Dziś upowszechniamy na naszej stronie artykuł autora podręczników historii dla szkół podstawowych i gimnazjów – Tomasza Małkowskiego zatytułowany „Czy autorzy podręczników są moralnymi karłami? Czyli o rzekomym manipulowaniu historią„. Znaleźliśmy ten tekst n portalu „Edukacja, Internet, Dialog”, ale pierwotnie był on opublikowany na stronie Gdańskiego Wydawnictwa Oświatowego.

 

Mając w pamięci wiele krytycznych opinii o szkolnych podręcznikach, w tym w szczególności o tych z obszaru historii – w jej wersji lansowanej przez aktualną władzę, uznaliśmy, że tekst ten będzie kolejnym głosem w debacie wokół tego problemu. Oto jego wyjątki i link do pełnej wersji. Pogrubienia fragmentów tekstu – redakcja OE :

 

Foto: Jakub Swerpel [www.edukacjaidialog.pl]

 

Tomasz Małkowski

 

 

Adam Leszczyński wyrwał mnie do tablicy artykułem Papież i husaria wyklęta biją bolszewika („Polityka” nr 45, 7.11.–13.11.2018), poświęconym podręcznikom do historii dla IV klasy szkoły podstawowej. Tak się składa, że jestem autorem jednego z trzech inkryminowanych – trudno tu o inne słowo – podręczników. Autor artykułu zarzuca im m.in., że „mówią niemal wyłącznie o Bogu, wojnach i powstaniach. Wzmożeniu katolicko-narodowemu towarzyszy manipulacja faktami”, a „prawdziwym celem” lansowanej w owych książkach historii „jest wychowanie kolejnych pokoleń wyborców katolicko-narodowej prawicy”. Di immortales, zawołam za starożytnymi. Co ja mam począć z taką lawiną zarzutów?

 

Otóż jestem w myślowej rozterce, bo z jednej strony… zgadzam się z Adamem Leszczyńskim. Mało tego, w krytyce mojego podręcznika poszedłbym dalej niż on (sic!). Z drugiej zaś strony uważam, że w swojej filipice posunął się za daleko. Dobrze, że poruszył kwestię nauczania historii; źle, że wprowadził w błąd czytelników „Polityki”, którzy niekoniecznie wiedzą, jaki jest wpływ bieżącej polityki na treść podręczników. Autor artykułu też tego nie wie – piszę to bez złośliwości – a jeśli wie, to nie czyni ze swojej wiedzy żadnego użytku. Stwierdza bowiem, że „autorzy i autorki podręczników nie kłamią wprost, ale bardzo jednoznacznie zniekształcają przeszłość” […] „wyrywając fakty z kontekstu, przemilczając inne” etc. Jak rozumiem, miałoby to wyglądać tak: usiadłem sobie za biurkiem i wymyśliłem, że dla uciechy rządzących polityków będę katował czwartoklasistów wyrwanymi z kontekstu żołnierzami niezłomnymi. A Szoah przemilczę, choć Adam Leszczyński życzyłby sobie Holokaustu w podręczniku. Błagam, zlitujmy się nad 9–11-latkami. Jeszcze zdążą poznać okrucieństwo świata

 

Wracam do żołnierzy niezłomnych – nie wymyśliłem ich sobie, a serwowanie wiedzy o nich czwartoklasistom uważam za poważny błąd dydaktyczny. Jednak autorów podręczników, recenzentów i nauczycieli obowiązuje Podstawa programowa zawarta w Rozporządzeniu Ministra Edukacji Narodowej z 14 lutego 2017 r. Stwierdza ona jednoznacznie, że uczeń IV klasy „sytuuje w czasie i opowiada o: […] żołnierzach niezłomnych – Witoldzie Pileckim i Danucie Siedzikównie «Ince»”.

Cóż na to Adam Leszczyński? Pisze o moim podręczniku: „Nazwa ‘niezłomni’ i ‘wyklęci’ to nazwa wartościująca, ze słownika polityki historycznej PIS”. Tyle że ja nie mam wyboru: muszę jej użyć.[…]

 

Autor postawił jednak tezę: podręczniki to PIS-owska propaganda – i stara się dowieść, że tak jest. A jeśli rzeczywistość temu przeczy? Nie jest prawdą stwierdzenie, że podręczniki – w każdym razie mój podręcznik – „mówią niemal wyłącznie o Bogu, wojnach i powstaniach”. Nie napisałem książki teologicznej, a o walce zbrojnej mówi bodaj 8 z 26 rozdziałów. Nie jest też tak, że „historia naszego kraju” przebiega „od chrztu do papieża, przez bitwy i masakry”. Autor artykułu był łaskaw pominąć opisane w moim podręczniku: zjazd gnieźnieński, rolę kulturotwórczą zakonów, klasztorne skryptorium (z infografiką na dwie strony), ucztę u Wierzynka, życie codzienne na rycerskim zamku (infografika), gdański handel, średniowieczną kogę (infografika), odkrycie Mikołaja Kopernika, życie żaków, kaplicę Zygmuntowską, arrasy wawelskie, budowę Zamościa, przeniesienie siedziby Zygmunta III z Krakowa do Warszawy, Łazienki Królewskie (infografika), obiady czwartkowe, prawa kobiet, wynalazki XIX w. (infografika), architekturę Gdyni (infografika)… […]

 

Mam przykre wrażenie, że Adam Leszczyński wziął trzy podręczniki do historii, wrzucił je wszystkie do jednego worka, w każdym przeczytał kilka rozdziałów o XX w. (czy na inne szkoda czasu?) i wyrwał z kontekstu te fragmenty, które pasowały do jego tezy. Nie zadał sobie trudu sprawdzenia, jak przebiega proces powstawania i dopuszczania podręczników do użytku szkolnego – po czym nakreślił apokaliptyczny obraz zakłamywania ojczystych dziejów. Czyżby więc wszyscy autorzy, redaktorzy, ilustratorzy, wydawcy, konsultanci, recenzenci (notabene ci sami, co za rządów PO), wreszcie nauczyciele, którzy z tych książek korzystają, byli moralnymi karłami? Oportunistami gotowymi zaprzeć się swoich poglądów, gdy polityczny wiatr wieje z innej strony?

 

No cóż, obyś cudzym dzieciom podręczniki pisał, że strawestuję znane przekleństwo. Powiedziałem wcześniej, że po części się z Adamem Leszczyńskim zgadzam – i podtrzymuję swoje słowa. Ba! Dodałem nawet, że własny podręcznik osądzam surowiej niż on. W czym rzecz?

 

W Podstawie programowej jej autorzy postanowili zaprezentować czwartoklasistom (jedna lekcja historii w tygodniu) obrazki z dziejów: dziś Bolesław Chrobry i zjazd w Gnieźnie, za tydzień Polska Kazimierza Wielkiego, za dwa tygodnie unia z Litwą. Dziś Polska ma kształt podobny do dzisiejszego, za tydzień dzieciak widzi Wielkopolskę z Małopolską i dowiaduje się o przyłączeniu jakiejś Rusi Halickiej. Dziś Jan Sobieski gromi Turków pod Wiedniem, tydzień później Kościuszko walczy o utrzymanie resztek państwa. Co może z tego zrozumieć dziesięciolatek, dla którego 50 lat temu i 500 lat temu to z grubsza tyle samo? […]

 

A jednak zgodzę się z Autorem artykułu w kwestii zasadniczej – powinniśmy inaczej uczyć historii. Chciałbym napisać dzieciom o tym, co ważne i ciekawe – kto w przeszłości chodził do szkoły i czego się tam uczył, co robili chłopcy, a co dziewczynki, jakie były kary, a jakie nagrody, co ludzie jedli, jak leczyli choroby, czego się bali…

 

I co z tego wszystkiego wynika dla nas (np. ile milionów ludzi umarło od chorób, przeciwko którym dziś się szczepimy). Ale taki podręcznik wymagałby poważnej zmiany w systemie oświaty – bo jak zrobić sprawdzian z tego, co ludzie jedli? Chciałbym, żebyśmy więcej rozmawiali o tym, jak pokazać dzieciom sens nauki historii. Inaczej naprawdę niewielkie znaczenie będzie miało, ile miejsca w podręcznikach poświęcimy dziejom religii, a ile – przemianom gospodarczym. Nieciekawa i niepotrzebna historia stanie się domeną ideologów, którzy zrobią z nią, co zechcą.

 

 

Cały artykuł „Czy autorzy podręczników są moralnymi karłami? Czyli o rzekomym manipulowaniu historią”    –    TUTAJ

 

Źródło:www.edukacjaidialog.pl



Zostaw odpowiedź