Zapraszamy do lektury zapisu wywiadu, który redaktor OE przeprowadził  z Krzysztofem Rokickim. Jest on magistrem pedagogiki specjalnej –  spec. pedagogika resocjalizacyjna i profilaktyka społeczna, pedagogika szkolna i terapia pedagogiczna, a poza tym posiada kwalifikacje dodatkowe, „Oligofrenopedagogika – edukacja i rehabilitacja osób z niepełnosprawnością intelektualną”, zdobyte w trybie studiów podyplomowych na UŁ w 2019 roku

 

Aktualnie pracuje on w Powiatowym Zespole Szkół i Placówek Oświatowych (PZSiPO) w Brzezinach. Placówka ta kształci uczniów z różnymi rodzajami niepełnosprawności – w tym z niepełnosprawnościami sprzężonymi, ale również uczniów z autyzmem, zespołem Aspergera oraz afazją, w takich formach jak:

 

>Zespół Wczesnego Wspomagania Rozwoju Dziecka. Jest to bezpłatna forma pomocy dla dzieci w wieku do 7 r.ż., u których stwierdzono  deficyty rozwojowe. 

 

>Szkoła Podstawowa dla uczniów z różnymi rodzajami niepełnosprawności, także z niepełnosprawnościami sprzężonymi.

 

 > Szkoła Przysposabiająca do Pracy, która kształci uczniów z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu umiarkowanym i znacznym oraz niepełnosprawnościami sprzężonymi,

 

>Zespoły rewalidacyjno-wychowawcze. Jest to forma realizowania obowiązku szkolnego przez dzieci i młodzieży w wieku od 3 do 25 lat = z orzeczeniem głębokiej niepełnosprawności  intelektualnej.

 

Pan Krzysztof Rokicki realizuje swoje zadania pedagoga specjalnego prowadząc zajęcia takie jak: rewalidacja,  pomoc psychologiczno-pedagogiczna, funkcjonowanie osobiste i społeczne, rozwijanie mowy i komunikacji, rozwijanie kreatywności. Ponadto jest koordynatorem zespołu d.s. promowania PZSiPO w środowisku lokalnym. Prowadzi także dwa pozalekcyjne koła zainteresowań; muzyczne oraz fotograficzne. Wraz z uczniami założył szkolną telewizję internetową.

 

To dość obszerne wprowadzenie poprzedza właściwy tekst wywiadu, gdyż o tym wszystkim powinniście wiedzieć, zanim dowiecie się o drodze, którą Pan Krzysztof przeszedł od dnia, w którym przecięły się nasze – to znaczy Jego i prowadzącego wywiad redaktora OE – drogi życiowe. A stało się to we wtorek 1 września 1998 roku, kiedy został on uczniem Zasadniczej Szkoły Zawodowej w Zespole Szkół Budowlanych nr 2 w Lodzi, którego kolejny, szósty rok,  dyrektorem był autor tego tekstu, dzisiaj twórca i redaktor „Obserwatorium Edukacji” .

 

 

Pan Krzysztof Rokicki podczas próby zespołu muzycznego „My Szaleni”, złożonego z uczniów PZSiPO w Brzezinach

 

 

Od stolarza – do człowieka, który dobro pomnaża

 

W.K. – Panie Krzysztofie, czy pamięta Pan jakie okoliczności sprawiły, że po ukończeniu szkoły podstawowej w Lipinach, jako mieszkaniec tej miejscowości, zdecydował się rozpocząć naukę w ZSB nr 2 w Łodzi – i to w klasie 3-letniej Zasadniczej Szkoły Zawodowej, a nie przystąpił Pan do egzaminu wstępnego do technikum?

 

K.R.  – W szkole podstawowej często słyszałem tekst, że jestem zdolny ale leniwy. Czasami musiałem udowadniać, że daną pracę wykonałem samodzielnie. Panie nauczycielki często mi wmawiały, że w szkole średniej nie dam sobie rady. Z takim przekonaniem szukałem zasadniczej szkoły zawodowej i wybrałem taką, która prowadziła nauczanie w zawodzie „stolarz” – bo  zawsze lubiłem pracę w drewnie. Wybrałem taką szkołę, bo zostałem przez nauczycielki przekonany, że w technikum nie dam sobie rady.

 

W.K. – Jak zapamiętał Pan te trzy lata nauki zawodu „stolarz”? Jakich spotkał Pan tam nauczycieli, także tych nauczycieli zawodu? I tych od praktycznej nauki zawodu? Może ktoś z nich miał wpływ na kolejną decyzję o kontynuowaniu Pana edukacji?

 

K.R. – Te trzy lata wspominam bardzo dobrze. Okazało się, że w kolejnych klasach tej „zawodówki” miałem same oceny bardzo dobre. Trudno jest mi przypomnieć sobie wszystkie nazwiska nauczycieli zawodu, lecz pamiętam że byli to prawdziwi fachowcy w swoich dziedzinach. Natomiast praktyczną naukę zawodu nie odbywałem w warsztatach szkolnych, ale – wyjątkowo – w prywatnym zakładzie stolarskim w Lipinach, gdzie mieszkałem. Zakład ten prowadził św. pamięci Pan Adam Borecki, któremu teraz dziękuję – bo to przede wszystkim On zrobił ze mnie prawdziwego stolarza.

 

W szkole osobą, która przez cały okres nauki dawała mi poczucie własnej wartości, był wychowawca naszej klasy – Pan Jerzy Weber, nauczyciel j. polskiego. Zawsze mi powtarzał, że daleko zajdę w życiu i ciągle mnie wspierał. To dzięki niemu zdecydowałem się kontynuować naukę w technikum. Rodzice byli ze mnie dumni, ponieważ co roku zdawałem z nagrodą, a oni otrzymywali gratulacje.

 

W.K. – Jako dyrektor tej szkoły pamiętam przede wszystkim ucznia Rokickiego, który podczas uroczystości szkolnych uświetniał je grą na organach elektronicznych (keyboard) oraz na akordeonie. Gdzie Pan zdobył umiejętność gry na tych instrumentach?

 

K.R. – Zawsze byłem i jestem samoukiem w tej dziedzinie. W mojej rodzinie muzyka i śpiewy zawsze gościły. Brat grał na akordeonie i keyboardzie i chyba to on zaszczepił we mnie tę pasję. Nie wiem czy pan dyrektor pamięta, ale pan również przyczynił się do rozwinięcia mojej pasji muzycznej. W szkole udostępnił nam pan jako dyrektor  tzw. „bunkier muzyczny”, w którym znajdowały się gitary, nagłośnienie, perkusje – jednym słowem cały sprzęt muzyczny. To właśnie w ZSB nr 2 spotkaliśmy się w kilka osób i założyliśmy zespół muzyczny, który potem przez ponad 20 lat uświetniał profesjonalnie różne imprezy –okolicznościowe (np. wesela) i muzyczne. Do tej pory mamy wszyscy ze sobą kontakt i czasami spotykamy się, aby rekreacyjne pograć i przypomnieć sobie stare dobre czasy.

 

W.K. – Pamiętam, że jako absolwent ZSZ kontynuował Pan naukę w ZSB-2 w technikum, w zawodzie technik technologii drewna. Co Pan pamięta z egzaminu po ZSZ oraz egzaminu zawodowego po technikum”? Czy umiejętności, których posiadanie Pan tam potwierdził przydały się później w życiu? W jakich okolicznościach?

 

K.R. – Po skończeniu ZSZ przystąpiłem do egzaminu czeladniczego w Cechu – bo zajęcia praktyczne nie realizowałem w szkolnych warsztatach, a pod okiem zrzeszonego w cechu majstra stolarskiego – wspomnianego pana Adama Boreckiego.Egzamin miał dwie formy: praktyczną i teoretyczną. Pamiętam jak mocno się stresowałem. Umiejętności które zdobyłem, przyczyniły się do tego, że później wiele osób czekało w kolejce, żebym to ja im wykonał konkretną pracę. Idąc do technikum umiałem już zadbać o siebie finansowo. Pamiętam taką sytuację, kiedy po latach, ddy szukałem swojego miejsca jako pedagog,  musiałem – między jedną a drugą pracą – odczekać 3 miesiące. Był wtedy zastój w znalezieniu pracy w tym zawodzie. I wtedy, żeby mieć ciągłość ubezpieczenia oraz żeby zadbać o rodzinę, znalazłem na 3 miesiące pracę jako dekarz, wykorzystując do tego celu świadectwo potwierdzające kwalifikacje w zawodzie  „Technik technologii drewna”.

 

W.K. – Jak Pan wspomina, zdany w maju 2004 roku, egzamin maturalny? Z których przedmiotów osiągnął Pan najwyższe oceny? Czy wynik matury zaważył na Pana dalszych planach życiowych? 

 

K.R. – Przed maturą bardzo się stresowałem. Mocno wspierali mnie rodzice, za co im serdecznie dziękuję.  Pamiętam, że to od nich otrzymywałem w tym okresie zastrzyk pozytywnej energii. Całe technikum moim oczkiem w głowie była matematyka. W tej dziedzinie czułem się bardzo dobrze. Paradoksem jest, że w szkole podstawowej głównie dzięki Pani od matematyki nie podjąłem decyzji o nauce w technikum. Na maturze chciałem z matematyki przystąpić do egzaminu ustnego. Pamiętam jak dziś, kiedy panie nauczycielki matematyki stwierdziły, że podejmując taką decyzję jestem chyba samobójcą. Uświadomiły mi, że zakres egzaminu ustnego jest bardzo obszerny i mogę nie podołać jego wymaganiom. W ostatniej chwili, po rozmowach z Panią Serwatką, zmieniłem decyzję na fizykę, do której zostałem kompleksowo przygotowany. Choć z egzaminu z matematyki zrezygnowałem, to i tak wiedzę z matematyki, przyswojoną podczas fakultetów z matematyki, prowadzonych przez Panie  Ciesielkę oraz Gałwę, do dzisiaj pamiętam. Z języka polskiego, z którego nie byłem zbyt dobry, dzięki pomocy Pana Webera i Pani Witkowskiej-Pietrzak, udało mi się zdać egzamin.

 

Przypominam sobie, że ostatniego wieczoru kiedy już sobie porządkowałem w głowie wiedzę, w oczy rzuciła mi jedna z lektur, jaką była „ Granica” Nałkowskiej i losy Zenona Ziembiewicza. Uświadomiłem sobie, że na ten temat nic nie wiem. Zacząłem doczytywać i analizować różne opracowania – bo nie miałem już możliwości, aby „źródłowo” zgłębić temat. Podczas egzaminu ustnego stało się coś niesamowitego. Losując przed komisją pytania, wylosowałem właśnie taki zestaw, w którym – między innymi – musiałem opowiedzieć o losach Zenona Ziembiewicza. Ponieważ dzięki Bogu (bo tak to sobie tłumaczę) byłem z tematem (od bardzo niedawna) na bieżąco – zdałem egzamin ustny na wysoką ocenę.

 

W.K. – Wiem, (bo byłem wtedy wykładowcą w tej uczelni), że w 2006 roku rozpoczął Pan studia licencjackie w Wyższej Szkole Pedagogiczne. A co Pan robił przez te dwa lata, zanim podjął decyzję o kontynuowaniu kształcenia na poziomie szkoły wyższej?

 

K.R. – Po tym jak ukończyłem technikum, zacząłem pracować w zawodzie jako stolarz, dorabiając jeszcze jako pomocnik ślusarza – pracowałem razem z tatą na ślusarni. Bardzo miło wspominam ten czas, ponieważ pracując w swoim zawodzie jako stolarz, czułem się naprawdę fachowcem w swojej dziedzinie i widziałem, że ludzie to doceniają, zabiegając o moje usługi.

 

W.K. – Dlaczego, decydując się na rozpoczęcie studiów wyższych, wybrał Pan pedagogikę resocjalizacyjną z profilaktyką społeczną?

 

K.R. – Pracując jako stolarz poznałem księdza salezjanina, który udzielał się w Zakładzie Poprawczym dla chłopców w podłódzkim Ignacewie. Między innymi jeździł on z trudną młodzieżą na spływy kajakowe. I to on zaproponował mi kiedyś, abym mu pomógł w muzycznej oprawie mszy w zakładzie poprawczym, grając  na akordeonie. To właśnie tam zrozumiałem, że znajduję z tą młodzieżą wspólny język, a oni nie każdego akceptują. Wracając zapytałem, co trzeba mieć skończone żeby z nimi pracować. Wtedy pierwszy raz usłyszałem słowo resocjalizacja. Zacząłem temat zgłębiać i pamiętam, jak poinformowałem moich  rodziców, że chce iść na studia wyższe.

 

W.K. – Jakie były Pana kolejne miejsca pracy po uzyskaniu tytułu magistra pedagogiki?

 

K.R. – Oj dużo tego było zanim znalazłem swoje miejsce na ziemi, tu gdzie teraz pracuję – w PZSiPO w Brzezinach. Postaram się je tu wszystkie wymienić:

– Przez 10 lat działałem – jako wolontariusz – w Zakładzie Poprawczym, a równolegle – przez 6 lat – jako wolontariusz w świetlicy środowiskowej o.o Franciszkanów przy ul Krasickiego w Łodzi,

– Sprawowałem pieczę nad świetlicami środowiskowymi w gminie Nowosolna , i pełniłem tam funkcję pełnomocnika wójta ds. uzależnień. Byłem przewodniczącym Gminnej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, wiceprzewodniczącym w Zespole Interdyscyplinarnym. Odpowiadałem tam za sport i turystykę i z tego powodu byłem również w powiatowej radzie sportu w powiecie Łódzkim Wschodnim,

-Byłem nauczycielem-wychowawcą świetlicy w szkole podstawowej, nauczycielem wspomagającym w trzech szkołach, pedagogiem szkolnym w dwuch szkołach,

-Koordynatorem Rodzinnej Pieczy Zastępczej w Łodzi’

– Asystentem osób niepełnosprawnych w Stowarzyszeniu Rodzin Działających na rzecz Zdrowia Psychicznego. „DLA RODZINY” w Łodzi’

– Dyrektorem Centrum Promocji i Kultury w Brzezinach.

 

Aktualnie jestem nauczycielem w PZSiPO w Brzezinach

 

W.K. – Co stało za decyzją o kolejnych studiach – tym razem podyplomowych na UŁ – akurat w zakresie oligofrenopedagogiki?

 

K.R. – Od dawna marzyła mi się praca z uczniami z niepełnosprawnością intelektualną. Gdy nadarzyła się okazja pracy w takiej placówce, nie wahałem się nawet chwili. Warunkiem było zrobienie oligofrenopedagogiki jako studiów podyplomowych.

 

W.K. – Od kiedy pracuje Pan w PZSiPO w Brzezinach i jak Pan tam trafił?

 

K.R. – Pracę w PZSiPO w Brzezinach rozpocząłem w 2019 roku, więc jest to już prawie 6 lat. A było to tak: Dowiedziałem się, że zwolniło się w tej placówce stanowisko pracy nauczyciela i udałem się do dyrekcji, zapewniając, że stanę na wysokości zadania. Od znajomych wiedziałem, że  kadra tej placówki jest na bardzo wysokim poziomie profesjonalizmu. Nie ukrywam, że trochę się bałem czy sprostam wymaganiom. Okazało się, że trafiłem do placówki, która pozwoliła mi dalej się rozwinąć, uzyskać kolejne stopnie awansu zawodowego nauczyciela. Wiele si od moich kleżanek i kolegów z pracy  nauczyłem i cały czas się uczę. Piszę i realizuję projekty, zostałem wiceprzewodniczącym Stowarzyszenia „INNI” działającego na rzecz uczniów Powiatowego Zespołu Szkół i Placówek Oświatowych w Brzezinach, czyli dla dzieci z niepełnosprawnością intelektualną. Wiem jedno –  w tej szkole osiągam powoli pełnię swoich zawodowych ambicji, za co dziękuję dyrekcji i całej kadrze. Mogę śmiało powiedzieć że tworzymy jedną wielką rodzinę, w której zawsze można na siebie liczyć.

 

W.K. – O jakich trudnościach, ale i sukcesach, w pracy w tej placówce  chciałby Pan opowiedzieć?

 

K.R. – Ta praca nauczyła mnie, że nie wszystko z założonych celów jesteśmy wstanie osiągnąć. W tej pracy człowiek musi się nauczyć schodzić ze swojego ego. Nauczyłem się, że w pojedynkę nie jestem wstanie osiągnąć wymiernych rezultatów wychowawczych, bo tylko zgrana praca zespołowa przynosi efekty w pracy z naszymi dziećmi. Sukcesem w tej pracy mogę nazwać systematyczną i efektywną pracę z uczniem z autyzmem, któremu inne tego typu placówki nie potrafiły pomóc. Myślę, że o szczegółach nie będę opowiadał , bo to jest temat na inną rozmowę.

 

Udało mi się również założyć szkolny zespół muzyczny pod nazwą „MY SZALENI” – taką nazwę wybrali sami uczniowie. Od kilku lat systematycznie nagrywamy znane utwory w innych aranżacjach muzycznych. Mamy już kilka teledysków zamieszczonych na  fejsbukowej stronie naszej szkoły.

 

Zapraszam serdecznie do polubienia naszej szkoły na fejsbuku – tam jest więcej informacji o tym co robimy. Mamy również założoną stronę „Stowarzyszenie INNI”,  którą również zachęcam aby polubić.

 

W.K. – Panie Krzysztofie, na zakończenie naszej rozmowy nie mogę nie zapytać o jeszcze jeden aspekt Pana drogi życiowej: Czy w nawale licznych prac i działań, podejmowanych dla dobra innych, znalazł Pan czas na swoje własne, prywatne życie? Czy założył pan rodzinę?

 

K.R. – Oczywiście że znalazłem czas na życie osobiste. Bez tego nie potrafię sobie wyobrazić siebie w tym świecie. Od 2013 roku jestem szczęśliwym mężem . Wraz z żoną zawsze możemy na siebie liczyć. Mamy dwie wspaniałe córeczki – Laurkę i Klarcię. To właśnie moje dziewczyny napędzają mnie do działania. Rodzina daje mi pełnię radości i to dzięki nim czuję się naprawdę spełnionym człowiekiem

 

W.K. – Bardzo dziękuję za poświęcony temu wywiadowi czas, a przede wszystkim za to, że – aby go udzielić – przyjechał Pan ze swojego miejsca zamieszkania do Łodzi,  bez czego niemożliwy byłby nasz osobisty kontakt. Życzę Panu satysfakcji z pracy w tak wymagającej placówce, kolejnych – z sukcesem zrealizowanych projektów i wszelakiej szczęśliwości w życiu rodzinnym!

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Zostaw odpowiedź