Dziś (15 lutego 2021r.), na blogu PEDAGOG, znaleźliśmy tekst, którego tytuł zwrócił naszą uwagę: „O tym, jak markuje się kształcenie nauczycieli w Polsce po 2019 r.”. Jako że jego autor – prof. dr hab. Bogusław Śliwerski – jest kierownikiem Zakładu i Katedry Teorii Wychowania na Uniwersytecie Łódzkim, uznaliśmy, że opinia osoby, która na co dzień uczestniczy w pracy uczelni, kształcącej nauczycieli, jest warta upublicznienia. Oto ten post – z niewielkimi „wycięciami”:

 

 

Osoby ubiegające się o zatrudnienie w szkole lub o wyższy stopień awansu zawodowego dowiadują się w wyniku analizy ich dyplomów o nieposiadaniu kwalifikacji nauczycielskich, w tym pedagogicznych do wykonywania tego pięknego zawodu.

 

Jak dyrektor potrzebował nauczyciela do określonego przedmiotu, to nie musiał martwić się o to, czy posiada ów kwalifikacje czy też nie, gdyż ustawa Karta Nauczyciela mu na to. Także dzisiaj można zatrudniać osoby bez odpowiednich kwalifikacji.

 

Co gorsza, można kształcić pozorując uzyskanie stosownych kwalifikacji. W dn. 2 sierpnia 2019 r. ówczesny minister edukacji D. Piontkowski* wydał rozporządzenie w sprawie standardu kształcenia przygotowującego do wykonywania zawodu nauczyciela. Nie przytaczam go tutaj, bo każdy może je przestudiować w całości. Odnotowuję jedynie dwa punkty:

 

1.1.Standard ma zastosowanie do kształcenia przygotowującego do wykonywania zawodu nauczyciela przedmiotu, nauczyciela teoretycznych przedmiotów zawodowych, nauczyciela praktycznej nauki zawodu, nauczyciela prowadzącego zajęcia i nauczyciela psychologa.

 

1.2.Standard nie ma zastosowania do kształcenia przygotowującego do wykonywania zawodu nauczyciela przedszkola i edukacji wczesnoszkolnej (klasy I–III szkoły podstawowej), nauczyciela pedagoga specjalnego, nauczyciela logopedy i nauczyciela prowadzącego zajęcia wczesnego wspomagania rozwoju dziecka. […]

 

Natomiast kształcenie nauczycieli innych przedmiotów może być prowadzone albo w ramach studiów kierunkowych np. dla historyków, matematyków, geografów itd., albo na studiach podyplomowych. Niestety, uniwersytety w większości zrezygnowały z kształcenia nauczycielskiego, zlikwidowały zakłądy czy pracownie dydaktyczne, przerzucając to zadanie na osoby zainteresowane pracą w szkolnictwie. To one mają pokryć koszty uzyskania nauczycielskich kwalifikacji udając się na studia podyplomowe. Te zaś liczą co najmniej 540 godzin.

 

Program kształcenia na studiach podyplomowych musi odpowiadać takim samym wymaganiom merytorycznym, jak na studiach kierunkowych, ba, ma zapewnić osiągnięcie takich samych efektów. Nie da się rzetelnie poprowadzić studiów podyplomowych w sposób adekwatny do wymagań, gdyż każdy przedmiot nauczania ma swoją odrębną dydaktykę przedmiotową. Rozporządzenie określa obowiązek zapewnienia studentom co najmniej 150 godzin dydaktyki przedmiotu nauczania plus drugie tyle praktyki dydaktycznej/zawodowej.

 

Tymczasem na tego typu studia podyplomowe przychodzi przykładowo jeden chemik, dwóch historyków, 4 biologów, 7 filologów itp., a każdej z tych osób trzeba zapewnić metodykę nauczania ich własnego przedmiotu. […] Rektorzy szkół wyższych przymykają oczy i zezwalają na stosowanie nieuczciwego zabiegu, który ma niewiele wspólnego z adekwatnym do dydaktyki przedmiotowej przygotowaniem osób do pracy nauczycielskiej w ramach konkretnego przedmiotu. Tworzy się bowiem tzw. względnie „jednorodne” grupy przedmiotów humanistycznych czy matematyczno-przyrodniczych, ale każdy absolwent tych studiów uzyskuje prawo do nauczania tylko tego przedmiotu, który wynika z jego kierunkowego wykształcenia, a nie do pracy w ramach grupy przedmiotów.

 

Nie dziwmy się zatem jako rodzice, że nasze dzieci kształcone są przez metodycznie niekompetentnych nauczycieli. Owszem, mają wiedzę kierunkową, ale brak kompetencji metodycznych sprawia, że ich zajęcia są nudne, beznadziejne, nieefektywne, ot, po prostu są dla uczniów stratą czasu, za którą płaci się takim nauczycielom równie kiepską pensję.

 

To nie nauczyciele są temu winni, tylko resort edukacji*, który w ten sposób pozoruje rzekomo właściwe standardy przygotowania do zawodu przyszłych nauczycieli. Szkoły wyższe zaś markują ów proces, by cokolwiek na tym zarobić. Tracą na tym młode pokolenia, traci na tym społeczeństwo i polska kultura.

 

 

Źródło: www.sliwerski-pedagog.blogspot.com

 

 

 

*Rozporządzenia Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dn. 25 lipca 2019 r.w sprawie standardu kształcenia przygotowującego do wykonywania zawodu nauczyciela podpisał ówczeny Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego Jarosław Gowin – zobacz TUTAJ



Zostaw odpowiedź