



Dzisiaj proponujemy lekturę tekstu, zamieszczonego wczoraj na fanpage nauczycielskiego ruchu, który funkcjonuje pod nazwą „Protest z Wykrzyknikiem”. Są tam fragmenty rozmowy Joanny Ćwiek-Śwideckiej z Pawłem Lęckim, w której pojawił się wątek egzaminów:
Z ciekawej rozmowy Joanny Ćwiek-Śwideckiej z Pawłem Lęckim w podkaście Rzeczypospolitej „Szkoła na nowo” wybraliśmy kilka szczególnie aktualnych wątków egzaminacyjnych.
Paweł Lęcki wrócił do zapomnianej ostatnio w dyskusjach o edukacji kwestii źle skonstruowanych kryteriów oceniania wypracowań maturalnych i przytoczył opinię Łukasza Tupacza:
Kryterium kompetencje literackie i kulturowe jest dosyć dyskusyjne, ponieważ co właściwie oznacza sformułowanie „funkcjonalność wykorzystania utworów literackich” w poleceniu? Każdy polonista może rozumieć tę funkcjonalność nieco inaczej. Dla jednego dany utwór będzie wykorzystany częściowo funkcjonalnie, dla innego – niefunkcjonalnie. A ta decyzja ma doniosły wpływ na punktację.
— Oczywiście że egzaminatorzy są szkoleni — mówił Paweł Lęcki. — Oczywiście że daje się im pewne wskazówki. Że po iluś pracach następuje – nazwijmy to – ustabilizowanie pewnych oczekiwań. Ale też nie oszukujmy się: wielu z nas ma bardzo różne oczekiwania. To, co najbardziej przeszkadza mi w tym egzaminie, to że tak naprawdę w dużej mierze ten wynik jest losowy. I gdybyśmy tę samą pulę prac sprawdzili jeszcze raz w innych okolicznościach z innymi egzaminatorami, to mielibyśmy szansę na zupełnie inne wyniki.
– Czy prace maturalne powinny być sprawdzane przez dwóch egzaminatorów?
— Marcin Smolik – jeszcze zanim odszedł – powiedział, że potrzebowałby 120 mln na to, żeby sprawić coś, co dla wszystkich jest oczywiste. Że przynajmniej w niektórych przedmiotach każda praca powinna być sprawdzana przez dwóch egzaminatorów. Jest to bardzo proste do zrobienia. Takie praktyki stosuje się w niektórych krajach. Egzaminatorzy niezależnie od siebie oceniają prace i później te wyniki się porównuje. Jeśli jest duży rozstrzał, to zaczyna się nad tym debatować. Wiadomo, że ten rozstrzał zawsze w pracach humanistycznych będzie i nigdy nie uzyskamy efektu takiego matematycznego, bo to jest po prostu niemożliwe. Ale często mówimy o takich bardzo dużych rozstrzałach.
— W tej chwili- co jest troch nawet komiczne z pewnego punktu widzenia – ustawowo wprowadzono funkcję egzaminatora-weryfikatora. Dlaczego mówię, że to jest komiczne? Bo ta funkcja istniała tak naprawdę zawsze, ja też przez wiele lat byłem weryfikatorem. I to, że to jest wprowadzone ustawowo i w jakiś sposób uregulowane, to szczerze mówiąc zmienia tylko tyle, że ładnie to brzmi. Natomiast nie jest tak, że czyta się wszystkie prace. Na komisję sprawdza się ok. 10 % prac, które przychodzą, co powoduje, że te 10% prac jest rzeczywiście przeczytanych dwa razy. Każda praca wyzerowana jest czytana przez egzaminatora, weryfikatora, przewodniczącego, a jeśli są wątpliwości, to jest przesyłana do Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej. Ale bardzo wiele prac jest ocenianych rzeczywiście przez jedną osobę. I nawet możemy sobie wyobrazić, że to jest bardzo rzetelny egzaminator, ale w którymś momencie on na przykład po prostu jest zmęczony. I nikt już nie sprawdza tych jego prac po raz drugi, bo wcześniej wyszło przy sprawdzaniu, że on naprawdę robi to dobrze. Ale może za dwudziestym razem coś mu nie pójdzie, może za trzydziestym jeszcze bardziej coś mu nie pójdzie. Nie dlatego, że jest słabym nauczycielem, że jest złym nauczycielem, ale po prostu będzie nauczycielem zmęczonym lub takim, który przeczyta 10 prawie niekomunikatywnych prac i już nie będzie tak naprawdę rozumiał, co ma przed sobą i co czyta.
— Skoro uznajemy, że matura jest świętem narodowym, jakąś inicjacją, jakimś przejściem do innego świata, bramą we wszechświecie, która otwiera jakieś możliwości – no to wtedy rzeczywiście powinniśmy wydać na to potężne pieniądze i przynajmniej zapewnić względną uczciwość wyników przy sprawdzaniu.
Trzeba zaznaczyć, że Paweł Lęcki zdecydowanie opowiada się za utrzymaniem egzaminów zewnętrznych. Proponuje koncepcję „bilansu edukacyjnego”, niekoniecznie rozpisanego na dwa wielkie egzaminy (kończący ósmą klasę i maturalny):
— Tak, abyśmy mogli rzeczywiście widzieć postępy ucznia, jego trudności, z czym on się zmaga, w czym potrzebuje pomocy.
— A my w tym momencie widzimy tylko egzamin ósmoklasisty, którego nie można poprawić i nikt nie wie, dlaczego, skoro maturę można poprawiać pięć razy. Uczeń o wiele młodszy od maturzysty pisze ten egzamin i nic z tym zrobić już nie może. To jest jedyna jego przepustka do szkoły średniej i jak słucham tych historii, że egzaminy są nieważne, nie mają znaczenia… Ja się zgadzam, że młodzi ludzie nie są słupkami wyników egzaminacyjnych, ale nie możemy udawać, że te egzaminy nic w ich życiu nie znaczą, że nie dają im przepustek – paradoksalnie najbardziej właśnie do szkoły średniej. Taki młody człowiek po szkole podstawowej może napisać raz – i z tym już idzie.
— Gdyby to był bilans i to by sobie przechodziło na spokojnie, uczeń wiedziałby, do czego się przygotowuje, sukcesywnie to by było rozłożone w czasie, to wtedy byśmy wiedzieli o wiele więcej. I może byśmy nie musieli o tym słuchać w mediach nieustannie, bo to tylko wprowadza element stresujący.
— Zwróćmy uwagę, że egzamin ósmoklasisty to jest tylko polski, matematyka i język obcy. Nauczyciele przedmiotów przyrodniczych cały czas podnoszą sprawę, że w żaden sposób nie sprawdza się wiedzy z przedmiotów przyrodniczych, podczas gdy jednym z najczęściej wybieranych profili są te profile, w których jest biologia albo chemia. Po czym dzieją się dramaty, ponieważ przez ostanie lata – co najmniej dwa – uczniowie przygotowują się przede wszystkim do egzaminów, a reszta przedmiotów jest traktowana w trochę inny sposób. I uczeń ma poczucie, że biologia, chemia sa takie bardzo fajne, w ogóle nikt ich nie ciśnie, bo przecież nie ma tego egzaminu. Jak obserwowałem najczęstsze odejścia z klas, zmiany profilu i problemy, które były generowane nie z powodów pozaszkolnych, tylko szkolnych, to były własnie biol-chemy. Bardzo trudny profil z biologią i chemią. Dwa potężne przedmioty, z chemią łaczącą w sobie wiele dziedzin, bardzo interdyscyplinarny przedmiot, a tych dzieciaków nikt wcześniej nie przetestował.
Zdaniem Pawła Lęckiego dobrze byłoby prowadzić systematyczne badanie, rozłożenie testów w czasie, bez zbędnej kumulacji w postaci dwóch wielkich egzaminów.
— Nie da się prowadzić publicznej edukacji bez jakiegokolwiek diagnozowania młodych ludzi. To jest utopia, którą niektórzy z bardzo szlachetnych pobudek usiłują wmówić społeczeństwu.
Zachęcamy do wysłuchania całej rozmowy – TUTAJ
Źródło: www.facebook.com/protestzwykrzyknikiem/
Zostaw odpowiedź
