„Czasami człowiek musi, inaczej się udusi” – jak śpiewał Jerzy Stur. I właśnie mam teraz tak samo – nie mogę nie wyrzucić z siebie tych wszystkich myśli i komentarzy, które zrodziły się w wyniku mojej obecności na owej konferencji, na którą przed dziesięcioma dniami zapraszały, jednolitym tekstem, dwa oświatowe urzędy: MEN i ŁKO, a którą – dla lepszego efektu „propagandowego” – nazwano I Wojewódzką Konferencją Samorządów Uczniowskich.
Już analizując znaczenie owego przymiotnika „wojewódzka” można było wyobrazić sobie liczne zgromadzenie przedstawicieli samorządów uczniowskich ze szkół całego województwa. Ciekawe, że w upublicznionej informacji nie sprecyzowano, do samorządów jakich szkół jest ono skierowane: wszystkich, czy tylko ponadpodstawowych? Jak wiadomo, przekazując na stronie OE tę informację, odruchowo przyjąłem, że konferencja ta jest adresowana do tego, zawężonego wiekiem uczniów, zbioru szkół i przeliczałem ilu byłoby jej potencjalnych uczestników, gdyby zgłosiły się po trzy osoby z wszystkich łódzkich liceów i zespołów szkół zawodowych. I zastanawiałem się, gdzie oni wszyscy pomieściliby się, gdyby masowo dojechali także samorządowcy z analogicznych szkół z terenu województwa łódzkiego.
Ale nie mieli tych obaw organizatorzy tego eventu – cały czas, konsekwentnie, podawali, że odbędzie się on w Łódzkim Urzędzie Wojewódzkim. A przecież mieli świadomość „pojemności” salki, którą ten urząd dysponuje. Trzeba im przyznać – trafnie zdiagnozowali stopień zainteresowania tą konferencją wśród uczniowskich samorządowców Łodzi i województwa. Co potwierdziło się w dniu jej odbycia.
Jednak nie w rzeczywistej liczbie uczestników owej konferencji – w stosunku do jej szumnej nazwy – leży problem, choć bez wątpienia można to skomentować jako dowód na nikłe zainteresowanie aktywu szkolnych samorządów ofertą rządowych menedżerów ruchu poparcia dla „Dobrej Zmiany”, co niektórzy mogliby nawet nazwać kompromitacją tej inicjatywy.
To co mnie w tym całym wydarzeniu, a mam na myśli nie tylko tę jednostkową imprezkę lecz cały cykl 16-u takich konferencji, najbardziej oburza, to „drugie dno” tego projektu, oficjalnie firmowanego przez Radę Dialogu z Młodym Pokoleniem oraz Radę Dzieci i Młodzieży przy MEN.
Właśnie aby do „prawdziwej prawdy” dotrzeć musiałem na własne uszy usłyszeć przekaz, jaki głowni aktorzy tego przedstawienia przygotowali dla zwabionych tam członków szkolnych struktur samorządów uczniowskich.
Pomijam wypowiedzi funkcjonariuszy Władzy, bo był to typowy „kit”okolicznościowy. Choć warto przypomnieć ostatnie zdanie z wystąpienia kuratora Wierzchowskiego: „Jeżeli będą ludzie młodzi w Polsce, którzy będą się interesować życiem publicznym, dobrem publicznym, życiem innych ludzi, i chcieli coś robić na rzecz społeczeństwa, to będzie w Polsce bardzo dobrze.”
Panie kuratorze – już są tacy młodzi ludzie: na strajkach klimatycznych, na Czarnych Protestach, na manifestacjach w obronie niezależności sądów… Młodzież coraz częściej wychodzi ze swoich wirtualnych baniek i włącza się w nurt obywatelskiego sprzeciwu. I najprawdopodobniej o to właśnie chodzi inspiratorom tych konferencji: spróbujmy, może uda się nam, choć w jakimś procencie, „skanalizować” w nasze kontrolowane partyjnie systemy ową młodzieżową potrzebę aktywności, „brania swej przyszłości w swoje ręce”.
Warto zapamiętać słowa Piotra Wasilewskiego – współprzewodniczącego Rady Dialogu z Młodym Pokoleniem, który powiedział: ”Dzięki panu premierowi Piotrowi Glińskiemu, dzięki panu ministrowi Dariuszowi Piontkowskiemu, którzy wystosowali taki list do wszystkich wojewodów żeby takie konferencje się odbywały…” Bo to są prawdziwi animatorzy tego teatrzyku kukiełek. Młodzi liderzy owych struktur, lansowanych jako autorzy tego cyklu konferencji: Rady Dialogu z Młodym Pokoleniem oraz Rady Dzieci i Młodzieży przy MEN, żyją (i działają) w przekonaniu, że to oni są demiurgami owego projektu. Mam wrażenie, ze jest to ich autentyczna wiara i że w większości nie maja poczucia, iż ktoś traktuje ich zaangażowanie instrumentalnie.
I jeszcze jedno: nie mogę nie zacytować słów Piotra Nowaka – Wiceprzewodniczący Rady Dzieci i Młodzieży:
„Mam nadzieję, że wyniesiecie z dzisiejszej konferencji coś więcej niż brak uśmiechu na buzi po wyjściu przez te drzwi, ale refleksję na temat tego, że ten samorząd uczniowski jest bardzo ważny i że macie bardzo realny wpływ na to co się dzieje w waszej szkole.”
Słowa te świadczą nie tylko o trzeźwej ocenie nastroju uczestników tego spotkania (że nie jest im „do śmiechu”), ale są dowodem na utopijną wizję szkolnych samorządów uczniowskich. Czy znając treść art. 85 Prawa oświatowego, że „samorząd może przedstawiać radzie szkoły lub placówki, radzie pedagogicznej oraz dyrektorowi wnioski i opinie we wszystkich sprawach szkoły lub placówki” można na serio powiedzieć, że macie bardzo realny wpływ na to co się dzieje w waszej szkole?
I cóż z tego, że w trakcie pracy grupowej uczestnicy tej konferencji „wymienią się dobrymi praktykami”, że „stworzą liczne rekomendacje dotyczące ulepszenia funkcjonowania samorządów uczniowskich”, kiedy nie ulegnie zmianie treść owego art. 85?
Pomijam tu fakt „metodologiczny”, jakim jest wypracowywanie owych rekomendacji przez tak niereprezentatywne gremia. Z tego co, sondażowo, udało mi się ustalić, większość ze znanych z autentycznej samorządności uczniowskiej szkół średnich naszego miasta nie delegowała na tę konferencje swoich uczniów. Zapisanie doświadczeń – być może, powstałej w pewnym sensie w wyniku „negatywnej selekcji” – takiej szczątkowej reprezentacji opinii uczniowskiej nie tylko że nie będzie odzwierciedlało prawdziwego bogactwa problemów samorządów uczniowskich, ale przede wszystkim może stać się fałszywym, a więc błędnym uzasadnieniem dla decydentów w ich inicjatywach legislacyjnych.
A tak w ogóle, to młodzi aktywni, którym marzy się „kariera” na wzór II wicewojewody, weźcie sobie do serca te słowa Piotra Nowaka: „Teraźniejsza kadencja (RDiM) jest już czwarta, która kończy się 14 października, tak że zachęcam wszystkich do składania podań na następną.”
Włodzisław Kuzitowicz