Poprzez portal na:Temat trafiliśmy na zamieszczony pierwotnie na dad:Hero (magazyn dla rodziców) tekst: „Zupełnie inaczej niż w Polsce: nastolatek mówi, jak szkoły w Niemczech działają w czasie pandemii”, którego autorem jest Kacper Peresada. Zamieszczamy ten, interesujący dla polskiego czytelnika, tekst bez skrótów, z nadzieją, że autor nie zaskarży nas za naruszenie praw autorskich, a właściciel strony – za bezprawne wykorzystanie tekstu. Czynimy tak – jak zawsze – pro publico bono, nie czerpiąc z naszej działalności żadnych zysków.
Foto: www.dadhero.pl
Kacper Peresada – dziennikarz
Nie mogliśmy mieć lekcji online, więc nie było opcji, aby opóźniać powrót dzieci do szkoły – mówi 17-letni Oskar, który od 3 lat mieszka i uczy się w Niemczech. Opowiedział mi o tym, jak niemieckie szkoły radzą sobie w czasie pandemii koronawirusa.
Oskar mieszka z rodzicami w miasteczku niedaleko Mainz (po polsku – Moguncja). Jak wszystkie dzieci w Niemczech, ostatnie tygodnie spędził w domu, bo szkoły w Niemczech zostały zamknięte, ale otwarto je ponownie na początku maja.
–Większość dzieci w naszej szkole nie ma w domach internetu. Dlatego, gdy zawieszono zajęcia, tak naprawdę nie mogliśmy nic robić – mówi mój rozmówca. Oskar i jego znajomi, którzy w domu mają dostęp do sieci, nie był z tego powodu zadowolony. – Głównie chodzi o rodziny imigracyjne, te dzieci nie byłyby w stanie brać udziału w zajęciach – wyjaśnia Oskar.
Szkoły, jak dodaje, nie mogły sobie pozwolić na tworzenie podgrup i wykluczanie części uczniów z zajęć. – Wiadomo, że ludzie się wkurzają z tego powodu. Nie ma wielkiego strachu przed chorobą, ale są te idiotyczne ograniczenia, które dają się nam we znaki.
W Niemczech nie wprowadzono obowiązku przebywania w domach, ale na pewien czas zamknięto szkoły i sklepy. Teraz gospodarka jest powoli „odmrażana”, przywrócono też zajęcia w szkołach.
Pierwszego dnia po wznowieniu zajęć, Oskar musiał odczekać kwadrans, by wyjść z budynku. Tak postanowiła jego nauczycielka, bo ze szkoły wychodził jednocześnie jego kolega i upierała się, że nie powinni iść razem, bo istnieje ryzyko zakażenia. – W ogóle nie rozumiem, o co jej chodziło – dziwi się mój rozmówca.
–Przecież widujemy się codziennie na lekcjach – mówi. Sugeruję, że w trakcie zajęć mimo wszystko cały czas są pod czyjąś opieką, przyznaje mi rację. – Pewnie chodzi o to, żeby nie można było obwiniać nauczycieli o zachorowania, gdyby któreś z dzieci zostało zakażone – dodaje.
Oskara najbardziej irytują drobiazgi, do których na razie nikt nie może się przyzwyczaić. – Jeśli chcesz wyrzucić coś do śmietnika, musisz poinformować o tym pozostałe osoby. One muszą założyć maski, ty musisz założyć maskę i dopiero możesz wyrzucić głupi papierek do kosza.
Uczniowie nie mogą też korzystać z toalet przed zajęciami. – Dopiero w trakcie pauzy możemy iść, ale musimy ustawić się w kolejce. Przed lekcjami toalety są zamknięte na klucz, gdy nauczyciele je otwierają, muszą pilnować uczniów, aby ci zachowywali bezpieczne odstępy, stojąc w kolejce. – Tak samo jest w stołówce. Jedyny pozytyw to, że w tym tygodniu mieliśmy bardzo dobre śniadania.
-Wszyscy się wkurzają, nauczyciele się wkurzają, my się wkurzamy, bo co chwila ktoś zapomina o tym, że trzeba stać w bezpiecznej odległości i zaczyna się upominanie – opowiada mój rozmówca.
Według Oskara nauczyciele mają z przestrzeganiem zaleceń nie mniejsze problemy niż dzieci. – Dla nich to pewnie o wiele bardziej stresujące – mówi. – Wszyscy mamy świadomość, że umieralność nastolatków na Covid jest o wiele mniejsza niż w przypadku osób starszych. W jego szkole najstarsi nauczyciele dostali wolne i nie przychodzą na razie do pracy.
W klasie Oskara jest 10 osób, ale na zajęcia chodzi teraz jedynie 4 uczniów. – Część dzieciaków nie wróciła na razie do szkoły. Ich rodzice chcą przeczekać najbliższe dwa tygodnie i zobaczyć, co się będzie działo. Wydaje mi się jednak, że w Niemczech jest mniejsza panika, a ludzie mają zaufanie do decyzji rządu – twierdzi Oskar.
–Uczniowie chcieli powrotu do szkoły, ale to wszystko jest strasznie wkurzające – narzeka Oskar. – Przyzwyczajasz się przez lata do jakiegoś sposobu życia i nagle ci to zabierają.
Pytam go, jak postrzega swoją sytuację na tle tego, co obecnie dzieje się w Polsce, mówi, że nie może narzekać. – To jak porównywanie bycia głodnym, bo zapomniało się śniadania z domu, i śmierci głodowej – odpowiada. Dodaje jednak, że nawet mając świadomość, że w Polsce sytuacja wygląda mniej różowo, nie zamierza przestać narzekać.
Źródło: www.dadhero.pl