W  mijającym  tygodniu  <Aktualności> „Obserwatorium Edukacji” to doniesienia o kolejnych przejawach ślepej determinacji MEN w forsowaniu swojej reformy, ale przede wszystkim były to informacje o licznych protestach, stanowiskach i listach otwartych przeciwników owej reformy. Najbardziej rozbudzającym nadzieję jej przeciwników był artykuł Justyny Sucheckiej, opublikowany w piątkowej „Gazecie Wyborczej”, który w jego e-wersji nosi tytuł „9 powodów, dla których minister Zalewska przesunie reformę edukacji”. Jeszcze przed południem, zaraz po jego pierwszej lekturze, zrodziła się w mojej głowie – jak by nie było starszego pana, który niejedno już przeżył – myśl, upubliczniona w komentarzu redakcyjnym do informacji o tym artykule: „

 

Przyszłość pokaże, czy publikacja ta rzeczywiście trafnie przepowiedziała przyszłość reformy – chyba niesłusznie nazywanej „reformą Zalewskiej”, czy jej efekt będzie odwrotny: jeszcze bardziej wzmocni determinację rządzących w forsowaniu tego projektu „na przekór wszystkim i wszystkiemu”!

 

Jak już wiadomo, na reakcję MEN nie trzeba było długo czekać. Jeszcze w godzinach południowych ministerstwo zamieściło jednoznaczne dementi, oświadczając, że doniesienia prasowe, sugerujące zmianę terminu wdrażania poszczególnych rozwiązań  proponowanych w projekcie ustawy Prawo oświatowe i ustawy Przepisy wprowadzające ustawę – Prawo oświatowe, są  nieprawdziwe.

 

Szkoda, że znowu miałem rację…

 

Przepychanki: przeciwnicy reformy  –  MEN trwają nadal. W piątek na stronie OE Czytelnicy mieli możliwość dokonania przeglądu tych protestów. Z analizy ostatnich tygodni widać wyraźnie, że na czele tego ruchu oporu stoi Związek Nauczycielstwa Polskiego, z natury swych statutowych powinności podnoszący głównie argumenty dotyczące utraty – w konsekwencji wprowadzenia owej reformy – miejsc pracy przez tysiące nauczycieli.

 

Zrzeszenia, skupiające różne formy i szczeble samorządów lokalnych, akcentują głównie skutki finansowe, spowodowane milionowymi kosztami  planowanej zmiany struktury systemu szkolnego. O wiele słabiej przebijają się do oczu i uszu opinii publicznej argumenty z obszaru psycho-społecznych strat, jakie w kolejnych rocznikach młodych Polaków, zmuszonych do edukowania się w tym zreformowanym systemie, poczyni ta reforma.  Najsmutniejsze w tym jest to, że przeprowadzana jest ona głównie po to, aby zadowolić własnych wyborców, którym obecnie rządząca partia złożyła podczas kampanii wyborczej taką obietnicą – nie popartą żadną merytorycznie i naukowo uzasadnioną  argumentacją.

 

Dlatego postanowiłem przybliżyć Szanownym Czytelniczkom i Czytelnikom dwa wywiady, jakie w ostatnich dniach przeprowadzono z Maciejem Jakubowskim – dziś 39 letnim doktorem nauk ekonomicznych i absolwentem socjologii na Uniwersytecie Warszawskim. Jednak najciekawszą informacją z jego biografii, eliminującą już na wejściu wszelkie zarzuty, że jest to głos obrońcy „przegranej władzy” jest fakt, iż był on od 25 kwietnia 2012 (w MEN rządziła wtedy Krystyna Szumilas) do połowy stycznia 2014 roku (za kadencji minister Kluzik-Rostkowskiej) podsekretarzem stanu w MEN. Odpowiadał wtedy za strategię zmian systemowych w edukacji i za efektywność finansowania edukacji. Zajmował się również sprawami oświaty polskiej za granicą, współpracą z organizacjami polonijnymi, współpracą międzynarodową –  m.in. z organami i instytucjami Unii Europejskiej, Rady Europy i Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Oświaty, Nauki i Kultury (UNESCO). Jednak – jak można się dowiedzieć z nieoficjalnych źródeł – został odwołany z tego stanowiska z powodu różnicy  zdań pomiędzy nim a minister Kluzik-Rostkowską. Rzecz dotyczyła  wysokości i algorytmu podziału subwencji oświatowej. Trudno go posądzać o sympatię do poprzedniczki minister Zalewskiej…

 

Wcześniej dr Maciej Jakubowski (od 2005 roku) pracował w zespole badawczym opracowującym wskaźniki edukacyjnej wartości dodanej w Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Jest współautorem metody EWD dla gimnazjów. [Zobacz jego publikację na ten temat  –  TUTAJ]

 

Otóż ten – bez wątpienia ekspert w tematach, na które się wypowiada, choć  (może na całe szczęście) nie profesor pedagogiki – w wywiadzie, jaki przeprowadziła z nim Aleksandra Pezda (zamieszczonym na portalu TVN24) powiedział, m.in. takie słowa:

 

Nie mam bezkrytycznego podejścia do wyników polskiej szkoły. Jednak wiem, że umiejętności: czytania ze zrozumieniem, rozumienia matematycznego i w naukach przyrodniczych są wśród nastoletnich uczniów i absolwentów bardzo wysokie. Brakuje nam za to kompetencji społecznych i cyfrowych. I tu zdecydowanie polska szkoła powinna się zmienić. Niestety, propozycje MEN idą w przeciwnym kierunku: reforma PiS jest adresowana do wyimaginowanych problemów, za to nie odpowiada na problemy rzeczywiste. Nasi gimnazjaliści dogonili Finów w umiejętnościach, które dzisiaj liczą się na świecie. Polska szkoła ma jeszcze dużo do zrobienia, ale po reformie PiS grozi jej zacofanie.

 

Warto przeczytać cały ten wywiad, zatytułowany „Dogoniliśmy Finlandię. Po reformie PiS grozi nam zacofanie”.

 

Aby zachęcić do lektury tego wywiadu przytoczę jeszcze jeden jego fragment:

 

A.P.: Nie ma pan wrażenia, że żadne argumenty za czy przeciw reformie PiS się nie liczą? Chodzi o światopogląd i walkę tradycji z liberalną nowoczesnością.

M.J.: Zgadzam się, że szkołę dotknęły lęki rodziców, zestresowanych trudnościami zglobalizowanego świata. Chcą spokojniejszego życia dla swoich dzieci, szukają więc oparcia w historii kraju, w swoim świecie, w którym czują się zakorzenieni. To jest zjawisko nie tylko polskie. Na tym opiera się m.in. sukces Donalda Trumpa. To walka starej gospodarki z nową, naukowcy opisują to od lat. Rozwarstwienie społeczne się pogłębia, status klasy średniej maleje, stąd poczucie zastoju i bunt. Głosują na kandydatów takich jak Trump, który obiecuje, że wróci świat pewności, fabryk, stałego zatrudnienia. W Polsce PiS zadziałał podobnie – „sprzedaje” swojemu elektoratowi wizję powrotu świata o przejrzystych, dobrze znanych wartościach. Rzecz w tym, że taki świat już nie wróci.

 

1 października redaktor Justyna Suchecka opublikowała w „Gazecie Wyborczej” wywiad z tym samym rozmówcą, zatytułowany „Ekspert: Bez gimnazjów skrzywdzimy najsłabsze dzieci. Wygra na tym bogata elita”. Zachęcam do przeczytania go w całości, a na zachętę proponuję taki jego fragment:

 

 

J. S.: Czemu gimnazja tak przeszkadzają rządzącym?

M.J.:  Myślę, że interes polityczny i ideologia są tu najważniejsze  Ze znanych mi ekspertów czy też naukowców zajmujących się badaniami edukacji nikt nie jest za likwidacją gimnazjów i skróceniem okresu kształcenia ogólnego. Z tego, co wiem, reformę wspierają tylko były minister prof. Legutko i wykładowca z Krakowa prof. Waśko. Choć oni tak naprawdę ekspertami od reform edukacyjnych nie są. Jeden jest specjalistą od filozofii, drugi od języka polskiego. Mają zakodowane i mocno wbite w głowę, że gimnazja nie działają. Ale żadnych badań na to nie mają, bo ich nigdy nie robili. Ich interesuje wprowadzenie „zdrowej” ideologii do programów nauczania, a przy tym widoczny jest też ich sentyment do PRL-owskiego systemu, gdzie do liceów, a tym bardziej na studia, szła tylko elita.

 

Ta antyreforma ma też przynieść wymierne korzyści polityczne. Spowoduje olbrzymi zamęt tuż przed wyborami samorządowymi.[…] Ten cel polityczny, czyli zamęt przed wyborami samorządowymi, a przy tym okazja do wymiany kadr dyrektorskich i nauczycielskich w szkołach, może podobać się kierownictwu PiS. To jedyne racjonalne wytłumaczenie, dlaczego partia rządząca tak upiera się przy tych zmianach.

 

 

Tyle na dziś cytatów, ale poglądy rozmówcy, a zwłaszcza informacje zawarte w obu tych wywiadach, zasługują na to, aby nie tylko samemu zapoznać się z nimi, ale także upowszechniać je dalej – wśród swoich bliższych i dalszych znajomych, a zwłaszcza w środowisku rodziców dzieci dzisiejszych uczniów podstawówek.

 

 

To oni, poinformowani o owych dalekosiężnych negatywnych skutkach zmian przygotowywanych przez MEN, obok protestujących – głównie – w obronie miejsc pracy nauczycieli powinni wyjść na ulice i – z podobną determinacja jak uczyniły to kobiety (wspierane licznie przez mężczyzn) podczas słynnego już „czarnego protestu” z 3 października – pokazać aktualnej władzy swój sprzeciw tej, rujnującej polski system edukacji, reformie!

 

Bo przecież nie tylko jej koszty i zwolnienia nauczycieli przemawiają przeciw tej, NIEDOBREJ ZMIANIE!

 

Włodzisław Kuzitowicz



Zostaw odpowiedź