Foto:www.facebook.com/marzena.zylinska/

Marzena Żylińska

 

 

Jako, że nie wszyscy mają tę łatwość śledzenia wpisów dr Marzeny Żylińskiej  na Facebook’u –zamieszczamy to, co wczoraj napisała w odpowiedzi na otrzymanego maila:

 

 

W odpowiedzi na mój wpis o tym, że nie jestem w stanie pomóc wszystkim, którzy szukają u mnie pomocy, napisała do mnie Agnieszka Kozłowska, z poznańskiej WSB. To fragment z maila pani Agnieszki.

 

 

„Zafrapował mnie ostatni Pani wpis o tym, że nie ma Pani możliwości nieść pomocy wszystkim, którzy się do Pani zgłaszają. Mam taką smutną refleksję, że od niesienia pomocy nauczycielom w ich codziennej pracy powinny być kuratoria, ośrodki doskonalenia zawodowego czy zespoły metodyków i psychologów na miejscu w szkole. Mam wrażenie, że do granic możliwości rozbudowano strukturę urzędniczą pilnującą szkoły jako instytucji (urzędu), natomiast z oczu stracono człowieka (ucznia i nauczyciela). Czy to właśnie tego typu prośby o przywrócenie podmiotowości ucznia i nauczyciela kierowane są do Pani za pośrednictwem FB?”

 

 

Zastanawiam się, czy jest jeszcze jakaś inna instytucja, w której jest tyle kontroli, ile jest w szkołach. A ile jest pomocy? Gdzie mogą szukać pomocy nauczyciele, gdzie uczniowie? Uczniowie mogą zwrócić się o pomoc do Poradni P-P, ale ilu dostaje tam rzeczywistą pomoc, a ilu opinię czy diagnozę, z którą nauczyciele nie potrafią nic zrobić?

 

Ilu nauczycieli wie, co to jest dyspraksja rozwojowa (bardzo utrudnia naukę, choć dziecko może być bardzo inteligentne), czy dysregulacja afektywna, ilu rozumie na czym polegają specyficzne trudności w uczeniu się? I nie twierdzę, że te niedostatki wiedzy i kompetencji są winą nauczycieli! Ale skutki braku umiejętności radzenia sobie z problemami dzieci ponoszą i dzieci i nauczyciele.

 

Na metodycznych seminariach nauczyciele uczyli się, jak co do minuty zaplanować lekcję i w scenariuszu lekcji nazwać wszystkie cele operacyjne, ale nie dowiedzieli się, że takie podejście do nauczania bardzo skutecznie niszczy relacje, które są fundamentem efektywnej nauki i motywację.

 

Od uczniów i nauczycieli wszyscy dużo wymagają. Opracowuje się wciąż nowe narzędzia kontroli i pomiaru. Kiedy zrozumiemy, że pilnie potrzebna jest pomoc i wsparcie? Kiedy ta biurokratyczna machina zwana systemem edukacyjnym zacznie dostrzegać problemy ludzi, na których nakłada wymagania, którym coraz większa grupa nie potrafi sprostać?

 

Joachim Bauer, który wraz ze swoim zespołem od lat prowadzi zakrojone na szeroką skalę badania zdrowia psychicznego niemieckich nauczycieli, twierdzi, że nauczyciele płacą zdrowiem za to, że muszą funkcjonować w systemie, który nakłada na nich pewne obowiązki, nie dając jednocześnie narzędzi do ich rozwiązania.

 

Najsłabszym ogniwem w tym łańcuchu są uczniowie. I to na nich najczęściej przenosi się odpowiedzialność za brak oczekiwanych wyników. Pozycja nauczycieli jest więc troszkę lepsza, bo oni mogą poszukać sobie innej pracy, dzieci tego wyboru nie mają. Nie mają też szans, by udowodnić, że nakładane na nie obowiązki są ponad ich siły. Bo przecież zawsze znajdą się dorośli, którzy z godną podziwu pewnością powiedzą: Nie przesadzaj! Nie jest tak źle. Po prostu musisz trochę popracować, bo to dobrze przygotuje cię do życia. Bo życie to nie bajka! Problem w tym, że szkoła też nie! Ale powinniśmy przynajmniej zdawać sobie sprawę z tego, że zabieramy dzieciom szczęśliwe dzieciństwo i wiedzieć , w imię czego to robimy.

 

Źródło: www.facebook.com/marzena.zylinska/



Zostaw odpowiedź