To, że powstał ten felieton, to oczywisty dowód, iż z moim zdrowiem jest już dobrze. No, prawie dobrze. Niestety, dochodzenie do zdrowia trwało dłużej niż mogło, bo w pierwszej fazie choroby uznałem, że to „nic takiego”, że wystarczy łóżko i aspiryna… Dopiero we wtorek „pękłem” i poszedłem do lekarza, który – wiadomo – zaordynował antybiotyk. Trzy jego dawki (raz na dobę jedna kapsułka) wystarczyły, aby zlikwidować uporczywe drobnoustroje w górnych drogach oddechowych, co skutkowało udrożnieniem nosa, zanikiem uporczywego kaszlu i bólu gardła. Niestety! Antybiotyk radykalnie wybił także całą florę bakteryjna w moich jelitach, czego efekty są tyleż nieprzyjemne, co uciążliwe. Bo pan doktor zapomniał o zapisaniu na recepcie jednego z wielu dostępnych w aptekach probiotyków, czyli leków, zawierających kolonie żywych bakterii kwasu mlekowego, w miejsce tych wybitych przez antybiotyki.
Tak to jest z tymi specjalistami, którym wydaje się, że życie składa się jedynie z prostych do zarządzania sytuacji. Bo teraz wszystkim się zarządza. Nie tylko – jak kiedyś – ludźmi, ale zdążyliśmy się już przyzwyczaić do zarządzania zmianą, czy zarządzania kryzysem. Ostatnio wyczytałem, że swój III Zjazd Akademii Zarządzania Dyrektora Szkoły ten zasłużony miesięcznik poświęca zarządzaniu efektywnością! A znaczy to po prostu, że 28 maja uczestnicy tego wydarzenia dowiedzą się – jakże by nie było – od specjalistów, jak wykorzystywać potencjał organizacji w zarządzaniu szkołą i jak efektywnie kierować zespołem.
Ten sam miesięcznik w swym majowym numerze opublikował artykuł dra Michała Łyszczarza pt. „Prawne podstawy kontaktów z mediami”. Jak można już było o tym przeczytać na naszej stronie, autor dowodzi tam, że „dyrektor nie może w żaden sposób ingerować w kontakty pracowników z mediami, nie może również karać za wypowiedzi, z którymi się nie zgadza. Każdy obywatel, zgodnie z zasadą wolności słowa i prawem do krytyki, może udzielać informacji prasie. […] Swobodnie należy w tym wypadku rozumieć szeroko, jako brak zakazu wypowiadania się czy też brak nakazu wypowiadania określonych tez.”
To wszystko prawda, podparta przez eksperta – adiunkta na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie – odpowiednimi przepisami aktów prawnych. Tyle tylko, że nie cała prawda. Bo jak się taka koleżanka nauczycielka (lub kolega oczywiście, ale to statystycznie o wiele mniej prawdopodobne) swobodnie rozgada, to może popłynąć „o jeden most za daleko”. Mam tu na myśli, że poopowiada ciekawskim żurnalistom o czym to pani dyrektor mówiła na ostatniej radzie pedagogicznej, jak koleżanka polonistka na tym samym posiedzeniu groziła, że Iksińskiemu i Zecińskiemu za te ich tatuaże i kolczyki „nigdy w życiu nawet dwójki nie postawi”, choćby ich tatusiowie, co to są: jeden prezesem w miejskiej spółce (i tu pełna jej nazwa), a drugi redaktorem w … (także pada dokładna nazwa tego mass medium) sądem ją straszyli! I nawet nie zauważy jak popełni przestępstwo zagrożone karą więzienia.!
Bo oprócz owego prawa do swobody wypowiedzi dla prasy nauczyciel ma jeszcze obowiązek dochowania tajemnicy słuzbowej, którą są objęte wszystkie posiedzenia rady pedagogicznej, jak również odpowiedzialność za ochronę danych osobowych, którymi są nie tylko wszystkie dane personalne uczniów, ale także ich rodziców, jeśli nauczyciel wszedł w ich posiadanie w wyniku pełnienia swych obowiązków: jako wychowawca klasy, psycholog, pedagog szkolny, czy po prostu – nauczyciel, mający dostęp do dziennika lekcyjnego.
I tak oto nauczyciel (czytaj: w ok. 80 procentach nauczycielka) – stoi przed wyborem: wolność czy obowiązek. A tak na co dzień nauczyciele najczęściej muszą wybierać przede wszystkim miedzy swoja podmiotowością a „dobrymi relacjami z dyrekcją szkoły”, między martwą litera prawa oświatowego a zdrowym rozsądkiem, między wymogami podstawy programowej a możliwościami i zainteresowaniami uczniów, między tradycyjnym dystansem w stosunkach z uczniami a przyjacielskim partnerstwem roli tutora…
I takich trudnych wyborów przed myślącym i wrażliwym nauczycielem jest jeszcze bardzo wiele. I to miałem na myśli, dając taki tytuł temu felietonowi, a nie to, przy nazwisku jakiego kandydata na Prezydenta RP ma postawić swój krzyżyk.
Włodzisław Kuzitowicz