Od poprzedniego felietonu minęło kolejnych 6 dni, wypełnionych przekazywanymi codziennie przez media licznymi wydarzeniami w kraju i na świecie. Nawiasem mówiąc – najprawdopodobniej szybciej będę wiedział o czym rozmawiali w piątek Prezydent RP i prezes rządzącej partii, niż to, czy pan kurator Wierzchowski przeczytał mój list otwarty, adresowany do niego…
A w ogóle mam takie demobilizujące myśli, że z moimi niszowymi tematami z poletka edukacyjnego mam niewielkie szanse przebicia się do świadomości czytelników, atakowanych dzień i noc news’ami o huraganach nad Karaibami, trzęsieniu ziemi w Meksyku, ewentualnie groźnych skutkach kolejnych demonstracji atomowo-rakietowych możliwości reżimu z Pjongjangu, czy nowymi odcinkami „Ucha prezesa”…
Racjonalna strona mojej osobowości podpowiada mi, że mogę postąpić według jednej z dwu, skrajnych, strategii: zaakceptować „prawa rynku medialnego”, czyli pisać o bulwersujących t.zw. opinię publiczną sprawach – skandalach z udziałem nauczycieli (najlepiej obyczajowych), wybrykach „zwyrodniałych” uczniów, o super roszczeniowych rodzicach, reprezentujących skrajne poglądy religijne lub polityczne, albo… albo nadal pozostać wiernym swej deklaracji, złożonej przed czterema laty w pierwszym „Felietonie na dzień dobry”, inaugurującym 4 września 2013 roku działalność „Obserwatorium Edukacji”:
Nie obiecują jednak całkowitego równouprawnienia wszystkim publikacjom. Już teraz informuję, że nie znajdzie tu miejsca tania sensacja, także skrajnie fanatyczne i pozbawione racjonalnych podstaw poglądy nie mogą liczyć na ich upowszechnianie.
Inaczej rzecz określając – iść, jak dotąd, swoją drogą, nie zabiegać o „wyniki oglądalności” i pisać nadal te felietony, adresowane do czytelników ”którzy znają Józefa”*.
Świadom tej alternatywy postanawiam nie dać się uwieść błogiej wizji popularności i pozostać nadal redaktorem i felietonistą niszowego „informatora edukacyjnego” – jak skategoryzował to co redaguję „Wielki Brat” Google. I dlatego napiszę dziś o pozornie małoznaczącej w skali wielkiego systemu edukacji sprawie, jaką jest obsada na stanowiskach dyrektorów w przeznaczonych do likwidacji za dwa lata łódzkich gimnazjach.
Że jest to w pewnym sensie zagadkowa sprawa uświadomiłem sobie podczas spotkania dyrektorów podstawówek i gimnazjów w UMŁ 28 sierpnia, obserwując wręczanie podziękowań odchodzącym na emeryturę dyrektorom szkół, a także aktów powołania – po raz pierwszy lub kolejny – na te stanowiska. Zwróciłem wtedy uwagę, że podziękowania za pracę z powodu przejścia na emeryturę wręczono dyrektorom trzech gimnazjów o numerach: 6, 24 i 36, natomiast powierzono dyrektorskie stanowiska – także w trzech gimnazjach, ale tylko PG nr 24 się powtórzyło. Pozostałe nominacje dotyczyły gimnazjów o numerach 12 i 40. Ciekawa sprawa…
Jeszcze przed wakacjami łódzkie dzienniki informowały o rezygnacjach z dyrektorowania w przeznaczonych do likwidacji gimnazjach. To wtedy można się było dowiedzieć, że ze stanowisk zrezygnowało trzech dyrektorów łódzkich gimnazjów i że nie było łatwo wypełnić te vacaty. Na dyrektora ,PG nr 16 nie było żadnego chętnego. Z kolei do kierowania gimnazjum nr 6 i 21 zgłosiło się po jednym kandydacie, ale ostatecznie konkursów nie rozstrzygnięto. W PG nr 7 na Teofilowie doszło do reelekcji dotychczasowej dyrektorki. Lepiej było w PG nr 36 na Olechowie – Janowie, gdzie do konkursu zgłosiły się dwie osoby a wygrała anglistka z innej szkoły. W PG nr 6 powierzono to stanowisko jednemu z pracujących tam nauczycieli.
Najgłośniejsza medialnie była rezygnacja Jolanty Grali – dyrektorki PG nr 6 przy ul. Limanowskiego. Ogłosiła ona już wiosną, że nie chce „świecić oczami” przed rodzicami uczniów, patrzeć na to, jak po wakacjach w szkole zmienią się nauczyciele, gdyż część grona pedagogicznego odejdzie do podstawówek. Z podobnych pobudek podjęła taką samą decyzję Ewa Miłkowska – dyrektorka Gimnazjum nr 36 na Olechowie-Janowie.
Jednak mnie najbardziej zastanowiła decyzja, teraz już byłego, dyrektora PG nr 16, w Łodzi przy ul. Syrenki 19 a. Wszak minęły dopiero dwa lata od dnia, kiedy objął tę funkcję w atmosferze medialnego zainteresowania, jako młody (wtedy jeszcze przed czterdziestką) niekonwencjonalny dyrektor, który „nosi sportowe buty do garniturowych spodni, poprzecierane dżinsy i trampki, ostatnio zapuścił brodę” i taki, co to mając na Facebook’u profil – przyjmował do grona znajomych uczniów swojej szkoły. Otóż ten „cool dyrektor” zrezygnował z szefowania w gimnazjum i… i przystąpił do konkursu na dyrektora SP nr 206 przy ul. Łozowej – na tym samym osiedlu, gdzie kierował tamtą szkołą.
Dodatkowo dziwić może także fakt, że PG nr 16 zdobyło wiosną tego roku w plebiscycie portalu Nasze Miasto. Łódź tytuł ”Najfajniejsze Gimnazjum w Łodzi”, a także fakt, że nie jest to, nawet teraz, taka mała szkoła: działa tam w tej chwili 5 klas drugich i 4 klasy trzecie – razem 9 oddziałów.
Przyznam się, że w pierwszym odruchu miałem bardzo negatywny stosunek do owego dyrektora, że tak postąpił. Pewnie nie tylko ja, bo jego wyjściu po nominację na nowe stanowisko towarzyszyły bardzo skąpe oklaski obecnych w Dużej Sali Obrad RMŁ koleżanek i kolegów dyrektorów. Jednak dzisiaj, po tym jak trafiłem w „Gazecie Wyborczej” na jego wypowiedź wyjaśniającą motywy tej decyzji – już go tak surowo nie osądzam:
„Bardzo ze sobą walczyłem. Szedłem na konkurs z wyrzutami sumienia, bo trudno jest podjąć taką decyzje w momencie, kiedy statek idzie na dno. Zdaję sobie jednak sprawę, że w 2019 roku do konkursów będzie przystępowało po 20 czy 30 osób…”
Łatwo jest czcić „żołnierzy niezłomnych” – po ich bezowocnej śmierci. Im już nic z tych pomników! A może i ja, znalazłszy się w podobnym wieku w takiej sytuacji, postąpił bym tak samo?
Co nie zmienia tego, że gdybym spotkał „twarzą w twarz” panią minister Annę Zalewską – winną tych wszystkich rozterek i problemów, to bym…. [Autocenzura wykreśliła…]
Włodzisław Kuzitowicz
*Wszyscy którzy czytali „Anię z Zielonego Wzgórza” Lucy Maud Montgomery wiedzą co to znaczy.