Początek roku szkolnego skłonił mnie do dokonania refleksji z perspektywy pedagoga i rodzica. Tym intensywniejsze zdają się być przepływy myśli, gdy te dwie perspektywy się nakładają. Pracować z nauczycielami i jednocześnie jako rodzic być obserwatorem przyjmowanych przez nich postaw wobec własnego dziecka, to doświadczenie warte uwagi.
Carl Rogers napisał: Ubolewam nad tym, w jaki sposób system szkolnictwa od najmłodszych lat dzieli dziecko: do szkoły może chodzić umysł, ciało w ostateczności można tam zaciągnąć, ale uczucia i emocje można przeżywać i swobodnie wyrażać jedynie poza szkołą.*/
Właśnie świat emocji stał się dla mnie trenerskim wyzwaniem i głównym kierunkiem działań zawodowych
W ubiegłym roku, 2 października, z okazji rocznicy urodzin Mahatmy Gandhiego, miał miejsce Międzynarodowy Dzień Empatii. Z tego względu odbyły się dziesiątki różnego rodzaju działań promujących empatię a patronat nad akcją objął Prezydent RP. Każdy zainteresowany mógł w dowolnym miejscu, dla znanych lub nieznanych mu osób, przygotować spotkanie, warsztat, debatę.Cokolwiek, co służyłoby sprawie i zbliżało uczestników takiego doświadczenia do lepszego rozumienia swoich emocji i emocji innych ludzi. W działanie włączyły się korporacje, organizację pozarządowe, firmy szkoleniowe, osoby indywidualne. Tylko przedstawicieli oświaty i działań w oświacie zabrakło…
Moja firma Brando Group zaproponowała jednej z łódzkich placówek realizację nieodpłatnego warsztatu. Warsztat się odbył, ale chyba tylko dlatego, że jedną z prowadzących była absolwentka tej szkoły. Nie zauważyłem głębszego zainteresowania treścią szkolenia. Nie było też odzewu na propozycję omówienia rezultatów spotkania dla uczniów i nauczycieli. Spotkanie przebiegło bez problemów, więc wszystko zdawało się oczywiste.
Moim zdaniem było wręcz odwrotnie. Nie dlatego, że nie została upubliczniona jakaś sytuacja czy wypowiedź. Zabrakło spojrzenia w przyszłość i postanowienia – chcemy emocje przeżywać, chcemy o emocjach otwarcie rozmawiać.
Kolejne spotkania z nauczycielami głównie dotyczyły dyżurnego tematu – motywowania uczniów do uczenia się. Na postawione pytanie – co jest ważną potrzebą szkoły, przede wszystkim otrzymywałem sugestie, że należy podjąć działania poprawiające wyniki w nauce i zachowaniu. Na propozycje pracy z/nad emocjami z zainteresowaniem reagowali nieliczni. Dlaczego?
Macosze traktowanie tematu emocji wynika przede wszystkim z tego, co dzieje się między nauczycielami, a jest niewidzialne dla oczu. Wydobyć to można odpowiednimi pytaniami, ale trzeba być przygotowanym na konsekwencje – zamknięcie się grupy, krępującą ciszę, ucieczkę w żarty, zamianę tematu itp. Temat empatii i emocjonalności jest tematem tabu. Przypomina to zachowanie dziecka, które zamykając oczy próbuje sprawić, że coś nie istnieje lub jest inne. Dziecko można zrozumieć, ale nauczyciela trudniej. Postanowiłem jednak widzieć takie sytuacje, jako naturalne i powszechne. Zmiana podejścia pozwoliła mi znacznie częściej unikać ocen i być empatycznym wobec braku empatii.
Na jednym ze szkoleniowych spotkań z nauczycielami rozmawialiśmy o jawnym i szczerym wyrażaniu emocji wobec kolegów i koleżanek, z którymi pracujemy. Z jednej strony dało się słyszeć głosy, że szkoła to miejsce pracy a nie spoufalania i wysłuchiwania, co komu w duszy gra, z drugiej strony podkreślano fakt spędzania ze sobą znacznej „części swojego życia” i potrzeby bliższego kontaktu, nie tylko mijania się (czasami bezsłownego) w drzwiach pokoju nauczycielskiego.
Brak informacji, co ktoś czuje w prosty sposób prowadzi do stawiania własnych założeń, fantazjowania i wkładania komuś do głowy, co myślał i jakie miał intencje. Dalej już wydarzenia są pokłosiem wyjściowej sytuacji. Skoro on mnie nie lubi, to ja nie będę do niego się odzywał. Skoro on do mnie się nie odzywa, to znaczy że ma się za lepszego. A ja takich ludzi nie lubię. Takie wycieczki myślowe łączą się w pary, potem w całe pakiety. W rozmowach są przekazywane dalej i tworzą nową rzeczywistość grupy i są powietrzem, którym jej członkowie oddychają.
Oczywiście nie można takich postaw zupełnie wykluczyć. Zdarzają się one każdemu i w różnych okolicznościach. Są jednak sposoby, które pozwalają wszystkim zainteresowanym nie przekraczać granicy, za którą zamiast o tym rozmawiać, milczy się. Takie milczenie nie pozwala skupić się, wejrzeć w siebie. To cisza krępująca i ciężka. To czas, gdy podczas warsztatu słychać oddechy uczestników, widać jak zerkają na prowadzącego i oczekując od niego, że przerwie męczarnie. Zdarza się też sugestywna podpowiedź, że w tej grupie nikt nie ma ochoty na ten temat się wypowiadać. Odpowiadam wtedy uprzejmie, że dziękuję i uznaję to za pojedynczy głos a nie reprezentację opinii całej grupy. Po chwili odzywa się inna osoba, która dochodzi do wniosku, że pewnie większość osób chciałaby się wypowiedzieć, ale się wstydzi. Przedmówca jest oburzony, grupa poruszona. Znów uprzejmie mówię – rozumiem, że to głos Pan/i i sprawdzam czy właśnie ta osoba chciałaby się szerzej wypowiedzieć, ale wstydzi się. Kiedy dostaję potwierdzenie i pytam dalej czego potrzebuje, żeby móc wyrazić swoją myśl wśród innych, widzę kątem oka, że inni są już porządnie zmęczeni takimi „zapasami” i czekają końca możliwości otwierania się przez kolegę/ koleżankę. Sytuacja się komplikuje, bo do radzenia sobie z sobą samym, dochodzi jeszcze to, co niesienie zachowanie innych osób. Tu zaczyna się pole dla empatii…
Potoczne i stereotypowe „wiem co czujesz” może zostać wyrażone na kilka sposobów. Usłyszałem kiedyś metaforę, która to ciekawie obrazuje. Wyobraźmy sobie dwójkę małych dzieci. Kiedy jedno zaczyna płakać, drugie obok postępuje podobnie. Takie zachowanie nazwijmy zapalaniem się emocji. Może to być radość, złość czy strach. Może jednak zdarzyć się, że drugie dziecko postanowi „wziąć nogi za pas”. Takie zachowanie to odcięcie się od bezpośredniego doświadczania emocji przez kogoś. Kolejne zachowanie to sytuacja, gdy jedno dziecko próbuje pocieszyć inne, dając mu swoją zabawkę. Myśli sobie, że skoro moja zabawka mnie cieszy, uspokaja, to z pewnością pomoże drugiej osobie. W tym przypadku ma miejsce pomaganie komuś metodami, które my znamy i akceptujemy. W sytuacji, gdy dziecko na tyle dobrze zna inne dziecko i ma wiedzę, że tamto ma swoją ulubioną zabawkę, wtedy pomoże w taki sposób, jaki jest akceptowalny i znany. Wydaje się, że to zachowanie już jest pożądane. Warto jednak wiedzieć realne zagrożenie, polegające na uzależnieniu i rozleniwieniu osoby, która pomoc otrzymuje, skoro wie, że są osoby dookoła niej, które wiedzą co jest dla niej dobre i przyniosą to. Co można zrobić, żeby czegoś dobrego nie zamienić w złe?
Można nauczyć się wspierać innych w odkrywaniu i poznawaniu narzędzi, które dana osoba wykorzysta np. do rozwiązania konfliktu, bycia asertywną. Konieczny jest jednak autentyczny, bliski kontakt. Konieczna jest znajomość tej osoby, choć nie wścibstwo. Dopiero wtedy mamy szansę uniknąć takiej ciszy, kiedy łatwiej jest zapalić się emocjonalnie, uciec lub rozdawać złote rady. To wymaga czasu i otwartości. Tego, jak widzę, powszechnie brakuje. A skoro dorośli nie potrafią o to zadbać, uczą niechcący tego dzieci, z którymi obcują. Nauczyciele z trudem doświadczają chociażby ćwiczenia, polegającego na spoglądaniu sobie prosto w oczy, aż do momentu gdy poczują kontakt.
Jakiś czas temu zostałem zaproszony do przeprowadzenia zajęć psychoedukacyjnych dla uczniów, które mają sprawić, że dzieci będą potrafiły się komunikować, szanować, być asertywne itp. itd. Słyszę – co się dzieje z młodym pokoleniem, skoro już 8-latki są dla siebie okrutne? Gdy z ich rodzicami nie można się dogadać? Wszyscy nauczyciele mają z nimi problem… Zatem proszę coś zrobić. Nie słyszę zróbmy, słyszę – zrób. Potem prowadzę warsztat, ale nauczyciela ze mną nie ma. Poszedł na herbatę, żeby nie przeszkadzać. Ewentualnie zostaje w klasie i wypełnia dziennik. Niechętnie włącza się do działania, nawet wtedy, gdy grupa głośno tego się domaga. Dzieci mówią o emocjach, rysują, skaczą i brykają (czy to wyrażanie emocji musi być tak głośne- słyszę), ja tego doświadczam. Opisuję to w raporcie końcowym, ale doświadczeń – zdziwienia, wzruszenia, złości, strachu- nie przekażę. Nie sposób powtórzyć autentycznej wypowiedzi uczennicy, która mówiąc czego się boi, w jednym szeregu potrafi wymienić grzech, szlaban na komputer i brak ulubionych pierogów.
Leo Buscaglia, autor dla mnie znaczący, dla większości pedagogów zupełnie nieznany, w książce Radość życia napisał: Zapewne jednak przyjdzie nam jeszcze długo poczekać na pojawienie się w szkole (…) takich przedmiotów, jak: Kim jestem?, Po co tu jestem? **/
Ja do listy przedmiotów dopisałbym – Moje marzenia, Moje silne strony, Świat moich uczuć. Kiedy, jak i kto mógłby to wprowadzić? Nie wiadomo. Z pewności musi to być, ktoś kto czuje odważnie. Na razie jest jak w wierszyku, który kiedyś wpadł mi w ręce:
Były sobie cztery osoby:
każdy, ktoś, jakiś, nikt.
Pewnego dnia mają do wykonania ważną pracę
i każdy jest pewien, że ktoś to zrobi.
Jakiś chce to zrobić, bo myśli,
że nikt tego nie zrobi.
Wtedy ktoś się złości,
bo przecież to robota dla każdego.
Jakiś ma nadzieję, że ktoś to zrobi,
ale potem każdy dochodzi do wniosku,
że nikt tego nie zrobi.
Kończy się to tym, że
ktoś wini jakiegoś za to,
że nikt nie robił tego, co mógł zrobić
każdy.
Pozostaje mieć nadzieję, że szkolne przestrzenie otworzą się na emocje. Kiedy nauczyciel i uczeń będą mogli nie obawiać się ujawnienia tego, co w sercu lub w głowie na tą chwilę się pojawia. Z pewnością i później nie zabraknie wielu powodów do dalszej pracy nad kompetencjami społecznymi. Będzie to jednak kolejna szansa, żeby bardziej „być”. Na razie zbyt często tę szansę oddajemy walkowerem.
Sebastian Ciszewski
Przypisy
*/ C.R. Rogers, Sposób bycia, Rebis, Poznań 2012, s.275
**/ L.F. Buscaglia, Radość życia. O sztuce miłości i akceptacji, GWP, Gdańsk 2007, s.18
Autor – Sebastian Ciszewski – jest z pierwszego wykształcenia magistrem pedagogiki (UŁ, 2002). Ponadto ukończył studia podyplomowe w zakresie kształcenia dorosłych (2005), Szkołę Trenerów TROP (2010) i Kurs Pomocy Psychologicznej w PIE (2011).
Głównym obszarem w którym się specjalizuje jest praca z relacjami. Wiąże się ona z wieloma wątkami: budowaniem zespołów, rozwiązywaniem konfliktów, pracą nad emocjami, komunikacją, autoprezentacją, poczuciem własnej wartości, przywództwem i innymi. Świadczy także usługi coachingowe oraz superwizyjne.
Od 2011 roku prowadzi firmę szkoleniową Brando Group