Z wielu wydarzeń kończącego się tygodnia, które wywoływały moje – mniej czy bardziej emocjonalnie zabarwione – reakcje, ostatecznie wybrałem to, w którym uczestniczyłem, czyli debatę o szkolnictwie zawodowym, którą w piątek obserwowałem w auli Centrum Kształcenia Zawodowego przy ul.Żeromskiego w Łodzi i którą pokrótce zrelacjonowałem w materiale, zatytułowanym: Zmarnowana szansa poważnej rozmowy: „Jak doskonalić kształcenie zawodowe”.
Już ten tytuł jednoznacznie określał moją ocenę tego wydarzenia, Także pewne fragmenty owej relacji, takie jak ten poniżej przywołany, miały także poinformować czytelnika o merytorycznej jakości tego wydarzenia:
„Nie będziemy dalej relacjonować „minuta po minucie” przebiegu tej „debaty”, gdyż wypowiedzi panelistów którzy zasiedli na scenie, dla osób wprowadzonych w problemy kształcenia zawodowego – powiedzmy to delikatnie – nie były odkrywcze, zaś dla zgromadzonych w drugiej części auli uczniów – mało interesujące”
Ale zacznijmy od początku. Nie przpadkowo pierwszym zdaniem piątkowej relacji było: „Zwiedzeni wielce obiecującą zapowiedzią, którą usłyszeliśmy 3 września, podczas ogólnołódzkiej inauguracji nowego roku szkolnego z ust samego pierwszego wiceprezydenta Łodzi Tomasza Treli…”
Pora więc zacytować (zapisaną z poczynionego wówczas przeze mnie nagrania) ową zapowiedź:
„Dzisiaj ogłosiliśmy, że 5 października […] organizujemy w Łodzi wielką debatę na temat przyszłości szkolnictwa zawodowego i myślę, że ta przyszłość szkolnictwa zawodowego skupi w Łodzi 5 października osoby spoza naszego miasta, żeby podyskutować i wyznaczyć kierunek, jak powinna rozwijać się nowoczesna gospodarka […] w oparciu o szkolnictwo zawodowe.”
Na kilka dni przed realizacją tych wielkich planów o wielkiej debacie, na konferencji prasowej (2 października) ten sam wiceprezydent Trela zawęził cel owego przedsięwzięcia do poszukiwania odpowiedź na pytanie: co jeszcze może zrobić samorząd, aby wzmocnić tę formę kształcenia”.
W piątek, już na miejscu, niewtajemniczeni wcześniej (nieliczni) uczestnicy dowiedzieli się, że będzie ona dotyczyła wyłącznie branży tekstylno-odzieżowej... A czym okazała się w rzeczywistości – patrz przywoływana wcześniej relacja. W uzupełnieniu opisanych tam faktów dodam jeszcze kilka refleksji:
Po pierwsze: dał się zauważyć konflikt interesów między panelistami, reprezentującymi pracodawców, którzy byli zainteresowani pozyskaniem dobrze wykwalifikowanych pracowników (tu i teraz), a reprezentującą Politechniką Łódzką panią dziekan Wydziału Technologii Materiałowych i Wzornictwa Tekstyliów, roztaczającą wizję studiów na tej uczelni – po ukończeniu szkoły zawodowej. Tyle tylko, że dotychczasowe doświadczenia absolwentów techników wykazały, iż ich absolwenci znacznie gorzej (jeśli w ogóle) zdają maturę i mają gorszą pozycję rekrutacyjną w konkurencji z absolwentami liceów ogólnokształcących. A szkoły branżowe nie po to są pomyślane, tak jak są pomyślane, aby nie były przede wszystkim szkołami, dostarczającymi przemysłowi wykwalifikowanych robotników!
Po drugie: Jedyny naprawdę „progresywny” dla przyszłości kształcenia zawodowego głos padł „z sali”. Była to zacytowana w relacji wypowiedź dyrektora ŁCDNiKP – Janusza Moosa, którą tu jeszcze raz przytoczę – bo „naprawdę warto”:
„Jeżeli będziemy organizować proces kształcenia w takim ujęciu tradycyjnym: nauczyciel przekazujący wiedzę i uczniowie słuchający, to tego typu szkoła, z systemem klasowo-lkcyjnym, będzie mało oczekiwaną przez uczniów. Dlatego trzeba zastanowić się nad eksperymentem pedagogicznym na minimalizacji, czy wręcz likwidacji systemu klasowo-lekcyjnego, zastanowić się jak prowadzić szkołę zgodnie z zasadami tutoringu, zupełnie inaczej dobrać treści kształcenia, uczyć poprzez projekty, wykonywane przez uczących się w grupach projektowych, w grupach zadaniowych.Taki eksperyment jest możliwy do urealnienia.”
Zastanawiający w tym jest fakt, że tak „wizjonerskie” podejście do sposobu nabywania kompetencji zawodowych wygłosił najstarszy w tej auli uczestnik owego spotkania (w przyszłym roku będziemy świętować jubileusz jego 80 urodzin!), który od ponad ćwierć wieku walczy z „konserwą” polskiego systemu szkolnictwa zawodowego, propagując najpierw programy o budowie modułowej, później także kształcenie modułowe, idee tutoringu, kształcenie szerokoprofilowe – wszystko w ramach hasła „od nauczania do uczenia się”.
Mam nadzieję, że pójdzie tą drogą, obecna w auli CKZiU Zofia Wrześniewska – nowa dyrektorka łódzkiego „Gastronomika”, od jakiegoś czasu widywana na spotkaniach ruchu „Budzących się Szkół”. a także – nieobecny na tej debacie nowy dyrektor Zespołu Szkół Rzemiosła Marcin Józefaciuk (w tym czasie uczestniczył w „Biegu Rzeźnika” na Kaukazie) – gospodarz założycielskiego spotkania Łódzkiego Klubu „Budzących się Szkół”.
Po trzecie (i ostatnie): w mojej ocenie owa debata w najmniejszym stopniu nie spełniła celu, o którym mówił Tomasz Trela na wtorkowej konferencji prasowej: dostarczenia informacji „co jeszcze może zrobić samorząd, aby wzmocnić tę formę kształcenia”. Nawet Bogusław Słaby – prezes Związku Przedsiębiorców Przemysłu Mody – zabierając głos jako jeden z panelistów, nie widział możliwości w warunkach tego spotkania do rzeczowego dialogu i zwrócił się do wiceprezydenta Treli z apelem: „Gdyby pan mógł najszybciej znaleźć pół godziny czasu, chcieliśmy przedstawić nasze propozycje jak ten problem możemy rozwiązać.[…] Dłużej już nie możemy czekać!”
Wkrótce po tym pan wiceprezydent – jak to określiłem w relacji – „po angielsku” opuścił debatę i nie słyszał już postulatu nauczycielki zawodów włókienniczych w miejscowej szkole, która apelowała do władz miasta o systemowe wsparcie i unowocześnienie bazy technodydaktycznej szkoły, którymi – w tym zawodzie – są maszyny „z XIX wwieku”!
Szkoda, że to wszystko tak wyszło… Nie moją rolą obserwatora-felietonisty jest ustalanie przyczyn tego „niewypału”. Począwszy od rzucenia pomysłu przez panią radną Malinowską-Olszowy i zaangażowania swego autorytetu wiceprezydenta w jego promocję – aż do żenującego efektu (z którego – moim zdaniem – doskonale zdawała sobie sprawę pani dyrektor Teresa Łęcka, oświadczając, że przekazuje mikrofon „prawdziwemu gospodarzowi tego spotkania”) zabrakło merytorycznie i logistycznie do tej roli przygotowanego organizatora.
No cóż – kampania wyborcza już ostatniej prostej, spotkanie goni spotkanie, ważne, że „poszło w świat”, że taka debata się odbyła…
Włodzisław Kuzitowicz