5. maja mój felieton, zatytułowany „Jak wiceminister od przedsiębiorczości widzi nowoczesną szkołę”, który był komentarzem kolejnej odsłony tzw. „okrągłego stołu oświatowego”, zakończyłem takimi słowami:
„A nas, prawdziwych orędowników i „bojowników” o naprawdę nowoczesną – to znaczy nowoczesną w swej metodyce rozbudzania „apetytu na wiedzę” i w wyposażaniu swych uczniów w narzędzia pozyskiwania, wartościowania (prawda-fałsz) i przetwarzania wiedzy, a następnie posługiwania się nią w rozwiązywaniu problemów, cały ten teatrzyk rzekomego odwoływania się władzy do obywateli, nie tylko że do tego nie „zaagitował”, ale jeszcze bardziej utwierdził w przekonaniu, że nie ma co na tę władzą liczyć!
Prawdziwa zmiana – w szkołach wymaga prawdziwej zmiany – w państwie!”
Minęły dwa miesiące, jesteśmy bogatsi w wiedzę o zamiarach dotyczących polskiej edukacji dwu głównych sił politycznych – po konwencjach programowych w katowickim Centrum Kongresowym (PiS) i warszawskim Pałacu Kultury i Nauki (Koalicja Obywatelska). I, przyznam się „bez bicia” – mam coraz częściej „czarne myśli”…
O wizji polskiej szkoły w przypadku ewentualnej kontynuacji polityki edukacyjnej przez PiS informowałem 7. lipca w materiale, zatytułowanym „Z Konwencji w Katowicach: Przyszłość polskich szkół po wygranych przez PiS wyborach”. Tu przytoczę tylko jeden fragment, zaczerpnięty z przemówienia Mateusza Morawieckiego: „Chcemy, żeby klasy były mniejsze, by nauczyciel miał czas na przekazanie wiedzy uczniom. Będziemy starali się dalej reformować oświatę, by to było źródło naszej przewagi gospodarczej, technicznej, kulturowej”
Strach się bać… Kontynuacja szkoły wkuwających wiedzę uczniów, ścigających się w kolejnych testach i egzaminach, rywalizująych o to „kto ma więcej punktów”, kto dostanie się do „lepszego” liceum, do szkoły wyższej, skuteczniej obiecującej wizję przyszłej kariery… I ten cel, jaki ewentualnie przyszli sternicy naszej nawy państwowej stawiają przed edukacją: „by to było źródło naszej przewagi gospodarczej, technicznej, kulturowej”. Nie możliwie harmonijny rozwój młodego człowieka, nie realizacja jego osobistych planów, także marzeń, nie satysfakcja z prywatnego życia. Celem „Polska, Polska über… ponad wszystko!”
Czy ewentualna wygrana w jesiennych wyborach głównej siły opozycyjnej, jaka dopiero co zakończyła swe dwudniowe spotkanie, nazwane „Forum Programowe Koalicji Obywatelskiej”, jest gwarancją, że nareszcie powstanie rząd, w ramach którego nowe kierownictwo ministerstwa edukacji (może udałoby się przy tej okazji pobyć owego przymiotnika „narodowa”), będzie gwarancją rzeczywistego unowocześnienia naszych szkół, radykalnego zerwania z dziedzictwem pruskiego modelu szkoły posłusznych, wkuwających uczniów, gwarancją wolności do poszukiwania przez nauczycieli indywidualnych dróg wspierania rozwoju każdego ucznia – na miarę jego potrzeb i możliwości?
Gdybym miał wnioskować w oparciu o układ ogłoszonej tam „szóstki Schetyny” – byłbym pesymistą. Bo jeśli przyjąć, że miejsce jakie w tej wyliczance priorytetów zajęła oświata – dopiero piąte (po takich celach, jak zarobki Polaków (na drugim miejscu) czy sytuacja osób starszych (na czwartym) jest wskaźnikiem wagi, jakie ta koalicja przykłada do edukacji – uważam że nie wygląda to optymistycznie. Także słuchając lub czytając ten fragment przemówienia lidera PO Grzegorza Schetyny, w którym rozszerzył nieco to co – jego zdaniem – kryje się za hasłem „ratowanie systemu oświaty po reformach minister Zalewskiej” nie mam pewności, czy aby twórcy tego programowego „sześciopaka” mają świadomość co naprawdę w naszych szkołach musi ulec możliwie szybkiej zmianie: „ Nauczycielom damy obiecane podwyżki i więcej autonomii, samorządom pozwolimy elastycznie kształtować sieć szkół, tak by mogły powstać kameralne szkoły na wsi, z klasami od I do III i dobrze wyposażone zbiorcze szkoły w większych miejscowościach.[…] To pozwoli wyrównać szanse młodzieży miejskiej i wiejskiej. Zapewnimy też w szkole po lekcjach opiekę nad dziećmi. […]”
Starałem się odnaleźć jeszcze inne wypowiedzi o przyszłości oświaty w przypadku wygrania wyborów parlamentarnych przez dzisiejszych liderów opozycji, szukałem ewentualnego wystąpienia człowieka – jak go zapowiedziano podczas prezentowania składu sztabu wyborczego KO – „któremu przypadło szkolnictwo i edukacja” – Jacka Karnowskiego... Nie znalazłem.
Może to i dobrze. Ale tym bardziej wnikliwie wysłuchałem jaką wizję edukacji ma liderka drugiego członu tej koalicji – przewodnicząca „Nowoczesnej” – Katarzyna Lubnauer. Tym bardziej może okazać się to znaczące, gdy przypomnę, że to ona, wraz z byłą wiceminister edukacji z czasów rządów PO (od stycznia do listopada 2015r.) panią Urszulą Augustyn (posłanką PO) prowadziła jeden z pierwszych piątkowych paneli (od godz. 9-ej), poświęcony właśnie edukacji:„Edukacja, uczeń z pasją, szkoła bez prac domowych”. Niech mi Czytelnicy wybaczą, ale nie chce streszczać prezentowanych tam poglądów – oddam głos samej Katarzynie Lubnauer:
„My musimy ukształtować edukację ludzi, którzy będą dożywać dwudziestego drugiego wieku. […] To musi być edukacja dla przyszłości.[…] Skupiliśmy się na kilku aspektach. Jednym to jest szkoła, która nie tylko uczy do godziny czternastej, ale potem pomaga młodzieży zrówno rozwijać się, jak i uzupełniać braki. […] To jest szkoła, która uczy praktycznie […] Uczenie się poprzez uczenie się pamięciowe powoli mija. W tej chwili bardzo ważne jest, żeby uczyć się krytycznego myślenia, żeby uczyć się tego wszystkiego co jest praca w grupie, uczeniem projektowym […] W związku z tym szkoła musi zmienić formułę. Nie musi uczyć posłusznych wykonawców poleceń, pamięciowo uczących się świata, tylko ludzi którzy chcą się uczyć całe życie, którzy umieją myśleć kreatywnie, którzy umieją patrzeć krytycznie i którzy przede wszystkim lubią szkołę.[…] W związki z tym szkoła przyjazna dziecku, to znaczy taka która jest nie tylko bezpieczna, ale i lubiana przez dziecko […] To jest szkoła, która jednocześnie potrafi zorganizować dziecku wszelką pomoc, aby nie musiał opierać się na korepetycjach, czy pomocy rodziców i jeszcze jedna bardzo ważna rzecz: uważamy, że trzeba odejść od tego myślenia, że to państwo narzuca wszystko. Trzeba dać większą swobodę samorządom i nauczycielom. Nauczyciele muszą mieć odchudzone programy […], tak, żeby oni mieli czas na realizowanie swoich pomysłów. […]
Fragmenty wywiadu (od -5h 06′ do -4h 53′) – TUTAJ
Powiało optymizmem… I już zacząłem, jak często mi się to zdarza, myśleć futurologicznie. A może mówiła to przyszła pani wicepremier, minister edukacji?…
Stop! Dość tych moich wróżb… Najpierw wszyscy światli i rozsądni ludzie muszą zechcieć pójść na wybory, zabrać ze sobą swoich bliskich, przyjaciół i znajomych myślących podobnie, oddać głos na kandydatkę/kandy- data do Sejmu, która/y gwarantuje odsunięcia dotychczasowej „Dobrej” Zmiany” od dalszego rujnowania nie tylko edukacji w naszym kraju. I nie może to być głos oddany na listę, która nie ma szans przekroczenia progu wyborczego… Potem te wybory muszą wygrać nasi faworyci, a dopiero później będziemy cieszyli się z nowego rządu, z nowej/ego minister/ra edukacji…
Do kolejnego felietonu – już wiem o czym on będzie…
Włodzisław Kuzitowicz