We wczorajszym „Dużym Formacie” zamieszczono zapis wywiadu, jaki red. Agnieszka Jucewicz przeprowadziła z Tomaszem Bilickim. W wersji „papierowej” ma on tytuł „Co czują kryształowe dzieci”. Wersja cyfrowa na stronie tego dodatku „Gazety Wyborczej” nie ma tytułu.

 

Zdecydowaliśmy się na zamieszczenie kilku fragmentów tego wywiadu, wierząc, że redaktorzy i właściciele „GW” nie pozwą do sądu redaktora prowadzącego ten informator oświatowy według zasady non profit, wyłącznie pro publico bono:

 

Foto:www.terapianastolatkow.pl

 

Tomasz Bilicki – prezes Zarządu Fundacji INNOPOLIS, koordynator Punktu Interwencji Kryzysowej dla Młodzieży RE-START, nauczyciel WOS oraz doradca zawodowy w SP nr 35 w Łodzi

 

[…]

 

Agnieszka Jucewicz: Pod koniec listopada w Rzeszowskiem 13-letnia dziewczynka popełniła samobójstwo w swoim pokoju, w trakcie lekcji zdalnych. Dobra uczennica, miła koleżanka, wydawałoby się bez większych problemów. Za ścianą byli jej rodzice. Spodziewa się pan, że takich sytuacji będzie więcej?

 

Tomasz Bilicki: Nie prowadzę badań w tym kierunku, więc mogę mówić wyłącznie na podstawie swoich doświadczeń, i powiem tak – nie jestem zaskoczony. Natomiast wierzę, że niektórzy mogą być, ponieważ wciąż istnieje dużo stereotypów zarówno na temat zaburzeń psychicznych, jak i samobójstw. Wielu osobom wydaje się, że nastolatek doświadczający trudności to ktoś, kto chodzi cały czas przygnębiony, unika kontaktu wzrokowego, zasłania oczy grzywką i tak dalej. Tylko że to totalna nieprawda!

 

Niedawno dzwoniłem do szkoły jednego z moich pacjentów, który ma w tej chwili silną eskalację objawów, żeby porozmawiać o tym z psychologiem szkolnym. Dziesięć minut musiałem go przekonywać, że na pewno chodzi o tego ucznia. Ponieważ ten ciężko chory na depresję 17-latek, po trzech zamachach samobójczych, w szkole znany jest z dowcipu, uśmiechu, aktywności. Przed innymi udaje silnego.

 

Wielu moich pacjentów jest teraz w znacznie gorszym stanie niż przed marcem zeszłego roku. Więcej osób się samookalecza, myśli o śmierci albo ją planuje. Ale są i tacy, którzy zgłaszają poprawę komfortu. Zwykle to nastolatkowie, którzy są silnie introwertyczni albo mają tak zwane fobie – społeczne czy szkolne. W zdalnym nauczaniu lepiej się odnajdują.

 

Pracuje pan nie tylko jako terapeuta, ale również jako nauczyciel WOS-u w jednej z łódzkich podstawówek. Co z tymi, którzy wcześniej nie mieli problemów natury psychicznej?

 

Ostatnio spotkałem się z moimi uczniami na żywo podczas zbiórki darów bożonarodzeniowych, którą co roku organizujemy w szkole. Zauważyłem dwie rzeczy. Po pierwsze, prawie wszyscy mówili: „W życiu bym nie uwierzył/nie uwierzyła, że kiedyś to powiem, ale ja chcę do szkoły!”. Po drugie, wiele osób, które wcześniej nie doświadczały trudności, teraz je przeżywa. Mówili na przykład: „Uświadomiłem sobie niedawno, że wszyscy kiedyś umrzemy, że moi rodzice kiedyś umrą. I teraz ciągle o tym myślę, co będzie, jak ich zabraknie”.

 

 

Ile oni mają lat?

 

13, 14. To są ósmoklasiści. My, dorośli, nie zdajemy sobie sprawy, jak dużo mówimy teraz o śmierci, o zagrożeniu. Dzieci mają dużo czasu na myślenie o tym. Czasu, który jest przytłaczający, bo spędzany w izolacji. Jednocześnie jest to czas nasilonych konfliktów w domu. Do tej pory nie było to tak odczuwalne, bo rodzice widzieli się z dziećmi pięć godzin dziennie, z czego godzinę się kłócili. Teraz widzą się 24 godziny, z czego kłócą się przez 15. I nawet w zdrowych, dobrze funkcjonujących rodzinach pojawiają się problemy. […]

 

 

Czym tak naprawdę jest interwencja kryzysowa?

 

Żeby było jasne, nie chciałbym z młodych ludzi robić niepełnoletnich psychologów czy interwentów kryzysowych. Nie chodzi o to, żeby teraz chodzili w kamizelkach z napisem „Masz problem? Przyjdź do mnie”. Bo oni nie są profesjonalistami, ale i tak już siłą rzeczy świadczą taki rodzaj wsparcia najbliższym, więc chciałbym, żeby potrafili robić to lepiej, bardziej efektywnie.

 

Interwencja kryzysowa to pierwsza pomoc psychologiczna w sytuacji kryzysu. Z definicji bardzo przypomina pierwszą pomoc przedmedyczną. I tak jak pierwszej pomocy przedmedycznej nie udzielają ratownicy medyczni czy lekarze, tak samo interwencji kryzysowej nie prowadzą psycholodzy czy psychoterapeuci, tylko w zasadzie my wszyscy.

 

 

Różnica polega na tym, że pierwszej pomocy medycznej uczy się w szkole.

 

Właśnie! Niemal każdy zna podstawowe zasady resuscytacji, pierwszej pomocy po wypadku. Dzieci uczą się tego chociażby na edukacji dla bezpieczeństwa, ale podstawowego wsparcia psychologicznego nie uczy nikt. Nastolatki nie wiedzą, jak się zachować, kiedy koleżanka czy kolega powie: „Zerwałam z chłopakiem, mam dość”. A tym bardziej jak mają się zachować w sytuacji bardzo poważnej, jaką jest zagrożenie zdrowia czy życia. Jest tu jakaś olbrzymia luka w systemie. Takie podstawowe umiejętności bardzo by nam również pomogły w relacjach rodzinnych, przyjacielskich, partnerskich. Wszystkim byłoby lepiej, gdybyśmy wiedzieli, czym jest kryzys, jak wygląda, jakie rzeczy się mówi w kryzysie, a jakich nie, bo to nie pomaga, a nawet szkodzi.[…]

 

Twierdzi pan, że pod spodem depresji, uszkadzania się jest często bardzo niska samoocena.

 

Ona może być objawem depresji, ale może też występować samoistnie. Generalnie zbudowana jest na trzech filarach. Pierwszym są negatywne komunikaty ze strony osób znaczących, w tym od rodziców i nauczycieli, czyli zawstydzanie, wpędzanie w poczucie winy, nieliczenie się z uczuciami, z potrzebami, porównywanie z innymi dziećmi, wpisywanie w rolę – „Bo ty nigdy nie zrobisz tego, o co cię poproszę”, „Ty to chyba będziesz rowy kopał” itd. Drugim filarem są bardzo trudne wydarzenia, które ciężko pokonać, na przykład przemoc rówieśnicza, różne problemy w rodzinie. A trzecim filarem niskiej samooceny, o którym rzadko się mówi, jest odbieranie dzieciom poczucia sprawczości.

 

 

Wyręczanie ich?

 

Też duża nadopiekuńczość, przesadna kontrola, które dużo więcej mają wspólnego z projektowaniem na dzieci lęków i brakiem zaufania niż z troską i miłością. Dla żadnego dziecka to nie jest dobre.

 

W tradycyjnej szkole dzieci też generalnie mają zerowe poczucie sprawczości. Samorząd uczniowski może zdecydować, czy dyskoteka rozpocznie się o 16.30, czy o 16.45. Tyle. Dzieci nie mają wpływu ani na to, w jaki sposób tematy są omawiane na lekcji, ani na to, jak są oceniane, a nawet na to, w jakim zeszycie piszą, jakim długopisem, gdzie siedzą, czy mogą otworzyć okno, czy nie. […]

 

Jak pan myśli, w jakiej kondycji dzieci wrócą do szkół? Większość osób zakłada, że jak tylko wrócimy do nauki stacjonarnej, to wszystko znów będzie „normalnie”. A psychoterapeuci, psychologowie uprzedzają, że niekoniecznie. W każdym razie nie od razu.

 

Według mnie mimo wszystko najbardziej na edukacji zdalnej ucierpieli nauczyciele. Wyniki badań, które to potwierdzają, można prześledzić na stronie zdalnenauczanie.org. Nauczyciele bardzo dostali w kość, choć oczywiście dużo się też nauczyli. Przez kilkanaście lat próbowaliśmy opanować tak zwane techniki informacyjno-komputerowe, tymczasem wystarczyło kilka miesięcy i już wszyscy wiedzą, czym są Discord, Teams, Zoom i Skype. Z kryzysu wrócimy poturbowani, ale też z nowymi umiejętnościami. Myślę jednak, że wiele się zmieni. Przede wszystkim zmianie może ulec struktura grupy rówieśniczej w klasie. […]

 

 

Czego najbardziej będzie potrzebować szkoła po powrocie do, jak to pan nazwał, edukacji ławkowej? Szkoła jako zbiór ludzi – uczniów, rodziców i nauczycieli?

 

Wydaje mi się, że przede wszystkim będzie potrzebować stopniowego powrotu do nauki. A także stabilności w podejmowaniu decyzji co do jej funkcjonowania, żeby to wszystko nie działo się na ostatnią chwilę, w chaosie… Może to niefajne, co powiem, bo sam jestem nauczycielem, ale wiem, że nauczycielom bardzo brakuje zwykłego dobrego słowa. Zdaję sobie sprawę, że część z nas nie poradziła sobie z edukacją zdalną, że być może część z nas w ogóle sobie nie radzi z byciem nauczycielem, ale wiem też, że wielu z nas włożyło serce w to, żeby te lekcje jakoś wyglądały. Mimo że wielu nauczycieli też ma dzieci, część z niepełnosprawnościami, i też musieli jakoś godzić pracę z opieką nad dziećmi. […]

 

 

Widzi pan jakieś plusy tej pandemii w kontekście szkoły?

 

-Na pewno, zaczęliśmy więcej mówić o zdrowiu psychicznym. Pochyliliśmy się nad kwestiami emocji. Nad tym, czym jest kryzys. Wielu uczniów, którzy uważali, że szkoła to zło konieczne, zmieniło zdanie. Nauczyciele znacznie się przewietrzyli. Ci, którzy mieli zwyczaj, że od 20 czy 30 lat przychodzą do klasy zawsze z tą samą książką, wiedzą, jak będzie wyglądać lekcja, bo od tych 20 czy 30 lat wygląda tak samo, musieli wymyślić coś nowego. Odświeżyć się. Myślę też, że wielu nauczycieli przekonało się, że rozwój technologiczny nie ma samych wad, ale ma też pewne zalety. A wielu rodziców doświadczyło, że praca nauczyciela nie jest prosta. Mam tu na myśli w szczególności rodziców młodszych dzieci, którzy musieli wejść w proces nauczania, uczenia pisania, czytania. Chociaż rodzice w ogóle też znacznie psychicznie ucierpieli na nauce zdalnej.

 

 

Czekałam, aż pan to powie.

 

I nie chodzi tylko o pomoc dzieciom, o to, że musieli się zaangażować w naukę. Ale też o relacje rodzinne. Chociaż nawet ci, którzy przeżywają kłopoty, mogli coś pozytywnego z okresu pandemii wynieść. Coraz częściej spotykam się z tym, że ludzie podejmują teraz decyzję o tym, że jak tylko pandemia się skończy, pójdą na psychoterapię. Już wcześniej rozważali taką opcję, na przykład terapię małżeńską, ale zwlekali z decyzją, czasem latami.[…]

 

 

 

Cały zapis wywiadu z Tomaszem Bilickim – TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.wysokieobcasy.pl

 



Zostaw odpowiedź