Wczoraj (16 czerwca 2023 r.) prof. Roman Leppert zamieścił na swoim fb-profilu tekst, w którym odniósł się do zamieszonego 14 czerwca br. posta dyrektora Jarosława Pytlaka o świadectwach „z paskiem”. Oto ów tekst oraz komentarz do niego i reakcja nań prof. Lepperta. Wyróżnienie fragmentów pogrubioną czcionką i podkreśleniami – redakcja OE:

 

 

 

Zastanawiałem się, czy zabierać głos w „gorącej” na koniec roku szkolnego kwestii świadectw z tzw. paskiem (zwłaszcza, że tyle w tym temacie już napisano, powiedziano). Ponieważ jednak Jarosław Pytlak, którego publicystykę edukacyjną bardzo sobie cenię (a jeszcze bardziej cenię to, że Jarek potrafi płynąć pod prąd, wbrew powszechnie podzielanym przekonaniom) jednym z postów temat przypomniał, postanowiłem dołożyć swoje trzy grosze.

 

W poście Dyrektora Pytlaka znalazło się m.in. takie stwierdzenie:

 

 

Część uczniów lepiej od innych spełniła wymagania związane z edukacją. Dlaczego mamy odebrać im prawo do nagrody? Czy naprawdę w interesie młodych ludzi jest ich absolutne zrównywanie?! Opakowanie w plastik politycznej poprawności?! Tak ma wyglądać informacja zwrotna z otoczenia, niezbędna, by młody człowiek mógł dokonywać dalszych życiowych wyborów?! Nie sądzę.”

 

Jako akademicki pedagog przywykłem do analizowania jawnych i ukrytych aspektów zjawisk i procesów edukacyjnych (w literaturze pedagogicznej istnieje nawet pojęcie ukrytego programu nauczania, uczenia się, szkoły, nauczyciela, ukrytego – czyli takiego, którego realizacji nikt nie deklaruje, a jednak jest on realizowany). Spróbuję z tej perspektywy spojrzeć na problem świadectw „z paskiem”.

 

Na poziomie jawnym takie świadectwo potwierdza to, o czym mój ulubiony publicysta edukacyjny pisze: część uczniów lepiej od innych spełniła formalne wymagania związane z edukacją. Przyjrzyjmy się jednak temu co ukryte za takim sposobem myślenia. Odwołując się do społecznych mechanizmów, które są w ten sposób realizowane szybko dojdziemy do wniosku, że ma tu zastosowanie mechanizm rywalizacji. Chodzi o wyłonienie spośród ogółu uczących się tych, którzy spełniają systemowe wymagania najlepiej, dla nich przewidziane jest miejsce na podium. To ostatnie prowadzi nas do myślenia o szkole jako dyscyplinie sportowej, w ramach której z sobą rywalizujemy o bycie najlepszym. Tu jednak analogie się kończą, warto wspomnieć o fundamentalnej różnicy pomiędzy dyscypliną sportową a szkolnymi wymaganiami. O ile w przypadku tej pierwszej rywalizujemy w tym samym zakresie (np. kto dobiegnie szybciej do mety lub wyżej skoczy), to w przypadku wspominanych przez Jarka wymagań związanych z edukacją pojawia się cała gama przedmiotów (od tych egzaminacyjnych, aż po te, które pogardliwie bywają nazywane „michałkami”). Żeby stanąć na przysłowiowym pudle muszę być najlepszy z wszystkiego, co więcej muszę spełniać przewidziane szkolnym regulaminem wymogi związane z zachowaniem. W ten sposób dochodzimy do porównywania nieporównywalnego, co owocuje m.in. zjawiskiem „naciągania” ocen z przedmiotów, z których szkolny prymus radzi sobie gorzej (sam – jako posiadacz świadectwa z paskiem – takiego naciągania dawno temu doświadczyłem, nie umiałem np. śpiewać ani grać na żadnym instrumencie, a na szkolnym świadectwie mam ocenę bardzo dobrą z muzyki; o tym, jak musiały się czuć moje koleżanki, których umiejętności predysponowały je do wzięcia udziału choćby w The Voice of Poland wolę nie myśleć). W porównywaniu uczniów ze względu na spełnienie szkolnych wymagań jest – moim zdaniem – mniej więcej tyle sensu ile w porównywaniu wyników uzyskanych w biegu przez płotki z wynikami gry w siatkówkę. Taki sam sens ma zresztą porównywanie klas, szkół. Do tego celu mogą posłużyć co najwyżej wyniki egzaminów zewnętrznych, ale te nie są przecież znane w momencie wystawiania szkolnych świadectw. Podstawowe pytanie, które przed nami staje dotyczy zatem mechanizmów, które takim sposobem postępowania wzmacniamy. Pomijam w tym miejscu kwestię zdolności (w wybranych zakresach), statusu socjoekonomicznego rodzin, z których pochodzą uczniowie i wielu innych czynników, które od szkoły w żaden sposób nie zależą, a które mają znaczący udział w wynikach, jakie w poszczególnych zakresach uzyskują uczniowie. Wtedy musielibyśmy zadać sobie pytanie: co tak naprawdę nagradzamy: zdolności, pracowitość, pochodzenie ucznia (i tu można wyliczać). Pomijam też w tej wypowiedzi kwestię tego, czym są owe wymogi związane z edukacją, kto je ustanawia, co one zawierają, to może być przedmiot niejednego opracowania naukowego.

 

Zatem Jarku: nie o „opakowaną w plastik polityczną poprawność” w dyskusji nad sensem wydawania świadectw „z paskiem” chodzi. Mam też refleksję ogólniejszą. Od lat zadaję studentom i sobie pytanie: po co my każdego roku, na koniec każdej kolejnej klasy wydajemy wszystkim uczniom świadectwa jej ukończenia? Dlaczego to robimy? Przecież wiadomo, że jeżeli uczeń jest w klasie piątej to wcześniej ukończył klasę czwartą. Odwołując się do akademickiego doświadczenia pozwolę sobie zauważyć, że studentom nie wydajemy każdego roku świadectw potwierdzających ich zaliczenie (o tym świadczy zapis w USOS-ie), wydajemy jedynie dyplomy ukończenia studiów, a mimo to system funkcjonuje. Podobnie uzasadnione jest wydawanie świadectw ukończenia szkoły (podstawowej, średniej), sensu wydawania świadectw na koniec każdej kolejnej klasy jednak nie widzę. Zobaczmy, ile wysiłku nauczycieli, dyrektorów, szkolnej administracji wymaga wystawienie milionów świadectw, które tak naprawdę niczemu nie służą, poza celebrowaniem.

 

To takie zdroworozsądkowe refleksje podstarzałego posiadacza świadectwa „z paskiem” (otrzymanego dawno temu, w PRL-owskiej szkole), sprowokowane wypowiedzią osoby, której znaczenie dla publicznego dyskursu o edukacji przecenić nie sposób.

 

x          x          x

 

A oto komentarz Jarosłwa Pytlaka, zamieszczony pod powyższym postem:

 

Zacznijmy od rzeczy bezdyskusyjnej: świadectwa promocyjne nie są potrzebne (co nie znaczy, że nie jest potrzebna ocena końcoworoczna i sama promocja – niepotrzebny jest papier). A co do innych kwestii poruszonych w poście: używasz pojęcia podium. Ja rozróżniam rywalizację w celu wyłonienia trójki medalistów (i to z rozróżnieniem: najlepszy, średni, najsłabszy) od postawienia poprzeczki, której przeskoczenie każdemu daje nagrodę. Nie ma też żadnych represji za niewzięcie udziału w tej rywalizacji. Nie spieram się, że „najlepszy ze wszystkiego”, choć wolałbym „dobry, bardzo dobry lub celujący” w pewnej niezbędnej proporcji. Ale to szczegół. Natomiast  nie wydaje mi się trafne stwierdzenie o porównywaniu biegu przez płotki z siatkówką. Mamy raczej do czynienia z wielobojem, jednakowym dla wszystkich. Nagradzamy sprawność w wieloboju, która miewa rozmaite korzenie, które wskazałeś, ale to normalne, bo w życiu się różnimy. Myślę, że problem stałby się mniej palący, gdyby zrezygnować ze świadectw promocyjnych, a świadectwa ukończenia szkoły wyróżnieniem nie premiować żadnymi punktami rekrutacyjnymi. Choć zapewne i wtedy mielibyśmy dyskusję, bo zadowoleni dzisiaj muszą być wszyscy, choć jest to niemożliwe. Bardzo Ci Romku dziękuję, za Twój komentarz do mojego posta. Gdybyśmy mieli jakąś sprawczość w kwestii pasków, z pewnością znaleźlibyśmy sensowne rozwiązanie. Tak, możemy sobie pogadać, co jest kształcące, choć, niestety, społecznie jałowe. Ale to zupełnie inny problem, który dotyczy wielu aspektów edukacji (i jeszcze więcej – życia w ogóle).

 

 

 Na to odpowiedział Roman Leppert:

 

 

Ja Tobie dziękuję za to, że swoim postem sprowokowałeś mnie do zabrania głosu. Metaforę wieloboju gotów jestem rozważyć. Popieram postulat niepremiowania przy przyjęciu na kolejny szczebel edukacji. Niezmiennie pozostaję z uznaniem dla roli, jaką na tej wirtualnej agorze swoimi wypowiedziami pełnisz.

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/roman.leppert/

 

x          x          x

 

 

I jeszcze jedna wypowiedź, sprowokowana przez post prof. Lepperta. Na swoim fb-profilu prof. dr hab. Mirosława Nowak-Dziemianowicz wczoraj (16 czerwca 2023 r.) zamieściła taki post:

 

 

Roman Leppert skomentował dyskusję o świadectwach z paskiem posługując się analogią ze sportem. Fajna, ciekawa analogia, dużo pokazuje. Ale ja dostrzegam w tych paskach ( nagradzaniu za średnią ocen) jeszcze kilka innych spraw.

 

Po pierwsze- rywalizacja. Tak, zgoda Romku szkoła jest oparta na rywalizacji. O ocenę , o popularność, o pozycję, o sympatię nauczyciela. To klasyczna sytuacja Pana i Niewolnika jest. Nauczyciel ma władzę i narzędzia tej władzy. Uczeń musi ( dla paska, dla pozycji, dla sympatii nauczyciela) się im podporządkować. Więc najpierw „ czyta „ oczekiwania nauczyciela ( słynne pytania przy każdej nowej polonistce – jak pisać, jak ona lubi?) a później chce je spełniać. I robi wszystko, żeby je spełniać. I tak rywalizacja w szkole ( nasz cały świat, tez aktywność na fb- konkurowanie o uwagę, o lajki, o udostępnienia , rynek, praca, kariera, awans, sukces, kasa- oparty jest na rywalizacji) przygotowuje dzieciaki do życia. I w tym znaczeniu szkoła faktycznie przygotowuje do życia. Do życia w rywalizacji. I w niewolnictwie. A uczeń ze świadectwem z paskiem to zadowolony niewolnik. Trzeba zmienić świat ( albo chociaż chcieć go zmienić) żeby rywalizacja przestała być naszym głównym zajęciem.

 

Ale jest jeszcze sprawa druga ( ta ukryta). Posłuszeństwo, konformizm, przymilanie się , reaktywność ( rozumiana jako natychmiastowe reakcje na najgłupsze nawet polecenia dla oceny jak na przykład budowa globusa na geografię. Jaki Krzysiek zrobił piękny globus dla Dziecka- dostał 6- Krzysiek geodeta z pierwszego wykształcenia). Chcesz mieć pasek- posłuszeństwo przede wszystkim. Buntownik, ktoś zdolny do artykułowania własnych potrzeb nie ma szans na pasek. Ale badania pokazują , że tzw. prymusi nie osiągają w życiu zbyt wiele. Buntownicy ( pokazują to badania biograficzne) realizują własne pasje ( a nie cudze oczekiwania) i robią ze swoim życiem dużo więcej i z większą radością. I nikt tu , w tej dyskusji nie pokazuje kolejnego absurdu: Uczeń z paskiem musi być świetny we wszystkim: w pisaniu, liczeniu, chemii, historii, geografii, fizyce itp. Za każdym razem rozlicza go z tego nauczyciel, który ma taką szeroką wiedzę Z JEDNEGO, SWOJEGO PRZEDMIOTU, Z JEDNEJ, STUDIOWANEJ DYSCYPLINY WIEDZY.

 

To może zróbmy taki eksperyment: Uczniowie posadzą nauczycieli w ławkach i zaczną ich pytać tylko z tego zakresu wiedzy, który ich w danej klasie obowiązuje. Ale każdego nauczyciela ZE WSZYSTKICH PRZEDMIOTÓW. Ciekawe, ilu nauczycieli miałoby świadectwo z paskiem. […]

 

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/mirka.dziemianowicz/

 



Zostaw odpowiedź