28 dzień października proponujemy zacząć od lektury wczorajszego wpisu prof. Bogusława Śliwerskiego na blogu „Pedagog”, gdzie można zapoznać się z Jego poglądami na temat populizmu władzy w obszarze oświaty. Poniżej zamieściliśmy obszerne fragmenty tego tekstu, ale zalecamy zapoznanie się z jego pełną wersja – po kliknięciu w załączony link:

 

                                                            Odwołana deforma kadrowa w edukacji przedszkolnej

 

 

Współczesny populizm w polityce oświatowej Barbary Nowackiej i Instytutu Badań Edukacyjnych-PIB nie objawia się jedynie w propagandowo nośnych hasłach, ale przybiera postać uelastyczniania” systemu oszczędzania na edukacji najmłodszych pokoleń. Mogło by się wydawać, że MEN ogłaszając projekt możliwego zatrudniania w przedszkolach osób bez profesjonalnego wykształcenia zależało na „ułatwiania dostępu do zawodu” czy „racjonalizowania kadr”. Wprawdzie brzmiało to niewinnie, ale niosło ze sobą ideologiczną treść, że każdy może być nauczycielem, a przedszkole to nie miejsce profesjonalnie kierowanego wychowania lecz przechowalnia dzieci.  […]

 

Populizm w oświacie ma swoje charakterystyczne mechanizmy. Zawsze opiera się na deprecjacji wiedzy naukowej, koniecznych kompetencji i doświadczenia, a zarazem na udawanej bliskości z „ludem”. W tej logice nauczyciel przedszkola nie jest już ekspertem od wczesnej edukacji, przygotowywaniu dzieci do dojrzałości szkolnej, tylko „sympatyczną opiekunką do zabawy”, bo wystarczą „serce i intuicja”. Skoro tak, to po co pięć lat studiów, po co metodyka wychowania przedszkolnego, po co znajomość psychologicznych podstaw rozwoju dziecka?

 

Takie myślenie jest przejawem nie tylko ekonomicznego cynizmu (bo łatwiej zatrudnić kogoś tańszego), ale także świadomym wytwarzaniem narracji, że wczesna edukacja nie wymaga profesjonalizmu. Populizm zawsze redukuje złożoność świata do prostych haseł, które trafią do ludu, a w tym przypadku sprowadzało wychowanie przedszkolne do roli świetlicowej opieki.

 

„Każdy może uczyć” jest hasłem wygodnym dla władzy oszczędzającej na edukacji. Dla kierownictwa MEN takie przeświadczenie jest politycznie wygodne. Uspokaja opinię publiczną, że dzieciom nic się nie stanie. Daje samorządom pozorną elastyczność, a zarazem przesuwa uwagę z problemu wynagrodzeń i prestiżu zawodu na pozornie „racjonalne” reformy kadroweForma politycznego bezpieczeństwa pozwala reagować na kryzys kadrowy bez sięgania do budżetu. Nie trzeba podnosić płac, gdyż wystarczy zmienić definicję przydatności do pracy w tej placówce.

 

To klasyczna strategia populistyczna: zamiast rozwiązywać problem, redefiniuje się go tak, by nie wymagał nakładów finansowych. W ten sposób polityka oświatowa staje się propagandą, za pośrednictwem której rządzący pokazują, że „reagują na kryzys”, choć w rzeczywistości tylko maskują erozję systemu. Zamiast zadbać o rangę nauczycieli przedszkolnych, władza zamierzała rozmontować ich tożsamość zawodową. […]

 

Populistyczne „uelastycznienie” nie tylko zaniża standardy, lecz oddalałoby Polskę od europejskiego modelu przedszkola jako instytucji wychowawczo-edukacyjnej, opartej na profesjonalizmie i kulturze. W Polsce, Finlandii, Szwecji czy Estonii przedszkole było i nadal jest traktowane jako fundament kapitału ludzkiego, a nie jako tania usługa opiekuńcza.

 

Projekt MEN był w istocie manifestem rezygnacji z ambicji, z inwestowania w najmłodsze pokolenie i jego pedagogów, z prospektywnego myślenia politycznego. Zamiast wspierać kształcenie nauczycieli, władza wolała uciec w retorykę „pragmatyzmu”. W rzeczywistości był to planowy pragmatyzm zubożały, bo reaktywny, krótkowzroczny i antyrozwojowy.

 

W tym sensie populizm oświatowy nie jest tylko błędem politycznym. To świadome oddalanie się od idei wychowania jako procesu kulturowego, etycznego i profesjonalnego. To cofanie przedszkola z przestrzeni edukacji do przestrzeni usług, ale także symboliczne zwolnienie z odpowiedzialności za jakość wczesnej edukacji. Populistyczna polityka  władz oświatowych polega właśnie na tym, że obiecuje być „bliżej ludzi”, a w efekcie zostawia ich z gorszą szkołą, gorszym przedszkolem, gorszą przyszłością.[…]

 

Instytut Badań Edukacyjnych PIB powołał Zespół Ekspertów ds. monitorowania reformy edukacyjnej im. Komisji Edukacji Narodowej, który miał oceniać potencjalne skutki projektowanych zmian i reagować na zagrożenia dla jakości kształcenia. Nie wydał ostrzeżenia, nie przygotował analizy ryzyka, nie zabrał głosu w obronie standardów wykształcenia nauczycieli przedszkolnych.

 

To milczenie ma charakter systemowy, bowiem placówka jest podporządkowana MEN i polityce tego resortu, a eksperckość oczekiwanej lojalności. IBE, zamiast pełnić rolę krytycznego zwierciadła, stał się lustrem odbijającym obraz, jaki chciało widzieć ministerstwo. W ten sposób państwowa instytucja badawcza przyłożyła rękę do legitymizacji deformy, stając się współuczestnikiem procesu erozji profesjonalizmu w edukacji. Dopuściła do opublikowania projektu rozporządzenia, by pod pozorem konsultacji społecznej MEN kryło rzeczywiste cele władzy politycznej.

 

Wycofanie projektu nie zmienia istoty problemu, skoro ministra już zapowiada powrót do niego, być może w innej formie. Populizm oświatowy trwa, dopóki język władzy zastępuje myślenie a milczenie ekspertów zastępuje rzeczową krytykę. Przedszkole nie jest miejscem dla przypadkowych ludzi nawet wówczas, gdy deklarują chęć opiekowania się dziećmi. To jest pierwsze środowisko publicznej edukacji, w którym dziecko jest wprowadzane w świat kultury, wspólnoty i wartości. Kto obniża jego standard, ten nie tylko deprecjonuje nauczycieli, ale degraduje przyszłość dzieci.

 

 

Cały tekst „Odwołana deforma kadrowa w edukacji przedszkolnej”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.sliwerski-pedagog.blogspot.com

 



Zostaw odpowiedź