W dniu 6 czerwca odbyła się w Poznaniu Wojewódzka Debata o Ocenianiu, współorganizowana przez Fundację Szkoła bez ocen oraz Pracownię Pedagogiki Szkolnej działającą na Wydziale Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu. To ona stała się inspiracją dla uczestniczącej w niej Wiesi Mitulskiej do zamieszczenia na swoim fb-profilu obszernego tekstu na ten temat:
Foto: www.facebook.com/wiesia.mitulska/
Uczestnicy debaty. Trzecia od prawej – Wiesława Mitulska
Projekt: Szkoła bez Ocen
I znów miałam okazję, by opowiedzieć o tym, że „Da się!”
Nie wiem, na ile przekaz siedemnastej (już!) wojewódzkiej debaty o ocenianiu przebije się do świadomości środowisk związanych z edukacją. Myślę, że warto pokazywać dobre praktyki, zachęcać do zmiany, by w końcu kult stopni, średnich i rankingów przestał nam zatruwać radość z uczenia się.
Debatę o ocenianiu rozpoczęła prof. Sylwia Jaskulska bardzo ciekawym wykładem o o ocenie zachowania. Tak trudno ocenić czyjeś zachowanie, bo ocenie próbujemy wtedy poddać człowieka, a nie wytwór jego pracy, czy też osiągnięcia edukacyjne. Przykłady absurdalnych zapisów w szkolnych statutach i regulaminach, które mają „regulować” ustalanie, czy jak chcą niektórzy – wystawianie oceny zachowania, zmuszają do refleksji.
Zgadzam się z prof. Jaskulską, że ocena zachowania jest niepotrzebna i powinniśmy dążyć do jej zlikwidowania.
Przypomniałam sobie, że kiedyś już pisałam na blogu na podobny temat. Wstawiam tutaj fragment tego tekstu, bo nie stracił na aktualności.
Dyskusja na temat systemów motywacyjnych, punktów, świadectw z paskiem, nagród i kar trwa w sieci od dawna. Są szkoły, które świadomie zrezygnowały z takich motywatorów i takie, które całkiem niedawno zmieniły zapisy w swoich statutach, wprowadzając punktowy system oceny zachowania.
Dlaczego?
Dlaczego wciąż nad tym zastanawiamy się, skoro badania nad motywacją trwają od lat sześćdziesiątych i przynoszą jednoznaczne, choć zaskakujące wyniki?
Żeby uporządkować swoją wiedzę, wróciłam ponownie do dwóch ważnych książek podejmujących temat motywacji. Są to: „Nowa psychologia sukcesu” Carol Dweck i „Drive” Daniela H. Pink.
W obu książkach mamy opisy badań nad motywacją, zarówno dzieci w wieku przedszkolnym, jak i dorosłych, motywowanych przez pracodawców. Sprawa wydaje się prosta, jak stwierdzenie: „Nagradzanie jakiejś działalności powoduje, że będzie jej więcej. Karanie za jakąś działalność powoduje, że będzie jej mniej.” (cytat z „Drive” s. 42) Jednak wyniki badań pokazują, jak bardzo zwodniczy może to być pogląd. „Mechanizmy zaprojektowane po to, by zwiększać motywację, mogą ją przytłumiać. Taktyki nakierowane na pobudzanie kreatywności mogą ją redukować. Programy mające propagować dobre uczynki mogą doprowadzić do ich zanikania. A zamiast powstrzymywać od negatywnych zachowań, nagrody i kary mogą je wyzwalać – i prowadzić do oszustw, uzależnień i niebezpiecznego, krótkowzrocznego myślenia.” ( „Drive” s. 43)
W 1999 roku Edward Deci wraz z zespołem przeanalizował trzydzieści lat badań nad motywacją. Niezależnie od tego, czy eksperymenty dotyczyły rysujących dzieci, studentów układających łamigłówkę, czy potencjalnych krwiodawców, którym zamierzano płacić za oddanie krwi, ich wyniki prowadziły do wniosków wskazujących, że nagrody maja negatywny wpływ na motywację wewnętrzną, mogą działać, ale tylko na krótką metę. W rezultacie ich długofalowe skutki dla motywacji przynoszą więcej szkody niż pożytku.
W jednym przypadku nagroda może zadziałać motywująco – jeśli nie jest zapowiadana, a nagrodzony nie spodziewał się jej.
Nagrody typu: „Jeśli to zrobisz, to …” , zmieniają zabawę w pracę, a zajęcie, które do tej pory robiliśmy z przyjemnością i zaangażowaniem, zmienia się w uciążliwy obowiązek. Podobnie działają kary typu: „Nie rób tego, bo …” i zamiast rezygnacji z niechcianego zachowania mamy próby ukrywania go, obchodzenia ustalonych zasad, często również oszukiwanie.
Na temat wpływu nagród i kar na motywację wypowiadało się wielu socjologów i psychologów, wśród nich tak znane postaci, jak Carol Dweck i Alfie Kohn, jednak wciąż te głosy są ignorowane. Nie brakuje szkół, organizacji i firm, które są głuche na wyniki badań.
Muszę w tym miejscu napisać o moich błędach, których nie uniknęłam, mimo że pracuję bez stopni od wielu lat i wydawało mi się, że znam pułapki, które należy omijać, jeśli chce się jak najdłużej utrzymać naturalną ciekawość dzieci i motywację wewnętrzną do uczenia się.
Błędy wynikały ze źle postawionego pytania, na które szukałam odpowiedzi. Pytanie brzmiało: Co zamiast stopni?
To pytanie sugeruje, że stopnie trzeba czymś zastąpić. Dopiero po pewnym czasie zrozumiałam, że gdy wyjmuję stopnie z procesu uczenia się, to nie muszę ich niczym zastępować. W takiej sytuacji proces i jego jakość staje się tym, na czym koncentruję swoją nauczycielską uwagę.
Stopnie nie są mi potrzebne. Czy są potrzebne dzieciom i rodzicom?
To temat na zupełnie inny wpis.
Źródło: www.facebook.com/wiesia.mitulska/