Poniżej zamieszczamy – w układzie chronologicznym – kilka postów z ostatnich dwu dni, zamieszczonych prze dr Tomasza Tokarza na jego fejsbukowym profilu. Naszym zdaniem – godne uwagi:

 

 

W szkole, w której pracuję ocenianie ma nieco inny cel niż wstawienie stopnia. Chodzi o to, by uczniowie sami potrafili ocenić swoje kompetencje – z jednej strony przedmiotowe, z drugiej tzw. kompetencje miękkie. Sami określają, co potrafią, a nad czym chcą jeszcze popracować. Oczywiście jest też ocena nauczyciela, ale jest ona uzupełnieniem samooceny.

 

Poniżej przykładowa karta samooceny w obszarze kompetencji miękkich. Ja dodaję do niej jeszcze dodatkową rubrykę – PLAN.

 

Uczniowie oceniają swoje kompetencje, a także określają, rozwijanie których co jest dla nich Kluczowe (K), Ważne (W) lub Nieważne

 

 

x           x         x

 

Przykład karty przedmiotowej, którą chce wprowadzić od września – Zawiera cele z podstawy programowej.

 

Uczniowie dostaną taką kartę na początku roku. Na bieżąco będą obserwować swoje postępy. Na koniec wypełniają.

 

 

x          x          x

 

Kilka komentarzy pod wrzuconymi przeze mnie kartami samooceny uświadomiło mi, że jeśli kto podchodzi do nich z perspektywy tradycyjnego systemu oceniania to nie wyczuje, czemu one de facto służą.

 

Ich celem bowiem jest przede wszystkim zachęcenie ucznia do refleksji nad swoimi umiejętnościami.

 

Uczeń bierze np. kartę przedmiotową i dostaje podstawę programową podzieloną na działy. Czyta sobie punkty i zastanawia się czy umie odpowiedzieć na pytanie: „Przyczyny upadku imperium rzymskiego” czy „Skutki podbojów arabskich”. Jeśli czuje, że płynnie i swobodnie umie na nie odpowiedzieć wstawia sobie poziom Mistrza Jedi. Jeśli orientuje się, że jednak jeszcze nie – daje sobie poziom Nowicjusza (Initiate) lub Padawana. Potem podlicza i decyduje co sobie ostatecznie wpisze – I,P,K,M,C.

 

Nauczyciel można także odnieść się do wyborów ucznia – „serio, tak nisko się oceniłaś? Pamiętam, że dobrze sobie radziłaś z tym i tym” albo „No dobra, dałeś sobie rangę mistrza. Pokaż że potrafisz”. Jeśli między nauczyciel a uczniami są sobre relacje, to tego rodzaju dopytywanki nie są dla nikogo obciążeniem.

 

Oczywiście nie musi tego robić. Wtedy kartę wypełnia za niego nauczyciel. Ale mam wrażenie, że takie samodzielne wypełnienie daje uczniowi szansę na realne zastanowienie się nad swoimi umiejętnościami i mocnymi stronami. Pozwala także na zaplanowanie sobie działań w obszarach, które dla ucznia są ważne. Szczególnie jeśli chodzi o kartę umiejętności miękkich.

 

x          x          x

 

W komentarzach zauważyłem ciekawe przeciwstawienie: uczenie (się) faktów ws uczenie (się) myślenia. De facto jest to alternatywa pozorna.

 

Znajomość samych faktów, bez umiejętności powiązania je w całość, bez zdolności analizy i syntezy, bez zdolności interpretacji – może pozwolić wygrywać teleturnieje, ale nie przełoży się na zdolność rozumienia świata.

 

drugiej strony jednak – sama zdolność myślenia niczego nam nie da jeśli nie będziemy mieli danych do interpretacji.

 

Jeśli zdefiniować wiedzę jako pewien system informacji przetworzonych przez ich posiadacza, wzajemnie ze sobą powiązanych, tworzących jakąś spójną całość, które można wykorzystać do rozwiązania jakiegoś problemu to z samej definicji wynika, że bez faktów nie ma wiedzy.

 

Jeśli uczeń nie zna faktów to jest to jednoznaczne z tym, że nie ma wiedzy. Nie ma czego przetwarzać.

 

Czytam, ze uczniowie niepotrzebnie uczą się w szkole tego i tamtego. Problem polega raczej na tym, że nie zawsze są dobrze uczeni niż na tym, że informacje przekazywane w szkole są zbędne.

 

W jaki sposób uczeń może porównać różne organizmy jeśli nie ma wiedzy o tym nieszczęsnym pantofelku, nicieniach czy amebie. W jaki sposób może stwierdzić, co różni je od człowieka.

 

W jaki sposób uczeń może porównać różne kultury jeśli nie ma o nich informacji.

Jak może wypowiadać się o jakiejkolwiek kwestii jeśli nie ma oparcia w danych?

Dlatego nie bójmy się szkolnych faktów.

 

Uczyńmy je bardziej zrozumiałymi i sensownymi.

 

Pokażmy jak je efektywnie przyswoić.

 

Uczmy jak budować z nich opowieści i je prezentować.

Nie twórzmy presji na ich opanowanie – po prostu róbmy swoje, starajmy się uczynić świat bardziej zrozumiałym.

 

A nie da się tego zrobić, bez bazowania na faktach.

 

Jeśli ktoś będzie chciał skorzystać to skorzysta.

 

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/tomasztokarzIE

 

 



Zostaw odpowiedź