Archiwum kategorii 'Artykuły i multimedia'

Wczoraj (2 kwietnia 202r.) w „Akademickim Zaciszu” jego gospodarz – prof. Roman Leppert – poprowadził rozmowę z dr. hab. Piotrem Mikiewiczem – profesorem Uniwersytetu Dolnośląskiego DSW, na temat edukacji jako fenomenu społecznego.

 

Prof. Mikiewicz zajmuje się społecznymi uwarunkowaniami funkcjonowania edukacji, procesami kształtowania biografii przez edukację oraz relacjami edukacji i struktury społecznej. Jest on autorem książki Socjologia edukacji. Teorie, koncepcja, pojęcia., opublikowanej przez WN PWN.

 

Jak zwykle zapraszamy zainteresowanych tą tematyką, którzy wczoraj nie mogli śledzić tej rozmowy:

 

 

Edukacja jako fenomen społeczny  –  TUTAJ

 

 

 

 

 

 

 



W miniony poniedziałek – 22 kwietnia – obchodzony był „Międzynarodowy Dzień Ziemi”. I ten fakt stał się bodźcem  podjęcia decyzji, aby zamieścić tekst, który pojawił się wczoraj na blogu prof. Stanisława Czachorowskiego „Profesorskie Gadanie”:

 

                                                           Z czym kojarzy ci się Dzień Ziemi

 

 

Zbiorowe myślenie młodzieży.

 

W webinarium uczestniczyły 32 klasy (Olsztyn, Elbląg, Iława, Wegorzewo, Kleczewo), z telefonu skorzystało 95 osób. Nie wiem jaki to odsetek uczestników spotkania. Część wypowiedzi jest poważna i sensowna, część to wygłupy. Z czego wynikają te wygłupy? Może z niezrealizowanej potrzeby poczucia wpływu na rzeczywistość? Może rzadko biorą udział w publicznych debatach i chcieli sprawdzić czy jak wpiszą coś głupiego lub niecenzuralne słowo, to się ukaże? Chcieli zostawić swój ślad. Zróżnicowani tak jak my wszyscy. Niektórzy chcą się wypowiedzieć, zaistnieć, nawet jak nic sensownego nie mają do powiedzenia? Najwyraźniej. A czyż nie ma ludzi dorosłych, którzy zaśmiecają lasy, rzeki i jeziora? A czyż nie ma dorosłych niszczących elewacje nieodpowiednimi, głupimi napisami, czasem pełnymi agresji i ze stereotypami? I też musimy to jakoś znosić, też musimy (powinniśmy?) zadziałać. Jak? Też mamy prawo do naszego świata i też mamy prawo do wypowiedzi i współdecydowania. Dać sobie nasz własny świat zawłaszczyć?

 

Chmura słów bez koloryzowania, tacy po prostu jesteśmy i wiele jest do zrobienia. Zarówno z zakresie rozwoju zrównoważonego jak i poczucia sprawstwa czy możliwości wypowiedzi.

 

Na ile odporni jesteśmy na fake newsy? Na destrukcyjne myślenie spiskowe? Wyzwaniem jest wiedzieć i rozumieć procesy przyrodnicze, wiedzieć jak działać by zapobiec katastrofie klimatycznej oraz jak działać by przekonać do tych działań powstałych ludzi, mieszkańców planety Ziemia.

 

Nie jest łatwo. Przed edukacją formalną i nieformalną ogromne wyzwania. Żniwo jest wielkie lecz chyba żniwiarzy brakuje. Pracowitych i kompetentnych żniwiarzy, rozumiejących procesy przyrodnicze jak i procesy społeczne.

 

Dzień Ziemi to jeden dzień świętowania. Zbieraliśmy doświadczenia. Teraz długi czas na refleksję i planowanie skutecznych działań w małej i dużej skali. 

 

 

 

 

Źródło: www.profesorskiegadanie.blogspot.com

 



Dziś proponujemy lekturę tekstu, który znaleźliśmy na Fb profilu Dariusza MartynowiczaNauczyciela Roku 2021, pracującego jak nauczyciel w dwu szkołach niepublicznych:   krakowskim liceum STO oraz eksperymentalne liceum Artes Libres w Warszawie. Rzecz dotyczy bardzo aktualnego  w ostatnim czasie tematu reformy podstaw programowych, a w szczególności – zestawu lektur obowiązkowych:

 

 

O czym myślisz Dariusz? O tym, jak można spieprzyć szansę, by polskim uczniom i uczennicom ulżyć, szkolną polonistykę przejściowo uzdrowić i dać polonistkom i polonistom przestrzeń, byśmy mogli skupić się na czytaniu i doświadczaniu piękna polskiej i obcej literatury – kilka czy kilkanaście książek „na poważnie”, a nie kilkadziesiąt. Nie posłuchano nas. Nie posłuchano głosu praktyków i praktyczek. Widocznie, mają nas w dupie. Naprawdę wszyscy mają nas w dupie.

 

Myślę, że dr Marcin Smolik i Wioletta Kozak przeżywają właśnie uniesienie egzystencjalne i ekstazę – otóż nie wykreślono z podstaw programowych ani „Odprawy posłów greckich”, których uczniowie nie rozumieją (była wykreślona w wersji prekonsultacyjnej), został „Potop” w całości”, dorzucono „Chłopów”, co by było jeszcze mniej czasu, a poziom rozszerzony dopchano do granic możliwości. Co się zmieni? Nic. Praktycznie nic. Bo zmiany są kosmetyczne i prawie niewyczuwalne. Już wersja prekonsultacyjna listy lektur była dużo sensowniejsza, ale najwidoczniej Ministerstwo Edukacji Narodowej woli udawać, że coś się zmienia, choć w praktyce nie zmienia się prawie nic. Podczas spotkania prekonsultacyjnego w sprawie ograniczenia podstawy programowej właściwie prawie wszyscy jego uczestnicy apelowaliśmy do Katarzyny Lubnauer i Barbary Nowackirjj – ciąć – jeszcze więcej, odważniej, sensowniej. Tylko jedna pani lamentowała, jak to się usuwa tożsamość z listy lektur. To mamy. Odwrót i powrót do narodowej jaskini i do udawania, że się uczymy i coś tam jeszcze czytamy. Nie, nikt nie będzie czytał dwudziestu książek obowiązkowych poznawanych w całości, wśród których NIE MA nawet jednej pozycji z ostatnich kilkunastu lat. Wielki narodowy, k…a, sukces – wykreślono „Konrada Wallenroda”. Wielki narodowy, k…a, sukces – dodano cały stos lektur uzupełniających, wśród których są co prawda pozycje XXI wieku, ale nikt nie będzie miał na nie czasu, bo dochodzą „krótkie utwory” i „lektury poznawane we fragmentach”.

 

Nie mam słów, żeby wyrazić swoją złość na projekt podstawy programowej z języka polskiego, która ma wejść od września do polskich szkół. Zarówno w kwestii wymagań, jak i lektur na poziomie szkoły ponadpodstawowej, to zaprzepaszczenie szansy, o którą apelowaliśmy. To projekt, który nie bierze pod uwagę nie tylko głosu praktyczek i praktyków – nauczycieli języka polskiego, ale także realiów współczesnego świata i sytuacji współczesnego ucznia.

 

Ale tak to jest – pisali o tym i Paweł Lęcki, i Ola Korczak i Belfer na zakręcie – jak „ograniczeniem” zajmują się Ci, którzy uwielbiają narodową polską martyrologię, romantyzm i staropolszczyznę. Ja już walczyć o nic nie zamierzam, ani pisać – bo widać, że nie ma to najmniejszego sensu.

 

Ten projekt to ostateczny cios w szkolną polonistykę, która będzie udawaniem spotkania z literaturą. W rzeczywistości królować będą uproszczenia, półprawdy, podlane narodowymi kłótniami o to, czy Jackowi Soplicy podano czarną polewkę i sprawdzianami pisanymi w oparciu o brykowe opracowania oraz tutoriale youtubowych gwiazd.

 

A poniżej – proponowana lista lektur, którą „czytać” będą polscy uczniowie i uczennice w szkole ponadpodstawowej przez kolejnych kilka lat.

 

 

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/DarekkM/

 

 

 

 

 



Mamy na sumieniu „grzech przemilczenia” – nie zaistniała na stronie OE informacja o Daltońskiej Konferencji pt „Więcej lepszej edukacji: Nowe Wychowanie Współcześnie”, która 20 kwietnia odbyła się w Strzyżowicach. Wspomnienie o tej konferencji zamieścił już na swoim fejsbuku prof. Roman Leppert21 kwietnia  i  22 kwietnia, ale my postanowiliśmy oddać dzisiaj głos Marcinowi Michalikowi – nauczycielowi j. polskiego w Zespole Szkół w Podleszanach na Podkarpaciu, terapeucie, logopedzie, trenerowi szybkiego czytania, który także uczestniczył w tej konferencji i zamieścił wczoraj na swoim fb profilu taki tekst:

 

 

Wiele osób pyta, czy są scenariusze lekcji prowadzonych według planu daltońskiego i czy da się wprowadzać jego elementy.

 

Podczas warsztatów w Strzyżowicach, które miałem przyjemność poprowadzić w ramach Daltońska konferencja p.t. „Więcej lepszej edukacji: Nowe Wychowanie Współcześnie”, pokazałem, jak można pracować według filarów stworzonych przez Helen Parkhurst.

 

Samodzielność, odpowiedzialność, współpraca i refleksja – tego nie da się wprowadzić ściśle według konspektu. Każda klasa jest inna, więc musimy tak projektować lekcje, żeby zrealizować cel, podać wymagania i nie ingerować zbytnio w działania uczniów.

 

Warto poszukać tematu, który daje szerokie pole do działań, gdzie może przenikać się wiedza z różnych przedmiotów. A potem pozwolić uczniom pracować, poszukiwać, uczyć się od siebie.

 

-Nie zawsze hałas na lekcji to coś złego.

 

-Zaangażowanie kluczem do sukcesu.

 

-Nauczyciel zaraża energią.

 

-Jakie zadasz pytanie, taką dostaniesz odpowiedź.

 

-Odwrócenie ról po to, by uczeń sam doszedł do wiedzy.

 

 

Takie między innymi hasła uczestnicy podali w informacji zwrotnej. Zapisali je na kubkach, koszulkach czy torebkach, czyli na rzeczach codziennego użytku, tych nam bliskich.

 

Plan daltoński to koncepcja edukacyjna, empatia, zaangażowanie i kawał serducha włożony w pracę z uczniami. Nie da się filarów włożyć w ramki, tabelki czy punkty scenariusza. Tu działają uczniowie, a nauczyciel stara się im pomagać, wskazywać kierunki. I cieszy się, kiedy uczniowie sami sobie pomagają, szczególnie w myśl zasady: zapytaj trzech, zanim zapytasz mnie.

 

Dziękuję za świetną energię, zaangażowanie i informację zwrotną.

 

A pani Karinie – Karina Sitek-Gabzdyl–  za podzielenie się dzisiejszymi pomysłami z lekcji. Skrzydła mi rosną, kiedy dostaję wiadomość, że zasiane przeze mnie ziarenko zakiełkowało.

 

 

Plan daltonski     #filarydaltońskienalekcji    #bezscenariusza

 

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/marcin.em.96155/

 

 



Nowy tydzień proponujemy rozpocząć od lektury tekstu prof. Bogusława Śliwerskiego, który zamieścił on na wczoraj (21 kwietnia 202 r.) na swoim blogu. Wyróżnienie fragmentów teksty podkreśleniami i pogrubioną czcionką, jak też linki do przywoływanego wydarzenia czy autora – redakcja OE:

 

 

                                                          Mit wychowania bezstresowego

 

 

W czasie tegorocznego Festiwalu Nauki, Techniki i Sztuki Łódzkiego Towarzystwa Naukowego miałem możliwość podzielenia się z jego uczestnikami naukową analizą dyskursu publicznego na temat rzekomego wychowania bezstresowego.

 

Teza wyjściowa brzmiała: Wychowanie bezstresowe jest mitem, który wytwarza się na użytek prowadzonej wojny ideologicznej, politycznej czy dyskursywnej w różnych środowiskach, w tym także z udziałem naukowców i pedagogów. Wprowadza się przy tym w obieg fałszywe dane o  prekursorach tak ujętego wychowania, przypisując je albo filozofowi Janowi Jakubowi Rousseau, albo amerykańskiemu pediatrze Benjaminowi Spockowi. Jedno i drugie nie znajduje potwierdzenia w faktach.

 

Publicyści, przedstawiciele pozapedagogicznych profesji głoszą wszem i wobec, bo przecież na szkole i wychowaniu zna się każdy (tak, jak na medycynie), że wychowanie bezstresowe jest najgroźniejszym stylem wychowania, który bazuje na naiwnej koncepcji człowieka, ideologii liberalnej fikcji i marksistowskiej zasadzie politycznej poprawności.  Protagonistami wychowania bezstresowego są jacyś tajemniczy wrogowie szkoły, społeczeństwa, a nawet ludzkości, w rzeczy samej przestępcy, którzy realizują jakiś toksyczny program demoralizacji młodego pokolenia.

 

Wychowanie bezstresowe jest jednak tym zasobem frazeologicznym współczesnego języka polskiego, który nie powstał w ostatnich latach, chociaż wielu osobom wydaje się, że zaistniał dopiero w okresie III Rzeczpospolitej. Nie ulega wątpliwości, że takie określenie stało się ulubieńcem współczesnej mody językowej. Twórcy tego zwrotu ujmują rzeczywistość w sposób zjawiskowy, a więc taki, gdzie świat rysuje się w naszej wyobraźni, jako scena, na której rozgrywa się zawsze jakaś akcja, coś się dzieje, zachodzą jakieś zjawiska, dokonują się jakieś czyny.

 

Wychowanie bezstresowe to literacki wymysł, który znalazł w języku propagandy politycznej szansę na odnawianie mitu czy pewnego dogmatu, wydedukowanego prawdopodobnie z pedagogiki nowego wychowania, by skazać ją w walce dyskursów na niepowodzenie.  Wystarczy zaobserwować, z jakim akcentem wymawiany bywa zwrot „wychowanie bezstresowe”, jak ta idea jest wplatana, jakie budzi skojarzenia ideowo-emocjonalne, żeby się przekonać, iż chodzi tu o coś znacznie bardziej poważnego.

 

Formułowane w opozycji do wychowania właściwego (przy czym nie odsłania się, jak rozumianego), ma oczernić związki niektórych pedagogów z dającym się w ich pracach odczytać podobieństwem do niej, oczerniając ich jako wrogów i zapisując na ich rachunek wszelkie niepowodzenia społeczno-wychowawcze. Wychowanie bezstresowe jest niczym (flactus vocis) dopóki nie nabierze stosownego znaczenia symbolicznego, zarysowując wobec niego pewne oczekiwania.

 

Ze świata zjawisk, idei dotychczas obojętnych, tak kreowane wychowanie ma przeniknąć do świata osobowości. Mit wychowania bezstresowego trwa poprzez jego przekazywanie i odradzanie się. Żyje dzięki wpisywaniu go w wojnę idei, gdyż świat edukacji i wychowania wciąż jest konstruowany antagonistycznie. Ów mit wpisuje się w nieustanną walkę polityków o władzę, ale także o dominację jednego dyskursu nad drugim zmuszają wychowanie humanistyczne do milczenia.

 

Brak tolerancji wobec odmienności i jad w języku krytyki wychowania humanistycznego mają zapewnić sukces w tej rywalizacji właściwej stronie. Włącza się w ten proces władzę państwową, której zadaniem jest spowodowanie, by społeczeństwo kierowało się tym samym systemem wartości, co ona. Nie ma lepszej czy innej pedagogiki, jest tylko gorsza, zła, niepożądana od tej jedynie słusznej.

 

Przenoszenie do pedagogiki wprost z polityki modelu antagonistycznego podziału istniejących doktryn, prądów i kierunków na „swoje” i „obce”,  na „przyjazne” i „wrogie”, zawsze będzie oznaczało powrót do zimnowojennej, totalitarnej gry na rzecz niszczenia, wyparcia, całkowitej likwidacji wszystkich tych doktryn, które nie mieszczą się w kategorii odpowiadającej władzy, a więc w kategorii: „my”, „nasi”, „swoi”, czyli politycznie, aksjologicznie i ideologicznie „poprawni”.

 

To właśnie w tak antagonistycznie konstytuowanym dyskursie i praktyce edukacyjnej każdy „inny”, „obcy”, „odmienny” jest wrogiem, zagrożeniem, niepożądanym przez władze rodzajem czy typem kierunku myśli, teorii lub doktryn, z którymi nawet nie ma co polemizować, tylko należy je zniszczyć, by to one nie doszły do władzy i nie zakwestionowały dominującej tożsamości.

 

Politycy utrwalają w społeczeństwie stereotypy i uproszczenia, które „zakleszczają” myśl i wtłaczają ją do określonych kategorii ideologicznych czy aksjonormatywnych, naznaczając je piętnem zła czy możliwych zagrożeń. Dyskursem publicznym o wychowaniu rządzi demagogia, przeinaczanie faktów, przypisywanie swoim antagonistom poglądów, których oni nigdy nie wypowiedzieli  tak, by nie można ich było zweryfikować, ale by brzmiały wiarygodnie. 

 

Istotą demagogicznej walki nie jest przecież spór na argumenty, ale dążenie za wszelką cenę do wyeliminowania tych, które mogłyby zagrozić własnym, a jedynie słusznym sądom. Demagodzy szukają powszechnego poparcia, bazując na populistycznych hasłach (jak np. wychowanie bezstresowe, przyzwalające, podmiotowe), dobrze brzmiących kłamstwach, nie wymagających wysiłku ich rozpoznania czy dociekania ich sensu, postrzegając świat w kategorii biało-czarnej.

 

Poszukując odpowiedzi na pytanie: Czy w naukach o wychowaniu występuje wychowanie bezstresowe? wystarczy zajrzeć do współczesnych podręczników akademickich z pedagogiki, encyklopedii, leksykonów czy słowników pedagogicznych, jakie ukazały się Polsce w okresie po 1989 r. żeby przekonać się, że w nauce nie istnieje taka kategoria pojęciowa jak „wychowanie bezstresowe” i jako takie nie jest przedmiotem kształcenia akademickiego.

 

Warto natomiast zajrzeć do rozpraw Hansa Selye’go – jednego z pionierów medycyny, twórcy głośnej teorii stresu – w świetle którego istnieje stres pozytywny i negatywny. Jeśli zatem ktoś mówi o wychowaniu bezstresowym, to znaczy, że odnosi ów fenomen do już martwej osoby. Całkowita bowiem wolność od stresu jest możliwa tylko w takim stanie bytu.

 

 

 

 

Źródło: www.sliwerski-pedagog.blogspot.com

 



Dziś – 20 kwietnia 202 roku –  proponujemy najnowszy tekst Danuty Sterny z jej  ze strony „OK NAUCZANIE”:

 

 

                                                    3 popularne mity na temat uczenia się

 

Rys. Danuta Sterna

 

Nasze przekonania na temat tego, co pomaga uczniom w nauce mogą być mylne. Nauka o uczeniu się przetestowała wiele z tych przekonań, a dowody wskazują, że niektóre z naszych najczęstszych przekonań na temat uczniów są błędne. Pewien czas temu zamieściłam omówienie 5 mitów związanych z nauczaniem: https://oknauczanie.pl/5-mitow-edukacyjnych. Cieszyło się one poczytnością. W tym wpisie omówienie na podstawie artykułu Jonathana G.Tuliis trzy nowe popularne mity na temat uczenia się.

 

1.Każdy uczeń ma „styl uczenia się”.

 

Jest to mit, który jest bardzo powszechny, powtarzany nawet na uczelniach kształcących nauczycieli i odporny na wszelkie badania go obalające. Polega on na tym, że każdemu człowiekowi można przypisać styl uczenia się – wzrokowy, dotykowy, słuchowy i kinestetyczny. Ten mit wziął się z błędnego odczytania teorii wielorakiej inteligencji Howarda Gardnera. Wskazówka wynikająca z tego mitu mówi, że trzeba styl rozpoznać i zgodnie z nim nauczać ucznia.

 

Prawdą jest, że uczniowie często wyrażają preferencje dotyczące określonego sposobu zdobywania informacji. Na przykład niektórzy uczniowie twierdzą, że uczą się najlepiej z przekazu ustnego, podczas gdy inni twierdzą, że najlepiej uczą się czytając itd.

 

Są też inne podziały i w Internecie można znaleźć testy klasyfikujące ucznia do odpowiedniej grupy. Jednak nie ma dowodów na to, że uczniowie uczą się lepiej, gdy informacje są prezentowane w sposób zgodny z ich rzekomymi stylami uczenia się lub wybranymi przez uczniów preferencjami poznawczymi.

 

Badania wskazują, że uczniowie będą lepiej się uczyć, zapamiętywać i stosować nowe dla nich koncepcje, jeśli będą je poznawać  w różnych kontekstach lub na różne sposoby.

 

Na przykład uczenie się dzielenia na różne sposoby poprzez różne aktywności i zróżnicowane przykłady, to lepiej opanowują materiał, niż gdy uczą się tylko na jeden sposób.

 

2.Sprawdziany mają na celu jedynie ocenę osiągnięć uczniów.

 

Nauczyciele i uczniowie nie lubią sprawdzianów, postrzegają je jako zło konieczne, jako sposób oceny co uczniowie potrafią, a czego nie wiedzą. Oczywiście ten cel często prześwieca sprawdzianom, ale można je stosować też w innych celach.

 

Liczne badania naukowe pokazują, że testy pozwalają na coś więcej niż tylko ocenę posiadanej przez ucznia wiedzy.

 

Podczas wykonywania sprawdzianu uczniowie odzyskują z pamięci wiedzę, która już mieli, przywołują ją. Dzięki temu informacja ma szansę być na trwale pamiętana. Badania pokazują, że jednym z najlepszych sposobów na zapamiętywanie jest wielokrotne ćwiczenie odtwarzania informacji z pamięci długotrwałej.

 

Podczas przywoływania informacji pomaga uczniom w ich uporządkowaniu i zastosowaniu ich w innych kontekstach. Pomaga też w rozpoznawaniu, co zostało już zrozumiane, a co nie. Przygotowuje też grunt do poznawania następnych informacji.

 

Zaletą wykonywania sprawdzianu przez uczniów, jest to, że uczniowie muszą przywołać informacje ze swojej pamięci, a nie przeczytać je powtórnie.

 

Sprawdzian i jego wyniki mogą również służyć nauczycielowi do planowania nauczania, co powinno być powtórzone, a co już jest dobrze opanowane przez uczniów.

 

3.Pojęcia, tak zwane „łatwe”, łatwo się zapamiętuje.

 

Wierzymy, że to czego łatwo nauczyć, jest zapamiętywane na dłużej. Czyli: „Łatwo się nauczyć, to łatwo zapamiętać”. W konsekwencji tego mitu uczniowie wybierają techniki uczenia się, które umożliwiają szybkie zdobywanie nowych informacji, na przykład: ponowne czytanie lub kopiowanie notatek, skupianie się na jednej koncepcji na raz i tylko raz.

 

Badania pokazują , że łatwo się nauczyć, często oznacza szybko zapomnieć. Okazuje się, że trudności przy poznawaniu nowych pomysłów pomagają uczniom zapamiętać informacje na dłuższą metę. Wręcz spowolnienie uczenia się poprzez tworzenie trudności może zapewnić lepsze długoterminowe zapamiętywanie.

 

Na przykład zaleca się więcej ćwiczeń wyszukiwania, w zamian za ponowne czytanie tekstu lub przepisywanie notatek.

 

Jednak tworzenie specjalnych trudności i komplikowanie procesu nie jest przydatne.

 

Często rozwijamy intuicyjne pomysły na temat tego, co działa najlepiej, ale czasami te intuicje mogą nas wprowadzić w błąd. Korygowanie mitów dotyczących uczenia się i dostosowanie praktyk do wyników badań może umożliwić skuteczniejsze i wydajniejsze nauczanie.

 

W  tym  wpisie wykorzystałam  artykuł  profesora Jonathana G. Tullis

 

 

 

Źródło: www.oknauczanie.pl

 

 



Oto obszerne fragmenty z tekstu Karoliny Olejniczak, zamieszczonego dzisiaj (19 kwietnia 202r.) na „Portalu Samorządowym – Portalu dla Edukacji”:

 

 

Sztuczna inteligencja pisze wypracowania? Są wyniki badań wśród uczniów

 

Foto:shutterstock/Miha Creative

 

 

6 na 10 uczniów liceów STO używa narzędzi opartych na sztucznej inteligencji do celów związanych z nauką w szkole. Wsparcie narzędzi AI okazuje się szczególnie pożądane w przypadku języka polskiego i języków obcych, a wśród dostępnych rozwiązań króluje Chat GPT.

[…]

 

Od czasu debiutu narzędzia Chat GPT trwają dyskusje na temat stosowania sztucznej inteligencji w rożnych dziedzinach, w tym w sferze edukacji. Społeczne Towarzystwo Oświatowe zapytało uczniów swoich liceów, czy korzystają z narzędzi AI do celów związanych z nauką w szkole.

 

Twierdząco na tak postawione pytanie odpowiedziało 6 na 10 (60,6 proc.) ankietowanych licealistów. Co czwarty uczeń, będący użytkownikiem narzędzi AI (27,4 proc.) korzysta z nich co najmniej raz w tygodniu, a 43 proc. – co najmniej raz w miesiącu.

 

Zdecydowanie największą popularnością wśród narzędzi opartych na sztucznej inteligencji cieszy się wśród licealistów Chat GPT. W grupie uczniów, którzy deklarują korzystanie z narzędzi AI, niemal każdy (98,5 proc.) przyznał, że używa lub używał tego narzędzia do celów związanych z nauką szkolną. Znacznie mniejszy odsetek zadeklarował korzystanie z innych narzędzi – Character AI (16,3 proc.), Midjourney (8,9 proc.), DALL-E (5,2 proc.) oraz Bard (3  proc.). […]

 

Więcej o wynikach tego badania  –  TUTAJ

 

Z badania wynika też, że licealiści korzystają z narzędzi AI przede wszystkim do zdobywania informacji (75,6 proc.), poszukiwania pomysłów (60 proc.) i generowania prac, które następnie samodzielnie poprawiają (49,6 proc.).

 

W obecnej podstawie programowej brakuje treści poświęconych sztucznej inteligencji. W efekcie, młodzież ma niewielką wiedzę o możliwościach, jakie dają narzędzia AI i nie posługuje się nimi w pełni świadomie. Znalazło to odzwierciedlenie w naszym badaniu – licealiści korzystają głównie z najbardziej znanych narzędzi i zwykle nie wykraczają poza ich podstawowe zastosowania mówi Leszek Janasik, dyrektor Społecznego Liceum Ogólnokształcącego nr 5 STO w Milanówku.

 

Jego zdaniem młodzi ludzie zasługują na więcej informacji, zarówno na temat potencjału narzędzi AI, jak i wątpliwości, które wiążą się z ich stosowaniem. W szkole przeprowadzono dyskusję, w której każdy mógł zaprezentować swój punkt widzenia. Dzięki temu nauczyciele starają się unikać zadawania prac domowych, które mogą zostać wykonane przez narzędzia AI. Uczniowie z kolei mają większą świadomość, że polegając w zbyt dużym stopniu na sztucznej inteligencji, ograniczają własny rozwój w określonych obszarach.

 

Korzystali, ale zrazili się. Uczniowie dostrzegają wady AI

 

Z badania przeprowadzonego przez Społeczne Towarzystwo Oświatowe wynika również, że 4 na 10 ankietowanych licealistów (39,4 proc.) nie wykorzystuje obecnie narzędzi AI do celów związanych z nauką w szkole. Co czwarta osoba w tej grupie (25,6 proc.) używała ich jednak w przeszłości.

 

Rezygnacja ze stosowania narzędzi AI jest przez licealistów motywowana m.in. szkodliwym wpływem sztucznej inteligencji na ich własną wiedzę i kreatywność oraz błędami popełnianymi przez narzędzia AI.

 

Badanie w przeprowadzono na grupie ponad 250 uczniów liceów Społecznego Towarzystwa Oświatowego (STO), które jest największą organizacją oświaty niepublicznej.

 

 

Źródło: www.portalsamorzadowy.pl/edukacja/

 



Nie pierwszy to raz trafiamy na materiał, o którym nie wiedzielibyśmy, gdyby nie doprowadził tam nas ktoś z naszych stałych fejsbukowiczów. Tym razem jest to Mikołaj Marcela, który wczoraj (28 kwietnia 2024r.) zamieścił taki tekst:

 

 

 „Latamy w kosmos, a uczymy XIX-wiecznym systemem, który miał wychować potulnego obywatela. Przecież naszym celem powinno być wychowanie myślącego człowieka, który jest odpowiedzialny za siebie, umie rozwiązywać problemy i być ciekawym świata— mówi Małgorzata Kozak, nauczycielka języka polskiego z programu „Back to School. Prawdziwy egzamin”, która swoje poglądy określa jako RADYKALNE.

 

Cieszę się niezmiernie, że pojawił się taki artykuł, bardzo bliskie są mi też pomysły, które prezentuje w nim Małgorzata Kozak, jeśli chodzi o kierunek zmian (o niektórych z nich piszę w „Zróbmy sobie szkołę!”). Oby jak najwięcej właśnie tego typu głosów w polskiej edukacji!

 

Ciekawostką jest natomiast to, że dziś ten artykuł udostępniała u siebie na Facebooku grupa nauczycielska, która odsądza mnie od czci i wiary… choć piszę dokładnie o tym samym w moich książkach.

 

Nie wiem za bardzo, jakimi drogami wędrują myśli części nauczycieli i nauczycielek, ale może akurat do tej grupy trafią słowa właśnie Małgorzaty Kozak. Nie ważne, czyje słowa do nich trafią – ważne by trafiły!

 

 

Źródło: www.facebook.com/mikolajmarcela.oficjalna.strona/

 

 

I poniżej zamieścił link do materiału o Małgorzacie Kozak i programie „Back to School. Prawdziwy egzamin”. Oto fragmenty tego obszernego tekstu, pochodzącego ze strony Portalu „ONET Plejada”:

 

 

Foto: TTV/TVN

 

Małgorzata Kozak w programie „Back to School. Prawdziwy egzamin”

 

 

Polonistka z 40-letnim stażem: latamy w kosmos, a uczymy XIX-wiecznym systemem

 

[…]

 

Agnieszka Święcicka: Jak trafiła pani do programu „Back to School. Prawdziwy egzamin”?

 

Małgorzata Kozak: Przeglądając Facebooka, zauważyłam ogłoszenie, że produkcja programu telewizyjnego poszukuje polonistów. Pomyślałam, że może chodzić o jakąś misję. Wysłałam zgłoszenie. Tego samego dnia zadzwoniono do mnie, odbyła się rozmowa. Potem pojechałam na casting do Warszawy i zostałam zakwalifikowana do programu. Nie wiem, co o tym zdecydowało: moje zainteresowania, niespożyta energia, pomysły na lekcje, niestandardowe poglądy? Dowiedziałam się, że program to eksperyment, będzie mowa o tym, jak zmienić edukację.

 

[…]

 

Na przestrzeni kilku dekad była pani świadkiem wielu rewolucji w polskim szkolnictwie. Jak je pani ocenia?

 

Sądzę, że nie dokonały tej zmiany, która jest potrzebna polskiemu szkolnictwu. Uważam, że powinno się całkowicie zmienić ten XIX-wieczny system, w którym ciągle pracujemy. Nie można tego jednak robić żadnymi rewolucjami. To musi być przemyślana, mądra zmiana, która – według mnie – powinna się zacząć od zera. Trzeba się zastanowić, jakie kompetencje i umiejętności są potrzebne człowiekowi XXI i ewentualnie kolejnego wieku. Odnoszę wrażenie, że nie mamy szansy uczyć młodych ludzi odpowiedzialności, kreatywności, pracy nad sobą, ciekawości świata, a tylko przygotowujemy ich do egzaminów, co – moim zdaniem – jest fatalne w skutkach.

Mądry zespół ludzi, wśród których będą praktycy i teoretycy, powinien usiąść i przez wiele miesięcy przegadać, co i jak zmienić. Nie można zrobić tego gwałtownie. Nie można też stosować kosmetycznych zmian.

 

Myślę o prawdziwej zmianie, która byłaby zrobiona spokojnie, krok po kroku, od pierwszej klasy szkoły podstawowej, a nie w trakcie edukacji aktualnych roczników. Mam bardzo radykalne poglądy, jeśli chodzi o obecny system szkolnictwa. […]

 

Kwestią, która budzi mieszane uczucia, jest niezadawanie uczniom pracy domowej.

Uważam, że dzieci, które zaczynają edukację i muszą coś przećwiczyć, powinny mieć pracę domową. Ja – na poziomie licealnym – oprócz czytania lektur i obejrzenia jakiegoś filmu – wszystkie zadania pisemne i ustne robię z uczniami na lekcjach. Nie uważam, żeby zadanie domowe z języka polskiego – chodzi mi o wypracowanie – było dobrym rozwiązaniem, bo nie wiem, czy uczeń napisał to wypracowanie samodzielnie. Wolę, by zrobił to sam na lekcji, bo wtedy się więcej nauczy.

 

Niestety, nauczycieli praktyków się raczej nie słucha. Bardzo źle jest, że to politycy mają wpływ na sposób edukowania, na to, jaki ma być system.

 

System edukacji nie powinien być zależny od zmieniającej się polityki państwa, tylko od dobra ucznia, rodzica, nauczyciela.

 

Za zło współczesnego świata uważam poprawność polityczną. Nie można wysokiemu powiedzieć, że jest wysoki, a niskiemu, że jest niski. Uczeń powinien mieć zwrotną informację o swoich postępach, w czym jest mocny, a w czym słaby, nad czym powinien pracować, jak powinien nad tym pracować.[…]

 

 

 

Cały tekst „Polonistka z 40-letnim stażem: latamy w kosmos, a uczymy XIX-wiecznym systemem”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.plejada.pl

 



Wczoraj (17 kwietnia 202 r.) w „Akademickim Zaciszu” na pytanie „Co się dzieje z kobietami, mężczyznami i rodzinami” przed którym gospodarz „Zacisza” – prof. Roman Leppert postawił zaproszoną tam do rozmowy dr hab. Joannę Ostrouch- Kamińską, prof. Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiegoo w Olsztynie.

 

W zapowiedzi tego spotkania proof. Leppert zachęcał do przeczytania tekstu, zamieszczonego w tygodniku „Polityka”, w którym dr hab. Joanna Ostrouch-Kamińska odpowiadała na pytania red. Ryszarda Sochy –  m.in. dlaczego związek córki z matką, tak bliski w dzieciństwie, bywa tak trudny w dorosłości  –  TUTAJ

 

Jak jest to stało się już normą – zachęcamy wszystkich których ten problem zainteresował, a wczoraj nie mogli owej rozmowy wysłuchać, aby o dogodnej dla siebie porze kliknęli w zamieszczony link i obejrzeli:

 

 

Co się dzieje z kobietami, mężczyznami, rodzinami?  –  TUTAJ

 

 

 

 

 



Dzisiaj proponujemy zamieszczony wczoraj (17 kwietnia 2024 r) przez prof. Bogusława Śliwerskiego na jego blogu tekst, w którym zaprezentował swoją diagnozę sytuacji w polskim systemie oświaty, konkludując w końcowym akapicie: „Tak umiera polska szkoła, a wraz z toksyczną polityką oświatową eliminowany jest język nauk o edukacji. Rządzący szkolnictwem mają problem, usiłują bowiem w zastanej od wieków przestrzeni materialnej, fizycznej zobowiązywać nauczycieli do realizowania w niej procesu kształcenia, który nie będzie zgodny z dydaktyką współczesną, ale z oczekiwaniami osób nie mających na ten temat profesjonalnej wiedzy.” Oto ten tekst – bez skrótów. Wyróżnienie fragmentów tekstu pogrubieniem czcionki – redakcja OE:

 

 

                                                              Nigdy więcej… ale od kiedy?

 

 

Nigdy więcej takich klatek dla miłości

W tej klatce uwięziono 6 lat życia dziewczynki

Uwięziono nogi, które mogły biegać

Uwięziono ręce, które mogły przytulać

Uwięziono usta, które mogły wypowiadać miłość

Obok tej klatki bardzo bardzo dużo dużych klatek

A w nich uwięzione serca

I mózgi dorosłych ludzi […].

                                            Irena Conti di Mauro, (2002)

 

Od kilku dekad podejmuję w swoich badaniach i aktywności oświatowej problem alternatywnej edukacji. Wciąż aktualne jest podtrzymywanie przez kolejne rządy rozwiązań, które nie uwzględniają fundamentalnego rozpoznania przez uczonych błędów w procesie kształcenia i centralistycznego zarządzania nim. Edukacja przebiega w częściowo toksycznych dla dzieci, młodzieży i nauczycieli warunkach szkolnych. Rozwój filozofii krytycznej i geografii humanistycznej uwrażliwia nas na zjawiska, które związane są z miejscem i przestrzenią uczenia się młodych pokoleń.

 

Szkoła, klasy szkolne, ich miejsca i przestrzenie nie są jedynie kategoriami fizycznymi, ale są także doświadczaniem bio-psycho-socjokulturowym zachodzących w nich zdarzeń, klimatu, relacji międzyludzkich i intrapsychicznych, które rzutują na rozwój tożsamości każdej osoby. Z perspektywy czasu odczytujemy z pamięci ich rejestry, starając się je podtrzymać lub usunąć. Michel Foucault swoją rozprawę Narodziny kliniki otwiera zdaniem, które jest kluczowe dla moich badań nad kryzysem edukacji szkolnej, a brzmi ono tak: „W książce tej chodzi o przestrzeń, język i o śmierć. Chodzi o spojrzenie” (1999, s. 5).

 

Od kilkudziesięciu lat upominam się o zmianę przestrzeni edukacyjnej, która wraz z przełomem XX i XXI w. oraz rewolucją cyfrową domaga się radykalnej zmiany, by utrzymywany w systemie klasowo-lekcyjnym proces nauczania-uczenia się przestał służyć autorytarnemu formatowaniu młodego człowieka, podtrzymując język i nekrofilną politykę oświatową. Od narodzin szkoły modernistycznej kolejne pokolenia uczących się skazane są na wielogodzinne przebywanie w zamkniętych pomieszczeniach, które są w budynkach o nieadekwatnej do zmieniającego się świata i ludzkości strukturze architektonicznej.

 

Jeśli architektura jest sztuką, to miliony budynków szkolnych na świecie nie mają z nią nic wspólnego, gdyż straciły artystyczny wymiar pracy architekta z bryłą i jej otoczeniem, by nadać im indywidualny charakter. Przeważyła tu użyteczność kiczu pod pozorem troski o upowszechnienie edukacji, bo przecież nie wykształcenia. Architektura szkolna straciła cechę sztuki, zamykając przestrzeń ludzkiego życia i działania w czysto geometrycznej formie. Została ona przejęta przez korporacyjną ideologię rzekomej odmienności, a w istocie odtwarza w nowej formie starą użyteczność  przestrzeni w konstrukcjach budynków oświatowych.

 

Pozornie nowe konstrukcje szkół nadal mają służyć zamykaniu uczniów w klasach, a studentów w salach dydaktycznych. Szkoły nie stały się prawdziwym domem, w którym żyją ludzie, gdyż mają być nadal przestrzenią nekrofilną, a nie biofilną. Okrzyknięty rewolucjonistą w architekturze szwajcarski pionier modernizmu Le Corbusier projektował budynki bez kontekstu kulturowego i psychospołecznego, najważniejsza dla niego była bowiem maksymalna wydajność i funkcjonalność budynków z betonu. Te miały być proste, pozbawione własnej stylistyki, jak najtańsze w produkcji maszyny do nauczania.

 

Szkoła w swojej dotychczasowej strukturze architektonicznej wyklucza możliwość stosowania w niej najnowszej wiedzy z zakresu psychologii uczenia się i dydaktyki konstruktywistycznej, gdyż podtrzymuje mit o jej rzekomej reformie, która opiera się na nienaruszalności i niezmienności warunków przestrzennych oprócz wielu innych czynników patogennych w organizacji procesu kształcenia, jego finansowania i normowania pragmatyki nauczycielskiego zawodu.

 

Nauczyciel i uczniowie są więźniami przestrzeni, w której jedynie nauczyciel może zabezpieczyć sobie minimum swobody i niezależności, o ile jego zajęcia nie podlegają w danym momencie hospitacji szkolnego nadzoru.

 

Iluzja wolności, twórczości, innowacyjności ma się świetnie dzięki także zamkniętej przestrzeni szkolnej, której zmiany są możliwe bez interwencji centralnych władz oświatowych, ale wymagają rewolucji podmiotów, a więc zmian mentalnych, kulturowych i wolicjonalnych wśród dorosłych odpowiedzialnych za proces kształcenia młodych pokoleń. Konieczne wydaje się otwarcie na wszystkie odcienie barw ludzkiego doświadczenia, które łączy w sobie przestrzeń, język i potencjalną destrukcję.

 

Tak umiera polska szkoła, a wraz z toksyczną polityką oświatową eliminowany jest język nauk o edukacji. Rządzący szkolnictwem mają problem, usiłują bowiem w zastanej od wieków przestrzeni materialnej, fizycznej zobowiązywać nauczycieli do realizowania w niej procesu kształcenia, który nie będzie zgodny z dydaktyką współczesną, ale z oczekiwaniami osób nie mających na ten temat profesjonalnej wiedzy. W końcu ważny jest elektorat popierający władzę, bo zbliżają się kolejne wybory.

 

 

 

Źródło: www.sliwerski-pedagog.blogspot.com