Oto tekst, jaki wczoraj (23 marca 2023 r.) zamieściła na na swoim fb-profilu dr Marzena Żylińska:

 

 

Doskonale rozumiem Panią Monikę i odczuwam takie samo rozżalenie jak ona. Ja studiowałam matematykę, wybrałam specjalność nauczycielską.

 

Miałam ogromną liczbę wykładów i zajęć, więc liczyłam na to, że nauczę się pracować i rozmawiać z dziećmi, że ktoś mi podpowie, jak radzić sobie z uczniami „trudnymi”, jak im pomagać , jak ich ukierunkowywać. Jak wspierać rozwój dzieci, wykazujących uzdolnienia matematyczne i jak ich nie zaprzepaścić. Jak budować przestrzeń do rozwoju na swoich lekcjach.

 

Jednak jedyne czego naprawdę nauczyłam się w czasie studiów, to niezliczona liczba trudnych twierdzeń matematycznych, definicji i umiejętności, których w szkole nigdy nie wykorzystałam.

 

A zajęcia specjalistyczne typu: dydaktyka, pedagogika itp., były prowadzone tak, że nic z nich nie wynosiliśmy, ani niczego przydatnego się nie nauczyliśmy. Dlatego po otrzymaniu dyplomu magistra zupełnie nie czułam się przygotowana do pracy z uczniami.

Więc jeśli tak wygląda przygotowanie nauczycieli do pracy w szkole, to nie dziwmy się, że tak wielu z nas nie czuje żadnej potrzeby zmiany.

 

Po roku pracy w szkole nauczyłam się o swoim zawodzie więcej niż przez te 5 lat studiów. I nadal się uczę, dopracowuję swój warsztat pracy, wprowadzam nowe techniki, a przede wszystkim staram się być dla dzieci, które uczę po prostu człowiekiem i traktować je, jak ludzi równych sobie.

 

Jednak nikt nie pokazał mi, jak powinnam to robić, nikt mnie tego nie nauczył. Do wszystkiego musiałam dojść sama, pracując metodą prób i błędów.”Jeżeli chcemy mieć najlepszych na świecie uczniów, musimy najpierw wykształcić najlepszych na świecie nauczycieli”

 

 

Rozalka Roguska  – nauczycielka matematyki

 

Pani Rozalko, bardzo, bardzo Pani dziękuję za to, co Pani napisała. Bo z matematyką naprawdę mamy ogromny problem, tzn. z dydaktyką matematyki. Ale niewielu nauczycieli stać na …

 

Pamiętam, jak moje dzieci przychodziły ze szkoły, otwierały zeszyty i mówiły, że nic nie rozumieją, że na lekcji przepisały wszystko z tablicy (lepiej lub gorzej, bo przecież bez zrozumienia), ale nie wiedzą, o co chodzi. Więc albo mój mąż, albo ja, siadaliśmy i wszystko od początku tłumaczyliśmy. Ale nie każde dziecko ma w domu takie wsparcie.

 

No i na koniec. Można się na nauczycieli denerwować, że ich pracę musimy z dziećmi robić popołudniami i wieczorami, można mieć do nich pretensje, ale co mają zrobić ci, którzy naprawdę nie wiedzą, jak te matematyczne zagadnienia wytłumaczyć? Ci nauczyciele po prostu potrzebują pomocy, wsparcia. To też trzeba rozumieć. Nie każdy da sobie sam radę tak, jak to zrobiła Rozalka Roguska.

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/marzena.zylinska/



Zostaw odpowiedź