, dowodzą wszystkie współcześnie prowadzone, obiektywne badania. Wystarczy sięgnąć do publikacji IBE: „Agresja i przemoc szkolna. Raport o stanie badań, Warszawa 2014”, z której przytoczę tylko jeden fragment: „Niekiedy w mediach pojawiają się informacje o narastającej fali przemocy w polskich szkołach. Tymczasem skala agresji i przemocy w Polsce w ostatnich latach nie rośnie, przy czym brak trendu wzrostowego potwierdzają różne badania.” (s. 35)

 

 

Kończąc – zaapeluję do wszystkich, którzy mogą wpłynąć na procesy decyzyjne sprawujących władzę i planujących reformy naszego systemu szkolnego: „Nie czyńcie z gimnazjów kozła ofiarnego na ołtarzu swoich marzeń o przywróceniu idealnego systemu szkolnego à la PRL! Swego celu i tak nie osiągniecie, a szkody, które poczynicie, trzeba będzie naprawiać latami!

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Zostaw odpowiedź