Gdy w minioną sobotę redagowałem materiał „Dwa okolicznościowe teksty, dwu dyrektorów, z tej samej – wczorajszej – okazji”, w nieuchronny sposób wyzwoliło to wspomnienie mojego ostatniego, nie tylko w dyrektorskiej roli, zakończenia roku szkolnego. A było to 24 czerwca 2005 roku. Od tamtego dnia minęło tylko/aż 16 lat… To cztery razy więcej niż liczba lat pracy w roli dyrektora Marcina Józefaciuka, ale jedynie nieco więcej niż połowa dyrektorskiego stażu Jarosława Pytlaka.
Ale dla mnie to cała epoka….
Przyznam szczerze – nie pamiętam żadnego szczegółu przebiegu tej ostatniej uroczystości: rozdawania świadectw, nagrodowych książek najlepszym uczniom, pewnie jakiegoś pożegnania odchodzącego na emeryturę dyrektora, zorganizowanego – w imieniu uczniów – przez samorząd uczniowski. Pewnie ja także wygłosiłem do uczniów jakieś pożegnanie…
Trochę mi wstyd. I nie da się tego usprawiedliwić przebytym udarem mózgu i wykasowaniem sporego zasobu moich „komórek pamięci”. Tym bardziej, że był to przecież dzień, w którym nie tylko rozstawałem się z rolą dyrektora, ale który był prologiem dnia mojego ostatecznego pożegnania się z pracą zawodową w szkolnym pionie oświaty, która „wygasła” z końcem wakacji – 31 sierpnia owego roku.
Ale może jakimś uzasadnieniem owej amnezji jest fakt, że po wakacjach rozpoczął się kolejny etap mojej aktywności – nie ukrywam, że bardzo przeze mnie lubianej – aktywności w roli wykładowcy w szkołach wyższych? Bo były to dwie szkoły: Wyższa Szkoła Informatyki, na jej Wydziale Pedagogicznym, oraz Wyższa Szkoła Pedagogiczna.
Napisałem o tym, bo miniony tydzień przyniósł mi jeszcze jedno wspomnienie – 15. rocznicą „poczęcia” mnie jako dziennikarz internetowego. Bo stało się to 23 czerwca 2006 roku – pamiętam, bo to Dzień Ojca. Już raz, przed trzema laty, w „Felietonie nr 275. W 13-ą rocznicę „poczęcia” mojego nowego wcielenia…” wspomniałem ten tak przełomowy dla tych ostatnich lat mojej biografii dzień. A nie byłoby tego, co stało się owego dnia, gdyby nie fakt, że po przejściu na emeryturę pracowałem jako wykładowca w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Łodzi.
Oto kilka fragmentów tego tekstu:
[…] Szedłem na to spotkanie prosto z cmentarza, gdzie byłem zapalić znicz na grobie mojego, zmarłego przed dwunastoma laty, ojca i zastanawiałem się co może być powodem tego – przekazanego mi przez sekretarkę Rektora bez bliższych informacji, ale w trybie nieomal wezwania – zaproszenia. Zupełnie nie kojarzyłem sobie tego ze świeżo wydrukowanym, ostatnim papierowym, numerem „Gazety Edukacyjnej”. […]
W gabinecie siedziało już Kierownictwo WSP in corpore, t.zn. Pani Kanclerz Cyperling i Pan Rektor Śliwerski. Oboje z poważnymi minami… Rozmowę rozpoczęła Kanclerz Cyperling, informując, że „zdecydowaliśmy, iż gazeta.edu.pl ruszy jeszcze przed początkiem nowego roku szkolnego, a tobie proponujemy, abyś był jej redaktorem naczelnym. I jest to propozycja nie do odrzucenia.” […]
I tak oto „zrobiono” ze mnie nie tylko redaktora, i to od razu „naczelnego”, ale przede wszystkim – rzuciwszy na głęboką wodę codziennego funkcjonowania w nowych rolach – dziennikarza i publicystę. Bo, oczywiście, z wielkimi obawami, ale wyraziłem zgodę i historia mojego „dziennikarzenia” potoczyła się lawinowo. […]
[Obszerniejszy fragment tego felietonu – Tutaj]
„Gazetę Edukacyjną” redagowałem aż do lipca 2013 roku, kiedy to – z przyczyn ekonomicznych – decyzją Kanclerza WSP z 28 czerwca, jej wydawanie zostało zakończone.
I to dlatego, znalazłszy się w sytuacji osoby silnie uzależnionej, której odebrano możliwość codziennego dostarczania endorfin, musiałem znaleźć sobie nowe pole dla tego, co stało się w czasie owych minionych 7 lat moją pasją… Tak narodził się projekt założenia własnej, prywatnej formuły mojej dalszej redaktorskiej aktywności, czyli zakupienie domeny „Obserwatorium Edukacji” i opłacenie dostawcy usługi hostingowej – w firmie Net Serwer.
Nie mogę w tym miejscu nie wspomnieć o Kamie i Tomku Krawczykach, bez których pomocy sam nie potrafiłbym tego wszystkiego załatwić. To Kama, która od początku powstania WSP pracowała w dziale PR tej szkoły i która tego samego jak ja dnia odebrała wymówienie z pracy, przekonała mnie do tego projektu. To ona jest autorką zdjęcia i całej oprawy graficznej strony OE. A jej mąż – Tomek – wspierał mnie i szkolił w załatwianiu formalności i w obsłudze panelu administracyjnego. Dziś, przy tej okazji, kieruję do Nich moje serdeczne DZIĘKUJĘ !
„Obserwatorium Edukacji” wystartowało 4 września 2013 roku „Felietonem na dzień dobry”.
To tam złożyłam moją deklarację redaktora:
[…] Moją ambicją jest także dostarczenie czytelnikom ciekawych artykułów i interesujących felietonów, w których będzie można skonfrontować swoje refleksje i poglądy z ich autorami. „Obserwatorium Edukacji” będzie otwarte dla wszystkich, którzy zechcą podzielić się z innymi nie tylko swymi sukcesami w codziennej pracy w szkole, przedszkolu czy placówce oświatowo-wychowawczej, ale także refleksjami i opiniami na aktualne tematy z obszaru edukacji, którymi żyją nie tylko politycy i publicyści, ale przede wszystkim nauczyciele i wychowawcy praktycy.
Nie obiecują jednak całkowitego równouprawnienia wszystkim publikacjom. Już teraz informuję, że nie znajdzie tu miejsca tania sensacja, także skrajnie fanatyczne i pozbawione racjonalnych podstaw poglądy nie mogą liczyć na ich upowszechnianie. Ale będą to jedyne kryteria, obok poprawności językowej, stosowane przy kwalifikowaniu tekstów do publikacji. Zgodnie ze starymi, dobrymi zasadami rzetelnego dziennikarstwa, wydarzenia i problemy, zwłaszcza te budzące kontrowersje lub mające charakter konfliktu, będą prezentowane z możliwie wielu punktów widzenia. Dotyczy to zarówno materiałów redakcyjnych, jak nadsyłanych przez nauczycieli i innych autorów.[…]
Czy dziś, po upływie nieomal 8-u lat, ta – jak się okazało idealistyczna – wizja redagowania mojego, jak go określił Googl „informatora oświatowego” , była przez ten cały czas możliwa do realizacji? Pisząc te zdania nie mogłem przewidzieć, że po nieco więcej niż dwu latach ministrem edukacji zostanie pani Anna Zalewska, która zrujnuje nasz system szkolny, że po niej przyjdą jeszcze więksi szkodnicy? Że będę redagował moje „Obserwatorium” w w czasie, gdy swoją wizję edukacji będzie realizował „nawiedzony kato-patriota”, prawnik z KUL – Przemysław Czarnek?
Mam świadomość, że od dawna jestem rzecznikiem tylko jednej strony w tej – nie boję się użyć określenia – wojnie idei, w tej walce o możliwość realizacji modelu edukacji przyszłości, edukacji ludzi wolnych, podmiotowych, czujących się obywatelami Europy i Świata….
Skąd u mnie takie wzmożenie emocjonalne?
Bo na koniec muszę się pochwalić, że zupełnie obiektywny obserwator, jakim jest Firefox, od przedostatniej aktualizacji, taką graficzną formą oznacza link na stronę „Obserwatorium Edukacji”:
Chyba mogą być dumny z tej siekierki i działać dalej, z przekonaniem, że walczę w dobrej sprawie…
Włodzisław Kuzitowicz
P.s.
Skoro uczniowie i nauczyciele mają już wakacje, to zgodnie z wypracowaną w minionych latach tradycją, także i ja w tym okresie znacznie ograniczę swoją aktywność redaktorską w OE. Od jutra aż do 15 sierpnia będę zamieszczał, w zasadzie, po jednym materiale, i to nie zawsze – w zależności od tego, czy wydarzyło się coś godnego uwagi. Oczywiście możliwe będzie także odstąpienie od tej zasady, ale jedynie w sytuacjach nadzwyczajnych.
Ale od pisania niedzielnych felietonów nie odstąpię. Będą także zamieszczane eseje – w tym te z cyklu moich wspomnień. [WK]