Foto: www.ceo.com.pl
W poniedziałek 26 marca 2023 roku Robert Raczyński zamieścił na swoim blogu „Eduopticum” tekst, w którym podjął temat, w ostatnim czasie często powracający, nie tylko w mediach – temat sztucznej inteligencji i jej wpływ na przemiany w funkcjonowaniu szkoły i na miejsce w niej nauczycieli.
Także i tym razem zamieszczamy jedynie wybrane fragmenty tego posta, odsyłając osoby zainteresowane do jego pełnej wersji na blogu:
Kto się boi sztucznych snów?
Kto się boi sztucznej inteligencji w edukacji? Śledząc tradycyjnie alarmistyczne nagłówki popularnych serwisów, można by odnieść wrażenie, że wszyscy. Trudniej jest zgadywać, kto się nie boi. W rzeczywistości, ten wylew obaw ma dwa główne nurty – jednym jest wyrachowana, oportunistyczna akcja mediów wszelakich, czyli pogoń za skutecznym clickbait’em. Sekundują jej panikarze interesowni, którzy na tych lękach także chcą zarobić i już przygotowują ofensywę – najpierw trzeba urobić klienta, przekonująco podpowiedzieć mu czego ma się bać, a następnie sprzedać mu fachowe remedium w postaci kursów, szkoleń, wykładów, poradników, etc.
Drugi nurt to oczywiście jęki samych adresatów tego przekazu. Wśród nich najwięcej jest tych, którzy boją się dla zasady, no bo nowego trzeba się bać, nawet jeśli się z tym nowym w ogóle nie będzie miało do czynienia. Ci będą mieli dylemat, kogo słuchać: wszechwiedzącego kołcza, który adekwatne popłuczyny wiedzy przerobił miesiąc przed nimi czy też ministra Czarnka, który tak zgrabnie radzi sobie z problemem telefonów komórkowych w szkołach, że teraz pewnie też znajdzie rozwiązanie, dające się szybko zapisać w szkolnych statutach. Jeśli się chwilę zastanowić, to pan minister ma chyba jednak u nich większe szanse, bo analogiczne do wcześniejszego pomysłu zbanowanie ChatGPT i spółki będzie nie tylko proste, tanie i równie nieskuteczne, ale przede wszystkim nie będzie wymagało odgniatania tyłka na objawieniach kołcza. […]
Najprostszą z możliwych odpowiedzi jest stwierdzenie, że ludzie po prostu „lubią” się bać (zwłaszcza gdy niebezpieczeństwo jest bezpiecznie odległe), a jeszcze większe spełnienie odczuwają, kiedy na horyzoncie pojawia się zbawca, oferujący łatwe i szybkie rozwiązania. Może to być wystrugana ad hoc, ministerialna marionetka, która obieca wystarczająco dużo, by móc nic nie dać, konstrukt ideologiczny w rodzaju „nowego paradygmatu w edukacji” lub jego teoretycznie praktyczny odprysk, w postaci różnych coś-tam-coś-tam-dydaktyk. Najśmieszniejsze w tym wszystkim (to tak naprawdę śmiech przez łzy), że skuteczność tych „rozwiązań” nie ma dla większości żadnego znaczenia. Postrzeganie rzeczywistości przez teoretycznie wykształconego człowieka ery Internetu ogranicza się najczęściej do odnotowywania wyrwanych z kontekstu objawień, pretendujących do miana faktów. Namiastki te, praktycznie do końca swej egzystencji w publicznej świadomości (na ogół maksymalnie przez kilka dni, zanim przykryją je inne rewelacje) pozostają w sferze deklaratywnej – mało kto je weryfikuje. Nie inaczej jest z rozmaitymi strachami technologicznymi.
Wynika z tego, że na ogół ludzie boją się krótko, intensywnie i wcale nie tego, czego bać się powinni. W obliczu udostępnienia i upowszechnienia algorytmów błyskawicznie przetwarzających dostępne informacje, nauczyciele (jak i reszta społeczeństwa), zamiast obawiać się zastępowania faktów ich zmanipulowanymi lub nawet nieintencjonalnie zniekształconymi odpowiednikami (a w rezultacie tworzenia mnogich fikcji, zdobywających równorzędne lub nawet bardziej znaczące uwierzytelnienie niż obserwowana rzeczywistość), dalszej atomizacji społeczeństwa, rozrywanego przez coraz bardziej impregnowane bańki informacyjne, karmione spreparowanym, uszytym na miarę, sformatowanym przekazem, postępującej inwigilacji, dyskryminacji, wreszcie skutecznej indoktrynacji i propagandy, a w końcu utraty tożsamości, podmiotowości i cech indywidualnych, lękają się dupereli. Poniżej, kilka przykładów.
Czy zadawanie prac domowych ma sens? Czy nie sprawdzam „dzieła” AI? […]
Czy sprawdziany będą wiarygodne? Czy nie będą bezkarnie ściągać? […]
Nie mam o tym pojęcia… Czy sobie poradzę? […]
Co z moim autorytetem? Przecież zaraz będą porównywać moje wypowiedzi z jakimś szach-czatem w czasie rzeczywistym… […]
A co z wizerunkiem profesji? Nie spadnie zaufanie do nauczyciela? Przecież zaraz wszyscy zazdrośni o moją łatwą, przyjemną i dochodową fuchę zaczną krzyczeć, że nic nie umiem, a dostaję kasę za nic, bo całą robotę odwala za mnie komputer… […]
Czy za rok, dwa, nie będę zarabiać mniej? Czy nie zapłacę redukcją dochodów za wykorzystanie nowoczesnej technologii? […]
Czy dotrwam do emerytury? Czy za parę lat nie okażę się zbędny? […]
Obawy dotyczące sztucznej inteligencji i te racjonalne, i urojone, te banalne i te nieoczywiste, można by mnożyć, ale mają one jedną cechę wspólną – tak naprawdę ich przedmiotem nie jest wcale AI. Parafrazując jeszcze jednego dramaturga, zapytam i odpowiem: Czego się boicie? Siebie samych się boicie!
Cały tekst „Kto się boi sztucznych snów” – TUTAJ
Źródło: www.eduopticum.wordpress.com/blog/