Foto: Karolina Misztal [www.dziennikbaltycki.pl]
Marcin Stiburski – nauczyciel matematyki i fizyki – do niedawn (bo już nie) w Morskiej Szkole Podstawowej w Gdańsku, inicjator idei „Szkoła Minimalna”.
28 października 2021 r. na stronie „POLSKA TIMES” zamieszczono zapis rozmowy, jaki z Marcinem Stiburskim przeprowadziła Magdalena Konczal. Tekst ten został zatytułowany „Mało zarabiamy, bo mało pracujemy”. O pensum nauczycielskim rozmawiamy z Marcinem Stiburskim – fizykiem i twórcą Szkoły minimalnej'”. Oto fragmenty tego wywiadu:
Słynie Pan z niezbyt popularnych, a czasami nawet nieco kontrowersyjnych opinii. Jedną z nich jest ta, dotycząca czasu pracy nauczyciela. Uważa Pan, że nauczyciele pracują za mało?
Przeglądałem raport czasu pracy nauczycieli, który został opracowany w 2014 roku przez Instytut Badań Edukacyjnych. Właśnie tam było pokazane, ile nauczyciele pracują, jak dużo biorą nadgodzin. Głównym mankamentem tego raportu – co też podkreślali badacze – była deklaratywność, a więc raport został oparty na deklaracjach nauczycieli, ponieważ w rzeczywistości nie mamy narzędzi, które pozwoliłyby nam na sprawdzenie realnego czasu pracy nauczyciela.
Kiedy ja obserwuję całą tę sytuację, to widzę ucznia, który siedzi ponad trzydzieści godzin w szkole, bo taki ma plan lekcji i nauczyciela, który w szkole spędza zdecydowanie mniej czasu. Nauczyciele narzekają, że bardzo mało zarabiają, ale też mówią, że pracują więcej, przygotowując się do tych swoich osiemnastu godzin pensum, czyli ponad trzynastu godzin zegarowych, bo, przypomnijmy, że jedna godzina pensum to czterdzieści pięć minut. Uwzględniając czas spędzony na przerwach czy dyżurach, to w dalszym ciągu nie jest to czas pracownika, zatrudnionego na Kodeks Pracy. […]
Nauczyciele będą bronić swojego status quo. To jest trochę tak, jak górnicy bronią swoich deputatów górniczych, a policjanci by bronili swojego wcześniejszego przejścia na emeryturę. Trudno jest nam rezygnować z pewnego układu pracy, który kiedyś wypracowaliśmy. Przewartościowując edukację, musimy mieć wgląd w to, że należy też przewartościować sposób pracy nauczyciela. Nauczyciel dziś nie musi być nauczycielem podawczym, który relacjonuje Wikipedię, ale mentorem, tutorem i przewodnikiem.[…]
Ja nie obserwuję tego, by nauczyciele pracowali po czterdzieści czy pięćdziesiąt godzin, jak to często deklarują. Ci, którzy mają jeden goły etat, najczęściej o godz. 13.00 są już w domu. Ale są też tacy, którzy chcą dorobić więcej, bo oczywiście uposażenie za jeden etat osiemnastogodzinny jest, jakie jest (od 3 200 zł netto w dół), ale wówczas wyrabiają drugi etat i mają 6 200 czy 6 400 zł na rękę. W tym momencie pojawia się pytanie: czy 6 000 zł netto, to jest mało czy dużo? Sądzę, że co najmniej kilkanaście procent nauczycieli pracuje właśnie na dwa etaty.
Myśli Pan, że nauczyciele nie przygotowują się do lekcji?
Nauczyciele deklarują, że się przygotowują. Nawet w sporach, które ze mną prowadzą, mówią, że na jedną godzinę lekcyjną przygotowują się dwie godziny zegarowe i mimo że w danej szkole mają pięć lekcji tego samego typu z pięcioma klasami na tym samym poziomie, to i tak będą deklarować, że do każdej lekcji przygotowują się dwie godziny. Tłumaczą się tym, że są różni uczniowie, ale według mnie to jest naciągana teoria.
Wiadomo, że inaczej trzeba patrzeć na nauczycieli poszczególnych przedmiotów. Inną ilość czasu na obowiązki pozalekcyjne będzie poświęcał matematyk, a inną polonista. Ja uważam jednak, że skoro jest się specjalistą w danej dziedzinie, to jest się też w stanie przeprowadzić zajęcia bez przygotowania. Mechanik nie czyta instrukcji naprawy samochodu przed naprawą samochodu, po prostu to robi.
Oczywiście polonista, gdy zleci uczniom napisanie jakiegoś tekstu, będzie musiał najzwyczajniej w świecie go przeczytać. Gdybym ja chciał zadać dzieciom wiele zadań matematycznych, również musiałbym później je sprawdzić. Ale z drugiej strony ocenianie naprawdę nie musi polegać na sprawdzaniu metodą testu, oceniać można na tysiąc innych sposobów. […]
Chciałabym zapytać o propozycję Ministerstwa Edukacji i Nauki, jaką jest podwyższenie pensum nauczycielskiego o cztery godziny…
Tak, ministerstwo próbuje przeforsować cztery godziny pensum i zmusić nauczycieli, żeby byli w szkole, z uczniami, a nie żeby deklarowali, że wykonują swoją pracę w domu. Skoro niektórzy mówią, że woleliby pracować czterdzieści godzin w szkole, to ja się pytam, dlaczego tego nie zrobić? Dlaczego nie będą tego postulować i dlaczego nie zadeklarują swoim pracodawcom, że właśnie tak woleliby pracować?
Dlaczego nauczyciele nie będą chcieli takiego rozwiązania wprowadzić w życie? Bo wówczas wyszłoby na jaw, że nie są w stanie tego zrobić w szkole. Nauczyciele tak naprawdę markują to, bo wolą w ukryciu wykonywać swoją pracę, a w rzeczywistości wielu z nich po prostu ma wolny czas w domu.
Proszę zwrócić uwagę na to, że osoby, które pracują tradycyjnie 40 godzin na etacie, uwzględniając czas urlopu 26 dni, plus 52 soboty i niedziele, to sumując, wychodzi 1800 godzin zegarowych w skali roku. Natomiast warto popatrzeć na to, ile godzin zegarowych rocznie pracuje nauczyciel, uwzględniając wszystkie możliwe przerwy. Kilkukrotnie próbowałem to liczyć, oczywiście działania są zaokrąglone, ale ten czas nie przekracza 1000 godzin zegarowych rocznie. Oczywiście, my mało zarabiamy, ale też mało godzin pracujemy. Pracujmy więcej, z tą samą stawką godzinową i w tym momencie będziemy lepiej zarabiać, powyżej średniej krajowej.[…]
W jaki sposób powinno się rozwiązać problem czasu pracy nauczyciela?
Moim marzeniem jest, by pracować w jednej szkole. Osobiście mógłby mieć 30 godzin tablicowych i 5-7 godzin być do dyspozycji, w skład których wchodziłyby kółka zainteresowań, konsultacje itd., a przez dwie godziny mógłbym wykonywać jeszcze jakąś pracę w domu.
Ja pracuję w szkołach niepublicznych na Kodeks Pracy, nie obowiązuje mnie Karta Nauczyciela. W tej chwili tygodniowo przeprowadzam 38 godzin lekcyjnych. Oczywiście, z racji tego, że wiążę to z trzema szkołami plus jedną zdalną, mam trochę utrudnione zadanie. Byłoby miło, gdybym miał te 38 godzin w jednej placówce, bo wówczas miałbym szansę więcej czasu spędzać z uczniami, zamiast być w ciągłym rozkroku. […]
Na zakończenie chciałam odejść już od tematu pensum, bo ono oczywiście jest ważne, ale nie najważniejsze. Co jest największą bolączką systemu edukacji?
Pogoń za ocenami i ranking szkół. Młodzi ludzie zmuszają się do zdobywania wiedzy, uczą się, by otrzymywać oceny, a nie dla samej chęci poznania czegoś nowego. Trzeba by totalnie przewartościować koncepcje nauki, tak żeby oceny odeszły przynajmniej na trzeci plan.
Dla mnie w edukacji bardzo ważne jest to, by uczeń nie bał się szkoły, nie odczuwał lęku podczas zajęć. Myślę, że lęk generują właśnie sprawdziany, kartkówki, odpytywania, które pochłaniają nauczycielowi czas. Wciąż słyszy się, że w edukacji najważniejsza jest relacja i myślę sobie, że kiedy ona ma się zbudować, jeśli nie w ilości czasu spędzonego razem?
Ważną rolę odgrywałaby też pewna dobrowolność nauki. Wiemy, że nie każdy z nas musi znać pole trapezu i warto by było zacząć uczyć praktycznych, życiowych umiejętności. Dużą część materiału powinniśmy potraktować jako fakultatywną. Zmniejszenie nacisku na oceny i zwiększenie dowolności w nauczaniu – uważam, że to dwa aspekty, które rozwiązałyby dużą część bolączek współczesnej szkoły.
Cały tekst „Mało zarabiamy, bo mało pracujemy”. O pensum nauczycielskim rozmawiamy z Marcinem Stiburskim – fizykiem i twórcą Szkoły minimalnej'” – TUTAJ
Źródło: www.polskatimes.pl