Dzisiaj na portalu Prawo.pl, jako „temat dnia” zamieszczono zapis rozmowy Beaty Igielskiej z prof. Bogusławem Śliwerskim, zatytułowany „Prof. Śliwerski: Zmiany w podstawie programowej będą ideologiczne”. Oto kilka fragmentów tego tekstu i link do jego pełnej wersji:
Foto: Tomasz Stańczak,Agencja Gazeta [www.lodz.wyborcza.pl]
Rozmowa z profesorem Bogusławem Śliwerskim, wieloletnim przewodniczącym Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk.
Beata Igielska: – Napisał pan ostatnio „Kontrrewolucja oświatowa. Studium z polityki prawicowych reform edukacyjnych”. W publikacji jest pan bezlitosny dla prawicowych rządów i ich pomysłów oświatowych. Jaka jest pana ocena podstawy programowej kształcenia ogólnego stworzonej przez ekipę Anny Zalewskiej? Ta podstawa ma być właśnie z powodu pandemii „odchudzana”.
Bogusław Śliwerski: – Podstawy programowe ekipy Anny Zalewskiej były cięte nożyczkami. Minister Przemysław Czarnek potwierdzając „odchudzanie”, potwierdził, że reforma została źle wprowadzona, bo sama zmiana ustroju szkolnego nie może być wskazywana jako osiągnięcie, pomijając zasadność jej wprowadzenia. Jeśli wydłużamy tryb kształcenia w szkole podstawowej i wydłużamy go również w szkołach ponadpodstawowych, to taka zmiana ustroju szkół powinna być bardzo silnie skorelowana z podstawami programowymi kształcenia ogólnego. Tymczasem Zalewska wraz z gronem swoich współpracowników wprowadziła nowe podstawy programowe w sposób bardzo chaotyczny, pobieżny. W dodatku gremium je tworzące było przez ponad rok ukrywane, nie chciano ujawnić, kto je utworzył, tę informację trzeba było uzyskać sądownie. To pokazuje, jak rządzący resortem edukacji robią to powierzchownie, chaotycznie, bez rzetelnego naukowego uzasadnienia. Nauczyciele od początku sygnalizowali, że podstawy są źle skonstruowane, niespójne, czego skutkiem będą poważne problemy na poziomie szkoły ponadpodstawowej: liceum czy szkoły branżowej. Zamiast stworzyć logiczną strukturę, mechanicznie zestawiono pewne treści.[…]
B.I.: – Jacy eksperci nie byliby, swoi czy obcy, przez dwa miesiące nikt nie jest w stanie napisać dobrej podstawy programowej.
B.Ś.: – Tak, bo to jest bardzo poważny proces. Kiedy w 1999 r. była wprowadzana zmiana również ustrojowa, to jednak zmiany programowe poprzedzono badaniami naukowymi zleconymi Instytutowi Spraw Publicznych. Nad podstawami pracował świetny dydaktyk, profesor Krzysztof Konarzewski, późniejszy dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Wtedy opierano się na rzetelnych badaniach, na ekspertach. Tamtej ekipie chodziło o to, żeby reforma szkolnictwa miała charakter kompetencyjny, a nie światopoglądowo-ideologiczny. Żeby dobór treści był uzasadniony stanem wiedzy naukowej. Bo ta nieprawdopodobnie szybko rozwija się w niektórych dziedzinach, dane się dezaktualizują, dlatego potrzebna jest jej aktualizacja w uzgodnieniu z badaczami z fizyki, chemii, geografii. Nie wolno tworzyć podstawy na zasadzie: tu coś dodam, tu coś nożyczkami wytnę, bo komuś wydaje się, że tak się robi poprawną reformę.[…]
B.I.:- Co to jest „pedagogika wstydu”. Pytam profesora, który zasiadał w Komisji Nauk Pedagogicznych PAN, który przez całą III Rzeczpospolitą pyszczył. Czy czuje się pan odpowiedzialny za tworzenie tej pedagogiki?
B.Ś.: – Nie, coś takiego nie istnieje. To cynicznie wykorzystywany termin ukuty przez polityków do walki politycznej, kulturowej, światopoglądowej. Ten termin łatwo się przebija do świadomości publicznej, także do ludzi, którzy są na poziomie analfabetyzmu kulturowego. Jak ktoś rzuca hasło „pedagogika wstydu”, słuchacz przytaknie, bo władze lubią detronizować naukę, by usprawiedliwiać niekompetencję decyzyjną. Takie słowa podtrzymują rzekomą żenadę, prymitywizm, by dyskwalifikować uczciwość, mądrość tych, którzy wiedzą, itd. Nawet Komitet Nauk Pedagogicznych PAN pisał do poprzedniego ministra edukacji i premiera, by politycy nie posługiwali się w swojej walce hasłem, które jest określeniem dyscypliny naukowej. Bo równie dobrze można powiedzieć: psychologia wstydu, socjologia wstydu, prawo wstydu itp. Zniekształcanie, dyskwalifikowanie, poniżanie wagi naukowej czegoś, ma służyć pozbywaniu się przez polityków eksperckości. To nie pytają, albo pytają nauczycieli wiernych władzy. W końcu każdy chodził do szkoły, to i każdy wie, jak kształcić, wychowywać, leczyć czy czym jest sztuka. Kiczu wokół nas jest pełno.
B.I.: – Co pan myśli o planach ministra Czarnka? W pierwszym wywiadzie po nominacji powiedział, że nie ma zgody w edukacji na ideologie lewicowo – liberalne oraz na to, co jest w podręcznikach. Jest bardzo aktywny w mediach.
B.Ś.: – To powrót do tego samego komunikatu przekazywanego społeczeństwu przez Romana Giertycha i ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego, z jakim mieliśmy do czynienia w latach 2006-2007. Że trzeba skończyć z pedagogiką nowoczesności, innowacyjności. Bo musi być kanon, utrzymywanie pewnego statusu wiedzy jedynie słusznej i prawdziwej. Minister Czarnek tu przegra, wzmacniając i poszerzając pole oporu i protestu samych nauczycieli, którzy wiedzą, że świat nie jest czarno-biały.
Nie można reformować edukacji bez wsparcia nauczycieli, gdyż to oni są afirmatorami wiedzy i sposobu jej interpretowania. Jeśli się ich obraża, wyklucza pewien zakres wiedzy, który jest na świecie i uczniowie oraz ich rodzice mogą to konfrontować z wiedzą dostępną poza szkołą, tym samym rozwijamy edukację drugiego obiegu. Dziś w internecie widziałem zdjęcie tradycyjnej tablicy szkolnej wystawionej przez właściciela księgarni z napisem: Proszę kupować książki do jasnej cholery, bo przyjdzie minister Czarnek i was wyedukuje. Czyli społeczeństwo generuje opór przeciwko naznaczaniu monistycznej wyłączności wiedzy jako prawdziwej poprzez memy, graffiti, na podobieństwo „małego sabotażu”. Indoktrynacja zawsze i w każdym ustroju jest wychowaniem przeciwskutecznym. Szkoda, że ma do niej dojść, bo ośmiesza resort i władze. Jest tego dobra strona – młodzież chętniej będzie czytać to, co zostanie usunięte lub zdeformowane przez władze.
B.I.: – Minister Czarnek nie wiadomo dlaczego powtarza, że wszystkie problemy psychiczne polskiej młodzieży są przez gimnazja. Pan ma zgoła inne zdanie o tych nieistniejących już szkołach.
B.Ś.: – No nie, to już nie jest „przez gimnazja”. Dzisiejsze problemy psychiczne młodych są problemami szkoły zreformowanej przez PiS. To tak jak z „winą Tuska”, o której w nieskończoność nie można mówić. Przywrócono ustrój szkolny z czasów PRL i przyjęto częściowo fatalne podstawy programowe, z którymi nauczyciele mimo wszystko dzielnie i odpowiedzialnie sobie radzili, ale w okresie pandemii widać wyraźnie, że są one absolutnie niemożliwe do realizacji. Uczniowie nie mogą paść ofiarą edukacji hybrydowej albo całkowicie zdalnej. Powtórzę: minister Czarnek potwierdził dysfunkcjonalność i patologiczność reformy Zalewskiej. To bardzo ciekawe podejście do własnej formacji rządzącej – samooskarżenie.[…]
Cały tekst wywiadu „Prof. Śliwerski: Zmiany w podstawie programowej będą ideologiczne” – TUTAJ
Źródło: www.prawo.pl/oswiata/