Foto: www.fakt.pl
Tomasz Tokarz
Dzisiaj, w dzień po wczorajszym świątecznym dniu, portal EDUNEWS.PL zamieścił tekst Tomasza Tokarza o tytule „Niby-Święto Edukacji Narodowej?”, który wpisuje się w ton tytułu naszego wczorajszego materiału, zaczynającego się od słów „Trudne świętowanie nauczycieli …”
Uznaliśmy, że nie będziemy dokonywali żadnych skrótów i zamieszczamy tę diagnozę, zakończoną prognostyczną konkluzją, w całości:
14 października – nauczycielskie święto: Dzień Edukacji Narodowej. Chyba jeden ze smutniejszych w historii – ze względu na wciąż żywe nastroje postrajkowe. Trudno nazwać je optymistycznymi. Aby zrozumieć ich genezę, nie wystarczy skupiać się na kwestiach płacowych. Były ważne, ale powiedzmy sobie szczerze: chyba nikt nie wybierał tego zawodu w oczekiwaniu na wielkie finansowe profity.
U źródeł frustracji i zniechęcenia leży coś głębszego: zachwianie podstawami nauczycielskiej motywacji. Takich skruszonych filarów możemy wyróżnić przynajmniej pięć.
SENS. Sporo nauczycieli przez lata miało przekonanie, że robi coś niezwykle ważnego – dba o rozwój młodego pokolenia. Żyło w poczuciu realizacji zawodu wybranego. „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie” – jak często widziałem to zdanie na nauczycielskich forach. Ostatnie lata jednak takim poczuciem zachwiały. Pod wpływem merkantylizacji praca nauczyciela utraciła walor niezwykłości. Wiele osób zaczęło traktować nauczycieli po prostu jak usługodawców, od których wymaga się realizowania usługi zgodnie z ich wolą (zmienną zresztą, i chwiejną). Zdjęło to z profesji nimb misji, zadania kluczowego dla realizacji interesu publicznego. Upadło przekonanie o szczególnym powołaniu tego zawodu. Poczucie sensu, celowości działań uległo mocnej dewaluacji.
AKCEPTACJA. Przez lata nauczyciele żyli w przekonaniu, że społeczeństwo co prawda czasem narzeka na pracę nauczycieli, ale generalnie ich szanuje. Nauczyciele czuli się akceptowani – zauważani i doceniani, a przede wszystkim – ważni. Mieli poczucie, że ktoś się z nimi liczy. W ostatnich latach postawy uczniów (coraz mniej zainteresowanych nauką, niedoceniających zaangażowania), polityków którzy oświatę traktowali jako nieistotny kwiatek do kożucha oraz rodziców (coraz częściej podważających nauczycielskie starania) jasno pokazały, że w hierarchii prestiżu społecznego zawód nauczyciela spadł o kilka szczebli.
MISTRZOSTWO – nie ma co ukrywać, większość nauczycieli wybrała zawód z powodu zaciekawienia przedmiotem, jakim się zajmowali. Po prostu praca dydaktyczna dawała przestrzeń do intensywnego rozwoju w ulubionym obszarze: historii, fizyki czy literatury. Pozwalała uskuteczniać hobby. W ostatnich latach nauczyciela coraz bardziej zamieniano jednak w tresera koni wyścigowych, kolekcjonera wyników, realizatora instrukcji. Brakowało czasu na odkrywanie świata wiedzy, na realizację ciekawości poznawczej. Dążeniu do mistrzostwa nie sprzyjał także model awansu zawodowego – który został po prostu zbiurokratyzowany, odbierając radość z realizowania pasji na rzecz zbierania papierków.
BEZPIECZEŃSTWO – pensja nauczycielska nigdy nie była za wysoka, ale praca w tym zawodzie dawała poczucie bezpieczeństwa socjalnego. Regularna pensja, różnorodne dodatki, bardzo małe zagrożenie zwolnienia. Można było czuć twardy grunt pod nogami. W ciągu ostatnich lat inflacja wzrosła jednak o tyle, że to poczucie bezpieczeństwa uległo zachwianiu. Obecnie pensja nauczycielska obecnie po prostu jest za niska w stosunku do sytuacji na rynku. Wzrosły także różnego rodzaju naciski administracyjne, które uderzyły w poczucie stabilności.
AUTONOMIA. Zawód nauczyciela był przez lata jednym z najbardziej autonomicznych. Można było prowadzić lekcje właściwie w dowolny sposób, byle się trzymać podstawy programowej. Metody, narzędzia, sposoby komunikacji z uczniem – pozwalały na niezależność. Generalnie nikt specjalnie nie sprawdzał, jak nauczyciel prowadzi lekcje. Nie interesowało to kuratorium. Dyrektorskie hospitacje były rzadkie. Czasu wolnego też było stosunkowo dużo. W ostatnich latach to się zmieniło. Pojawiło się więcej papierologii. Wzrosła liczba kontroli. Nauczycieli ubrano w sztywniejsze ramy. Czas na swobodne działania był ograniczany. I co gorsze, pojawiło się przekonanie, że ograniczającego niezależność nadzoru będzie coraz więcej.
Co zatem zrobić? Jeśli chcemy dobrej edukacji musimy zadbać o poczucie stabilności nauczycieli. Musimy przywrócić im autonomię w działaniu oraz dać przestrzeń do prawdziwego doskonalenia. Musimy zacząć bardziej zauważać ich pracę i docenić wkładane zaangażowanie. Tak, by mogli odnaleźć na nowo sens podejmowanych działań. By odbudowali ETOS. Temu wszystkiemu powinny jednak towarzyszyć głębokie zmiany strukturalne, pozwalające stworzyć sensowne mechanizmy selekcji do zawodu. Potrzebne są nowe ścieżki rozwoju zawodowego. Nieodzowne jest zapewnienie realnego wsparcia zawodowego. Nie da się tak po prostu wrócić do przeszłości. Bo świat wokół się po prostu zmienił. Pytanie, czy jesteśmy na te zmiany gotowi.
Źródło: www.www.edunews.pl