Zobacz więcej: www.superbelfrzy.edu.pl

 

Z tygodniowym opóźnieniem udostępniamy tym z naszych Czytelnikom, którzy nie mają na swoim pasku zakładek linku do bloga Jarosława Pytlaka, fragmenty tekstu (i link do pełnej jego wersji”, zatytułowanego „Dar od losu”. I tym razem kolega Pytlak nas nie zawiódł – zawarł w tym poscie wiele wartych, nie tylko poznania, refleksji o, nie tylko tragicznych, skutkach sytuacji nadzwyczajnej w naszym kraju, spowodowanej rozszerzającą się epidemią koronawirusa.

 

Już tytuł tego tekstu – „Dar od losu” – zapowiada niekonwencjonalną analizę „ubocznych” skutków zamknięcia szkół i zakazu działalności wszystkich innych instytucji, mogących stać się przestrzenią rozsiewania wirusa. Oto, subiektywnie wybrane przez nas fragmenty:

 

Zgodnie z oczekiwaniami koronawirus z Wuhan na dobre rozgościł się w Polsce. Na szczęście nie musieliśmy długo czekać na decyzję o zamknięciu placówek oświatowych. Słuchając dzisiejszych wystąpień premiera oraz ministra edukacji miałem poczucie, że po raz pierwszy od długiego czasu władze zrobiły coś w dziedzinie oświaty z sensem i zgodnie z interesem społecznym. Nie tylko przecięto ważne drogi rozprzestrzeniania się wirusa, ale także uśmierzono objawy paniki, rodzącej się wśród rodziców uczniów w wielu szkołach. […]

 

Cóż, chwilowo cieszmy się tym, co jest i spróbujmy dostrzec w sytuacji, którą zgotował nam los, jakieś pozytywy.

 

Może ktoś powie, że jestem bezdusznym egoistą, nieczułym na cierpienie innych ludzi oraz zagrożenie światową recesją, ale osobiście czasowe zamrożenie życia społecznego witam z ogromną ulgą. Nie tylko ze strachu o własną skórę, choć w moim wieku trudno jest już tak zupełnie beztrosko spoglądać na możliwe skutki zakażenia. W obecnej sytuacji widzę też pewien dar od losu, niesamowitą szansę wyhamowania – choćby czasowego przejścia na zapomniany już prawie tryb slow life.

 

W moim przypadku zawieszenie pracy szkoły powoduje, że nie muszę w najbliższą sobotę organizować dorocznego sejmiku. Pewnie odbędzie się on w późniejszym terminie, ale oswajam się też z myślą, że w tym roku po prostu się nie odbędzie i zaczynam wierzyć, że mimo to kury nadal będą znosić jajka, krowy dawać mleko, a słońce o przewidzianej porze wznosić się rano ponad linię horyzontu… […] Boże, jakie to piękne! Z tego punktu widzenia czas zarazy jest dla mnie darem od losu. Owszem, niesie konkretne zagrożenie, ale daje też szansę wyplątania się ze spirali niezbędnych, niemożliwych od zaniedbania działań, które dzisiaj takich jak ja wiodą prostą drogą do zaburzeń psychicznych.

 

*    *    *

 

Jeśli ktoś nie do końca zna realia współczesnej polskiej edukacji, to muszę go poinformować, że podobnie zagonione są dzieci, szczególnie te w wieku szkolnym. Często nie zdają sobie nawet z tego sprawy, bo nie mają żadnej skali porównawczej, ale znamiona przesytu, znużenia, stresu widać u wielu gołym okiem. Skoro tak, to może dla nich również przymusowa przerwa ma szansę przynieść zbawienny efekt?!

 

Nie namawiam, by dać dzieciakom po prostu spokój, ale jedynie żeby skorzystać okazji i wyplątać się nieco ze spirali wymagań stawianych im i ich rodzinom, a wynikających głównie z przekonania, że sensem pracy szkoły jest „realizacja” podstawy programowej.

 

Niezawodna „Wyborcza” już 9 marca podpowiadała, w artykule Olgi Woźniak „Jak się uczyć, kiedy zamkną szkoły?, co mogą zrobić nauczyciele w sytuacji zamknięcia szkoły. Wszak żyjemy w świecie nowoczesnych technologii, w którym łączność i przekazywanie informacji są łatwe, jak nigdy dotąd.

 

[…] …najwyższe ministerialne usta wyraziły nadzieję, że szkoły zorganizują jakąś formę zdalnego nauczania; takie jest też oczekiwanie wielu rodziców. W końcu po to zatrudnia się nauczycieli, żeby uczyli. Scenariusz jawi się prosty, szczególnie tam, gdzie placówki dysponują już platformami edukacyjnymi. Po prostu będą generować kolejne materiały i instrukcje, uczniowie będą przesyłać swoje wytwory, otrzymywać informację zwrotną, może nawet oceny. Najambitniejsi nauczyciele przeprowadzą w ten sposób klasówki. Będzie tak również w STO na Bemowie, ale tylko w klasach 7-8, w których jakakolwiek próba wyrwania uczniów z kieratu wykuwania formy na egzamin ósmoklasisty byłaby potraktowana przez wszystkich, z nimi samymi na czele, jak odstawienie narkotyku w terminalnej fazie heroinizmu. Może tylko zamknięte zostaną zewnętrzne kursy, w których gremialnie uczestniczą, i powstanie choć odrobina przestrzeni na ich samodzielnie sterowaną aktywność i… odpoczynek. Oby!

 

Nawet jednak brak platformy edukacyjnej nie odwiedzie zapewne wielu polskich nauczycieli od zdalnego sterowania pracą uczniów, także młodszych – przesyłania im albo ich rodzicom instrukcji czego, i z czego, należy się nauczyć, i w jaki sposób wylegitymować efektami swojej pracy. W ten sposób, przede wszystkim z pomocą wszechpolskiej platformy komunikacyjnej, jaką tworzą e-dzienniki, uda się na dużą skalę wtłoczyć tradycyjny model szkoły w piękne, nowoczesne ramy. No i „realizacja” podstawy programowej będzie harmonijna i dobrze udokumentowana.

 

A ja proponuję pójść pod prąd i tak właśnie zrobimy w STO na Bemowie. Wykorzystamy nadzwyczajną sytuację i złożymy uczniom nadzwyczajną propozycję. W ciągu najbliższych dni zapomną o podręcznikach, ćwiczeniach i programach nauczania! Nie będzie prac do obowiązkowego wykonania i ocen. Każdy będzie uczyć się według własnego programu, tylko tego, na co sam się zdecyduje. Będąc w piątej klasie, nie musi przez godzinę w tygodniu kuć biologii, drugą godzinę geografii, a przez pięć godzin męczyć się z materiałem z języka polskiego. Ba, w ogóle nie musi oglądać się na przedmioty szkolne. Ma po prostu każdego dnia, od poniedziałku do piątku, poświęcić 5 do 7 godzin na naukę tego, na co ma ochotę. Raz dziennie wyśle (w klasach 1-3 z pomocą rodzica) e-maila do wychowawcy, w którym poinformuje go o swojej aktywności. Może pochwali się efektem, zapyta o radę; na pewno dostanie też zwrotny sygnał wsparcia. W klasach 4-6 będzie mieć możliwość również korespondowania z nauczycielami przedmiotów, ale oni też nie będą wysyłać mu żadnych poleceń ani „świetnych” pomysłów. Są od doradzenia i zachwycenia się, jeśli uczeń czymś się pochwali. W klasach 1-3 może zdarzyć się, że wychowawca zaproponuje dzieciom jakiś wspólny temat, ale nawet wtedy formę pracy każdy uczeń wybierze samodzielnie. […]

 

Nie wiem, jak to wyjdzie, choć jestem dobrej myśli. Wiem jednak, że codziennym kieracie pewnie nie zdecydowalibyśmy się na zaoferowanie dzieciom takiej możliwości. Jeśli się uda, zaczniemy myśleć, jak wykorzystać ten pomysł w przyszłości. Jeśli się nie uda… To w zasadzie nie może się nie udać! Co najwyżej jedni uczniowie skorzystają więcej, a drudzy mniej. Czyż jednak tak się nie dzieje również przy tradycyjnej organizacji nauki?!

 

A podstawa programowa może poczekać, wszak minister Piontkowski zapewnił, że szkoły bez trudu ją zrealizują. To kolejna powtórka wierutnego kłamstwa, ale proponuję przez chwilę przyjąć je za dobra monetę. I w niezwyczajnej sytuacji dać dzieciom szansę na niezwyczajną naukę.

 

 

Cały tekst „Dar od losu”   –    TUTAJ

 

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl

 



Zostaw odpowiedź