Foto: www.olsztyn.com.pl
Dr hab. Stanisław Czachorowski, profesor Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego.
Wczoraj (27 października 2021r.) portal EDUNEWS zamieścił tekst dra hab.Stanisława Czachorowskiego, zatytułowany „Szkoła a Ministerstwo Edukacji Narodowej”. W trosce o właściwy przekaz zamieszczamy go bez skrótów:
W szkolnych murach spędzamy bardzo dużo czasu, co najmniej kilkanaście lat. Podobno uzbiera się tego około 14 tys. godzin. Kawał życia. A po opuszczeniu murów szkolnych, z dyplomem, uczymy się dalej, na studiach, kursach, szkoleniach, indywidualnie, stacjonarnie i coraz bardziej online. Jednym słowem kształcenie (się) ustawiczne. A potem nawet w uniwersytetach trzeciego wieku. Uczymy się tak dużo a i tak odczuwamy braki, luki w swojej wiedzy, umiejętnościach i kompetencjach. Społecznie dostrzegamy powszechny wtórny analfabetyzm. Coś z tym kształceniem jest nie tak?
Szkoła to epizod w historii ludzkości, uczyliśmy się, uczymy i będziemy uczyli się nie tylko w szkole. A teraz jesteśmy w trakcie ogromnej rewolucji technologicznej. Tempo zmian jest ogromne i instytucjonalne nadążanie za potrzebami jest permanentnie zapóźnione. To tak, jakby pieszo gonić jadący autobus. Dlatego czeka nas spora transformacja systemu edukacji. To się nie rozejdzie po kościach ani nie da się „przeczekać”.
Edukacja to duży i ważny fragment naszego życia, a tak mało przykładamy wagi do należytego zorganizowania tego procesu i sfery życia. W praktyce mamy Ministerstwo Szkoły Narodowej na poziomie podstawowym, średnim i wyższym. W nazwie naszego ministerstwa jest edukacja i nauka a nie szkoła jako miejsce: Ministerstwo Edukacji i Nauki (dawniej Ministerstwo Edukacji Narodowej). To dlaczego zajmuje się tylko szkolnictwem, szkołami a nie całym procesem edukacji? Ewidentne zapóźnienie koncepcyjne.
Środowisko edukacyjne jakoś się rozwija. Samo z siebie. Obiektywne procesy społeczne i cywilizacyjne. Czasem zachodzą chaotycznie. Rozwijają się prywatne korepetycje (jako plaster na niewydolność edukacji szkolnej), niedoinwestowani nauczyciele, przeciążeni papierologią i nieproduktywną ideologizacją odchodzą z zawodu, w Polsce powstają coraz liczniej szkoły prywatne i intensywnie rozwijają się różnorodne formy edukacji online. To tylko nieliczne symptomy poważnego kryzysu i zachodzącej dużej transformacji. Kto nie wyda na kucharza, wyda na lekarza. Żałujemy wydatków na edukację (np. na pensje nauczycieli i stworzenie dobrych lokalowo i sprzętowo warunków do pracy w szkołach). Zawsze są inne, pilniejsze i potrzebniejsze inwestycje. Szkoła ma się tylko jakoś zaopiekować uczniami. Zająć się nimi. Niewiele oczekujemy w zakresie dobrej edukacji. Bo ci, którym zależy, to poślą swoje dzieci na korepetycje, płatne kursy, szkolenia online itp. Czyli i tak wydamy i to więcej na „leczenie” skutków słabej edukacji państwowej.
To oczywiście tylko jeden problem. Od dekady intensywnie rozwijają się centra nauki jako pozaszkolne obszary edukacji, rozwija się rozproszona edukacja online, pojawił się crowdlearning. Na uniwersytetach coraz liczniejsze są różnorodne festiwale nauki i zajęcia dla młodzieży szkolnej. To już nie są jakieś małe epizody, ale trwały i ważny element. Ale jeszcze systemowo nie zauważony i nie zintegrowany z edukacją szkolną. Ferment i chaos tak jak w każdej rewolucji technologicznej. Coś się z tego w końcu wykluje. Bo podobnie dzieje się na całym świecie. Społeczeństwa poszukują nowego modelu edukacji, tworzą nowe, współczesne środowisko edukacyjne, w którym szkoły będą w pełni zintegrowane ze środowiskiem pozaszkolnym.
Poszczególne komponenty w środowisku edukacyjnym powinny być ze sobą koherentne, zintegrowane, i współpracujące. Smartfony też się w tym zmieszczą. Bo są mobilnymi narzędziami wykorzystywania Internetu. Nieco bardziej to dostrzegliśmy w czasie pandemii. Ale tylko „nieco”.
Szkoła jest potrzebna jako forma dłuższej, usystematyzowanej edukacji. Jako ważny element kształcenia przez całe życie. Ale może wyglądać inaczej niż obecnie. Ucząca jak się uczyć, ucząca brania odpowiedzialności za swoją edukację. I jako miejsce socjalizacji (uspołeczniania), nawiązywania kontaktów i laboratoriów interakcji międzyludzkich. Tego nie da się zastąpić jedynie formami online. Ale można mądrze je zintegrować i sensownie połączyć. Kompetencje społeczne (w tym praca zespołowa) są niezwykle ważne i ciągle aktualne. Tak jak kreatywność i innowacyjność. Wiadomości szczegółowe szybko się zmieniania, mody kulturowe (lektury) także. A umiejętności społeczne, w tym pracy zespołowej, ciągle pozostaną niezbędne. Uniwersytety także muszą się zmieniać. A zostało w nich sporo archaicznych i niewydolnych rozwiązań.
Jakoś trzeba połączyć te różne elementy edukacji, obmyśleć walidację wiedzy, umiejętności i kompetencji na wszystkich szczeblach edukacji aż po uniwersytety trzeciego wieku. Poza instytucjonalną istotną jest również edukacja pozaformalna i nieformalna. To właśnie Ministerstwo Edukacji i Nauki mógłby zadbać o media i przekaz medialny (zintegrowany ze nauczaniem szkolnym), o programy edukacyjne (a nie polityczne) w telewizji, radiu, Internecie czy nawet prasie papierowej. Potrzebne jest jako integrator, płaszczyzna dyskusji i współpracy różnych, niezależnych podmiotów. Ale najpierw musi pojawić się tego świadomość w całym społeczeństwie i dyskusjach politycznych. Musi zaistnieć realnie w priorytetach partyjnych programów.
W skali społeczeństw rewolucje technologiczne trwają krótko i ogromnie dużo zmieniają. W skali ludzkiego życia te procesy wydają się wolne i niezrozumiałe. Dopiero retrospektywnie dostrzeżemy ciągłość i nieuniknioną logikę tych zmian.
Uniwersytet powinien być miejscem odkrywania i opisywania tych procesów. I objaśniania całemu społeczeństwu. A my chyba bardziej zajmujemy się punktami (punktoza) i tabelkami z programami nauczania. Byleby się w tabelkach wszystko zgadzało… Uczymy się dla ocen, jak uczeń w przeciętnej szkole?
Źródło: www.edunews.pl