Stali bywalcy „Obserwatorium Edukacji” zauważyli, jak bogaty w relacjonowane przez nas wydarzenia był miniony tydzień. Jednak podjąłem (jednogłośnie!) decyzję, że tym razem na felieton bezsprzecznie zasłużyły targi edukacyjne. Jednak nie konkretnie te, które po raz siedemnasty odbyły się w hali Międzynarodowych Targów Łódzkich, a targi w ogóle, jako nadal dość powszechnie organizowana w Polsce formuła marketingu oświatowego. Już przed kilkoma laty powziąłem przekonanie, że taki odpust ze straganami szkół, prześciganiem się w tym, na którym stoisku jest głośniej i bardziej kolorowo, rywalizacja na „wystrzałowe” elementy wystroju stoiska (super samochód w „samochodówce”, masaże, fryzjerstwo i makijaż w szkołach kształcących w branży usługowej), to nie to o co powinno chodzić w procesie racjonalnego wyboru ścieżki kariery zawodowej. Jednak organizatorzy i ideolodzy targowego biznesu nadal przekonują, ze jednak warto.
Jak zacytowano w jednej z prasowych relacji z XVII ŁTE, o ich celowości tak przekonywała Beata Jachimczak, dyrektorka Wydziału Edukacji UMŁ: -„Szkoły organizują drzwi otwarte, ale na targach wszyscy są w jednym miejscu. Dlatego warto teraz odwiedzić halę MTŁ.” Nawet redaktor mm (Marcin Markowski) z łódzkiej redakcji „Gazety Wyborczej” w relacji z otwarcia tegorocznych targów napisał: „Wybór szkoły jest jedną z pierwszych i zarazem najważniejszych decyzji młodego człowieka. Targi ograniczają ryzyko pomyłki. W boksach reklamujących szkoły dyżurują ich uczniowie, od których można dowiedzieć się znacznie więcej niż ze szkolnych stron internetowych czy papierowych ulotek.” */
Kolego Marcinie! Nie zna pan „kuchni” logistyki targowej. Wszak ci uczniowie desygnowani do tej roli przez dyrekcję szkoły są tam „agentami reklamy”, zachowują się generalnie jak domokrążcy, sprzedający przysłowiowe garnki firmy Zepter. A gdyby nawet było inaczej, to o decyzji wyboru tej, a nie tamtej szkoły ma zadecydować informacja „z nieformalnego obiegu”, że w szkole jest luz, w zasadzie wszyscy zawsze zdają do następnej klasy, a trawka jest w stałej dostawie?
Nie są mi znane obiektywne badania motywów i czynników, które przesądziły o podjęciu decyzji o wyborze szkoły ponadgimnazjalnej – bo tylko o takim można dywagować. Jakie w nich miejsce zajmują targi? Ale już od kilku lat gimnazja zorientowały się, że uczniów to mają generalnie z rejonu. Te z nich, które przyjmują drugie tyle uczniów, podbierając ich konkurencji, mają ich niezależnie od tego, czy zorganizowali na targach atrakcyjne stoisko, czy nie. To nie jest przypadek, że w sytuacji gdy władza nie zobowiązała tych szkół do urządzania stoiska – było ich w tym roku jedynie 3.
Czy naprawdę przyprowadzane zbiorowo pod nadzorem nauczycieli, w godzinach zajęć lekcyjnych, tabuny gimnazjalistów, realizują szczytne założenia zwolenników idei świadomego wyboru? Zastanawia mnie takie doktrynerskie podejście do kiedyś przyjętego założenia w skąd inąd szacownej instytucji, jaką jest Krajowy Ośrodek Wspierania Edukacji Zawodowej i Ustawicznej, na którego stronie zamieszczono taką oto reklamę Targów Edukacyjnych EDUKACJA:
„Są one miejscem spotkań, wymiany doświadczeń, pomagają młodzieży w wyborze dalszej drogi kształcenia, a nauczycielom dostarczają wiedzy zawodowej.” **/
Chyba, że tak naprawdę od dawna na targach edukacyjnych nie chodzi o promocję szkół, ani o wspieranie uczniów w decyzji zawodowej, a o coś, o co zawsze chodzi, gdy nie wiadomo o co chodzi – czyli o pieniądze. To samo źródło podaje dalej o owych kieleckich targach taką oto informację”
„Targi Edukacyjne w Kielcach to jedyna w Polsce tak szeroka prezentacja oferty wydawnictw oraz producentów pomocy naukowych, mebli szkolnych, wyposażenia dla szkół i przedszkoli oraz firm informatycznych, które oferują komputerowe programy edukacyjne i programy ułatwiające zarządzanie placówkami oświatowymi.” **/
Że nie tylko ja straciłem przekonanie o sensie imprez targowych w procesie wyboru zawodu i szkoły niech świadczy inicjatywa Ośrodka Doradztwa Zawodowego ŁCDNiKP, którego to specjaliści już w ubiegłym roku zainicjowali formułę alternatywną. Był nią I Łódzki Festiwal Kreatywności Kreacje Zawodowe, jaki odbył się w maju 2013 roku w łódzkim „Spożywczaku”. W relacji z tego wydarzenia, jaką zamieściłem jeszcze w „Gazecie Edukacyjnej”, zanotowałem taką opinię dyrektorki Zespołu Szkół Przemysłu Spożywczego Joanny Kośki:
„Nauczyciele, którzy brali udział w festiwalu są bardzo pozytywnie nastawieni do samej idei. Inne korzyści widzą Ci, którzy uczą w gimnazjum inne, którzy reprezentują szkoły ponadgimnazjalne. Jednak obie grupy solidarnie mówią, że taka inicjatywa jest potrzebna. Targi edukacyjne w takiej formie, jakiej są to niestety tylko wydarzenie komercyjne i nie spełniają już swojej funkcji.” ***/
Moja tegoroczna obecność podczas pierwszego dnia XVII ŁTE utwierdziła mnie w dotychczasowych sądach o targach, jako relikcie „minionego okresu”. Szczególnie ostro zabrzmiał ten dysonans, gdy w tym samym czasie w hali wystawienniczej trwał jarmark „trzeciorzędnych cech decyzyjnych” a w sali konferencyjnej „A” prelegenci wygłaszali mądre zdania o istocie doradztwa zawodowego i czynnikach, które powinny decydować o wyborze kariery zawodowej we współczesnym, nieprzewidywalnym w swej dynamice zmian, świecie… Bo przecież nie jest racjonalnym wybór, który jednym – spektakularnym, ale nieznaczącym dla istoty sprawy targowym epizodem przekreśla kilka lat mozolnej pracy doradcy zawodowego, prowadzącego gimnazjalistę krok po kroku do ostatecznej optymalnej decyzji.
Przeto szanowni decydenci, dyrektorzy szkół i nauczyciele! Najwyższa pora na to, by przyznać, że „król jest nagi” i zaprzestać niczym nieuzasadnionego przepompowywania pieniędzy z miejskiego budżetu przeznaczonego na edukację na konto miejskiej spółki MTŁ!
Włodzisław Kuzitowicz
* / Źródło: www.lodz.gazeta.pl/lodz/
**/ Źródło: www.new.koweziu.edu.pl/
***/ Źródło: www.gazeta.edu.pl/