Foto: E.Bożek[www.echodnia.eu/podkarpackie/]

 

 

Po upublicznieniu informacji o inicjatywie  ministra sportu i turystyki, aby zmienić przepisy w sprawie zwalniania uczniów z lekcji wf w taki sposób, by mogli to robić tylko lekarze specjaliści, pojawiło się kilka komentarzy – nie tylko ze środowiska medyków. Oto kilka fragmentów wybranych publikacji:

 

 

Strona dziennika „RZECZPOSPOLITA”

 

Zwolnienia z WF tylko od specjalisty. Lekarze: bzdura

 

 […] – Co za bzdury! Zamiast zastanowić się, jak poprawić lekcje WF, przedstawiciel Ministerstwa Sportu i Turystyki chce kontrolować kwalifikacje lekarzy do wystawiania zwolnień. Minister Bortniczuk za przykład lekarza niespecjalisty podaje lekarza rodzinnego, czyli specjalistę z szeroką wiedzą pediatryczną napisał prof. Wojciech Szczeklik, anestezjolog, internista i immunolog, kierownik Kliniki Intensywnej Terapii i Anestezjologii w Wojskowym Szpitalu w Krakowie.

 

Smutne, panie ministrze – skomentowała z kolei dr hab. n. med. Agnieszka Mastalerz-Migas, kierownik Katedry i Zakładu Medycyny Rodzinnej Uniwersytetu Medycznego im. Piastów Śląskich we Wrocławiu oraz konsultant krajowa w dziedzinie medycyny rodzinnej, wyliczając wady zaproponowanego rozwiązania. – Po pierwsze, lekarz rodzinny to specjalista. Po drugie, pomysł nic nie poprawi, ewentualnie zwiększy liczbę wizyt w prywatnych gabinetach lekarskich. Po trzecie, nie tędy droga, proszę poznać przyczyny, dlaczego dzieci nie chcą ćwiczyć na WF. Po czwarte, BMI nie jest dobrym wskaźnikiem u dzieci. Po piąte, dlaczego dzieci tyją? W skrócie – z powodu reklamowania fast foodów, braku edukacji zdrowotnej od przedszkola i nawyku aktywności fizycznej oraz nieatrakcyjności zajęć WF w szkołach – wyliczyła dr Mastalerz-Migas. […]

 

 

Cały tekst „Zwolnienia z WF tylko od specjalisty. Lekarze: bzdura”  –  TUTAJ

 

 

Źródło:  www.rp.pl/zdrowie

 

 

 

Portal OKO.press

 

Sport według Bortniczuka. Minister zabiega o aktywność na WF obrażając lekarzy POZ

 

[…]

 

Pomysł z aktywizacją polskich dzieci z pewnością zasługuje na uznanie, tylko czy nie lepiej byłoby się zastanowić, dlaczego tak wielu uczniów unika lekcji WF i spróbować działać w tym kierunku, by to zmienić? A już z pewnością nie należy przy okazji obrażać lekarzy rodzinnych uznając, że wystawione przez nich zaświadczenia są nie miarodajne. […]

 

NIK kontroluje WF

 

Problem unikania przez dzieci i młodzież nie jest w Polsce nowy. Wskazywały na to chociażby dwie kontrole NIK. We wnioskach pierwszej z nich z roku 2010 czytamy: „Ogólna ocena kontrolowanej działalności Najwyższa Izba Kontroli oceniła negatywnie kształcenie uczniów w skontrolowanych szkołach w zakresie wychowania fizycznego i zapewnianie warunków do uprawiania sportu szkolnego”…

 

I dalej: „Ocena negatywna wynika z zakresu i rosnącej skali stwierdzonych nieprawidłowości”.

 

Jedną z tych nieprawidłowości było zdaniem kontrolerów „niepodejmowanie, w trzech czwartych szkół, działań zapobiegających spadkowej tendencji aktywnego uczestnictwa uczniów w zajęciach wychowania fizycznego; Jedna trzecia ankietowanych przez NIK uczniów skontrolowanych szkół oświadczyła, że zajęcia wychowania fizycznego nie są dla nich interesujące, a udział w nich nie pomaga w osiągnięciu większej sprawności fizycznej”.

 

Poziom zajęć się nie poprawia

 

We wstępie do opisu wyników kolejnej kontroli z roku 2013 czytamy z kolei:

 

„Nie poprawia się poziom zajęć wychowania fizycznego w szkołach. W konsekwencji wciąż spada zainteresowanie uczniów sportową edukacją. W latach szkolnych 2009/10-2011/2012 absencja uczniów na lekcjach WF-u wynosiła: 10 proc. w szkołach podstawowych, 13 proc. w gimnazjach i 17 proc. w szkołach ponadgimnazjalnych.

 

Praktyka pokazuje jednak, że odsetek uczniów nieobecnych na zajęciach i niećwiczących – z powodu braku stroju, zwolnień lekarskich i usprawiedliwień od rodziców – jest o wiele większy.

 

W roku szkolnym 2012/2013 NIK przyjrzała się przez tydzień, w wybranych szkołach, zajęciom WF-u. Okazało się, że w klasach IV-VI nie brało w nich czynnego udziału 15 proc. uczniów, w gimnazjach 23 proc., a w szkołach ponadgimnazjalnych aż 30 proc. uczniów. Dzieci i młodzież jako główne powody unikania ćwiczeń wymieniały względy zdrowotne (35 proc.) oraz nieatrakcyjny sposób prowadzenia zajęć (31 proc.)”.

 

I dalej: „Z badań NIK wynika, że szkoły nie potrafią stworzyć ciekawej oferty programowej dla uczniów. Uczniowie wskazują, że nauczyciele nadmiernie preferują gry zespołowe (28 proc.) oraz ćwiczenia gimnastyczne (20 proc.). Z kolei inne formy zajęć – np. bieganie, taniec, aerobik, jazda na łyżwach, pływanie lub jazda na nartach, czy też aktywna turystyka – stanowią zaledwie margines wszystkich prowadzonych zajęć.

 

Uczniowie w ograniczonym stopniu mają też możliwość wyboru rodzaju ćwiczeń. Takie rozwiązania wprowadzono zaledwie w trzech podstawówkach w klasach IV-VI (15 proc. skontrolowanych szkół), niespełna połowie gimnazjów (44 proc.) i dwóch szkołach ponadgimnazjalnych (9 proc.). Nic dziwnego, że w ankiecie 25 proc. uczniów i rodziców uznało, że zajęcia z wychowania fizycznego nie przyczyniają się do zwiększenia sprawności fizycznej”. […

 

Warto by było przemyśleć czy zajęcia z WF muszą być oceniane w formie stopni. A jeśli już muszą, to może powinny być to stopnie za postęp w ćwiczeniach, a nie za osiągnięcia. Warto by też było pochylić się na tymi mniej wysportowanymi uczniami, by zachęcić ich do takich form ruchu, które sprawiają im przyjemność, a nie zniechęcić raz na zawsze do jakiegokolwiek wysiłku fizycznego.

 

Danuta Kozakiewicz, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 103 w Warszawie, jest przekonana, że pomysł Ministerstwa Sportu nie zachęci uczniów do uczestnictwa w lekcjach WF. Wręcz przeciwnie. „Metoda nakazów i zakazów na pewno tu nie zadziała. Raczej doprowadzi do sytuacji, w której dziecko będzie jeszcze bardziej unikało WF. To zrodzi bunt. Ruch stanie się czymś, co dziecko musi, a nie chce. Rodzice i uczniowie są sprytni i zawsze znajdą sposób, by obejść takie zalecenia” – powiedziała Danuta Kozakiewicz „Gazecie Wyborczej.

 

 

Wszystko zależy od pasji nauczyciela

 

Na facebookowej grupie Twoja OKOlica zapytaliśmy naszych regularnych czytelników o to, co sądzą o pomyśle ministra Bortniczuka

 

Przymus daje odwrotny skutek do zamierzonego” – napisał jeden z nich. „Mój przykład z liceum: pierwszy rok koszmarne ćwiczenia gimnastyczne i przymus, skutek liczne nieobecności i zwolnienia. Po zmienię wuefisty w drugiej klasie – byliśmy najlepsi w atletyce i w sportach zespołowych mieście! Na SKS nie było miejsca wolnego w szatni. Wszystko zależy od pasji nauczyciela i kontaktu z młodzieżą. Tyle w temacie”.

 

Inny głos:Czy konieczne jest, żeby na wf uczniowie osiągali jakieś wyniki, minima itp. rywalizacja? Może wystarczy sam fakt, żeby coś ćwiczyć, bez nastawiania się na rezultat? Skoro w igrzyskach i maratonach podobno liczy się szlachetne uczestnictwo, a nie wynik, to po co na wf rozliczanie z wyników? Piszę na podstawie realiów z własnej edukacji, a to było dość dawno, może się coś zmieniło, w każdym razie były jakieś skoki przez konia czy kozła, skoki wzwyż. Nie do końca wiem, po co, przecież nastoletnie chuchro czy klasowy grubas przez żadnego konia nie przeskoczy, a nabawi się do sportu urazu na całe życie”.

 

I jeszcze jeden:

 

„W szkole nauczyłam się niechęci do sportu i ruchu. Nie przepadałam za latającymi piłkami, którymi czasem obrywałam. Od przewrotów w przód i tył kręciło mi się w głowie. Czasem nauczycielka kazała coś robić na ocenę, ale nie uczyła, jak to zrobić prawidłowo. Za to komentować, że komuś coś nie wychodzi, to wszyscy umieli. Do tego komentarze rówieśników, kto ma jaki biust, owłosienie, non stop oceniania wyglądu ciała. Horror.

 

Miałam w szkolnych czasach depresję i dzięki pani psycholog byłam zwolniona na jakiś czas z wf, który był dla mnie nie do zniesienia. Na szczęście w ostatniej klasie trafiła się inna nauczycielka. Pokazywała, objaśniała. Jeśli ktoś miał słabszy dzień, to mógł robić ćwiczenia w swoim tempie, na tyle ile może. Oceniała bardziej zaangażowanie, aktywność niż same wyniki. Byle się choć trochę poruszać. I nagle okazało się, że uczniowie rzadziej przynoszą zwolnienia”. […]

 

 

Cały tekst „Sport według Bortniczuka. Minister zabiega o aktywność na WF obrażając lekarzy POZ”  –  TUTAJ

 

 

Źródło: www.oko.press

 

 

x          x          x

 

O przyczynach unikania przez uczniów uczestniczenie w lekcjach wf wiadomo już dawno – nie tylko z raportu NIK. Oto obszerne fragmenty ze strony Segritta – z grudnia 2014 roku. Zachęcamy do przeczytania pełnej wersji, a zwłaszcza licznych komentarzy pod tym tekstem:

 

 

To nie z dziećmi jest coś nie w porządku – tylko z WF-em!

 

30% polskich dzieci nie chodzi na WF. To rzeczywiście sporo, a z obserwacji znajomych wynika, że z roku na rok jest coraz gorzej. I teraz warto się zastanowić, skąd się to zjawisko bierze, bo przecież to nie fenomen ostatnich lat tylko nasilająca się od dawna tendencja. Sama miałam zwolnienie z WFu, choć byłam zupełnie zdrowym dzieckiem i teoretycznie powinnam była ćwiczyć, bo to zdrowe, bo to wyrabia sportowe nawyki, bo to przedłuża życie bla bla. Dlaczego więc dzieci nie chodzą na WF? Już odpowiadam.

 

Bo nie muszą. Bo mają fajnych rodziców, którzy mają znajomych lekarzy i z miłości do dziecka dają mu zwolnienie z W-Fu. Bo W-F w szkole to jakaś pomyłka edukacyjna. I nie mam na myśli samego istnienia wychowania fizycznego, ale raczej jego formy.

 

Po pierwsze – ocenianie dzieci pod względem ich osiągów fizycznych jest cholernie niesprawiedliwe i demotywujące. Wiadomo, że wielki Paweł rzuci piłką lekarską dalej niż mały Piotruś. Wiadomo, że świetna w bieganiu Patrycja zawsze będzie szybsza i lepsza w biegu na 100 m. niż Michaś, który po prostu sobie z bieganiem nie radzi i nie lubi tego. Każde dziecko ma inną budowę ciała, inne (przede wszystkim genetyczne) predyspozycje do różnych sportów i samego siebie nie przeskoczy. A potem dostają wszyscy oceny z tych różnych dyscyplin i te oceny liczą się do oceny końcowej z WFu, a ta ocena liczy się do średniej ze wszystkich przedmiotów. […] Dlatego w ogóle wykluczyłabym oceny z zajęć wychowania fizycznego i do zaliczenia brała pod uwagę tylko i wyłącznie obecność na lekcjach. Dzieciaki, które chciałyby się bardziej sportowo rozwijać, zawsze mogłyby razem z trenerem/nauczycielem liczyć sobie czasy i wyniki, bo przecież tak się de facto sport ocenia. Nie ocenami 1 – 6.

 

Po drugie – Wuefiści często mają jakiś kompleks wobec innych nauczycieli. Chcą być traktowani na równi z polonistami i matematykami. Chcą, żeby dzieci tak samo się przykładały do WFu jak do innych przedmiotów, i żeby na radach pedagogicznych nie traktowano ich po macoszemu. A traktuje się ich w ten sposób, bo WF nie jest i nigdy do cholery nie będzie takim samym przedmiotem, jak inne. No nie i już. WF w szkole nie jest po to, żeby przygotować ucznia do matury i studiów. Nie jest po to, żeby wykształcić pracowników w danym pokoleniu i przygotować ich do życia w społeczeństwie i pracowania na dobro Narodu. Jest po to, by ukształtować w dzieciach dobre nawyki zdrowotne. Po to, by dbały o swoją kondycję, ruszały się, uprawiały sporty, bo to jest zdrowe. […] Głównym zadaniem wuefisty jest sprawić, żeby dziecko polubiło sport i miało nawyk regularnego uprawiania tego sportu. Powinno się więc podchodzić do zajęć wychowania fizycznego jak do zabawy, pozwalać dzieciom wybierać aktywności ruchowe, które lubią i rezygnować z tych, których nie lubią. Zielak do dziś boi się białych piłek, bo w szkole zmuszali ją do grania w siatkówkę. No kaman! WF miał więc zupełnie odwrotny skutek na jej wychowaniu i zniechęcił ją do sportu.

 

Po trzecie – no właśnie, dyscypliny. Dlaczego jeśli pan wuefista sobie wymyśli, że tego dnia wszyscy grają w siatkówkę, to wszyscy muszą grać w siatkówkę? Dlaczego Zosia, która się boi piłek, nie lubi siatkówki, nie może np. skakać na skakance, biegać, ćwiczyć na drążku – albo wręcz zapisać się poza szkołą na inne zajęcia sportowe i przynosić do szkoły zaświadczenie, że regularnie, ileś tam godzin w tygodniu uprawia pod okiem trenera swój ulubiony sport…?  […] Dzieci powinny mieć większy wybór, JAK chcą się ruszać i JAKIE sporty uprawiać. I nawet jeśli zrobienie alternatywnych zajęć na basenie dwa razy w tygodniu byłoby zbyt kosztowne, to niech przynajmniej w obrębie szkoły uczeń ma wybór, czy biega, czy gra w piłkę, czy ćwiczy gimnastykę artystyczną. No to już nic nie kosztuje.

 

Zamiast wprowadzać ostre reguły dotyczące zwolnień z WFu, zamiast edukować rodziców, że „to zdrowe dla dziecka, jeśli chodzi na WF”, zmieńmy same lekcje WFu, bo to naprawdę nienormalne, żeby ruchliwe, pełne energii dziecko NIE CHCIAŁO chodzić na takie zajęcia. To znaczy, że z tymi zajęciami jest problem, a nie z dzieckiem lub z rodzicem.

 

Amen.

 

 

 

Cały tekst „To nie z dziećmi jest coś nie w porządku – tylko z WF-em!”  –  TUTAJ

 

 

Źródło: www.segritta.pl

 

 

 

 

*Zobacz podstawy programowe  dla lekcji wf:

 

Dla szkół podstawowych (klasy IV – VIII)  –  TUTAJ

 

 

Dla szkół ponadpodstawowych  –  TUTAJ

 

 



Jedna odpowiedź to “Winni fali zwolnień z wf są lekarze czy wuefiarze? A może podstawa programowa*?”

  1. antioch napisał:



    tylu mądrych a nikt nie wpadł na to, że dzieci nie uciekają od wysiłku fizycznego tylko od katorgi psychicznej bo lekcje WF z wychowaniem wiele wspólnego nie mają.

Zostaw odpowiedź