Nie spodziewałem się, że będę zmuszony do zaprezentowania moich poglądów, pozostających w antytezie do stanowiska kolegi Jarosława Pytlaka. Ale nie mogę nie skorzystać z szansy, jaką jest dla mnie cotygodniowy felieton, aby nie rozwinąć myśli, jaką zawarłem w komentarzu do tego, jak kolega Pytlak skomentował zamieszczony wczoraj na OE tekst Marii Wenke-Jerie, opatrzony przez nią tytułem „Czy warto być prymusem?”
Jeśli ktoś z czytających ten felieton nie zna tamtego tekstu – proponuję teraz go przeczytać – TUTAJ
Jako że zamieszczam linki do wszystkich materiałów z OE na moim fb-profilu – nie musiałem długo czekać na komentarz – i był to komentarz właśnie od kolegi Jarka Pytlaka:
„Twierdzę, że tytułowa teza jest bzdurna! Posiadałem paski na świadectwach, ale nikt nie nazywał mnie prymusem. No i nie uważam się za przeciętnego człowieka. To zresztą bardzo ciekawa teoria – przeciętności ludzkiej. Najwyraźniej sformułowała ją osoba nieprzeciętna. Na pewno jednak nie mogła być prymusem.”..
Na takie dictum zareagowałem natychmiast:
„Wyjątek, potwierdzający regułę! A nie zawsze i nie w każdym środowisku słowo „prymus” funkcjonowało dla określenia „piątkowych” uczniów. A co do definicji „przeciętny człowiek”, nie szukając jej w GUS, proponuje Ryszarda Kapuścińskiego: https://lubimyczytac.pl/cytat/2422
‘Przeciętny człowiek nie jest specjalnie ciekaw świata. Ot, żyje, musi jakoś się z tym faktem uporać, im będzie go to kosztowało mniej wysiłku- tym lepiej. A przecież poznawanie świata zakłada wysiłek, i to wielki, pochłaniający człowieka. Większość ludzi raczej rozwija w sobie zdolności przeciwne, zdolność, aby patrząc- nie widzieć, aby słuchając- nie słyszeć’.”
Jarek zareagował na te słowa niezwłocznie:
„Smutna to definicja. Muszę zaakceptować autorytet, choć coś się we mnie buntuje. A wyjątków potwierdzających regułę osobiście znam bez mała setki. Żadna to reguła!”
Po tej replice pojawiły się jeszcze dwa komentarze – jeden popierający punkt widzenia Pytlaka, drugi – autorki tekstu zamieszczonego na OE – zobacz – TUTAJ
Odpuściłem sobie kontynuowanie tej wymiany poglądów na Fb, bo już wtedy postanowiłem szerzej wyłożyć powody mojego sprzeciwu – przede wszystkim wobec tych słów Jarka: „Twierdzę, że tytułowa teza jest bzdurna!” Przypominam, że owa teza, którą posłużyłem się w tytule materiału zamieszczonego na OE, była syntezą poglądów Marii Wenke-Jerie i tak została przeze mnie sformułowana:
Dlaczego z posiadaczy świadectw „z paskiem” wyrastają przeciętni dorośli?
Otóż – Kolego Jarosławie – nie uważam, podobnie jak autorka tekstu „Czy warto być prymusem?”, że bzdurą jest twierdzenie iż z posiadaczy świadectw „z paskiem” wyrastają przeciętni dorośli. Nie prowadziłem żadnych badań życiowych karier owych „posiadaczy”, ale podobnie jak Maria Wenke-Jerie, już na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku, byłem członkiem komisji rekrutujących na studia pedagogiczne n Uniwersytecie Łódzkim, i mam podobne jak ona wspomnienia, że nie oni okazywali się w toku studiów wyróżniającymi się studentami.
Nie felieton jest najlepszą formą prowadzenia pogłębionych, merytorycznych wywodów nad potwierdzeniem swojej i obalaniem cudzej tezy. Dlatego odsyłam do – moim zdaniem bardzo dobrego – tekstu Anny Wittenberg z 2013 roku, zamieszczonego na portalu FORSAL.PL, zatytułowanego „Prymusom dziękujemy: sukces na rynku pracy nie zależy od ocen na świadectwie”.
A przy okazji – Jarek napisał: Posiadałem paski na świadectwach, ale nikt nie nazywał mnie prymusem. Nie wchodząc w te konkretne okoliczności muszę stwierdzić, że jest to możliwe także dlatego, że określanie każdego posiadacza świadectwa „z (jednym) paskiem – biało-czerwonym – jest błędem, gdyż słowo „prymus” pochodzi z łaciny – powstało od liczebnika primus , co znaczy „pierwszy”. A przecież takich świadectw nawet w jednej klasie, bywa kilka, co nie znaczy, że wszyscy oni byli pierwszymi – oczywiście według kryterium najwyższe średniej osiągniętych w tym roku szkolnym ocen.
A w sprawie oświadczenia: „nie uważam się za przeciętnego człowieka” – pełna zgoda. Człowiek-legenda, który już od 32 lat jest dyrektorem społecznej szkoły STO na Bemowie, który od lat prowadzi niezwykle poczytny blog „Wokół Szkoły”, nie mógł być na żadnym etapie jego życia „przeciętnym człowiekiem”. I w ogóle – masz racje Jarku – to bardzo niedobre określenie człowieka. Ale – niestety – bardzo często używane, także w dyskursach politycznych: „przeciętny Polak”, „przeciętny obywatel”, „przeciętny mieszkaniec miasta/wsi”, „przeciętny wyborca”…
I w „ostatnim słowie” tego felietonu oświadczam, że nie godzę się na postponowanie tekstu „Czy warto być prymusem?”, ponieważ jego Autorka – słusznie – sprzeciwia się podtrzymywaniu w naszym systemie oświatowym mechanizmów uczenia się dla stopni, sprawdzianów, świadectw „z paskiem”, opowiadając się za tym nurtem, który głosi, że szkoła powinna przygotowywać młodego człowieka do jego przyszłego życia, w którym – jak napisała Maria Wenke-Jerie – osiągnie on sukces wówczas, gdy będzie się wyróżniał w jednej tylko dziedzinie.
Włodzisław Kuzitowicz