Pierwsze majowe spotkanie w „Akademickim Zaciszu” odbyło się, jak zawsze, w minioną środę i poświęcone było rozmowie na temat edukacyjnego procesu nacjonalizacji. Tym razem rozmówczynią prof. Romana Lepperta była dr Monika Popow – badaczka społeczną zajmująca się kwestiami edukacji, rozwoju społecznego oraz kultury. W swej pracy naukowej dr. Popow podejmuje kwestie związane z procesem uczenia się, jego współczesnymi uwarunkowaniami oraz krytyczną analizą dyskursu.

 

Wszystkich zainteresowanych tą tematyką, którzy wczoraj nie dysponowali czasem, aby towarzyszyć tej rozmowie, zapraszamy w dogodnym dla siebie czasie:

 

 

 

Co łączy naród, patriotyzm i edukację?   –   TUTAJ

 

 



Karol Pietrzyk – nauczyciel j. angielskiego w IV Liceum Ogólnokształcące im. Bolesława Prusa w Szczecinie, doradca metodyczny w zakresie  j. angielskiego w Zachodniopomorskim Centrum Doskonalenia Nauczycieli, zamieścił we wtorek, 7 maja 2024 r., bardzo interesujący tekst, w którym zawarł swoją ocenę matury:

 

 

 

                                                  MATURALNA I ŻYCIOWA NERWICA LĘKOWA

 

No więc wchodzisz do tej sali gimnastycznej – dowodzik, podpisik i numerek. Trochę uwiera cię krawat, serce bije mocniej, oddech nieco płytszy. Siadasz, czujesz, jak opinają cię spodnie i uwierają buty. Ubrałeś się stosownie do okazji, bo tak mówili – garnitur ze studniówki, krawat, wszystko na tip-top. Po czterech godzinach siedzenia w tym stroju dojdzie do ciebie, że to niezbyt wygodne ubranie na zmagania egzaminacyjne. Twoja koleżanka z klasy ogarnęła to szybciej. Ubrana w dosyć eleganckie dresy, szeroką bluzkę i trampki wydaje się być mniej usztywniona. Co prawda dostała ochrzan od dyrektora, ale za kilka lat odpali z powodzeniem innowacyjny start-up. Na sali setka osób i dosyć gwarno. Przed wręczeniem arkuszy maturzyści dostają gadulca. Chcąc jakoś rozładować to rosnące napięcie, śmieją się z czego tylko mogą. A ty patrzysz tępo na przewodniczącą zespołu, która jest bardziej zestresowana niż wielu uczniów. Żeby jej się tylko procedurki nie pomyliły.

 

Wreszcie dostajesz swój arkusz egzaminacyjny, ten bilet do niezbyt dokładnie przemyślanej przyszłości i z łomoczącym sercem zabierasz się do realizowania początkowych procedur. Na oko wygląda, że nie jest źle, więc bierzesz się do roboty. W końcu przez cztery lata przygotowywałeś się głównie do tego. Teraz będziesz przez cztery godziny w tym wszystkim sam. Tylko ty, twoja głowa i zeszyt z zadaniami, które choć znajome w formacie, to jednak atmosfera ich wykonywania różni się od tego, jak robiłeś to do tej pory. Jesteś zdany tylko na siebie. Nie możesz tego z nikim przedyskutować, poprosić o wskazówkę czy radę. Do tego jeszcze ten ciężar oczekiwań. Tym większy, im lepsze miałeś oceny w liceum. Tata mówi: „dasz spokojnie radę”, a mama to już w ogóle nic nie mówi, bo przyzwyczaiła się do tego, że zawsze musi być dobrze. Jednak egzamin to co innego. To wcale nie takie łatwe. W końcu tylko ty wiesz, co się dzieje w twojej głowie i szczerze mówiąc ten rodzaj samotności w tym wszystkim nie za bardzo ci się podoba. To pojedyncze zdarzenie, jeden dzień i to taki, w którym możesz się czuć niekoniecznie dobrze. I jeszcze atmosfera tego eventu – trochę przytłaczająca.

 

Ale bierzesz byka za rogi, czytasz kolejne polecenia, robisz zadanie po zadaniu. Odhaczasz te odtwórcze zadanka grubo poniżej twojego potencjału. Jednak fakt, że tak dużo od nich zależy trochę cię usztywnia. Idzie raczej dobrze aż do pewnego momentu, który zupełnie odbiera ci pewność siebie. Jak robić zadanka – nauczyli, jak radzić sobie z sytuacją kryzysową mentalnie – to już niekoniecznie. Trafiasz w swoim arkusz na problem, który powoduje, że oblewa cię zimny pot. Zaczyna się blokada, nie możesz myśleć, nie jesteś w stanie ruszyć do przodu, panikujesz. Do tego wszystkiego rozbolał cię brzuch. Ponad pół godziny walczysz ze sobą tylko po to, żeby pchnąć to jedno zadanie do przodu. W głowie pojawia się widmo słabego wyniku, może nawet oblanego egzaminu i zaprzepaszczonej szansy.

 

W tej jednej chwili czujesz, że chyba nie dasz rady. Tkwisz w tym stanie, mijają kolejne minuty, a ty nie jesteś w stanie nic konstruktywnego zrobić. Teraz mści się słabo przespana noc i niezjedzone śniadanie. No, ale jak to? To nie może się tak skończyć. Cztery lata wkuwania, pierdyliard zaliczonych testów, zarwane nocki i teraz takie coś? Wywalić się na pojedynczym wydarzeniu? Nachodzą cię czarne wizje – super oceny na koniec, połowie klasy pomagał – zdolny, ambitny, obowiązkowy, a matury w pierwszym terminie nie zdał? Jak dziś na polskim nie za bardzo pójdzie, to kolejna słaba nocka gwarantowana, a następnego dnia przeciwnik jeszcze bardziej wymagający.

 

Łapiesz się na tym, że niekoniecznie umiesz zarządzać stresem; masz przecież dopiero 19 lat. Pamiętasz, że coś tam anglista mówił na lekcji ‘How to manage stress’ o oddychaniu przeponowym i piciu wody małymi łykami, żeby odwrócić uwagę od stresorów. Pijesz więc tę opisaną w procedurkach wodę w niewielkiej butelce. Po kilku takich akcjach zauważasz jednak: „butelka taka mała, a stresu tak wiele”.

 

Po dłuższej przerwie jednak ruszasz do przodu. Ciężar gatunkowy tego wydarzenia i chwilowe niepowodzenie powodują, że nie jesteś w stanie myśleć i pisać równie swobodnie, jak w domu czy na lekcjach. I do tego z tą charakterystyczną dla ciebie swadą, za którą zbierałeś pochwały od polonisty. Zapewne na równie przychylne podejście egzaminatora nie masz co liczyć. I żeby tylko nie walnąć „kardynała”.

 

Wreszcie jakoś doczołgałeś się do końca. Niby wszystko zrobione, ale czujesz, że trochę poniżej tego, na co cię stać. Stres ci dużo odebrał. Nie było takiego ‚flow’, jak na niejednej pracy klasowej, gdy podpasował ci temat. Sprawdzasz wszystko z dziesięć razy, bo po tej akcji z brzuchem już sobie nie ufasz. I ta myśl pod koniec: „nie był to może arkusz marzeń, przepięknie raczej nie będzie, ale może chociaż będzie dobrze”.

 

Po dwóch miesiącach są wyniki. Liczby się zgadzają, będą dobre studia. Czyli chyba OK. Jednak po 20 latach okazuje się, że twoi trójkowi koledzy, którzy słabiej zdali maturę – pozakładali firmy, rozwinęli biznesy, a ty zostałeś korpoludkiem średniego szczebla, pracownikiem administracji, „profesorem” w liceum albo HR-owcem. Ale chociaż wygrałeś odcinek „Jednego z dziesięciu” – bo do tego akurat polska szkoła idealnie przygotowuje. Zawsze byłeś ułożony, obowiązkowy, usztywniony, miałeś wzorowe zachowanie i zależało ci na sprostaniu oczekiwań innych. Realny produkt polskiej szkoły. Koniec końców jednak okazało się, że nie o to w życiu chodzi.

 

Czy rzeczywiście tak wiele od tego egzaminu zależało? Myślisz o swoich kolegach i koleżankach z klasy, którym pomagałeś w nauce, którzy dowieźli w końcowym rozrachunku słabsze egzaminacyjne liczby, ale w prawdziwym życiu prześcignęli cię o kilka długości i myślisz, że jednak – niekoniecznie.

 

Czytaj dalej »



Jędrek Witkowski – prezes CEO – zaprosił nas na swoim fb profilu do zapoznania się z opracowaniem „Znaczenie kompetencji w nowej podstawie programowej”:

 

 

NOWA PODSTAWA PROGRAMOWA

 

Rozpoczynamy w Polsce dyskusję o reformie programowej, która zacznie w polskich szkołach obowiązywać we wrześniu 2026 roku. Jednym z wyzwań, z którymi zmierzymy się w tym procesie jest wypracowanie rozwiązań, które kształcenie kompetencji uczynią w szkolnictwie stanem powszechnym, a nie wyjątkowym i systematycznym, a nie okazjonalnym.

Od pytania, czy szkoła powinna rozwijać kompetencje (odpowiedź na nie jest już dość jednoznaczna) przeszliśmy do znacznie ważniejszego i trudniejszego pytania, jak szkoła powinna rozwijać kompetencje, by robić to skutecznie i by ten proces obejmował wszystkich uczniów.

 

W Centrum Edukacji Obywatelskiej (CEO) od kilku lat poszukujemy odpowiedzi na te pytania, sięgając do badań naukowych, ale przede wszystkim pracując z nauczycielami i dyrektorkami z całej Polski i testując rozmaite rozwiązania.

 

Kilkoma wskazówkami dzielę się w tekście na blogu CEO. (Patrz – poniże- wybrane fragmenty i link do pełnej wersjij) Jeśli teraz nie zadbamy o spełnienie tych warunków o kompetencjach nadal będziemy wiele mówić, ale w zwykłej szkolnej klasie, niewiele się w tym zakresie zmieni. […]

 

 

Źródło:  www.facebook.com/jedrek.witkowski.3

 

 

x          x          x

 

 

Naszym społecznym zobowiązaniem jest zbudowanie szkoły, która dobrze służy wszystkim młodym ludziom. W Centrum Edukacji Obywatelskiej jesteśmy przekonani, że taka szkoła musi umożliwiać młodym ludziom:

 

– zdobycie wiedzy, która pozwala zrozumieć im otaczający ich świat, 

 

– nabycie kompetencji, które pozwalają w tym świecie skutecznie działać

 

– i zbudowanie podmiotowości, która da siłę do tego działania.

 

 

Mamy okazję…

 

Rozpoczynamy w Polsce dyskusję o reformie programowej, która zacznie w polskich szkołach obowiązywać we wrześniu 2026 roku. Ta zmiana, której osią będzie wprowadzenie nowej podstawy programowej jest szansą, by odpowiedzieć na najważniejsze bolączki polskiej szkoły i uczynić doświadczenia edukacyjne młodych ludzi bardziej adekwatnymi do ich oczekiwań i potrzeb współczesnego świata.

 

Jednym z wyzwań, z którymi zmierzymy się w tym procesie jest wypracowanie rozwiązań, które kształcenie kompetencji uczynią w szkolnictwie stanem powszechnym, a nie wyjątkowym i systematycznym, a nie okazjonalnym. W Centrum Edukacji Obywatelskiej od kilku lat poszukujemy odpowiedzi na te pytania, sięgając do badań naukowych, ale przede wszystkim pracując z nauczycielami i dyrektorkami z całej Polski i testując rozmaite rozwiązania.

 

Dotąd pracowaliśmy nad systematycznym wdrażaniem w szkole kompetencji przyszłości:

-współpracy, 

-rozwiązywania problemów, 

-samodzielności myślenia, 

-zarządzania sobą,

-liderowania.

oraz nad rozwojem kompetencji społeczno-emocjonalnych.

 

Mamy swoje wnioski.

 

Dlaczego kompetencje?

 

Zanim podejmiemy namysł, jak uwzględnić kompetencje w podstawie programowej warto zadać sobie pytanie, dlatego właściwie są one ważne. W CEO zwracamy uwagę, że fundamentem szkoły dobrze przygotowującej młodych na przyszłość, której nie znamy powinna być nowa równowaga pomiędzy wiedzą, kompetencjami a podmiotowością uczennic i uczniów. […]

 

Najważniejsze edukacyjne badania porównawcze PISA pokazują, że wytrwałość i ciekawość są pozytywnie skorelowane z wynikami uczniów w zakresie wiedzy i umiejętności z matematyki [5]. O potrzebie rozwijania kompetencji od lat mówią także przedstawiciele sektora biznesu, upominając się o wzmocnienie kształcenia kompetencji między innymi w ramach Światowego Forum Ekonomicznego. […]

 

Dlatego też kompetencje zajmują kluczowe miejsce w większości opracowań dotyczących pożądanego profilu absolwentów szkół. Znacznie wzrasta też zainteresowanie badaniem tych kompetencji, metodami ich rozwijania i mierzenia oraz sposobami upowszechniania ich kształcenia w szkołach. Prace w tym zakresie toczą się równolegle w wielu wysokorozwiniętych krajach świata. Można więc mówić o globalnym wyścigu systemów edukacji w kierunku kształcenia kompetencji. Jego wynik będzie miał ogromny wpływ na kapitał ludzki, rynek pracy i w konsekwencji konkurencyjność gospodarek na rynkach globalnych.

 

Istotne zastrzeżenia

 

Zanim uczynimy kompetencje jednym z priorytetowych kierunków rozwoju kompetencji warto jednak przyjrzeć się głosom sceptyków. Niektórzy badacze i eksperci edukacyjni widzą niebezpieczeństwa związane z uczynieniem rozwoju kompetencji priorytetem (lub jednym z priorytetów) systemu edukacji.[…]

 

Sceptycy zwracają także uwagę, że kompetencje już teraz obecne są w polskiej podstawie programowej kształcenia ogólnego na poziomie preambuły, celów kształcenia, ale także wybranych wymagań szczegółowych. Zapisy te, jak słusznie zwracają uwagę praktycy i eksperci, nie przekładają się na praktykę pracy polskich szkół. Analizując to zjawisko w CEO wskazaliśmy jego trzy kluczowe przyczyny.

 

-brakuje precyzyjnych definicji kompetencji, a to ułatwia ich powierzchowne traktowanie,

-system edukacji nie widzi kompetencji (ani w systemie oceniania, ani egzaminowania), koncentruje zaś uwagę na innych celach edukacyjnych,

-nauczycielki i nauczyciele nie mają umiejętności potrzebnych im do rozwijania tych kompetencji w pracy z uczniami (gdy większość z nich zdobywała wykształcenie system tego od nich nie wymagał).

 

Jak to się robi na świecie?

 

Czytaj dalej »



Foto: Radosław Sandelewski[www.radomsko24.pl

 

 

Maturzyści z II L w Radomsku na chwilę przed egzaminem z j. polskiego

 

 

Oto tekst, który został zamieszczony dzisiaj – 7 maja 2024 r. ok. godz. 11-ej  – na fanpage „NIE dla chaosu w szkole”:

 

Taką mamy maturę z języka polskiego: najbardziej niezdrową, niezmiernie anachroniczną i rekordowo długą. Oddajemy hołd tradycji, czcimy piśmiennictwo przodków, realizujemy ambicje ludzi sprawujących władzę, a nie własne. Świat się zmienia, natomiast egzamin dojrzałości kostnieje coraz bardziej. Trupia matura. – pisze Dariusz Chętkowski.

 

Matura z języka polskiego na poziomie podstawowym trwa najdłużej: aż cztery godziny zegarowe (240 min). Są to właściwie trzy egzaminy zdawane łącznie jeden po drugim bez żadnej przerwy. Wymyślił to jakiś potwór. Najpierw należy rozwiązać „Test z języka polskiego w użyciu”. Polega to na przeczytaniu dwóch tekstów publicystycznych lub popularnonaukowych i na udzieleniu odpowiedzi na kilka pytań oraz na napisaniu notatki syntetyzującej, czyli spójnego streszczenia obydwu tekstów. Jest to małe wypracowanie (60–90 wyrazów).

 

Następnie należy rozwiązać „Test historycznoliteracki”, który składa się z kilkunastu fragmentów lektur lub innych tekstów literackich, w tym poezji, kilku zdjęć obrazów i plakatów. Na podstawie tego materiału należy udzielić odpowiedzi na podchwytliwe pytania. Jeżeli kogoś jeszcze nie rozbolała głowa, to teraz na pewno mu pęka. A to wcale nie koniec egzaminu.

 

Trzecią częścią matury z polskiego jest wypracowanie. Pisze je wykończony nastolatek po dwóch godzinach odpowiadania na kilkadziesiąt pytań, czytania mnóstwa różnorodnych tematycznie i stylistycznie tekstów (publicystyki, prozy, dramatu i liryki) i oglądania kilku skomplikowanych pod względem artystycznym fotografii. Po takim maratonie nastolatek potrzebuje przerwy, paru ćwiczeń fizycznych, wyjścia na świeże powietrze, otworzenia gęby do drugiego człowieka.

 

Zamiast tego musi siedzieć, milczeć i pisać wypracowanie na mało interesujący temat, najczęściej o bohaterstwie, męczeństwie, pięknie życia na wsi albo o problemach odrodzonej po zaborach ojczyzny. Do końca egzaminu zostały jeszcze dwie godziny, więc czasu jest dużo. Tylko sił brak, głowa pęka i chce się wyć.

 

 

 

Poniżej można przejść do lektury tekstu Dariusza Chętkowskiego na stronie tygodnika „PLITYKA”:

 

 

„Trupia” matura z języka polskiego: anachroniczna i rekordowo długa.

Najlepiej pisać o Bogu   –   TUTAJ

 

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/NIEdlachaosuwszkole/



Nasza dzisiejsza propozycja lektury pochodzi ze strony  OK. NAUCZANIE i jest to, oczywiście, tekst Danuty Sterny – jak zawsze z jej rysunkiem:

 

Rysunek: Danuta Sterna

 

10 strategii pomocy przemęczonym uczniom 

 

Uwaga, skupianie się i zapamiętywanie są w dużej mierze zależne i kontrolowane przez nasze emocje. Kiedy uczniowie są przemęczeni lub atakowani wieloma bodźcami i zadaniami, to emocje kierują ich w kierunku obrony przed strasem, czyli do walki, ucieczki lub wyłączenie się. Mózg nie może być wtedy aktywny i skupiony na zadaniu.

 

Potrzebne jest poczucie bezpieczeństwa, kompetencji i więzi ze środowiskiem. Jeśli te potrzeby nie są zaspokojona, to człowiek niepokoi się, jest zestresowany wybucha złością, zachowuje się nieodpowiednio lub odmawia współpracy.

 

Poniżej 10 sposobów na udzielanie pomocy przeciążonym uczniom.

 

1.Bądź dostępny w każdej chwili. Pytaj uczniów: Czego potrzebujesz?; Jak możemy przez to razem przejść?. Czasami wystarczy dotknięcie ramienia, aby uczeń wiedział, że nauczyciel jest w pobliżu gotowy do pomocy. Daje to poczucia bezpieczeństwa i wspólnoty.

 

2.Poproś uczniów, aby zakreślali te fragmenty, które są dla nich niejasne. Najlepiej, gdy uczniowie widzą, jak sam to robisz i wtedy cię naśladują. Pozwala to na wyjaśnianie wątpliwości na bieżąco i nie tworzą się luki w wiedzy.

 

3.Podziel materiał na części i skupiaj się na każdym kawałku. Jeśli nauka polega na zapoznaniu się z tekstem, to rób przerwy nawet po jednym akapicie. W przerwie omów z uczniami, co przeczytali, wyjaśnij nowe słownictwo. To pozwala z większą łatwością kodować nową wiedzę.

 

4.Wykorzystaj czas na podsumowanie. Możesz zadać uczniom pytanie: Jak myślisz, co warto zapamiętać z tego tematu? Co twoim zdaniem z tego tematu przyda ci się w przyszłości? Jak mógłbyś wytłumaczyć to zagadnienie komuś innemu? Jakie pytania ci się nasuwają? Co było dla Ciebie trudne? Podsumowanie daje uczniom poczucie kompetencji – nauczyliśmy się.

 

5.Wspólna refleksja. Możecie stworzyć wspólną refleksję, zapisując odpowiedzi uczniów na zadane im pytania związane z tematem. Możesz zapisywać odpowiedzi uczniów na tablicy (wtedy jesteś jedynie rejestratorem) lub poprosić ich o zapisanie odpowiedzi na przylepnych karteczkach powieszenie na plakacie na ścianie. Refleksja jest niezbędna dla efektywnego procesu uczenia się.

 

6.Zaplanuj i przedstaw uczniom plan uczenia się: cel, kryteria sukcesu i planowane kolejne kroki. Uczniowie lepiej się uczą, gdy znają cel.

 

7.Postaraj się, aby uczniowie widzieli sens tego, czego się uczą. Pytaj ich z czym im się poznawana wiedza kojarzy, do czego jest to podobne. Postaraj się, aby uczniowie widzieli, że im się wiedza nowa przyda w przyszłości. Zadawaj im pytania kluczowe, na które sami będą chcieli uzyskać odpowiedź. To uruchamia ciekawość uczniów.

 

8.Ogranicz ocenianie przy pomocy stopni, przejdź na oceniania przy pomocy informacji zwrotnej. Daje to poczucie bezpieczeństwa uczniów i pomaga im poprawić ich pracę.

 

9.Organizuj pracę uczniów w parach i grupach. Pozwól uczniom na współpracę, to buduje więź pomiędzy uczniami i przynależność do grupy.

 

10.Pozwalaj uczniom na samodzielność i popełnianie błędów. Błąd powinien naturalnie towarzyszyć procesowi uczenia się uczniów. Dawaj uczniom wybór i dbaj o poczucie autonomii.

 

 

Inspiracja   artykułem   Lori Desautels

 

 

 

 

Źródło: www.oknauczanie.pl

 



 

Oto obszerne fragmenty tekstu zamieszczonego dzisiaj (6 maja 22024 r.) na „Portalu Samorządowym”, informującym o godnej upowszechnienia inicjatywie, adresowanej do przedszkolaków i uczniów szkół podstawowych:

 

 

Rusza  kampania Rowerowy Maj. Szkoły i przedszkola z szansą na nagrody

 

[…]

 

Rowerowy Maj to ogólnopolska kampania, której celem jest promocja zdrowego trybu życia oraz zrównoważonej mobilności wśród dzieci. Jej formuła łączy zabawę z elementami rywalizacji, dzięki czemu skutecznie wpływa na kształtowanie pozytywnych nawyków transportowych.

 

Rowerowy Maj uczy, że rower może być świetnym środkiem transportu do szkoły, czy przedszkola. W ten sposób promujemy zdrowy styl życia, ale też samodzielność dzieci, bezpieczeństwo komunikacyjne oraz dbamy o wyższą jakość naszego środowiska –  mówi Piotr Kryszewski, zastępca prezydenta Gdańska ds. usług komunalnych […]

 

Zasady rywalizacji są proste: każdy przedszkolak, uczeń i nauczyciel, który w maju dotrze w sposób aktywny na lekcje, otrzymuje naklejki do indywidualnego rowerowego dzienniczka oraz na wspólny plakat klasowy. Aby zdobyć atrakcyjne nagrody, wystarczy wybrać rower, hulajnogę, rolki lub deskorolkę.

 

W Gdańsku w tegorocznej edycji udział weźmie 220 placówek – 124 przedszkola i 96 szkół podstawowych. To rekord, bowiem – dla porównania – w roku 2023 liczba zgłoszonych placówek wynosiła 206, a w 2022 – 190.

W skali ogólnopolskiej, gmin realizujących kampanię będzie w tym roku mniej niż w poprzednich edycjach, ale pojawiło się kilka nowych ośrodków, które organizują Rowerowy Maj po raz pierwszy. Wśród nich znalazły się Łódź oraz Starachowice. W tym roku zasięg kampanii objął 29 polskich gmin. Rowerowy Maj już na stałe zagościł w tak dużych miastach, jak Warszawa, Wrocław, Kraków i Rzeszów. […]

 

W ramach umowy zainteresowane samorządy otrzymały niezbędne narzędzia do organizacji projektu i wsparcie merytoryczne ze strony głównego organizatora, czyli gminy Miasta Gdańska. Samorządy na własną rękę pozyskują sponsorów oraz zapewniają nagrody dla uczestników indywidualnych, poszczególnych klas, szkół i przedszkoli.

 

Rowerowy Maj uczy poprzez zabawę, że zdrowa rywalizacja i zasada fair play to nieodłączne elementy tego przedsięwzięcia. Każda rowerowa aktywność zwiększa szansę na zdobycie nagrody indywidualnej, jak i klasowej. Dążenie do wspólnego celu zacieśnia relacje między uczniami, wzmacnia koleżeństwo i umiejętności pracy zespołowej. Tytuł najbardziej rowerowej klasy w szkole przynosi dużo satysfakcji i gwarancję dobrej zabawy w postaci wspólnego wyjścia do kina, teatru, warsztatów czy parku linowego. Z Rowerowego Maja korzystają również uczestniczące w kampanii szkoły i przedszkola. Zazwyczaj mogą liczyć na wsparcie w postaci dodatkowych stojaków rowerowych od samorządu, a te najbardziej aktywne na szansę zdobycia cennych nagród.

 

Podobnie jak w latach ubiegłych, placówki z najwyższą rowerową aktywnością będą mogły sięgnąć po nagrody finansowe, a dla Koordynatorów Szkolnych i Przedszkolnych z najlepszych placówek przewidziana jest wyjazdowa nagroda niespodzianka.

 

 

Cały tekst „Rusza kampania Rowerowy Maj. Szkoły i przedszkola z szansą na nagrody”  –  TUTAJ

 

 

Źródło: www.portalsamorzadowy.pl/

 

 

 

 

 

 



Oto najbardziej „na czasie” zaprezentowany tekst, który wczoraj (5 maja 2024 r.) zamieścił na swoim fb profilu Mikołaj Marcela:

 

 

 LIST PRZED MATURAMI

 

Drodzy Rodzice, niedługo rozpoczną się egzaminy Waszych dzieci. Na pewno martwicie się o to, czy pójdzie im na nich dobrze.

 

Proszę jednak, abyście pamiętali, że pomiędzy tymi, którzy zdają te egzaminy, siedzą artyści, którzy nie muszą rozumieć matematyki. Przedsiębiorcy, którzy nie dbają o historię i literaturę angielską. Muzycy, których nie obchodzą oceny z chemii. Przyszli sportowcy, których sprawność fizyczna jest dla nich bardziej istotna niż oceny z fizyki.

 

Jeśli Wasze dzieci uzyskają znakomite wyniki, to świetnie. Ale jeśli ich nie osiągną, proszę, nie odbierajcie im pewności siebie i godności. Powiedzcie im: „W porządku. To tylko egzamin”. Czekają ich znacznie większe i ważniejsze rzeczy w życiu. Powiedzcie, że niezależnie od wyniku będziecie je kochać, i powstrzymajcie się od oceny.

 

Proszę, zróbcie to, a następnie obserwujcie, jak Wasze dzieci podbijają świat. Jeden egzamin czy niska ocena nie odbiorą im przecież ani ich marzeń, ani ich talentu.

 

I proszę, nie myślcie, że lekarze i inżynierowie to jedyni szczęśliwi ludzie na świecie.

 

x           x           x

 

 

Dyrektor jednej ze szkół przesłał kilka lat temu taki właśnie list do rodziców przed rozpoczęciem egzaminów. I myślę, że przed rozpoczęciem matur warto wrócić do tych słów. Bo to tylko egzamin – który o niczym ostatecznie nie decyduje i który przecież zawsze można poprawić.

 

Wiemy też doskonale jako osoby dorosłe, że na pewno nie jest to najważniejszy egzamin w życiu człowieka. Co więcej, pod wieloma względami jest on w dzisiejszym świecie zbędny, więc po prostu podejdźcie do niego na spokojnie. Tym bardziej że poczynając od wtorku Waszym dzieciom na pewno przyda się ten Wasz spokój i dobre słowo niezależnie od wszystkiego…

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/mikolajmarcela.oficjalna.strona/

 

 

 

 

 

 



 

Gdy się zamieszcza felieton w niedzielę, będącą zwieńczeniem tegorocznej, bardzo długiej majówki, nie można o tym nie wspomnieć. Tym bardziej, gdy się 1. Maja złożyło oświadczenia tej treści:

 

Przyjęliśmy wersję „majówki” – nie będziemy zakłócać w te dni Waszego spokoju kolejnymi tekstami.  Ale jeden, za to na całe trzy dni, przedstawiamy, gdyż jest on doskonałym tłem socjologicznym do zbliżających się egzaminów maturalnych.”

 

I co? I nic! Już następnego dnia mogliście zobaczyć obszerny materiał, który zamieściłem prosto z portalu OKO.press.: „Edukacja obywatelska, czyli jaka? „Cała szkoła powinna być edukacją obywatelską”, którego autorem jest Aleksander Pawlicki – nauczyciel historii, wiedzy o społeczeństwie, filozofii i retoryki w 2 Społecznym Liceum Ogólnokształcącym z Oddziałami Międzynarodowymi im. Pawła Jasienicy STO w Warszawie.

 

Muszę się wytłumaczyć – mając nadzieję, że zostanie mi to wybaczone…

 

Bez „owijania w bawełnę”, bez zasłaniania się „wyższymi wartościami” powiem jak było naprawdę. Otóż wszystko przez moje uzależnienie… Nie, nie. Żadne używki, prochy czy skręty. Ja przez te minione lata po prostu tak się wdrożyłem do pracy redakcyjnej przy tworzeniu materiałów do „Obserwatorium Edukacji”, że nie wiem co mam ze sobą robić, jeśli nie muszę tego dnia podejmować aktywności redaktorskiej.

 

I tak było owego czwartku. Z nawyku włączyłem laptopa i zacząłem przeszukiwać co nowego zamieszczono na moich ulubionych portalach. I tak wszedłem na stronę OKO.press. Nie mogłem nie zauważyć i nie zareagować na ten tekst, tym bardziej, że towarzyszyło mu wpadające w oko zdjęcie broszurek z treścią Konstytucji RP. Gdy go przeczytałem, nie miałem wątpliwości, że jego autor napisał tam wszystko tak, jak ja na ten temat myślę od lat.

 

Dodatkowym bodźcem podjęcia decyzji o udostępnieniu tej publikacji na OE była Osoba Autora. Bo do tego dnia nie wiedziałem o funkcjonowaniu w naszym edukacyjnym,  medialnym świecie kolegi Aleksandra Pawlickiego. Mój szacunek do jego działalność wzrastał z każdą kolejną informacją. Najpierw, że jest nauczycielem historii, wiedzy o społeczeństwie, filozofii i retoryki, który pracuje w 2 Społecznym Liceum Ogólnokształcącym z Oddziałami Międzynarodowymi Społecznego Towarzystwa Oświatowego w Warszawie. Po chwili, że jest autorem programów szkolnych i podręczników, że współtworzył podstawę programową w 2008 roku. A jeszcze na koniec przeczytałem, że pracuje w Szkole Edukacji Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności i Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie przygotowuje do pracy i wspiera w rozwoju młodych nauczycieli, by odmienili szkoły na lepsze, a ich doświadczenia pomogły wypracować nowoczesny model kształcenia przyszłych nauczycieli. Dąży do tego, żeby każdy z nauczycieli był w szkole nie tylko znawcą swojej dziedziny, wychowawcą, lecz także ekspertem od tego, jak skutecznie się uczyć. Warto także wejść na fanpage tej placówki  –  TUTAJ

 

Gdy już zdecydowałem, że muszę podzielić się  moim „odkryciem” z Czytelniczkami i Czytelnikami OE, usprawiedliwiłem się sam przed sobą faktem, że wszak to dzień roboczy, że sklepy są otwarte, że nic się takiego złego nie stanie, jeśli i OE „się otworzy”.

 

Jak wiecie – uszanowałem dzień 3 maja jako Święto 233 rocznicy uchwalenia Konstytucji 3. Maja, i dopiero wczoraj uznałem, że najwyższa pora, abym odnotował najnowszy tekst Jarosława Pytlaka.

 

Kończę ten felieton, wybiegając myślą do nadchodzących egzaminów maturalnych. Jak wiecie – zanosi się na serię wydarzeń, które mogą obfitować w wiele niespodzianek – począwszy od tradycyjnych „przecieków”, na wystąpieniach „niezatapialnego” szefa CKE kończąc – doktora Marcina Smolika..

 

A swoją drogą to naprawdę warto byłoby móc kiedyś znaleźć wyjaśnienie na czym polega ta jego nieusuwalność. Wszak wkrótce (22 lipca) minie 10 lat, gdy otrzymał nominację na to stanowisko  (ale już wcześniej, w grudniu 2013 roku, jako p.o.) z rąk ministry Krystyny Szumilas (PO). Można  o nim powiedzieć, że „on był stały, chociaż one (władze w MEN) się zmieniały”. Bo akceptowali go na tym urzędzie kolejni szefowie resortu, bez względu na to która partia obsadzała to stanowisko: przetrzymał zmianę Joanny Kluzik-Rostkowskiej (PO) na Anną Zalewską (PiS), a po niej także dwu panów z tejże samej partii: Dariusza Piątkowskiego i nawet radykała Przemysława Czarnka. I jest na tym fotelu nadal –  także po 13 grudnia 2023 roku!

 

Ale nie wybiegajmy w przyszłość – czas pokaże…

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Po dłuższej przerwie w zamieszczaniu nowych tekstów, kolega Pytlak uporał się ze smutną  sytuacją, jaką była dla Niego śmierć  Ojca, i dokładnie 1 maja zaprezentował na swoim blogu obszerny tekst, podejmujący najbardziej teraz aktualny temat, jakim od dłuższego czasu jest informacja MEN o pracach nad odchudzeniem podstaw programowych. Odsyłając do całego opracowania na stronę „Wokół Szkoły” proponujemy lekturę kilku, subiektywnie wybranych, jego fragmentów:

 

 

 

Edukacja jest polityczna i co z tego ostatnio wynikło

 

W bańce informacyjnej zwolenników radykalnych zmian w edukacji rozprzestrzenia się fala oburzenia projektem „odchudzonych” podstaw programowych, ogłoszonym przez MEN w celu publicznych konsultacji. Głosy niezadowolenia docierają zewsząd i dotyczą bodaj wszystkich przedmiotów nauczania, ale najgłośniej rezonują zmiany zaproponowane w liście lektur. To gorący temat, bowiem kształcenie polonistyczne jest tradycyjnie oparte w naszym kraju na historii literatury, a w jego tle pokutuje wizja sienkiewiczowskiego latarnika, odkrywającego w książkach swoją narodową tożsamość. Na dokładkę wszyscy kiedyś chodzili do szkoły i każdy podczas lekcji przerabiał lektury, stąd wiele osób czuje potrzebę wyrażenia opinii na ten temat.

 

Kamieniem obrazy okazała się rozbieżność ogłoszonego projektu z jego pierwotną wersją, poddaną w lutym tak zwanym prekonsultacjom. Okazało się bowiem, na przykład, że przywrócono wcześniej skreśloną „Odprawę posłów greckich”, dorzucono „Chłopów”, a okrojenie wykazu pozycji obowiązkowych skompensowano z naddatkiem wydłużeniem listy lektur uzupełniających. Owszem, na tej ostatniej znalazły się nieobecne wcześniej utwory literatury współczesnej, ale w ogólnym rozrachunku – stosując modną dzisiaj w polityce retorykę – zapowiadana bomba okazała się mokrym kapiszonem. Nad oburzoną częścią środowiska oświatowego zawisło leninowskie pytanie: co robić?!

 

Inicjatywę zorganizowania protestu  i działania na rzecz pożądanych zmian podjął Dariusz Martynowicz, Nauczyciel Roku 2021, wraz z piątką innych znanych w sieci specjalistów od nauczania języka polskiego. W ramach „Buntu polonistek i polonistów!” przygotowali oni internetową petycję „Grzeczni… to już byliśmy!”. Sygnatariusze żądają realnych (i bardzo konkretnych) cięć i korekt dotyczących lektur, w tym likwidacji listy pozycji uzupełniających, a dodatkowo – zmian kadrowych w Centralnej Komisji Egzaminacyjnej oraz zaproszenia do pracy nad nowymi podstawami programowymi „uznanych w środowisku polonistycznym ekspertów i ekspertek – nauczycieli języka polskiego”.

 

Przyznam uczciwie, że nie mam pełnego przekonania do tej inicjatywy. Z lekturami zawsze był kłopot. Nie inaczej wyglądało to podczas prekonsultacji, kiedy media społecznościowe pęczniały wręcz od ścierających się opinii – ktoś chciał wyrzucić taką czy inną pozycję, ktoś inny bronił jej niczym niepodległości, i tak wkoło Macieju. Pod adresem MEN, tylko w odniesieniu do języka polskiego, wpłynęło kilkanaście tysięcy (!) uwag i wniosków, głównie właśnie na temat lektur. Głęboko współczułem zespołowi odchudzającemu, bo wiadomo było z góry, że efekty jego pracy mało kogo zadowolą. I tak właśnie się stało.

 

Jeśli chodzi o postulowane w petycji sprawy personalne, to zwolnienie szefa CKE, Marcina Smolika było przedmiotem tylu różnych apeli, że jego trwanie na stanowisku najwyraźniej ma jakieś drugie dno, niedostępne dla maluczkich. Już jednak obecność pracowników Komisji w poszczególnych zespołach przedmiotowych broni się względami pragmatycznymi. Po prostu podstawy programowe są ściśle powiązane z wymaganiami egzaminacyjnymi. Nie sądzę też, by dobór pozostałych członków zespołu polonistycznego był dokonany niewłaściwie. Znam osobiście dwie spośród pięciu osób podpisanych pod projektem poddanym prekonsultacjom i mogę zaręczyć, że z racji kwalifikacji oraz bogatego doświadczenia w pracy z uczniami w pełni zasługują na miano ekspertów. Jeśli efekt „odchudzania” wypadł źle, widziałbym w tym raczej skutek błędów popełnionych na poziomie politycznym. I o tym napiszę za chwilę.

 

Niezależnie jednak od okoliczności, przedstawiona do publicznych konsultacji lista lektur jest zdecydowanie zbyt obszerna, więc każdą formę presji, by na dalszym etapie prac realnie ją skrócić, należy uznać za wskazaną. Zachęcam zatem do zapoznania się z treścią petycji „zbuntowanych” polonistów i ewentualnego dania wyrazu obywatelskiemu zaangażowaniu poprzez złożenie pod nią podpisu. Dokument dostępny jest pod linkiem: Manifest polonistów – więcej realnych cięć w podstawie programowej! – Petycjeonline.com.

 

x             x             x

 

Biorąc od lat udział w publicznej debacie na temat edukacji, nie zebrałem dobrych doświadczeń ze światem polityki. Poniosłem sromotną porażkę w próbie zaapelowania do opozycyjnych parlamentarzystów poprzedniej kadencji o uzgodnienie wspólnego programu dla edukacji, by wyjąć go z obszaru bieżących sporów. Jedyna posłanka, która w ogóle zareagowała, zadała mi w rozmowie telefonicznej pytanie, kogo reprezentuję. Gdy odpowiedziałem, że siebie i około dwóch setek osób podpisanych pod apelem, obiecała kontakt w ciągu kilku dni i… więcej się nie odezwała. Zrozumiałem, że w jej uszach moje słowa zabrzmiały jak „nikogo”. Niezrażony ową lekcją pokory, jakiś czas później zaangażowałem się, zresztą w duecie z Dariuszem Martynowiczem, w napisanie listu otwartego do prezydenta Andrzeja Dudy w obronie autonomii szkół niepublicznych, na którą dybał minister Czarnek. Tym razem podpisów zebraliśmy ponad 700, ale efekt był identyczny, czyli żaden. Nawet słowa odpowiedzi z kancelarii głowy państwa.

 

Mimo takich doświadczeń, wynik wyborów powitałem z entuzjazmem, a także pewną nadzieją, że nowa władza zechce wykorzystać moją wiedzę i doświadczenie. W końcu za czasów opozycji anty-PiS zapraszano mnie do różnych inicjatyw; dość często wypowiadałem się również w mediach. Nie marzyła mi się kariera oświatowego urzędnika, ale chciałem po prostu móc posłużyć czasem radą. Szybko jednak pojąłem, że nie ma na to zapotrzebowania. Pozostało mi spokojnie obserwować działania nowego rozdania rządzących, dzięki czemu odebrałem kilka lekcji, którymi się tutaj podzielę.

 

Czytaj dalej »



W przededniu Święta Konstytucji 3 Maja, proponujemy obszerne fragmenty (i link do pełnej wersji) tekstu, zamieszczonego dzisiaj – 2 maja 2024 r. – na portalu OKO.press.

 

Autorem tego tekstu jest Aleksander Pawlicki – nauczyciel historii, wiedzy o społeczeństwie, filozofii i retoryki. Pracuje w 2 Społecznym Liceum Ogólnokształcącym z Oddziałami Międzynarodowymi im. Pawła Jasienicy STO w Warszawie. Jest autorem programów szkolnych i podręczników. Współtworzył podstawę programową w 2008 roku,

 

Foto: www.szkolaedukacji.pl

 

Aleksander Pawlicki

 

 

Edukacja obywatelska, czyli jaka? „Cała szkoła powinna być edukacją obywatelską”

 

[…]

 

 

Jak zawsze wtedy, gdy dorośli nie potrafią poradzić sobie z jakimś problemem, oczy wszystkich kierują się na szkołę. „No bo trzeba zacząć od edukacji” – to mantra, która zazwyczaj sygnalizuje bezradność, a nie jest świadectwem poważniejszego namysłu. Nie dziwi więc, że dyskusje o stanie naszej demokracji prędzej czy później docierają do miejsca, gdzie winnymi okazują się nauczyciele i nauczycielki wiedzy o społeczeństwie, nawet jeśli badania wskazują, że pomiędzy wdrożeniem programów edukacji obywatelskiej a obywatelskim zaangażowaniem nie ma żadnej wyraźnej pozytywnej korelacji.

 

„Pedagogizm”, czyli traktowanie szkoły jako uniwersalnego lekarstwa na każdą bolączkę społeczną, niewiele pomaga choremu społeczeństwu, ale skutecznie zabija szkołę, w jej najcenniejszej odsłonie – scholé, czyli czasu wolnego. Goethańska fraza „pozwólcie mi wydawać się, zanim się stanę” przypomina, że ktokolwiek chce zrobić ze szkoły narzędzie do podtrzymywania zmurszałej przeszłości lub do wykuwania świetlistej przyszłości, ten zniewala uczniów i uczennice, odbiera im scholé, niezwykłe tu i teraz, które samo w sobie jest edukacją obywatelską, przygodą i ryzykiem kształcenia ludzi wolnych.

 

Cała szkoła powinna być edukacją obywatelską, na każdej lekcji z osobna i jako całościowe doświadczenie uczestnictwa we wspólnocie.

 

Tak patrząc – rola przedmiotu dotychczas zwanego wiedzą o społeczeństwie sprowadza się do cennego wkładu w takie większe dzieło.

 

Stąd też nie powinien łudzić się autor czy autorka choćby najwspanialszego curriculum tego przedmiotu, że coś zdziała, jeżeli obok rozporządzenia o podstawach programowych nie odmienią się jednocześnie prawa regulujące zarządzanie szkołą czy ocenianie. Po co kwiatek u kożucha? Albo: po co lać młode wino do starych bukłaków?

 

Gdyby jednak raz jeszcze zobaczyć szkołę – scholé w całej jej krasie, to czego byśmy chcieli od lekcji z edukacji obywatelskiej w takim miejscu?

 

Jakiej edukacji obywatelskiej nam trzeba?

 

Najpierw z ostrożnością potraktować wypada obiegowe wezwania typu: rozwijajmy kluczowe kompetencje XXI wieku, pośród których prym ostatnio wiedzie myślenie krytyczne. Jeżeli w parze z tym pomysłem idzie teza „porzućmy encyklopedyzm”, to już wiemy, że są to pobożne bzdury. Badania, choćby Daniela Willinghama, wskazują, że żadne myślenie krytyczne nie istnieje – owszem istnieje natomiast krytyczne myślenie o społeczeństwie albo krytyczne myślenie o stosunkach międzynarodowych, które wymaga intelektualnej dyscypliny, rozważnej analizy i… zawsze niemałej wiedzy o dziedzinie.

 

Jakiej więc wiedzy dziedzinowej nam trzeba? Gdyby kto spojrzał na obecne podstawy programowe, ten zobaczy porządny kurs uniwersyteckich politologii oraz prawoznawstwa z elementami innych nauk społecznych. Wybór może nie najgorszy, ale kto spojrzy na liczbę godzin do dyspozycji uczących się, ten pojmie, że trzeba wybierać. Zasadnicze wybory, co do zakresu wiedzy (wybory trudne, bo często między dobrymi rzeczami), opisałbym tak:

 

Czytaj dalej »