Dzisiejszy felieton nie może być o niczym innym, jak tylko o najnowszym raporcie światowych badań PISA 2013. Tyle tylko, że ja, skromny felietonista „niskonakładowy” nie mam aspiracji do stawania w szranki z takimi tuzami, jak choćby panowie profesorowie Markiewicz i Śliwerski. Nie jest także moim zamiarem dołączenie do chórów rządowych peanów na cześć „jednych z najbardziej uzdolnionych na świecie”, jak określił w swej wypowiedzi polską młodzież premier Tusk. Jakoś tak nie po drodze mi z ekstremizmami.
Mnie w tym, co się „zadziało” wokół raportu PISA intryguje najbardziej to, że coś, co powinno być tematem do chłodnych, obiektywnych analiz, prowadzących do podejmowania decyzji o dokonywaniu ewentualnych korekt w systemie naszej narodowej edukacji, a także w mikrosystemach szkolnych, stało się pretekstem do ostrzeliwania przeciwników politycznych, przy użyciu – często wyrwanych z większej całości – danych statystycznych, jakie zawiera ów dokument.
Zostawmy jednak ten kontekst polityczny. Myślę, że o wiele ciekawsze będzie przywołanie danych, obrazujących liderów rankingu PISA. Oto fragmenty tej informacji, zaczerpnięte ze sprawozdania z seminarium eksperckiego w kancelarii premiera:
W zakresie umiejętności matematycznych najlepsze wyniki na świecie uzyskali: Szanghaj (Chiny), Singapur, Hongkong (Chiny), Tajwan, Korea Południowa, Makao (Chiny) i Japonia. Najlepsi w Europie to Liechtenstein, Szwajcaria, a do najlepszych w Unii Europejskiej należy Holandia, Estonia, Finlandia, Polska (wyniki nierozróżnialne statystycznie).
W kategorii rozumowanie w naukach przyrodniczych – wśród najlepszych są: Szanghaj (Chiny), Hongkong (Chiny) i Singapur, następnie Japonia i Korea Południowa oraz dwa kraje europejskie – Finlandia i Estonia. Za nimi kraje o nierozróżnialnych statystycznie wynikach: Wietnam, Polska, Kanada, Liechtenstein, Niemcy, Tajwan, Holandia, Irlandia, Australia i Makao (Chiny).
W czytaniu i interpretacji najlepsi to : Szanghaj (Chiny), Hongkong (Chiny), Singapur, Japonia i Korea Południowa. W UE na pierwszym miejscu znajduje grupa trzech krajów o nierozróżnialnych statystycznie wynikach: Finlandia, Irlandia, Polska.
Ciekawe, prawda? Uczniowie z Chin, Japonii, Korei Poł. są najlepsi. Nie myślę, abyśmy – w pogoni za osiągnięciami uczniów z tamtych krajów – powinni zmieniać nasze szkoły na ich wzór i podobieństwo. I to nie tylko dlatego, że jednak nie z tych krajów wywodzą się laureaci nagród noblowskich, a głównie z powodu powtarzających się informacji o tym jak wygląda codzienność szkolna tych uczniów. I o wskaźniku samobójstw wśród uczniów tych krajów…
A gdy już mowa o atmosferze w szkołach, to nie popadałbym w pesymizm z powody tak odległego miejsca polskich uczniów w kategorii lubienia swojej szkoły. Może i są daleko od średniej, ale gdy spojrzeć na ich wynik (67 proc. polskich uczniów przyznało, że czuje się w szkole szczęśliwymi) na tle obrazu Polaków, jaki znamy z „Diagnozy społecznej 2013” , to i tak są lepsi. Bo Polacy „ w ogóle” są zadowoleni ze swoich stosunków z kolegami w 55,7 proc.! *) Po prostu: Polacy generalnie mają skłonności do narzekania, gimnazjaliści są nieodrodnymi dziećmi swych rodziców.
I to tyle na dzisiaj. Nie ma co dalej ciągnąć tego tematu. Parafrazując powtarzane ostatnio przez krytyków polskiej szkoły pytanie: „Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?”, chcę zapytać: „ Skoro jest tak źle (jak mówicie), to dlaczego jest tak dobrze? (Np. w międzynarodowych olimpiadach przedmiotowych, konkursach na wynalazki i innowacje itp). A poza tym na badaniach PISA świat się nie kończy. W szkole i tak najwięcej zależy od dyrektora i nauczycieli, a nie od ministrów i światowych statystyk.
Włodzisław Kuzitowicz
*) Diagnoza społeczna, red. Janusz Czapiński, Tomasz Panek, Wykres 5.2.1. s. 176