Archiwum kategorii 'Artykuły i multimedia'

Nasza dzisiejsza propozycja lektury pochodzi ze strony  OK. NAUCZANIE i jest to, oczywiście, tekst Danuty Sterny – jak zawsze z jej rysunkiem:

 

Rysunek: Danuta Sterna

 

10 strategii pomocy przemęczonym uczniom 

 

Uwaga, skupianie się i zapamiętywanie są w dużej mierze zależne i kontrolowane przez nasze emocje. Kiedy uczniowie są przemęczeni lub atakowani wieloma bodźcami i zadaniami, to emocje kierują ich w kierunku obrony przed strasem, czyli do walki, ucieczki lub wyłączenie się. Mózg nie może być wtedy aktywny i skupiony na zadaniu.

 

Potrzebne jest poczucie bezpieczeństwa, kompetencji i więzi ze środowiskiem. Jeśli te potrzeby nie są zaspokojona, to człowiek niepokoi się, jest zestresowany wybucha złością, zachowuje się nieodpowiednio lub odmawia współpracy.

 

Poniżej 10 sposobów na udzielanie pomocy przeciążonym uczniom.

 

1.Bądź dostępny w każdej chwili. Pytaj uczniów: Czego potrzebujesz?; Jak możemy przez to razem przejść?. Czasami wystarczy dotknięcie ramienia, aby uczeń wiedział, że nauczyciel jest w pobliżu gotowy do pomocy. Daje to poczucia bezpieczeństwa i wspólnoty.

 

2.Poproś uczniów, aby zakreślali te fragmenty, które są dla nich niejasne. Najlepiej, gdy uczniowie widzą, jak sam to robisz i wtedy cię naśladują. Pozwala to na wyjaśnianie wątpliwości na bieżąco i nie tworzą się luki w wiedzy.

 

3.Podziel materiał na części i skupiaj się na każdym kawałku. Jeśli nauka polega na zapoznaniu się z tekstem, to rób przerwy nawet po jednym akapicie. W przerwie omów z uczniami, co przeczytali, wyjaśnij nowe słownictwo. To pozwala z większą łatwością kodować nową wiedzę.

 

4.Wykorzystaj czas na podsumowanie. Możesz zadać uczniom pytanie: Jak myślisz, co warto zapamiętać z tego tematu? Co twoim zdaniem z tego tematu przyda ci się w przyszłości? Jak mógłbyś wytłumaczyć to zagadnienie komuś innemu? Jakie pytania ci się nasuwają? Co było dla Ciebie trudne? Podsumowanie daje uczniom poczucie kompetencji – nauczyliśmy się.

 

5.Wspólna refleksja. Możecie stworzyć wspólną refleksję, zapisując odpowiedzi uczniów na zadane im pytania związane z tematem. Możesz zapisywać odpowiedzi uczniów na tablicy (wtedy jesteś jedynie rejestratorem) lub poprosić ich o zapisanie odpowiedzi na przylepnych karteczkach powieszenie na plakacie na ścianie. Refleksja jest niezbędna dla efektywnego procesu uczenia się.

 

6.Zaplanuj i przedstaw uczniom plan uczenia się: cel, kryteria sukcesu i planowane kolejne kroki. Uczniowie lepiej się uczą, gdy znają cel.

 

7.Postaraj się, aby uczniowie widzieli sens tego, czego się uczą. Pytaj ich z czym im się poznawana wiedza kojarzy, do czego jest to podobne. Postaraj się, aby uczniowie widzieli, że im się wiedza nowa przyda w przyszłości. Zadawaj im pytania kluczowe, na które sami będą chcieli uzyskać odpowiedź. To uruchamia ciekawość uczniów.

 

8.Ogranicz ocenianie przy pomocy stopni, przejdź na oceniania przy pomocy informacji zwrotnej. Daje to poczucie bezpieczeństwa uczniów i pomaga im poprawić ich pracę.

 

9.Organizuj pracę uczniów w parach i grupach. Pozwól uczniom na współpracę, to buduje więź pomiędzy uczniami i przynależność do grupy.

 

10.Pozwalaj uczniom na samodzielność i popełnianie błędów. Błąd powinien naturalnie towarzyszyć procesowi uczenia się uczniów. Dawaj uczniom wybór i dbaj o poczucie autonomii.

 

 

Inspiracja   artykułem   Lori Desautels

 

 

 

 

Źródło: www.oknauczanie.pl

 



Oto najbardziej „na czasie” zaprezentowany tekst, który wczoraj (5 maja 2024 r.) zamieścił na swoim fb profilu Mikołaj Marcela:

 

 

 LIST PRZED MATURAMI

 

Drodzy Rodzice, niedługo rozpoczną się egzaminy Waszych dzieci. Na pewno martwicie się o to, czy pójdzie im na nich dobrze.

 

Proszę jednak, abyście pamiętali, że pomiędzy tymi, którzy zdają te egzaminy, siedzą artyści, którzy nie muszą rozumieć matematyki. Przedsiębiorcy, którzy nie dbają o historię i literaturę angielską. Muzycy, których nie obchodzą oceny z chemii. Przyszli sportowcy, których sprawność fizyczna jest dla nich bardziej istotna niż oceny z fizyki.

 

Jeśli Wasze dzieci uzyskają znakomite wyniki, to świetnie. Ale jeśli ich nie osiągną, proszę, nie odbierajcie im pewności siebie i godności. Powiedzcie im: „W porządku. To tylko egzamin”. Czekają ich znacznie większe i ważniejsze rzeczy w życiu. Powiedzcie, że niezależnie od wyniku będziecie je kochać, i powstrzymajcie się od oceny.

 

Proszę, zróbcie to, a następnie obserwujcie, jak Wasze dzieci podbijają świat. Jeden egzamin czy niska ocena nie odbiorą im przecież ani ich marzeń, ani ich talentu.

 

I proszę, nie myślcie, że lekarze i inżynierowie to jedyni szczęśliwi ludzie na świecie.

 

x           x           x

 

 

Dyrektor jednej ze szkół przesłał kilka lat temu taki właśnie list do rodziców przed rozpoczęciem egzaminów. I myślę, że przed rozpoczęciem matur warto wrócić do tych słów. Bo to tylko egzamin – który o niczym ostatecznie nie decyduje i który przecież zawsze można poprawić.

 

Wiemy też doskonale jako osoby dorosłe, że na pewno nie jest to najważniejszy egzamin w życiu człowieka. Co więcej, pod wieloma względami jest on w dzisiejszym świecie zbędny, więc po prostu podejdźcie do niego na spokojnie. Tym bardziej że poczynając od wtorku Waszym dzieciom na pewno przyda się ten Wasz spokój i dobre słowo niezależnie od wszystkiego…

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/mikolajmarcela.oficjalna.strona/

 

 

 

 

 

 



Po dłuższej przerwie w zamieszczaniu nowych tekstów, kolega Pytlak uporał się ze smutną  sytuacją, jaką była dla Niego śmierć  Ojca, i dokładnie 1 maja zaprezentował na swoim blogu obszerny tekst, podejmujący najbardziej teraz aktualny temat, jakim od dłuższego czasu jest informacja MEN o pracach nad odchudzeniem podstaw programowych. Odsyłając do całego opracowania na stronę „Wokół Szkoły” proponujemy lekturę kilku, subiektywnie wybranych, jego fragmentów:

 

 

 

Edukacja jest polityczna i co z tego ostatnio wynikło

 

W bańce informacyjnej zwolenników radykalnych zmian w edukacji rozprzestrzenia się fala oburzenia projektem „odchudzonych” podstaw programowych, ogłoszonym przez MEN w celu publicznych konsultacji. Głosy niezadowolenia docierają zewsząd i dotyczą bodaj wszystkich przedmiotów nauczania, ale najgłośniej rezonują zmiany zaproponowane w liście lektur. To gorący temat, bowiem kształcenie polonistyczne jest tradycyjnie oparte w naszym kraju na historii literatury, a w jego tle pokutuje wizja sienkiewiczowskiego latarnika, odkrywającego w książkach swoją narodową tożsamość. Na dokładkę wszyscy kiedyś chodzili do szkoły i każdy podczas lekcji przerabiał lektury, stąd wiele osób czuje potrzebę wyrażenia opinii na ten temat.

 

Kamieniem obrazy okazała się rozbieżność ogłoszonego projektu z jego pierwotną wersją, poddaną w lutym tak zwanym prekonsultacjom. Okazało się bowiem, na przykład, że przywrócono wcześniej skreśloną „Odprawę posłów greckich”, dorzucono „Chłopów”, a okrojenie wykazu pozycji obowiązkowych skompensowano z naddatkiem wydłużeniem listy lektur uzupełniających. Owszem, na tej ostatniej znalazły się nieobecne wcześniej utwory literatury współczesnej, ale w ogólnym rozrachunku – stosując modną dzisiaj w polityce retorykę – zapowiadana bomba okazała się mokrym kapiszonem. Nad oburzoną częścią środowiska oświatowego zawisło leninowskie pytanie: co robić?!

 

Inicjatywę zorganizowania protestu  i działania na rzecz pożądanych zmian podjął Dariusz Martynowicz, Nauczyciel Roku 2021, wraz z piątką innych znanych w sieci specjalistów od nauczania języka polskiego. W ramach „Buntu polonistek i polonistów!” przygotowali oni internetową petycję „Grzeczni… to już byliśmy!”. Sygnatariusze żądają realnych (i bardzo konkretnych) cięć i korekt dotyczących lektur, w tym likwidacji listy pozycji uzupełniających, a dodatkowo – zmian kadrowych w Centralnej Komisji Egzaminacyjnej oraz zaproszenia do pracy nad nowymi podstawami programowymi „uznanych w środowisku polonistycznym ekspertów i ekspertek – nauczycieli języka polskiego”.

 

Przyznam uczciwie, że nie mam pełnego przekonania do tej inicjatywy. Z lekturami zawsze był kłopot. Nie inaczej wyglądało to podczas prekonsultacji, kiedy media społecznościowe pęczniały wręcz od ścierających się opinii – ktoś chciał wyrzucić taką czy inną pozycję, ktoś inny bronił jej niczym niepodległości, i tak wkoło Macieju. Pod adresem MEN, tylko w odniesieniu do języka polskiego, wpłynęło kilkanaście tysięcy (!) uwag i wniosków, głównie właśnie na temat lektur. Głęboko współczułem zespołowi odchudzającemu, bo wiadomo było z góry, że efekty jego pracy mało kogo zadowolą. I tak właśnie się stało.

 

Jeśli chodzi o postulowane w petycji sprawy personalne, to zwolnienie szefa CKE, Marcina Smolika było przedmiotem tylu różnych apeli, że jego trwanie na stanowisku najwyraźniej ma jakieś drugie dno, niedostępne dla maluczkich. Już jednak obecność pracowników Komisji w poszczególnych zespołach przedmiotowych broni się względami pragmatycznymi. Po prostu podstawy programowe są ściśle powiązane z wymaganiami egzaminacyjnymi. Nie sądzę też, by dobór pozostałych członków zespołu polonistycznego był dokonany niewłaściwie. Znam osobiście dwie spośród pięciu osób podpisanych pod projektem poddanym prekonsultacjom i mogę zaręczyć, że z racji kwalifikacji oraz bogatego doświadczenia w pracy z uczniami w pełni zasługują na miano ekspertów. Jeśli efekt „odchudzania” wypadł źle, widziałbym w tym raczej skutek błędów popełnionych na poziomie politycznym. I o tym napiszę za chwilę.

 

Niezależnie jednak od okoliczności, przedstawiona do publicznych konsultacji lista lektur jest zdecydowanie zbyt obszerna, więc każdą formę presji, by na dalszym etapie prac realnie ją skrócić, należy uznać za wskazaną. Zachęcam zatem do zapoznania się z treścią petycji „zbuntowanych” polonistów i ewentualnego dania wyrazu obywatelskiemu zaangażowaniu poprzez złożenie pod nią podpisu. Dokument dostępny jest pod linkiem: Manifest polonistów – więcej realnych cięć w podstawie programowej! – Petycjeonline.com.

 

x             x             x

 

Biorąc od lat udział w publicznej debacie na temat edukacji, nie zebrałem dobrych doświadczeń ze światem polityki. Poniosłem sromotną porażkę w próbie zaapelowania do opozycyjnych parlamentarzystów poprzedniej kadencji o uzgodnienie wspólnego programu dla edukacji, by wyjąć go z obszaru bieżących sporów. Jedyna posłanka, która w ogóle zareagowała, zadała mi w rozmowie telefonicznej pytanie, kogo reprezentuję. Gdy odpowiedziałem, że siebie i około dwóch setek osób podpisanych pod apelem, obiecała kontakt w ciągu kilku dni i… więcej się nie odezwała. Zrozumiałem, że w jej uszach moje słowa zabrzmiały jak „nikogo”. Niezrażony ową lekcją pokory, jakiś czas później zaangażowałem się, zresztą w duecie z Dariuszem Martynowiczem, w napisanie listu otwartego do prezydenta Andrzeja Dudy w obronie autonomii szkół niepublicznych, na którą dybał minister Czarnek. Tym razem podpisów zebraliśmy ponad 700, ale efekt był identyczny, czyli żaden. Nawet słowa odpowiedzi z kancelarii głowy państwa.

 

Mimo takich doświadczeń, wynik wyborów powitałem z entuzjazmem, a także pewną nadzieją, że nowa władza zechce wykorzystać moją wiedzę i doświadczenie. W końcu za czasów opozycji anty-PiS zapraszano mnie do różnych inicjatyw; dość często wypowiadałem się również w mediach. Nie marzyła mi się kariera oświatowego urzędnika, ale chciałem po prostu móc posłużyć czasem radą. Szybko jednak pojąłem, że nie ma na to zapotrzebowania. Pozostało mi spokojnie obserwować działania nowego rozdania rządzących, dzięki czemu odebrałem kilka lekcji, którymi się tutaj podzielę.

 

Czytaj dalej »



W przededniu Święta Konstytucji 3 Maja, proponujemy obszerne fragmenty (i link do pełnej wersji) tekstu, zamieszczonego dzisiaj – 2 maja 2024 r. – na portalu OKO.press.

 

Autorem tego tekstu jest Aleksander Pawlicki – nauczyciel historii, wiedzy o społeczeństwie, filozofii i retoryki. Pracuje w 2 Społecznym Liceum Ogólnokształcącym z Oddziałami Międzynarodowymi im. Pawła Jasienicy STO w Warszawie. Jest autorem programów szkolnych i podręczników. Współtworzył podstawę programową w 2008 roku,

 

Foto: www.szkolaedukacji.pl

 

Aleksander Pawlicki

 

 

Edukacja obywatelska, czyli jaka? „Cała szkoła powinna być edukacją obywatelską”

 

[…]

 

 

Jak zawsze wtedy, gdy dorośli nie potrafią poradzić sobie z jakimś problemem, oczy wszystkich kierują się na szkołę. „No bo trzeba zacząć od edukacji” – to mantra, która zazwyczaj sygnalizuje bezradność, a nie jest świadectwem poważniejszego namysłu. Nie dziwi więc, że dyskusje o stanie naszej demokracji prędzej czy później docierają do miejsca, gdzie winnymi okazują się nauczyciele i nauczycielki wiedzy o społeczeństwie, nawet jeśli badania wskazują, że pomiędzy wdrożeniem programów edukacji obywatelskiej a obywatelskim zaangażowaniem nie ma żadnej wyraźnej pozytywnej korelacji.

 

„Pedagogizm”, czyli traktowanie szkoły jako uniwersalnego lekarstwa na każdą bolączkę społeczną, niewiele pomaga choremu społeczeństwu, ale skutecznie zabija szkołę, w jej najcenniejszej odsłonie – scholé, czyli czasu wolnego. Goethańska fraza „pozwólcie mi wydawać się, zanim się stanę” przypomina, że ktokolwiek chce zrobić ze szkoły narzędzie do podtrzymywania zmurszałej przeszłości lub do wykuwania świetlistej przyszłości, ten zniewala uczniów i uczennice, odbiera im scholé, niezwykłe tu i teraz, które samo w sobie jest edukacją obywatelską, przygodą i ryzykiem kształcenia ludzi wolnych.

 

Cała szkoła powinna być edukacją obywatelską, na każdej lekcji z osobna i jako całościowe doświadczenie uczestnictwa we wspólnocie.

 

Tak patrząc – rola przedmiotu dotychczas zwanego wiedzą o społeczeństwie sprowadza się do cennego wkładu w takie większe dzieło.

 

Stąd też nie powinien łudzić się autor czy autorka choćby najwspanialszego curriculum tego przedmiotu, że coś zdziała, jeżeli obok rozporządzenia o podstawach programowych nie odmienią się jednocześnie prawa regulujące zarządzanie szkołą czy ocenianie. Po co kwiatek u kożucha? Albo: po co lać młode wino do starych bukłaków?

 

Gdyby jednak raz jeszcze zobaczyć szkołę – scholé w całej jej krasie, to czego byśmy chcieli od lekcji z edukacji obywatelskiej w takim miejscu?

 

Jakiej edukacji obywatelskiej nam trzeba?

 

Najpierw z ostrożnością potraktować wypada obiegowe wezwania typu: rozwijajmy kluczowe kompetencje XXI wieku, pośród których prym ostatnio wiedzie myślenie krytyczne. Jeżeli w parze z tym pomysłem idzie teza „porzućmy encyklopedyzm”, to już wiemy, że są to pobożne bzdury. Badania, choćby Daniela Willinghama, wskazują, że żadne myślenie krytyczne nie istnieje – owszem istnieje natomiast krytyczne myślenie o społeczeństwie albo krytyczne myślenie o stosunkach międzynarodowych, które wymaga intelektualnej dyscypliny, rozważnej analizy i… zawsze niemałej wiedzy o dziedzinie.

 

Jakiej więc wiedzy dziedzinowej nam trzeba? Gdyby kto spojrzał na obecne podstawy programowe, ten zobaczy porządny kurs uniwersyteckich politologii oraz prawoznawstwa z elementami innych nauk społecznych. Wybór może nie najgorszy, ale kto spojrzy na liczbę godzin do dyspozycji uczących się, ten pojmie, że trzeba wybierać. Zasadnicze wybory, co do zakresu wiedzy (wybory trudne, bo często między dobrymi rzeczami), opisałbym tak:

 

Czytaj dalej »



Postanowiliśmy nie zaznaczać w jakiś specjalny, uroczysty sposób nie tylko 20 rocznicy wejścia Polski do Unii Europejskiej, ale także Święta Pracy, Święta Konstytucji 3 Maja, ani tym bardziej Dnia Flagi. Przyjęliśmy wersję „majówki” – nie będziemy zakłócać w te dni Waszego spokoju kolejnymi tekstami.  Ale jeden,  za to na całe trzy dni, przedstawiamy, gdyż jest on doskonałym tłem socjologicznym do zbliżających się egzaminów maturalnych.

 

 

Na portalu „pulsHR.pl” zamieszczono w poniedziałek 29 kwietnia 2024 r. obszerną informację o wynikach sondażowego badania planów życiowych 17 – 19-latków na czas po ukończeniu szkoły ponadpodstawowej. Oto fragmenty tego tekstu:

 

 

Uzależniają poczucie szczęścia od sukcesów w pracy. Chcą czuć satysfakcję i mieć kasę

 

 

 

[…]

 

Z przygotowanego w ramach Ogólnopolskiej Sieci Edukacyjnej przez Thinkstat badania  „Aspiracje edukacyjne i zawodowe uczniów szkół średnich” wynika, że młodzież optymistycznie postrzega swoją przyszłość zawodową – ponad trzy czwarte badanych ocenia ją pozytywnie.

 

Nasze najnowsze badanie pokazuje, że pokolenie, które korzystało z usług OSE (program działa od 7 lat – red.) i było uczestnikiem cyfrowych przemian, nie boi się nowych wyzwań i chce stawiać na siebie. Pokazuje też, że program edukacji szkolnej nie zawsze odpowiada na jego potrzeby. Za zmieniającymi się pod wpływem technologii trendami powinien więc nadążać sposób nauczania. W OSE diagnozujemy te przemiany i pokazujemy, że ważną ścieżką w edukacji jest mądre i odpowiedzialne wykorzystanie internetu i narzędzi cyfrowych – mówi Maciej Dudkiewicz z NASK, dyrektor Pionu Zarządzania Programem OSE.

 

W trakcie badania szukano odpowiedzi na pytania o edukację, przyszłość zawodową czy plany migracyjne w przyszłości. O planach na przyszłość opowiedziało ponad 16 tys. uczniów ostatnich klas szkół średnich (w wieku 17-19 lat). Jak widzą swoją przyszłość? […]

 

Czterech na dziesięciu (43,9 proc.) uczniów po ukończeniu szkoły średniej zamierza jednocześnie kontynuować naukę i pracować. Na wybór jednej z tych ścieżek decyduje się co piąty respondent – kontynuacja nauki (19,8 proc.), podjęcie pracy (20 proc.).

 

Na pracę po zakończeniu szkoły stawiają głównie młodzi mężczyźni. Na pytanie „Co zamierzasz po ukończeniu szkoły ponadpodstawowej?” 31 proc. z nich odpowiedziało, że zamierza podjąć pracę (17,4 kobiet). Młode kobiety stawiają głównie na łączenie nauki i pracy – 57,8 proc. vs. 44.1 proc.

 

 

 

Psychologia, informatyka i zarządzanie w TOP3 najchętniej wybieranych studiów

 

 

[…]

 

 

Szczęście uzależnione od osiągnięcie celów zawodowych  

 

Prawie 80 proc. uczniów ostatnich klas szkoły średniej uzależnia swoje szczęście od osiągnięcia celów zawodowych.

 

Przeważająca większość z nich chce ze swojego przyszłego zawodu czerpać satysfakcję (76,5 proc.) oraz otrzymywać wysokie wynagrodzenie za wykonywaną pracę (71,3 proc). Najrzadziej zależy im na tym, by zawód dawał im możliwość wpływu na otoczenie i budował ich szacunek w społeczeństwie. […]

 

Uczennice ostatnich klas szkół ponadpodstawowych nieco częściej niż uczniowie chcą, by wykonywanie przyszłego zawodu wiązało się z pomaganiem innym ludziom. Prawie co piąta uczennica (19,4 proc.) wskazuje, że spełnienie tego warunku przyniesie jej zadowolenie z wykonywanej pracy. Tego samego zdania jest tylko co dziewiąty (11,3 proc.) uczeń. […]

 

 

Cały tekst „Uzależniają poczucie szczęścia od sukcesów w pracy. Chcą czuć satysfakcję i mieć kasę”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.pulshr.pl/edukacja

 

x           x           x

 

 

Zainteresowanych zapoznaniem się z raportem badania „Aspiracje edukacyjne i zawodowe uczniów szkół średnich” odsyłamy na stronę portalu OSE IT-Szkoła. Dla zachęty zamieszczamy poniżej spis treści i wstęp:

 

 

SPIS TREŚCI

 

 

WSTĘP

 

Badanie „Aspiracje edukacyjne i zawodowe uczniów szkół średnich zostało zre-
alizowane we wrześniu i październiku 2023 r. metodą wywiadów wspomaganych
komputerowo CAWI (ang. Computer-Assisted Web Interview) – do realizacji badania
wykorzystano oprogramowanie Webankieta.

 

Zastosowano dobór kwotowy, gdzie wyróżniono trzy warstwy: województwo, typ
szkoły i numer klasy, do której uczęszczał uczeń biorący udział w badaniu – zgodnie
z danymi opracowanymi na podstawie Spisu Informacji Oświatowej (SIO, dostępne-
go na stronie https://dane.gov.pl, stan na 13 lutego 2023; rok szkolny 2022/2023).
Przed analizą danych dokonano korekty za pomocą wag dla zebranych w badaniu
obserwacji, przy użyciu stratyfikacji ex-post.

 

Badanie zrealizowano w dwóch etapach. W pierwszej kolejności do przedstawicieli
szkół została wysłana wiadomość e-mail z listem, w którym zaprezentowano cele
badania, podkreślono znaczenie projektu oraz skierowano prośbę o dystrybucję
linku do ankiety wśród młodzieży:

-czwartej klasy liceum,
-czwartej klasy technikum,
-trzeciej klasy szkoły branżowej I stopnia.

 

W kolejnym kroku, ze względu na duże zainteresowanie uczniów sondażem,
należało z bazy danych usunąć osoby, które nie spełniały kryteriów uczęszczania
do ostatniej klasy danego typu szkoły, a pozostawiono dominanty dwóch kohort
wiekowych dla danego typu szkoły. Tym samym w badaniu udział wzięli starsi
uczniowie w wieku 17–19 lat. Kwestionariusz zawierał 16 pytań oraz dane
socjodemograficzne (metryczkowe). Łącznie do analizy danych zakwalifikowano
N=16 890 ankiet. […]

 

 

 

Cały Raport –  TUTAJ

 

 



Dzisiaj postanowiliśmy udostępnić  fragmenty obszernego tekstu, zaczerpniętego ze strony blogów CEO,  autorstwa Przemysława Kluge – eksperta d.s. rozwoju dyrektorów, który podczas swej 32-letniej kariery w edukacji był bibliotekarzem, nauczycielem, dyrektorem szkoły (publicznej i prywatnej), trenerem oświatowym i biznesowym, dyrektorem ośrodka ORKE przy WSiP.  Już tytuł tego opracowania wystarczy za jego reklamę:

 

 

O empatii i umyśle

 

Empatia to zdolność do rozumienia, identyfikowania się emocjonalnie i współodczuwania uczuć, potrzeb czy stanowisk innych osób. To umiejętność wczuwania się w doświadczenia innych ludzi, rozumienia ich stanu emocjonalnego oraz reagowania na te potrzeby zgodnie z wspomnianą wyżej identyfikacją.

 

Współczesna neurobiologia wskazuje nawet fizjologiczny komponent empatii w postaci neuronów lustrzanych, które pozwalają ssakom rozpoznawać intencje innych osobników dzięki obserwacji ich zachowań, a ludziom, empatyzować. Tego wątku nie rozwinę, ale to dość, by uzasadnić najważniejsze tu rozstrzygnięcie. Nie chcemy zajmować się tu powinnościami ludzi, których przy pomocy słowa empatia zachęca się do przyjmowania cudzego punktu widzenia lub pomagania. Spróbujemy zobaczyć empatię jako swego rodzaju moc umysłu pozwalającą adekwatnie i z korzyścią dla wszystkich stron reagować i decydować.

 

Inna ważna domena to samoświadomość. Nie jest z empatią ściśle powiązana ale stanowi warunek czegoś, co nazwiemy na nasz użytek dojrzałą empatią – dojrzałą, czyli świadomą i dająca szansę na wybór najbardziej optymalnego działania w kontekście stanu i doświadczeń innych ludzi. To już sfera, w której same emocje i współodczuwanie mogą nie wystarczyć. Potrzebna będzie przytomność umysłu i logika, pozwalające obrobić dane płynące z empatii. Samoświadomość pozwala zatem zachować dystans i rozumować, odróżniając własne emocje od tych wzbudzonych towarzyszeniem człowiekowi w kłopocie.

 

Zajmiemy się wreszcie tak zwaną decentracją, nazywaną czasem empatią poznawczą, zapewniającą zdolność do dostrzegania cudzego punktu widzenia, motywacji i sposobu myślenia.

 

 Ta triada:

-empatia,

-samoświadomość,

-decentracja.

 

To fundamenty empatycznego przywództwa.

 

Dojrzałość i niedojrzałość empatii

 

Gdy przeciwstawiam dojrzałość, niedojrzałości, zdaję się sugerować radykalne wartościowanie. To co dojrzałe, jest dobre, a to co niedojrzałe – złe. Nie jest to moją intencją. Empatia niedojrzała to empatia naturalna, właściwa małym dzieciom, ale także – jak się dalej okaże – dorosłym. Jest naszym wyposażeniem biologicznym. Nieco zabawne, ale przekonujące porównania mówią o empatii lustrzanej i bliźniaczej. Lustro odbija i empatia odbija – jak lustro.

 

Czuję to, co drugi, którego widzę i słyszę. Dziecko słyszące płacz dziecka, zaczyna płakać. Ale każdy, kto myśli, że tylko dzieci tak mają, niech przypomni sobie wzruszający film i łzy na własnych policzkach. Bliźniactwo to empatyczna reakcja: ktoś cierpi, więc pomogę. Małe dziecko chce pomóc i przynosi płaczącemu to, co pomaga jemu – np. własną zabawkę. Może też przyprowadził własną mamę, ale to nie zawsze pomaga, bo mama nie ta.

 

A jak z dorosłymi? Czytelniku, czytelniczko! Czy zdarzyło Ci się stabilizować rozzłoszczonych komunikatem “proszę się uspokoić!” To nic innego niż strategia bliźniaka: mam doświadczenie, że mnie samemu pomaga dystans – więc i jemu pomoże… (to dodatkowo bierna agresja, ale o tym innym razem). A może zdarzyło Ci się pocieszać kogoś po rozstaniu słowami “nie ten/ta, to znajdzie się inny/inna”? Mówię, bo emocjonalnie nie jestem w świecie jednej/jedynego tylko wartości wymiennych. […]

 

Ilekroć zatem będzie mowa o dojrzałej empatii, nie należy zapomnieć, że te mniej dojrzałe formy bywają potrzebne w budowaniu dobrych relacji i więzi oraz w byciu wspierającym dla innych. Dalej opiszemy życie dyrektorskie w języku różnych form empatii. Skupimy się na tych najdojrzalszych, które stanowią wyzwanie nie tylko emocjonalne, ale też wymagają rozumienia siebie i innych.

 

Co daje i zabiera empatia

 

Dyrektor “lustro” i dyrektorka “bliźniaczka” – w znaczeniu, jakie nadaliśmy tym słowom wyżej – to pozornie paradoks. Wydaje się, że z tą funkcją nie licuje uleganie emocjom i nie całkiem racjonalne formy reagowania na zachowania innych ludzi.[…]

 

Dobra praktyka:

 

Po trudnym spotkaniu zadaj sobie poniższe pytania, a odpowiedzi wykorzystaj przy następnym spotkaniu:

-Co czułem, co czułam w tej sytuacji?

-Jakie zachowania innych wpływały na moje emocje?

-Które emocje mogły pochodzić z empatii?

-Jak to wpływało na moje myśli o innych uczestnikach spotkania?

-Na jakie zachowania miałam ochotę?

-Co ostatecznie zrobiłam?

-Co pomagało mi przytomnie myśleć?

 

Można założyć, że najważniejszym narzędziem w zarządzaniu szkołą jest dyrektorka, a więc świadomość, jak to narzędzie (dyrektor, dyrektorka) działa, jest ważne z punktu widzenia skuteczności zarządzania. Właśnie do tego służą tego rodzaju praktyki.

 

Zadawanie sobie takich pytań wymaga wprawy i przełamania nawyku pomijania tej sfery pragmatyki działania w refleksji, jako oczywistej albo nawet abstrakcyjnej. Dzięki tym pytaniom jesteśmy w stanie wejrzeć w siebie i zyskać większą kontrolę nad zachowaniami, zwłaszcza w trudnych sytuacjach. […]

 

Decentracja

 

Powyższy przykład pokazuje działanie tzw. empatii poznawczej. To zdolność do wyobrażenia sobie punktu widzenia drugiej strony i jej motywacji do chronienia swoich ważnych interesów. I do takich praktyk zachęcamy.

 

Doświadczone osoby pełniące funkcje dyrektorskie mają z pewnością zdolność intelektualną do tego, by wniknąć w motywację drugiej strony. Nie chodzi nam zatem o wyćwiczenie w tej mierze umysłu. Chodzi raczej o dopuszczenie do siebie myśli, do których mamy intelektualny dostęp.

 

Gdy czuję złość lub strach i nie mam nawyku samoobserwacji, mogę ulec motywacjom zapewniającym realizację potrzeby bezpieczeństwa na skróty. Mogę wypierać potrzebę rozmowy z kimś, kto zachowuje się jak agresor. Mogę uznać kogoś takiego za niegodnego rozmowy. Mogę przypisać tej osobie brak zdolności do zrozumienia sytuacji. To jednak mogą być, choć nie muszą, strategie realizujące nasze interesy chronienia siebie wprost związane z emocjami.

 

Jeśli sytuacja obiektywnie nie wygląda na groźną, może warto uszanować swoje emocje, zobaczyć je, zadbać o siebie tak by mogły nieco opaść i pozwolić działać umysłowi i doświadczeniu w interesie swoim i trudnego rozmówcy.

 

Procedura wglądu w siebie w trudnej sytuacji

 

1.Zobacz swoje emocje i uszanuj je – są po to by cię chronić.

 

2.Oddziel własne od tych z empatii.

 

3.Decentruj – wyobraź sobie przyczyny i motywacje rozmówcy.

 

4.Pomóż rozmówcy obniżyć napięcie.

 

5.Zainicjuj rozmowę, żeby sprawdzić swoje hipotezy i potrzeby rozmówcy.

 

 

Zachęcamy do rozpoczęcia takiej pracy.

 

 

 

Cały tekst „Czy dyrektor szkoły powinien być empatyczny”  –  TUTAJ

 

 

Źródło: www.ceo.org.pl

 

 

 

 



Poszukując tekstu na dzisiejsze przedpołudnie trafiliśmy na Fb profil Wiesława Mariańskiego, a tam zobaczyliśmy tekst, który zaczerpnął on z profilu Doroty Wójcik-Hetman – o której nie mogliśmy się niczego dowiedzieć „kto zacz”, ale co do której wszelkie wątpliwości rozwiane zostały po zapoznaniu się z wykazem jej znajomych na Fb. A to zmotywowało nas do dalszych poszukiwań informacji o niej, uwieńczonych sukcesem.

 

Oto informacja, zaczerpnięta ze strony portalu „Dobre Kadry”:

 

Nauczyciel z ponad czterdziestoletnim doświadczeniem w pracy pedagogicznej. Ponad 20 lat na stanowisku dyrektorskim w szkołach podstawowych i przedszkolu. Obecnie aktywnie działa jako prezes i członek honorowy w Stowarzyszeniu Dyrektorów Wrocławskich Szkół Podstawowych. Opracowała i wdrożyła wiele warsztatów i szkoleń dla nauczycieli. Autorka i współautorka innowacyjnych programów edukacyjnych dla uczniów. Jako dyrektor szkoły zawsze utrzymywała wysoki poziom edukacji, zachęcając nauczycieli do korzystania z innowacyjnych i kreatywnych form i metod pracy z uczniami.

 

 

Oto tekst, zamieszczony przez panią Dorotę Wójcik-Hetman na jej profilu w dniu 25 kwietnia:

 

 

Będzie długo… ale jestem bardzo zła.

 

Polska edukacja idzie po równi pochyłej w dół. Straciłam już nadzieję, że możliwy jest jej rozwój. To chyba musi skończyć się tak, jak to w zeszłym roku powiedziałam w jednej z dyskusji w Radio Wrocław: „ nie ma czego odbudowywać, trzeba wszystko zburzyć i zbudować od nowa”. I niestety, jestem tego pewna. Im szybciej to runie tym lepiej.

 

W celu poprawy jakości kształcenia nadbudowuje się na tej wątłej konstrukcji nowe elementy. A tu fundamentów przecież nie ma! Podejmowane są działania od tzw „d..y strony”. Zaczyna się od zmian w podstawach programowych, a dopiero potem wprowadza się np. nowy przedmiot edukacji zdrowotnej. Wszystko chyba tylko po to, aby pokazać, że „coś się robi”. Tylko to jest jak para w gwizdek. Tak, edukacja zdrowotna jest bardzo ważna i potrzebna. Ona jest w Polskich szkołach, tylko niedofinansowana, przyklejona w postaci różnego typu projektów. Realizowana jakże często w czynie społecznym przez dyrektorów i nauczycieli pasjonatów. Ale po co zaraz nowy przedmiot? No chyba po to, aby uczelnie mogły sobie znowu dorobić do pensji na tworzeniu nowych kierunków, bo przecież nowy przedmiot, to nowe kwalifikacje, których będzie się wymagać od nauczycieli. Tak więc kasa z jednego resortu dofinansuje drugi resort. A jak zabraknie, to nauczyciel dopłaci, bo ma się kształcić i już. Nie wiem dlaczego mnie wydaje się to takie proste: przeanalizować podstawy programowe z wychowania fizycznego, biologii i wychowania do życia i tam sensownie zaplanować edukację zdrowotną.

 

Mówi się o przeciążeniu uczniów nauką (ach te zadania domowe. To następny sztuczny problem!), ale jakoś nikt nie mówi o przeciążeniu pracą nauczycieli! Może za chwilę, gdy już ich nie będzie, to ktoś się obudzi… z ręką w nocniku. Po co tworzyć nowy przedmiot? Może zastanowić się, które przedmioty w szkole podstawowej nie są potrzebne? Może warto połączyć je w bloki? I w ten sposób odciążyć ucznia, zmniejszając zajęcia z wiedzy niepotrzebnej na tym etapie? Bo co tak naprawdę jest ważne na poziomie szkoły podstawowej? Pisanie, czytanie, prosta matematyka, języki obce, ogólna wiedza o człowieku, życiu i świecie, a nade wszystko umiejętność funkcjonowania w zespole, poznawania siebie, umiejętności tworzenia relacji, rozwój aktywności sportowych, społecznych i artystycznych. Po prostu, sztuka budowania swojego JA.

 

Polska edukacja nigdy nie będzie szła w górę dopóki nie zostanie dobrze dofinansowana (i nie tylko o wynagrodzenia nauczycieli tu chodzi, ale priorytety, które powinny być ważne dla każdego Polaka, o programy, narzędzia, metody, kształcenie od podstaw w zawodzie nauczycielskim po nowemu. Może na tym skupiłyby się uczelnie? Róbcie Państwo lepiej to co robicie, a nie wymyślajcie nowych kierunków). Nie ma ciągle wizji tego, jaka powinna być edukacja w naszym kraju. Dlaczego? bo tak naprawdę nikomu na niej nie zależy. Dzisiaj Polska szkoła to zła szkoła. Mówię to z pełną świadomością i żalem, bo oddałam Jej większą część mojego życia.

 

 

Źródło: www.facebook.com/dorota.wojcikhetman/

 



Nie mieliśmy cienia wątpliwości, że tekst, który wczoraj prof. Bogusław Śliwerski zamieścił na swoim blogu powinniśmy udostępnić, bez skrótów, naszym Czytelniczkom i Czytelnikom. Wyróżnienie fragmentów tekstu pogrubioną czcionką – redakcja OE:

 

 

 

 

                                                   Michała Klichowskiego  Efekt NEURO”

 

 

Dawno nie czytałem tak znakomicie napisanej monografii, która spełnia nie tylko formalne wymagania naukowego pisarstwa, ale już od prologu potwierdza swoją treścią, jak ważne i cenne jest kompetentne a interdyscyplinarne podejście do badanych zjawisk.

 

Wywodzący się z nauk humanistycznych i społecznych Autor wzbogacił swoje  kompetencje o wiedzę z neuronauk, odczytując w tej ostatniej potencjał pedagogiczny na rzecz technologicznego wspomagania procesu uczenia się. Krytycznie, refleksyjnie i w sposób udokumentowany badaniami empirycznymi odnosi się do jednego z elementów konstruktywistycznego paradygmatu w edukacji, który ma swoje podstawy w psychologii poznawczej od lat 50. XX wieku, ale nieobecnej w kształceniu młodych pokoleń w szkolnictwie publicznym.

 

Dociekliwe spojrzenie nań z perspektywy trafnie odczytanego zjawiska uwiedzenia znajduje tu swoje logiczne, metodologicznie uzasadnione podejście. Ma ono charakter demistyfikacji neuronauk z ich wnętrza jako swoistej mody naukowej, która ma służyć ignorantom do realizacji celów dydaktycznych. Klichowski nie ukrywa, że napisał tę książkę:

 

„(…) zarówno jako uwiedziony neuronauką, ale też neuronauką uwodzący i – poniekąd – drwiący z tego uwodzenia. Choć więc próbując spojrzeć na to wszystko, co wydarzyło się w latach mojej naukowej emigracji niejako z meta-perspektywy, balansuję jednak między fascynacją a krytycyzmem. Chociaż celowo zawieszam moją narrację między stanem, w którym nie pragnę wracać z tej emigracji, a tym, w którym powrotu nie mogę się już doczekać, nie jestem bezstronnym . Zanurzałem się w neuronaukę także emocjonalnie, i jak bardzo o tych emocjach silę się nie pisać, to ukrywać ich wpływu nie mogę”.

 

Rolą nauki jest dociekanie prawdy, a to znaczy, że zanim ją odkryjemy, nie powinniśmy nie dostrzegać wiedzy, której upowszechnianie w klimacie zachwytu coraz bardziej oddala nas od niej. Przeprowadzone badania i sposób udokumentowania ich wyników przez uczonego, który nie jest outsiderem w odniesieniu do badanej problematyki, sprawia, że wytwarzany w tej pracy zasób argumentacji generuje kluczowe bezpieczniki dla wiarygodności pedagogiki jako nauki.

 

Po raz pierwszy bowiem otrzymujemy empiryczne dowody tak na stan nieuzasadnionego uwiedzenia neuronauk przez część środowiska akademickiej pedagogiki, jak i jego następstw. Te zaś są istotne z punktu widzenia odpowiedzialności kreatorów wiedzy naukowej i potocznej za jej aplikację w praktyce oświatowej, która obejmuje nie tylko dzieci i młodzież, ale także, a może w tym zakresie – przede wszystkim kadry nauczycielskie.

 

Co ważne, Autor książki nie poprzestaje na odsłonie uwiedzeń i ich także toksycznych następstwach, ale zwraca uwagę na możliwości wyjścia apologetów neuronauk ze stanu uwiedzenia nimi, co wcale nie będzie łatwe. Konieczne jest  przeciwdziałanie powyższej „infekcji” przez potencjalnych jej przyszłych a bezrefleksyjnych fascynatów. Najważniejszym osiągnięciem M. Klichowskiego jako wiarygodnego uczonego-pedagoga (nie użyję tu słowa neuropedagoga, by nie wpisać się w krytykowaną przez niego redundancję  słowotwórczą) jest upomnienie się o uwzględnienie pedagogiki w neurononauce i nauronauki w pedagogice.

 

Rozprawa ma także wątki autobiograficzne i autoetnograficzne, kiedy to jej Autor opisuje swoje doświadczenie stawania się neurobadaczem dochodzącym do tej pozycji po realizowaniu eksperymentów behawioralnych i neuroobrazowych. Wszystko, o czym pisze, nie jest zatem opowiadaniem o czyichś badaniach i ich wynikach, nie jest też bezmyślnym zachwytem nad nimi, ale pogłębioną o własne doświadczenia badawcze ich rekonstrukcją i krytyką, dostrzeganiem w nich potencjału aplikacyjnego, ale i ostrożnym wyciąganiem wniosków.

 

Uczciwie przyznaje, mając przecież za sobą wiele laboratoryjnych neuroeksperymentów z osobami dorosłymi, że nadal niewiele wiemy o interferujących między sobą mechanizmach neuronalnych, a tak modne badania funkcjonalnego obrazowania  metodą rezonansu magnetycznego mają swoje liczne ograniczenia, które odbiegają od wykorzystywanych przez człowieka na co dzień realnych narzędzi. Ostrzega tym samym przed pozorem rozumienia wyników badań opartych na symulacji, neuromodulacji.

 

To ważne, jak Klichowski odnosi się do sztuki prowadzenia badań naukowych, do obowiązujących w nich zasad etycznych i jak istotne jest wspieranie rozwoju młodych naukowców. Absolutnie popieram jego praktykę kreowania kultury akademickiej, która powinna łamać istniejące w kraju konwenanse oddalające większość naukowców od rzetelności, uczciwości i autentycznego zaangażowania w naukę. Potrzeba jest kreowania wspólnot naukowców pasjonujących się dążeniem do prawdy, odkryć, otwartych na niestandardowe podejście do badań.

 

Przewiduję wysokie zainteresowanie tą rozprawą, gdyż fascynuje problematyką i naukową wiarygodnością, a przy tym jest napisana klarownie, by mógł zrozumieć jej treść każdy nauczyciel, wychowawca, a nawet niewykształcony specjalistycznie rodzic. Co ważne, demistyfikacja uwiedzenia pozorem neurodydaktyki powinna uświadomić aplikującym o udział w studiach podyplomowych, kursach, treningach pod tym szyldem, że wydają zbytecznie pieniądze. To będzie naukowy bestseller w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

 

Nareszcie nie jest to publicystyka ani popnauka, która zalewa przestrzeń cyfrową i naukawe konferencje.

 

 

 

Źródło: www.sliwerski-pedagog.blogspot.com



Dzisiaj (26 kwietnia 2024r.) na „Portalu Samorządowym – Portalu dla Edukacji” zamieszczono tekst, którego obszerne fragmenty i link do pełnej wersji udostępniamy poniżej:

 

 

Pozorne działania, wątpliwe efekty. Zmiany w podstawie programowej nie idą w dobrym kierunku

 

 

Foto. oldm.polonistyka.uj.edu.pl

 

Dr hab. Krzysztof Biedrzycki, profesor w Katedrze Krytyki Współczesnej na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz w Instytucie Badań Edukacyjnych w Warszawie

 

[…]

 

We wtorek do konsultacji publicznych skierowano dwa projekty nowelizacji rozporządzeń ministra edukacji w sprawie podstawy programowej. Zgodnie z nimi zakres treści, jakie powinien umieć uczeń, ma być „odchudzony” o ok. 20 proc. „Odchudzona” podstawa ma obowiązywać od nowego roku szkolnego.

 

Odchudzenie podstawy programowej jest zdecydowanie konieczne, ponieważ podstawa z 2017 r. była nie do zrealizowania” – powiedział filolog dr hab. Krzysztof Biedrzycki, profesor nadzwyczajny w Katedrze Krytyki Współczesnej na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz w Instytucie Badań Edukacyjnych w Warszawie. […]

 

Zapytany, co istotnego zmienił projekt MEN, zwrócił uwagę, że przez ostatnie lata obowiązywały mniejsze wymagania egzaminacyjne wprowadzone z powodu pandemii. „Podstawa programowa z 2017 r. nigdy w pełni nie funkcjonowała. Była wprowadzona, ale żaden rocznik nie przeszedł przez całą” – zauważył.

 

„Niebezpieczeństwo było takie, że skoro tylko do tego roku obowiązują wspomniane wymagania egzaminacyjne, w przyszłym wróciłaby rozbudowana podstawa programowa z 2017 r.” – powiedział ekspert. Jedyny zysk z ostatnich działań jest więc jego zdaniem taki, że „usankcjonowano to, co w już było praktyce przez cztery ostatnie lata”. „Poza tym niewiele się zmienia” – ocenił.

 

Zaznaczył, że „praca nad zmianami była prowadzona w dużej mierze pod auspicjami Centralnej Komisji Egzaminacyjnej„, więc zostały one dokonane w takim zakresie, by dostosować je do wymagań egzaminacyjnych. Tymczasem „egzamin ma być zwieńczeniem, narzędziem do sprawdzenia czegoś ważnego, a nie – mamy uczyć po to, żeby spełnić wymagania egzaminacyjne” – podkreślił. […]

 

Czytaj dalej »



Poszukując tekstu na dzisiejsze przedpołudnie zatrzymaliśmy się na Fb profilu Mikołaja Marceli, gdzie zwróciły naszą uwagę dwa, zamieszczone wczoraj, w odstępstwie kilkudziesięciu minut, teksty:

 

 

Nieustannie mnie zastanawia, jaki proces musi zajść w głowie dorosłego, by wpadł na taki pomysł? Zastanawia mnie też, czego sam musiał doświadczyć jako dziecko, skoro zachowuje się w ten sposób wobec młodych ludzi?

 

Jest to o tyle zastanawiające, że przecież nauczyciele i nauczycielki to osoby, które w sposób szczególny powinny być empatyczne i w odpowiedzialny sposób wspierać młodych ludzi.

 

Problem chyba w tym, że szkoła nie była i nadal nie jest miejscem rozmowy i dialogu. Głównie dlatego, że na ogół nie traktujemy uczniów i uczennic jak ludzi. Korczaka dobrze się cytuje, znacznie trudniej wprowadzić go w życie w realiach polskiej szkoły – i to dotyczy zarówno nauczycieli, jak i rodziców.

 

I w sumie w polskiej edukacji tak długo nic się nie zmieni, jak długo będzie w niej obecne słynne „co wolno wojewodzie…” – a zatem tak długo, jak młodzi ludzie nie będą partnerami w dyskusji, zamiast tego traktowani będą jak osoby przymusowo skazane na szkołę, których praw nie trzeba respektować…

 

 

x           x          x

 

                                           Po kilkudziesięciu minutach zamieścił kolejny tekst:

 

 

Dziś przypomniała mi się rozmowa z nauczycielką matematyki, która w drugi tygodniu września przekonywała mnie, że musi zrobić kartkówkę uczniom pierwszej klasy liceum, bo inaczej nie będą się uczyli i nie zdadzą matury… MIMO ŻE MIELI PRZED SOBĄ CZTERY LATA.

 

Ta rozmowa przypomniała mi się w trakcie rozmowy o nauczycielu matematyki w liceum, który zamiast dyscyplinować i karać swoich uczniów od pierwszej klasy, robi wszystko, by wzbudzić w nich ciekawość przedmiotem. I nie potrzebuje do tego kartkówek i karnego pytania przy tablicy.

 

No i zastanawia mnie też, skąd przekonanie, że uczniów trzeba zastraszyć, by się uczyli? Jasne, lęk przed karą – na przykład złym stopniem – sprawi, że ktoś zaliczy sprawdzian czy kartkówkę, ale czy rzeczywiście nauczy się tego, czy zakuje, zaliczy i zapomni?

 

Przecież niemal wszyscy byliśmy w szkole i wiemy, jak to się kończy. Dlaczego zamiast powtarzać te same błędy w nieskończoność, nie spróbujemy czegoś nowego? Niektórzy na szczęście próbują, ale jak wielu uczniów i jak wiele uczennic ma szczęście trafić na takich dorosłych?

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/mikolajmarcela.oficjalna.strona