Wczoraj, znany bloger  Dariusz Chętkowski – zareagował, naszym zdaniem zbyt impulsywnie, na obszerny tekst Artura Radwana, opublikowany w „Dzienniku Gazecie Prawnej” pod tytułem „Ofiary systemu, czyli jak nauczyciele stali się nierobami bez autorytetu”. Oto początek tego postu

 

Znowu strzelają do nauczycieli. I ponownie z tej samej broni – jesteśmy nieprzygotowanymi do pracy w szkole nierobami bez autorytetu. I jak zwykle wali do nas z grubej rury Artur Radwan z Dziennika Gazety Prawnej. Redaktor zaprawiony w gnojeniu belfrów. Pisze, że aż miło czytać – oczywiście, miło tym, którzy nie są nauczycielami. […] [Źródło: www.chetkowski.blog.polityka.pl]

 

I w tym miejscu „Belferbloger” zamieścił link – ale nie na stronę DGP, gdzie można przeczytać cały tekst Radwana, a do skrótu na portalu  msn-finanse. A przecież niemożliwe, aby polonista, znawca stylistyki polskiej, nie odczytał owego „nawiasu” w jaki autor krytykowanego przez niego tekstu wziął owo tytułowe stwierdzenie.

 

Naszym zdaniem  nie należy, już po lekturze tytułu, zacietrzewiać się i wszystko co pod nim napisano czytać „po łebkach”, ze z góry założoną, negatywną oceną. Oczywiście – Radwan to „stary” wyjadacz publicystyki i wie, że takim uogólnieniem, nauczyciele stali się nierobami bez autorytetu, sprawi, że czytelnik „nie nauczyciel”, z „nienajlepszymi” doświadczeniami w kontaktach z przedstawicielami tego zawodu, na pewno tekst ten przeczyta.

 

Ale przeczytać go warto, bo jest tam wiele treści, które nie mogą zaskoczyć nikogo, kto w tym zawodzie siedzi od lat, kto pracuje uczciwie i profesjonalnie, kogo także „wkurzają” czarne owce w tej profesji. Ale  przekonajcie się sami – zamieszczamy najpierw wybrane fragmenty owego artykułu, a później link do źródła:

 

 

Nauczyciele stali się ofiarami systemu kształcenia oraz drogi awansu, który potęguje patologie zawodu. A na ten system składa się przestarzały program studiów, demotywujące przepisy Karty nauczyciela z 1982 r., sposób wynagradzania oraz środowisko, które wymusza podporządkowanie się niepisanym regułom. Taki stan trwa od lat. […]

 

Drugi powód zwolnień jest ważniejszy, bo obrazujący patologię systemu. – To dobry czas, by pod pretekstem reformy Zalewskiej pozbyć się nauczycielskich miernot. W końcu mam wolne ręce – mówi mi dyrektor szkoły z Radomia. Od lat wiadomo – to tajemnica poliszynela – że na studia pedagogiczne, a też na te o specjalności nauczycielskiej, w dużej mierze trafiają osoby, które nie dostały się na inne kierunki, lub te, które nie mają na siebie pomysłu. Bo pedagogika to w powszechnym przekonaniu studia niewymagające, a dające magisterium. Zbyt krytyczna ocena? W tym roku akademickim było 210 miejsc na studiach stacjonarnych na Wydziale Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego. Przyjęto osoby, które miały ledwie 34 pkt na 100 możliwych. Dla porównania na tej samej uczelni przy dwukrotnie wyższym limicie (400 miejsc) na Wydziale Prawa ostatnia osoba z listy przyjętych miała 73,61 pkt, także na 100 możliwych. A na oba kierunki co roku jest po kilka osób na jedno miejsce. Poza publicznymi szkołami są jeszcze niepubliczne uczelnie, które przyjmują kandydatów bez żadnej selekcji – dla nich po prostu liczy się pobierane czesne. Nie ma się więc co oszukiwać – do zawodu trafiają osoby ze słabymi wynikami uzyskanymi w szkole średniej i w trakcie studiów. […]

 

Uczelnie pedagogiczne produkują bardzo dużo nauczycieli. Trafiają oni do pracy w przedszkolach i szkołach podstawowych. Z badań Instytutu Badań Edukacyjnych z 2015 r. „Pochodzenie społeczne i ścieżki dojścia do zawodu nauczycieli szkół podstawowych” * wynika, że po 1989 r. praca w tym zawodzie w mniejszym stopniu wiązała się z awansem społecznym, a coraz częściej była postrzegana jako przywilej związany z krótszym niż w innych zawodach wymiarem czasu pracy, dużą liczbą dni wolnych, a także z dodatkami mieszkaniowymi, wiejskimi czy specjalnymi. Profesor Hanna Kędzierska z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie opisała tę zmianę jako przejście od „bycia kimś” z okresu przełomu lat 50. i 60. XX w. przez „coś znaczyć” – w latach 70. i 80., aż do „coś mieć” – obowiązującego w trudnym okresie transformacji gospodarczej. W badaniach IBE przywołano opinię prof. Kędzierskiej z 2012 r., która stwierdziła, że w żadnej profesji nie obniżono tak drastycznie wymogów dotyczących wstępnych kwalifikacji, w żadnej nie stworzono tak krótkich bądź pokrętnych ścieżek uzyskiwania uprawnień do wykonywania zawodu, w żadnej także nie zablokowano mechanizmów selekcji, jak właśnie w zawodzie nauczyciela.

 

Choć oczywiście nie wszystkich pedagogów można wrzucać do jednego worka. […]

 

Ale z dostaniem pracy nie jest łatwo. Starsi nauczyciele nie chcą odchodzić na emeryturę, więc dla młodych – przy pogłębiającym się niżu demograficznym – zdobycie posady nie jest łatwe. […] Nawet po zdobyciu dodatkowego wykształcenia nie jest łatwo ze znalezieniem pracy. Bo w wielu miejscach szkoły to sitwa. Weźmy pod lupę placówkę w małej wsi w gminie Spytkowice (woj. małopolskie). – Wieloletnia sekretarka szkoły ma córkę, która uczy w tej szkole. Rekordy bije dyrektorka, która zatrudnia kilka osób z rodziny. Również pozostałe starsze stażem nauczycielki pracują razem ze swoimi dziećmi, które pokończyły studia pedagogiczne – mówi mi mieszkaniec wsi. – Otrzymuję skargi od mieszkańców, że przyjmowane są osoby po znajomości. Szkoła wprawdzie mi podlega, ale to dyrektorka jest pracodawcą – tłumaczy się wójt Mariusz Krystian. – Ustawa o pracownikach samorządowych zakazuje zatrudniania w bezpośredniej podległości rodziny w gminie. Trzeba takie samo rozwiązanie wprowadzić do Karty nauczyciela, bo inaczej cały czas będziemy mieć do czynienia z takimi sytuacjami – podkreśla. […]

 

Kolejnym problemem jest to, że dorobek nauczyciela ocenia się jedynie przy awansie. Potem nikt jego umiejętności nie weryfikuje. MEN chce, aby pedagodzy byli obligatoryjnie oceniani co trzy lata przez dyrektora. – Znam nauczycieli, którzy od 20 lat nie byli poddani żadnemu testowi – potwierdza Sławomir Wittkowicz, szef Branży Nauki, Oświaty i Kultury Forum Związków Zawodowych.

 

Choć dyrektorzy sceptycznie podchodzą do pomysłu weryfikacji umiejętności nauczycieli, to jednocześnie narzekają, że trudno zwolnić słabego pedagoga. – To wierutna bzdura. Jeśli ocena, którą może przeprowadzić w każdej chwili dyrektor, jest negatywna, można rozwiązać umowę z takim nauczycielem – przekonuje prezes ZNP Sławomir Broniarz. – Nie mamy wpływu na to, że dyrektorzy nie sięgają po narzędzie, które już mają w ustawie – wskazuje. Jednak dyrektorzy uważają, że zwalnianie słabych nauczycieli jest mordęgą. – Znajomy dyrektor z Krakowa pięć lat zwalniał jedną osobę. Ta ciągle odwoływała się, po drodze była komisja dyscyplinarna, a na końcu sąd pracy, który ją przywrócił, bo kryterium zwolnienia były podobno niewłaściwie zastosowane – mówi Tomasz Malicki. […]

 

Malicki przyznaje, że jego koledzy zamiast zwalniać słabych nauczycieli, starają się przez kontrole i hospitacje zmusić ich do dobrowolnego odejścia. – Można w ten sposób obrzydzić im pracę, ale nie zawsze dają się złamać – opowiada. W praktyce nie chcą się narażać i konfliktować z gronem pedagogicznym, które co pięć lat opiniuje kandydaturę dyrektora ubiegającego się przed gminną komisją o kolejną kadencję (PiS zlikwidował automatyczne przedłużanie zatrudnienia dyrektorów po pięciu latach pracy). […]

 

Dyrektorzy szkół często wytykają minister Zalewskiej, że choć tak bardzo chwali model fińskiego kształcenia nauczycieli, to nic nie robi, aby pedagodzy w Polsce byli tacy, jak ci w Finlandii. – Tam dziekan przychodzi do najlepszego studenta pedagogiki i mówi mu, że będzie uczył w szkole. Dla takiej osoby jest to wielkie wyróżnienie, bo tylko najlepsi fizycy, matematycy i inni specjaliści trafiają do pracy w szkole, w której bardzo dobrze się zarabia. Jeśli do świetnego studenta informatyki w Polsce przyszedłby ktoś z propozycją pracy w szkole średniej, to ten zabiłby go śmiechem – mówi Tomasz Malicki. – Duża liczba dobrych nauczycieli w Polsce tylko się irytuje, że jest stawiana na równi z tymi najsłabszymi, którzy przez przypadek trafili do zawodu. A u nas w kraju z przyszłymi nauczycielami powinno być tak, jak z pracownikami służb. ABW przychodzi do najlepszych studentów i mówi im: „Będziesz u nas pracował”. Tam praktycznie nikt przypadkowy nie trafia z ulicy. Niestety takie postulaty, obawiam się, przez dekady pozostaną w sferze pobożnych życzeń – dodaje.

 

 

Cały artykuł „Ofiary systemu, czyli jak nauczyciele stali się nierobami bez autorytetu”   –   TUTAJ

 

*Tajemnicą Artura Radwana jest źródło, z którego pozyskał raport  z badań IBE z roku 2015, zatytułowany Pochodzenie społeczne i ścieżki dojścia do zawodu nauczycieli szkół podstawowych” . Aktualnie na oficjalnej stronie IBE takowego nie udostępniono  –  TUTAJ

 

 

Informacje o autorze

Artur Radwan – Dziennikarz z wykształcenia prawnik, ukończył też studia podyplomowe na Uniwersytecie Warszawskim z zakresu Prawa Europejskiego. Zanim trafił do redakcji kilka lat pracował w administracji rządowej w tym Rządowym Centrum Legislacji i Ministerstwie Obrony Narodowej. Od 2003 r. jest członkiem Polskiego Towarzystwa Legislacji. W redakcji pisze o problemach dotyczących żołnierzy zawodowych i rezerwistów. Na bieżąco monitoruje również kwestie związane z zatrudnieniem i wynagrodzeniem nauczycieli. Porusza też problemy samorządów dotyczące stosowania przepisów oświatowych. W zakresie swoich obowiązków ma również zatrudnienie i płace w całej administracji publicznej. [Źródło: www.serwisy.gazetaprawna.pl]

 

 

 

 



Zostaw odpowiedź