Dziś, jak przed tygodniem, zaczynam także od informacji, że pod zakładką <O nas>, i klikając dalej w  <Struktura> wszystko pozostaje bez zmian – nadal pani Agnieszka Ochmańska bohatersko prowadzi działalność LCDNiKP samodzielnie, bez wparcia wicedyrektorów, a na dokładkę – przy nieobsadzonych kierownikami ośrodkach: Doskonalenia Szkolnych Systemów Edukacji, Doradztwa Zawodowego, Nowoczesnych Technologii Informacyjnych oraz Obserwatorium Rynku Pracy dla Edukacji.

 

Obiecuję, że jeszcze parę tygodni poobserwuję w których obszarach  – skutecznie – realizowane są inicjowane formy wspierania nauczycieli, a później, możliwe , że zasugeruję likwidację tychże, pozbawionych kierownictwa, ogniw.

 

A „paka” jak mawiają nasi odwieczni sąsiedzi ze wschodu, nie mogę odmówić sobie przyjemności podzielenia się poczynionymi na fanpage ŁCDNiKP obserwacjami z czytającymi ten tekst, p. No, bo nie mogą pozostać niezauważone takie trzy wydarzenia, którymi tam pochwalono się:

 

3 października

 

Za nami ważne spotkanie o cyfrowym bezpieczeństwie dzieci i młodzieży!

 

2 października 2025 r. w ŁCDNiKP odbyło się seminarium poświęcone zagrożeniom wynikającym z nieograniczonego dostępu do nowoczesnych technologii oraz higienie cyfrowej. W wydarzeniu uczestniczyli dyrektorzy, wicedyrektorzy, psycholodzy, pedagodzy i wychowawcy ze wszystkich typów placówek.

 

Gościem specjalnym był przedstawiciel Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości w Łodzi, który podzielił się praktyczną wiedzą na temat ochrony dzieci i młodzieży w przestrzeni cyfrowej. […]

 

Oto dokumentacja zdjęciowa tego wydarzenia

 

Źródło: www.facebook.com/lcdnikp/

 

SUKCES! Ja doliczyłem się  TYLKO 10-u pustych krzeseł….

 

 

 

17 października

 

Wycieczki szkolne to lubiane przez uczniów wydarzenia. Jednak z ich organizacją łączy się wiele obowiązków i procedur bezpieczeństwa. Dlatego wczorajsze spotkanie z naszego cyklu „O prawie przy kawie” zostało poświęcone właśnie tym kwestiom.

 

Gościem wydarzenia „Bezpieczna wycieczka – spokojny Dyrektor. Prawne i praktyczne aspekty wycieczek szkolnych” był mecenas Marek Młodecki, który opowiedział dyrektorom szkół o zasadach organizacji takich wyjazdów.

 

Mamy nadzieję, że spotkanie pomoże uczestnikom przygotować się do organizacji kolejnych szkolnych wycieczek. Tym razem ze spokojną głową.

 

Oto dokumentacja fotograficzna tego wydarzenia:

 

Źródło: www.facebook.com/lcdnikp/posts/

 

 

Tutaj jeszcze lepsza frekwencja – o połowę mniej pustych krzeseł!

 

 

 

24 października

 

W tym tygodniu odbyło się u nas Forum Dyrektorów Przedszkoli, Szkół i Placówek. Nasze zaproszenie przyjął Krzysztof Zięba – Life and Business Coach, właściciel firmy Cel Kieruje Działaniem, specjalizujący się w rozwijaniu świadomych liderów, który przedstawił uczestnikom temat „Od zarządzania sobą do zarządzania organizacją – czyli jak mój styl pracy kształtuje kulturę organizacyjną”.

 

Mamy nadzieję, że szkolenie pomoże dyrektorom efektywnie zarządzać sobą i zespołami oraz ułatwi efektywną komunikację w codziennej dyrektorskiej praktyce.

 

Oto dokumentacja fotograficzna tego wydarzenia:

 

Źródło: www.facebook.com/lcdnikp/posts/

 

Jak widać na zdjęciach, obrazujących „widownię”, i w tym przypadku nie można mówić o frekwencji, która zmusiła organizatorów do dostawiania krzeseł.

 

Nawiasem mówiąc warto ten widok oceniać ze świadomością, że wg. danych na rok 2022/2023 (innych nie ma udostępnionych w sieci) w Łodzi działało około 268 publicznych placówek przedszkolnych i 67 szkół publicznych [Źródło: www.google.com/]

 

 

x          x          x

 

 

Teraz z niecierpliwością czekam na relację (także foto) z zapowiadanych wcześniej wydarzeń. Najbardziej jestem zainteresowany informacją, wraz z serwisem fotograficznym, ze spotkania w dniu 20 października, na tematTerapia pedagogiczna w szkole ponadpodstawowej”. Bo doszły do mnie nienajlepsze informacje od osób w nim uczestniczących…

 

Do przyszłego piątku!

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 



Portal „Strefa Edukacji” zamieścił wczoraj tekst Magdaleny Konczał, w którym Autorka zaprezentowała informacje o skutkach zamieszania, jakie powstało wokół zmian, jakie MEN wprowadził  w zasadach  wynagradzania nauczycieli za ich udział w wycieczkach szkolnych, i płynących stąd, nie tylko ze szkół, ich skutków. O konsekwencjach dla branży turystycznej informacje pochodzą z Europejskiego Stowarzyszenia Przedsiębiorców Turystycznych Oto ten tekst:

 

 

Zaczęło się od szkół, ale skutki odczuje cała Polska. Kryzys przybiera na sile

 

Problem z wynagradzaniem nauczycieli za godziny ponadwymiarowe podczas wycieczek szkolnych urósł do rangi ogólnopolskiego kryzysu. Skutki? Nie tylko frustracja pedagogów. Ucierpią uczniowie, ich rodziny oraz tysiące firm działających w turystyce edukacyjnej.

 

Kryzys, który zatrzyma nie tylko wyjazdy szkolne

 

Choć nowelizacja Karty Nauczyciela miała uporządkować zasady wynagradzania za godziny ponadwymiarowe, w rzeczywistości doprowadziła do chaosu. Dyrektorzy szkół w całym kraju wstrzymują organizację wycieczek, bo nie mają pewności prawnej, jak je rozliczać. Europejskie Stowarzyszenie Przedsiębiorców Turystycznych (ESPT) ostrzega, że skutki mogą być dalekosiężne.

 

Spór ten, będący następstwem nowelizacji Karty Nauczyciela i różnic interpretacyjnych dotyczących art. 35 ust. 3d, doprowadził do sytuacji, w której szkoły w całym kraju ograniczają lub zawieszają organizację wyjazdów edukacyjnychzaznaczono w oficjalnym stanowisku organizacji. Stowarzyszenie przypomina też, że wycieczki nie są dodatkiem do programu nauczania, lecz jego integralną częścią. – Wycieczki szkolne stanowią nieodłączny element procesu wychowawczego i dydaktycznego. Są przestrzenią, w której młodzież uczy się samodzielności, współpracy, poszanowania przyrody i dziedzictwa narodowego – podkreślono.

 

Tracą uczniowie, nauczyciele i… cała turystyka

 

Wstrzymywanie wycieczek szkolnych dotyka przede wszystkim uczniów, którzy tracą możliwość zdobywania wiedzy przez doświadczenie. ESPT nie ma co do tego wątpliwości. Obecna sytuacja pozbawia uczniów tych doświadczeń. Wstrzymywanie wyjazdów szkolnych to de facto ograniczenie prawa młodych ludzi do edukacji przez praktykę i doświadczenie, co w dłuższej perspektywie negatywnie wpływa na ich rozwój społeczny i emocjonalnyczytamy w komunikacie.

 

Ale problem nie kończy się na uczniach i nauczycielach. W tle są tysiące miejsc pracy i sezonowy dochód setek firm związanych z turystyką edukacyjną. – Turystyka dzieci i młodzieży to istotny segment gospodarki, tworzony głównie przez małe i średnie przedsiębiorstwa – przypomina ESPT. Jak dodaje stowarzyszenie, dla wielu z tych podmiotów jesień to być albo nie być. – Dla tysięcy tych podmiotów sezon jesienny jest jednym z dwóch kluczowych okresów w roku. Jego utrata oznacza nie tylko straty finansowe, ale i ryzyko trwałego osłabienia całego segmentu rynku turystyki edukacyjnej.

 

Ministerstwo komentuje, ale chaos trwa

 

Ministerstwo Edukacji Narodowej zapewnia, że nowe przepisy przewidują wypłatę wynagrodzenia „w szczególnych przypadkach, gdy nauczyciel był gotowy do pracy”. Jednak z perspektywy dyrektorów szkół sytuacja nadal jest niejasna. – Interpretacja ta nie daje dyrektorom szkół wystarczającej pewności prawnej – zauważa ESPT.

 

Przypomniano również, że Związek Nauczycielstwa Polskiego już w kwietniu proponował rozwiązania, które mogłyby rozwiać wątpliwości. – ZNP przedstawiło konkretne propozycje rozwiązań już w kwietniu 2025 roku, wskazując na potrzebę doprecyzowania przepisówniestety, nie zostały one w pełni uwzględnione w nowelizacji – czytamy w piśmie.

 

MEN zapowiada rozmowy, ale czas działa na niekorzyść uczniów i szkół

 

Stowarzyszenie apeluje o pilne działania i rozpoczęcie rozmów. Brak decyzji grozi paraliżem nie tylko obecnego, ale i przyszłego semestru. Turystyka szkolna jest sezonowa i wymaga długoterminowego planowania. Już teraz trwa okres kontraktacji wyjazdów wiosennych, dlatego brak szybkiego rozwiązania spowoduje utratę możliwości realizacji wycieczek również w kolejnym semestrze – ostrzega ESPT.

 

Ministerstwo edukacji nagrało rolkę, w której Ewelina Gorczyca, rzeczniczka prasowa, podkreśla że resort bierze pod uwagę głosy zgłaszane przez nauczycieli. – Będziemy doprecyzowywać i wyjaśniać katalog zajęć, które nauczyciel mógłby realizować zamiast niezrealizowanych godzin ponadwymiarowych. Będziemy rozszerzać katalog zajęć zwłaszcza o inne prace statutowe, tak aby nie ograniczał się on tylko do zajęć opiekuńczych, wychowawczych czy dydaktycznych. Dla nas to ważny głos. Chcemy, aby zmiany, które będziemy wprowadzać realnie odpowiadały na potrzeby zgłaszane przez nauczycieli i dyrektorów – podkreśliła Gorczyca.

 

Jednak czas działa na niekorzyść uczniów, nauczycieli, a także branży turystycznej. Kryzys, który zaczął się w szkołach, rozlewa się znacznie szerzej — i dotyka całej Polski. Potrzebne są więc pilne działa w zakresie uregulowania tej kwestii.

 

 

Źródło z którego czerpała informacje Autorka: Europejskie Stowarzyszenie Przedsiębiorców Turystycznych.

 

 

 

Źródło: www.strefaedukacji.pl



Proponujemy lekturę, zamieszczonego dzisiaj na portalu „Edunews” tekstu Olivii Dycewicz – nauczycielki biologii w Dwujęzycznej Szkole Podstawowej ATUT Fundacji Edukacji Międzynarodowej we Wrocławiu, członkini grupy Superbelfrzy RP, które jest także doradcą metodycznym we Wrocławskim Centrum Doskonalenia Nauczycieli, którego tematem są refleksje Autorki po zapoznaniu się z podstawą programową nowego przedmiotu „Przyroda”. Tekst publikujemy bez skrótów:

 

Foto: www.facebook.com/photo/

 

Olivia Dycewicz – nauczycielka biologii, członkini grupy Superbelfrzy RP,

doradczyni metodyczna we Wrocławskim CDN

 

 

Przyroda w szkole, czyli co może nas czekać w 2026 r.

 

Kiedy pierwszy raz usłyszałam o planach reformy oświaty 2026, związanych z likwidacją biologii i geografii w klasach 5 i 6 oraz zastąpieniem tych przedmiotów przyrodą (która obecnie występuje jedynie w klasie 4), byłam pełna obaw, ale widziałam też szanse na zmiany, które przy aktualnej siatce godzin trudno byłoby wprowadzić.

 

Podobnie i dziś, już po publikacji projektów nowych podstaw programowych przez IBE, widzę zarówno szanse, jak i zagrożenia związane z tą zmianą. Jednak dopóki dokumenty nie zostaną oficjalnie opublikowane, nie jestem w stanie jednoznacznie ocenić, czy uważam reformę za udaną, czy wręcz przeciwnie.

 

Jakie widzę szanse?

 

Dotychczasowa przyroda w klasie 4 nie miała wiele wspólnego z interdyscyplinarnością. Nie znam żadnego programu nauczania, który łączyłby zagadnienia biologii i geografii w spójną całość, a treści się przeplatały i uzupełniały. Czy to lenistwo, strach przed odrzuceniem przez ekspertów, a może przyzwyczajenie? Nie wiem.

 

Jednak przedmiot, w którym już na pierwszy rzut oka widać osobne zagadnienia z biologii i osobne z geografii, podzielone nawet na odrębne działy, nie powinien być nazywany przyrodą. To po prostu biologia i geografia, zazwyczaj prowadzone naprzemiennie.

 

Przykład: Ja i moje ciało oraz Pogoda i jej składniki. Dlaczego więc nie wprowadzono po prostu biologii i geografii od klasy 5? Ten przedmiot był dotychczas swego rodzaju oszustwem. Teraz ma szansę przestać nim być. Nowa podstawa programowa do przyrody wydaje się naprawdę interdyscyplinarna. To wreszcie będzie przyroda w takim ujęciu, w jakim powinna istnieć. Przykład: W terenie i w najbliższym otoczeniu oraz Organizmy i ekosystemy.

 

Czy to ma znaczenie?

 

Kiedyś jeden uczeń zapytał mnie na biologii, czy ten węgiel, o którym tyle mówiłam, to ten sam węgiel, co na chemii. A na geografii? Wiecie, że dopóki nauczyciele nie zdecydują się usiąść razem, porozmawiać i ustalić coś wspólnie, uczeń nie ma nawet cienia interdyscyplinarności? Traktuje biologię i chemię jako dwa zupełnie odrębne światy. A przecież fizyka? Geografia? W życiu codziennym wszystko się ze sobą łączy — nie ma sztucznych podziałów.

 

Idziesz drogą do szkoły i stąpasz po kostce brukowej. Pod twoimi stopami działa siła tarcia, dzięki której się nie ślizgasz, a mięśnie – niczym naturalne silniki – zużywają tlen i glukozę, by wytworzyć energię potrzebną do ruchu. Oddychasz, więc w twoich płucach zachodzi wymiana gazowa – czysty przykład reakcji biologicznej i chemicznej w jednym.

 

Znajdujesz się w konkretnym miejscu, które można zlokalizować na planie miasta lub mapie. To twoja współrzędna geograficzna, punkt na powierzchni Ziemi, która właśnie się obraca, dlatego słońce razi cię w oczy pod innym kątem niż wczoraj. Pogoda, którą odczuwasz – temperatura, ciśnienie, wilgotność – to fizyka i geografia w praktyce.

 

Dookoła rosną rośliny – małe fabryki tlenu, które dzięki fotosyntezie przekształcają energię światła w energię chemiczną. Gdzieś w krzakach może poruszyć się jeż albo przebiegnie ptak. Czy to ich naturalne środowisko życia? Są tu cały rok, czy może niedługo odlecą do ciepłych krajów? A może zapadną w hibernację? Jak to możliwe, że przez kilka miesięcy potrafią spać i nie jeść? Skąd biorą energię do przeżycia? Jakie substancje zapasowe gromadzą, by

 

Każdy taki spacer to lekcja przyrody — z biologii, chemii, fizyki i geografii jednocześnie.

 

Czego się obawiam?

 

Wielu rzeczy. Jak na nowe podstawy zareagują wydawnictwa? Czy nie pokuszą się ponownie o „odklepanie” podstawy programowej — bez zmiany kolejności zagadnień, z utrzymaniem sztucznego podziału na przedmioty, bo tak łatwiej? Przecież niektóre tematy napisze biolog, inne geograf… Kto to widział pisać jeden temat wspólnie, w kilka osób? A jak potem podzielić finanse? Jeśli jeden cykl pisze wielu autorów, czy będzie zachowana spójność? Czy klasy 5 i 6 będą naturalnym rozwinięciem klasy 4, z zachowaniem spiralności treści?

 

A co z godzinami pracy nauczycieli? Komu dyrektor powierzy nauczanie przyrody? Niektóre klasy dostaną geografa, inne biologa? A może godziny otrzyma tylko jeden z nich, a drugi pozostanie z dwoma godzinami w klasie 7 i jedną w klasie 8?

 

Sama przyroda w mało licznej szkole (dwie klasy na poziomie) zapewni cały etat, ale gdyby biolog chciał uczyć wyłącznie biologii, musiałby pracować w trzech szkołach, by uzyskać pełny etat.

 

Nauczyciele

 

Każdy z nauczycieli mających uprawnienia do nauczania nowej przyrody jest specjalistą w określonym obszarze. Ja jestem biologiem. Z pewnością musiałabym sporo się przygotowywać do nauczania treści fizycznych i geograficznych. Chemię również studiowałam, ale trzeba by te zagadnienia solidnie „odkurzyć”, bo od lat do nich nie wracałam.

 

Jak sobie poradzę? Będę szukała inspiracji w grupach nauczycielskich, na fanpage’ach i profilach supernauczycieli na Instagramie. Przejrzę anglojęzyczne podręczniki z innych krajów i — z pomocą choćby ChatGPT — przygotuję swoje lekcje najlepiej, jak potrafię. W kolejnych latach będę je ulepszać. Myślę, że po trzech latach dojdę do zadowalającego poziomu wiedzy i umiejętności łączenia wielu faktów, by później skupić się na nowych pomysłach na projekty i doświadczenia, które zastąpią te mniej udane. Nie boję się przyznać moim uczniom, że czegoś nie wiem, sprawdzić przy nich w Internecie, przy okazji omawiając, które źródła są wiarygodne, a które nie.

 

To gdzie tu obawa? Obawiam się, że co nauczyciel, to inne podejście. Ilu nauczycieli bierze udział w szkoleniach, konferencjach, doskonali swoje umiejętności metodyczne i poszerza wiedzę? Czy wszyscy? Niestety nie. A ilu zdecyduje się robić to teraz?

 

Z życia wzięte

 

Byłam dwa tygodnie temu na zjeździe Nauczycieli Przedmiotów Przyrodniczych. Pasjonaci — szkolą się w weekendy, często za własne pieniądze i bez szans na odebranie dni wolnych w innym terminie. I co tam usłyszałam? Że nawet wśród tych pasjonatów są osoby, które powiedziały, że nie będą uczyć treści innych niż z ich przedmiotu. To mną wstrząsnęło. Czy to oznacza, że nie planują uczyć przyrody? A może chcą być nauczycielem tego przedmiotu, ale skupiać się wyłącznie na treściach np. chemicznych? Co to wtedy będzie za przyroda?

 

Jestem magistrem biologii człowieka — gdy zaczynałam ten kierunek, katedra nazywała się antropologii. Czy mogłabym więc na swoich lekcjach powiedzieć: Jestem antropologiem, nie zamierzam was uczyć o roślinach, bo ich nie lubię? Naprawdę, kiedyś nie znosiłam tematów związanych z roślinami. Paru innych zagadnień też nie darzyłam ciepłymi uczuciami. Ale przez kilkanaście lat pracy co roku wybieram jakiś nielubiany temat i staram się go udoskonalić. Lepiej poznać, znaleźć pomysły, które sprawią, że może moi uczniowie nawet nie zauważą, że go nie lubię. A może już nie lubiłam?

 

I chyba ostatnia moja obawa: jak bardzo propozycje podstaw programowych zostaną jeszcze zmienione na etapie konsultacji, a potem przez samo ministerstwo? Czy tak ważne fragmenty, jak zapewnienie sprzętu, blokowanie godzin i podział na grupy w licznych klasach pozostaną? A może skończy się na 32-osobowej klasie i przeprowadzaniu doświadczeń w sali od historii — w 45 minut, oczywiście już z czasem na sprzątanie?

 

 

 

Żródło: www.edunews.pl



W zalewie informacji o kolejnych projektach MEN dotyczących wynagradzania nauczycieli i  opiniach tych ostatnich na ten temat, nie zamierzając także promować kolejnych „reklamowych” materiałów, zamieszczanych na „menowskiej” stronie internetowej, zapraszamy do zapoznania się z tekstem (zaczerpniętym z bloga CEO) na – bezsprzecznie – najważniejszy dla całej ludzkości temat, jakim jest edukacja  o zmianach klimatu na Ziemi:

 

 

 

Autorką artykułu jest Katarzyna Dzięciołowska – współpracowniczka Centrum Edukacji Obywatelskiej, trenerka i edukatorka edukacji globalnej, instruktorka harcerska, historyczka z krótkim doświadczeniem pracy w szkole. Ukończyła studia podyplomowe z Porozumienia bez Przemocy według Marshalla B. Rosenberga.

 

Temat zmiany klimatu, choć wciąż budzący kontrowersje, już na dobre zadomowił się w debacie publicznej. Wydeptał też ścieżki w biznesie oraz systematycznie przeciera szlaki w edukacji szkolnej (i w ogóle w szkole). Edukatorki i edukatorzy szukają sposobów, aby jak najefektywniej poruszać to zagadnienie wśród najmłodszych.

 

Nam w CEO zależy na tym, aby nauczanie o klimacie z jednej strony kładło nacisk na precyzję merytoryczną, przeciwdziałało dezinformacji oraz wpływało na proklimatyczne postawy młodych konsumentek i konsumentów, a z drugiej – dbało o potrzeby i dobrostan młodzieży, dla której zmiana klimatu jest jedyną znaną rzeczywistością.

 

Dzielimy się tym podejściem w publikacjach (Praktyczny przewodnik po rzetelnej edukacji klimatycznej), rozmawiamy z praktyczkami i praktykami podczas webinarów (Jak rozmawiać z młodzieżą o klimacie?), stosujemy w ćwiczeniach i scenariuszach, które umożliwiają poruszanie tematu zmiany klimatu na zajęciach lekcyjnych (Scenariusze zajęć o zmianie klimatu), przedstawiamy przedsięwzięcia szkolne i projekty społeczne (Planer „Podejmij wyzwanie – zaplanuj działanie”, Dobre praktyki w projektach młodzieżowych na rzecz klimatu), pokazujemy filmy skierowane do młodzieży (My jesteśmy zmianą, Ty też możesz działać na rzecz klimatu!, Jak działa zmiana klimatu? Webinarium dla młodzieży).

 

W trakcie nauczania o klimacie posługujemy się powszechnym w nauce, biznesie, polityce i edukacji pojęciem śladu węglowego, który zresztą świetnie obrazuje nasza gra karciana Klimatyczne wyzwania.

 

Na przykładzie codziennych, dobrze wszystkim znanych czynności takich jak: jazda pociągiem, przelot samolotem, jedzenie obiadu, branie prysznica czy kupowanie kwiatów, zostały pokazane konsekwencje naszych działań. Co w odniesieniu do klimatu można zaprezentować w wymiernej formule emisji dwutlenku węgla. Dzięki temu czytelnemu przedstawieniu, jesteśmy w stanie dokonywać bardziej ekologicznych wyborów.

 

Handprint – nasz pozytywny ślad

 

Okoliczności podejmowania codziennych decyzji bywają jednak bardzo trudne. Nie posiadamy dostatecznej wiedzy, aby każdorazowo wybrać opcję, która nie zostawia śladu węglowego i jest optymalna dla klimatu. Na podstawie swoich doświadczeń, a także reakcji nauczycielek i uczniów dostrzegamy, że świadome funkcjonowanie w tym obszarze często jest przytłaczające. Z tego powodu, gdy uczymy o klimacie, staramy się zdejmować odpowiedzialność z jednostek. W zamian za to podkreślamy potrzebę wdrożenia zmian systemowych i wskazujemy istotność wywierania presji na decydentów i biznes (Playbook: Wzywamy marki, instytucje i korporacje #Dotablicy). Planujemy rozwijać tę ścieżkę dzięki oferowaniu wsparcia w realizacji projektów rzeczniczych, a tymczasem – proponujemy podejście do tematu z innej strony.

 

Obok koncepcji śladu węglowego można zastosować inną, opracowaną również dla biznesu, ale jednak z większym naciskiem na wzmacnianie człowieka handprint. Ten pomysł wypracowany w Indiach w latach dwutysięcznych kładzie nacisk na to, że nasze świadome działania nie tylko mogą ograniczyć negatywny wpływ, lecz także zostawić pozytywny ślad! Gdy mówimy o handprincie, możemy:

 

-przenieść uwagę z ograniczania negatywnego wpływu na aktywność na rzecz pozytywnej zmiany,

 

-budować poczucie sprawczości,

 

-pokazać, że każde działanie ma znaczenie, jeśli prowadzi do poprawy sytuacji środowiskowej lub społecznej.

 

 

Obliczenia i wyliczenia

 

Handprint, tak samo jak carbon footprint (czyli ślad węglowy), ma swój wymierny aspekt. Każdemu działaniu można się przyjrzeć i określić, jaki miało wpływ na ograniczenie emisji CO2. Odwołujemy się wówczas do śladu węglowego, ale jednocześnie nadajemy pozytywną interpretację. Na przykład: „Punktem odniesienia będzie dojazd do pracy 20 km (dla konkretnych obliczeń przyjmijmy, że dojeżdżamy codziennie przez rok). Drogę tę do tej pory pokonywaliśmy samochodem elektrycznym (odpowiednik emisji 720 kg CO2), a decydujemy się na zmianę – będziemy jeździć rowerem (odpowiednik emisji 10 kg CO2). Nasz handprint wyniesie wówczas 710 kg CO2.” (Cytat zaczerpnięty z gry karcianej „Klimatyczne wyzwania”).

 

Z obliczeniowego punktu widzenia operujemy tym samym znaczeniem pojęcia śladu węglowego, ale gdy zmienimy nawyk, podkreślamy nasz wpływ na efekt. Nie wywołujemy też poczucia winy, bo to zazwyczaj oddziałuje przeciwskuteczne. Ta perspektywa jest związana ze zmianą narracji o naszym postępowaniu. Odejście od wyliczania grzechów przeciwko klimatowi ma służyć docenieniu starań, które ludzie czynią. Chodzi o podkreślenie, że udało się zrobić coś dobrego oraz że pozytywnie wpływamy na świat.

 

Spójrzmy globalnie

  Czytaj dalej »



Dzisiaj na fanpafe „Nie dla chaosu w szkole” zamieszczono informację o kolejnej wiadomości „w temacie” starzejącej się kadry nauczycielskiej w polskich szkołach. Oto ten tekst:

 

 

Nie stanowimy absolutnie żadnej konkurencji na rynku pracy. Nasi uczniowie, którzy dorabiają w piątki, soboty, niedziele w niektórych firmach zarabiają więcej niż ich nauczyciele mówi dyr. Paweł Kucharczyk w Zespół Szkół Łączności w Krakowie.

 

W rezultacie w jednej z najlepszych szkół zawodowych w Polsce, kształcącej w zawodach przyszłości i obleganej przez uczniów, na 124 nauczycieli tylko 2 osoby są ok. 30. roku życia, a Paweł Kucharczyk i tak mówi o szczęściu, że udało się je zatrudnić. Najwięcej nauczycieli jest między 50. a 60. rokiem życia. Nie brakuje takich po 70-tce. W ciągu ostatnich 10 lat nikogo nie przyjęliśmy bezpośrednio po studiach” – mówi dyr. Kucharczyk.

 

 

Pisze (chyba mówi – OE) Aleksandrze Pucułek: Im szkoła wyżej w systemie edukacji, tym średnia wieku kadry rośnie. O ile więc w podstawówkach zazwyczaj najwięcej osób ma ok. 40 lat, o tyle w liceach, technikach i branżówkach średnia nieraz przekracza już 50 lat.”

 

Sytuacja jest najtrudniejsza w liceach i szkołach zawodowych. Mimo to badanie TALIS2024 obejmujące TYLKO szkoły podstawowe pokazało, że Polska fatalnie wypada na tle innych krajów pod względem struktury wieku nauczycieli z 4% nauczycieli 30-letnich i młodszych.

 

Nasz post sprzed kilku dni o 80-letnim fizyku z Łodzi, który pracuje na pełnych obrotach, ciągnąc 1,5 etatu w dwóch szkołach, wzbudził i zainteresowanie, i oburzenie. Część komentujących zarzucała nam, że to próba „normalizacji” pracy ludzi w podeszłym wieku. Szkopuł polega na tym, że bez tych ludzi, którzy kilkanaście lat temu przeszli na emeryturę w wielu miejscach szkoły nie ruszą z miejsca.

 

Mówi też o tym cytowany na grafice  dyr. Grzegorz Lech kierujący od 15 lat III LO w Lublinie. Ma on świadomość, że 75-letni matematyk, który w jego liceum między innymi opiekuje się olimpijczykami, to jedyna opcja. Bo potrzeba tu kogoś ze szczególnymi kompetencjami, a tacy ludzie nie napływają do szkół od bardzo już wielu lat i na tym odcinku nie ma żadnych szans na następstwo.

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/NIEdlachaosuwszkole/



Oto tekst, który dr Marzena Żylińska zamieściła na swoi fb-profilu –  w nocy z 25 na 16 października – tekst, który wówczas umknął naszej uwadze, ale który ze wszech miar zasługuje na to, aby zmalazł się na stronie OE. Bo Autorka promuje w nim trzy książki, które mogą pomóc nauczycielom we wsparciu uczniów,  którzy są prześladowani. I tylko jedna z nich jest przez Nią napisana…

 

 

Niemal każdego dnia w mediach ukazuje się tekst opisujący dramat kolejnego dziecka lub nastolatka doświadczającego przemocy rówieśniczej. Gdyby te sytuacje dotyczyły osób dorosłych, sprawy kończyłyby się w sądzie skazującymi wyrokami, w przypadku dzieci wielu z nas akceptuje nawet najbardziej drastyczne i odrażające formy przemocy. Również tutaj często czytałam takie opinie: „No niestety przemoc rówieśnicza zawsze była i nic się z tym nie da zrobić.”

 

Myślę, że liczba tych dramatów może rosnąć właśnie dzięki temu cichemu przyzwoleniu dorosłych. Ale przecież nie powinniśmy akceptować ŻADNEJ formy przemocy, a już szczególnie tej, która dotyczy dzieci.

 

WSZYSTKIM, KTÓRZY CHCIELIBY POMÓC PRZEŚLADOWANYM W SZKOLE DZIECIOM / NASTOLATKOM, ALE NIE WIEDZĄ, JAK TO ZROBIĆ, POLECAM TE KSIĄŻKI. POGADANKI O TYM, ŻE NIEŁADNIE JEST DRWIĆ Z KOGOŚ DLATEGO, ŻE MA BUTY W BIEDRY, ŻE JEST CHUDY ALBO GRUBY, ŻE NOSI NA ZĘBACH APARAT, ALBO JEST W SPEKTRUM, NIE SĄ NIESTETY SKUTECZNE.

 

Pomocne mogą być książki o wykluczeniu, dręczeniu, wyśmiewaniu, przemocy rówieśniczej.

 

W każdej szkole powinien być nauczyciel, do którego wykluczone lub doświadczające innej formy przemocy rówieśniczej dziecko, może się zgłosić i nie usłyszy: „Nie przejmuj, się! Bądź mądrzejszy / mądrzejsza. To wcale nie jest prawda, co oni sobie wymyślili.”

 

Pomocy dorosłych potrzebują nie tylko małe dzieci, ale również nastolatki.

 

 

1.”Perypetie zająca Ignacego. Dlaczego nie chcecie się z nim bawić?” to książka dla dzieci w wieku przedszkolnym i klas 1-3. Napisałam ją po rozmowie z pewną empatyczną nauczycielką, która powiedziała mi, że w jej klasie jest wykluczone dziecko. Ona widzi, czego doświadcza i jak cierpi, ale nie potrafiła mu pomóc. Na koniec dodała: „Ale co ja mogę zrobić? Przecież nie zmuszę dzieci, żeby ją lubiły.

 

Wśród szkolnych lektur jest dużo książek, które poruszają problemy o lata świetlne oddalone od świata dzieci. A szkoda, bo książki mogą bardzo pomagać w rozwiązywaniu problemów, z którymi tu i teraz muszą się mierzyć dzieci.

 

Perypetie zająca Ignacego. Dlaczego nie chcecie się z nim bawić?” to książka poruszająca problemy, z którymi każde dziecko albo już się mierzy, albo będzie musiało zmierzyć się w przyszłości.

 

Napisałam ją tak, by można było czytać ją razem z dziećmi i rozmawiać o wykluczeniu, jego powodach, o tym, kogo może dotkąć, dlaczego niektórzy wykluczają innych i przede wszystkim, co można zrobić w przedszkolu i szkole, żeby pomóc wykluczonym dzieciom i zapobiegać przemocy rówieśniczej. Dzieci bardzo szybko uczą się, że mogą się wzajemnie przed wykluczeniem chronić.

 

 

 

2.”Antybullyingowa książka dla dziewczyn. Praktyczne sposoby radzenia sobie z dręczeniem rówieśniczym i budowania pewności siebie” – Jessica Woody. Warto zadać sobie pytanie, czy istniejące w danej szkole procedury na pewno chronią dzieci przed prześladowaniem, czy są tylko działaniem pozornym. Autorka „Antybullyingowej książki dla dziwczyn” wyjaśnia, jak zorganizować w szkole realną pomoc.

 

Dziewczyny dręczą inaczej, w bardziej wyrafinowany, mniej widoczny, ale wcale nie mniej bolesny sposób niż chłopcy. Co można zrobić w szkole, żeby przeciwdziałać przemocy rówieśniczej i żeby pomagać osobom już jej doświadczającym? W książce J. Woody czytelnik znajdzie wiele cennych wskazówek, które można wykorzystać w każdej szkole.

 

 

 

3.”Odporność psychiczna. Jak wzmacniać dzieci i nastolatki w radzeniu sobie z przemocą” – Kim John Payne, Luis Fernando Llosa Książka o doświadczaniu przemocy wśród dzieci i nastolatków – jak reagować, zapewniać wsparcie oraz dbać o bezpieczne środowisko.

 

Składa się z 10 opowieści o różnych przypadkach wykluczenia i przemocy rówieśniczej (również cyberprzemocy). Każda historia opowiada nie tylko o tym, w jaki sposób dany uczeń był dręczony, ale pokazuje również sposób zakończenia prześladowania rówieśniczego. Warto te metody wykorzystać również w naszych szkołach!!!

 

To relacje dziesięciorga nastolatków opisujących, co ich spotkało, z czym musiały się mierzyć i co im pomogło. Do każdej historii dołączony jest komentarz, w którym wyjaśnione zostają mechanizmy psychologiczne i omówione zastosowane strategie. Czytelnik dowie się, jak wzmacniać dzieci doświadczające przemocy rówieśniczej, co mogą zrobić same i jak powinni je wspierać dorośli.

 

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/marzena.zylinska/



Kolejny tydzień zaczynamy od propozycji zapoznania się z najnowszym tekstem Jaroslawa Pytlaka, który pojawił się na jego blogu „Wikół Szkoły” w minioną sobotę. Nie jest on krótki, przeto  – dla zaostrzenia „apetytu” – publikujemy jedynie jego fragmenty, zalecając lekturę całości – po kliknięciu zamieszczonego linku:

 

 

Jak szybko wydać 10 milionów?

 

Uprzedzam: jeśli Czytelnik jest nauczycielem i przeżywa obecnie frustrację związaną, na przykład, z rządową niemożnością rozwiązania przez władze problemu (nie)płacenia za godziny ponadwymiarowe, albo zapowiedzią na 2026 rok podwyżki ledwo nadążającej za inflacją, lektura artykułu może mu pogorszyć samopoczucie. Jak bowiem wykażę, ministerstwo świetnie opanowało inżynierię finansową, pozwalającą opłacić to, na czym mu zależy, i pożytecznych dla siebie wykonawców. Jeśli zaś Czytelnik nie jest nauczycielem, niech poczyta, by zrozumieć, dlaczego duża grupa nauczycieli ma już dosyć ekipy ministry Nowackiej, a za jej sprawą, coraz częściej, także swojego, skądinąd najpiękniejszego zawodu świata.

 

W końcu września środowisko oświatowe zelektryzował komunikat MEN w sprawie ustanowienia przedsięwzięcia o nazwie „Moc Relacji w Edukacji – łączymy, aby zmieniać”. * Do świadomości opinii publicznej przebił się wtedy jeden z jego celów: realizacja ogólnopolskiej kampanii „Zawód nauczyciel. Zawód znaczący”.* Już samo wyznaczenie go przez ministerstwo, którego działania regularnie w rozmaity sposób uderzają w nauczycieli, wzbudziło mnóstwo gorzkich komentarzy. Powszechnie wskazywano też, że budżet przedsięwzięcia – 10 milionów złotych – to o wiele za mało, by zmienić negatywny odbiór nauczycieli w społeczeństwie, oraz przekonać młodych ludzi, że jest to zawód znaczący, warty wyboru i obiecujący perspektywę rozwoju.

 

Fala ekscytacji szybko przeminęła, przykryta przez kolejne problemy generowane przez MEN, i mało kto zwrócił uwagę, że owe 10 milionów było przeznaczone na realizację jeszcze siedmiu innych celów, a skierowano je w całości do Instytutu Badań Edukacyjnych. Mała to kwota w skali systemu, ale więcej niż godziwa z punktu widzenia jednej instytucji, warto więc zorientować się w jej przeznaczeniu. Najpierw jednak przyjrzyjmy się kontekstowi prawnemu tego posunięcia MEN.

 

x          x          x

 

Czy pamiętasz, Czytelniku, powiedzenie, że strzelba powieszona na ścianie w pierwszym akcie sztuki teatralnej, niechybnie wystrzeli w ostatnim? Tu poszliśmy jeszcze dalej – strzał nastąpił w połowie… innego spektaklu. Oto bowiem możliwość ustanawiania programów i przedsięwzięć przez ministra właściwego do spraw oświaty i wychowania, finansowanych z budżetu resortu, została wprowadzona do ustawy o systemie oświaty w 2021 roku, za kadencji ministra Przemysława Czarnka. Pamiętam jak dziś oburzenie ówczesnej opozycji, która wskazywała, że to rozwiązanie zapewni ministrowi możliwość opłacania przedsięwzięć zgodnych z reprezentowaną ideologią i zasilanie zwolenników swojej opcji politycznej. Tym bardziej, że rok później dodano jeszcze punkt mówiący, że w przypadku przedsięwzięcia możliwe będzie nie tylko wyznaczenie kryteriów naboru chętnych, ale również wprost wskazanie przez ministra podmiotu lub podmiotów do jego realizacji. […]

 

Zawieszona na ścianie w pierwszym akcie sztuki ministra Czarnka strzelba wypaliła w połowie spektaklu Barbary Nowackiej – 18 września 2025 roku. Tego dnia ukazał się komunikat o ustanowieniu przedsięwzięcia „Moc Relacji w Edukacji”. * Autorka przebiła poprzednika – po raz pierwszy w kilkuletniej historii projektów i przedsięwzięć MEN zamiast określenia kryteriów naboru wskazano jednego tylko wykonawcę – IBE-PIB.

 

Muszę w tym miejscu zauważyć, że symbioza ministerstwa z resortowym instytutem badawczym przybrała za kadencji pani Nowackiej postać kuriozalną. Oto chwali się MEN, że kwestia opracowania i wdrożenia reformy została powierzona „niezależnej instytucji badawczej”. Jak się ma owa niezależność do faktu, że IBE kierują osoby mianowane przez ministerstwo,… […]   Promując IBE, z góry wykluczono z udziału w pracach nad reformą inne instytucje naukowe, także dysponujące kadrą dużo bardziej kompetentną do projektowania zmian systemowych w edukacji. Głównym powodem był zapewne pośpiech, bo na przygotowania przewidziano zaledwie półtora roku, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że zadziałał również pewien mechanizm polityczny. Oto w czasach rządów PiS zapytano prominentnego przedstawiciela tej partii, dlaczego do realizacji ważnego zadania państwowego zatrudniono ludzi przypadkowych, a nie ekspertów. Padła odpowiedź, że eksperci nie byli gotowi realizować linii partii. Najwyraźniej ministra Nowacka studiowała to samo wydanie elementarza uprawiania polityki.

 

x          x          x

 

Analizując przedsięwzięcie „Moc Relacji w Edukacji” należy wziąć pod uwagę kwotę 10 milionów złotych oraz czas trwania, który określono na… trzy miesiące! Przyjrzyjmy się w tym kontekście celom, jakie powinien zrealizować Instytut Badań Edukacyjnych.

   

„Przygotowanie kuratoriów oświaty do nowej roli we wdrażaniu reformy programowej”. Jakąś wizję tego działania znalazłem z wypowiedzi dr. Jędrzeja Witkowskiego, dostępnej na profilu FB „SOS dla edukacji”, w której wykłada teorię napięć pojawiających się, jego zdaniem, pomiędzy, na przykład, sprawczym dyrektorem a niesprawczym lub nieakcepującym sprawczości wizytatorem. Na tym tle rysuje wizję zobowiązania resortu edukacji do „modelowania tej sprawczości od góry”, od kuratorów, przez wizytatorów, dyrektorów do nauczycieli. […]

 

O realizacji ogólnopolskiej kampanii „Zawód nauczyciel. Zawód znaczący” już wspomniałem. Nawet gdyby wydać na nią całe 10 milionów, propagandę łykną tylko ludzie nieznający dzisiejszych szkolnych realiów. I tylko do momentu, gdy usłyszą, ile wynosi wynagrodzenie początkującego nauczyciela.

 

Nie, nie wierzę w sens tego przedsięwzięcia i nie wierzyłbym nawet, gdybym był mniej sceptyczny wobec „Kompasu Jutra”. Proszę zwrócić uwagę, że niemal wszystkie cele będą musiały być realizowane poprzez szkolenia, ewentualnie jakieś opracowania tematyczne – jedno i drugie zlecane, i to w trybie pilnym, bez przetargów i konkursów ofert. Zyska ograniczone grono osób zaangażowanych w przygotowania do reformy, bo liderów będziemy dopiero wyłaniać. Możliwe, że zyskają też firmy szkoleniowe, które życie doskonale nauczyło, jak monetyzować wiedzę o kolejnych pomysłach ministerstwa. Tak jak uczyniła to pewna organizacja, która na trzy miesiące przed podpisaniem rozporządzenia wprowadzającego podstawę programową edukacji obywatelskiej oferowała płatne szkolenia z zakresu tego przedmiotu, dodatkowo zachwalając osobę prowadzącą, że „jak nikt inny zna intencje ministerstwa”.

 

Mimo wszystko wydanie kilku walizek pieniędzy będzie wymagało wciągnięcia do współpracy szerokiego grona ludzi. Uczestników regionalnych narad, chętnych do pilotażu, potencjalnych liderów zmiany itp. Na każdego może trafić. Pamiętaj więc, Czytelniku, że na stole leży 10 milionów. Nie daj się wciągnąć w działania pozorne pro bono.

 

x          x          x

 

Na zakończenie jeszcze pytanie, które bardzo mnie nurtuje. Przeglądam po raz kolejny cele przedsięwzięcia i nie potrafię w nich znaleźć odniesienia do jego nazwy „Moc Relacji w Edukacji – łączymy, aby zmieniać”. Może ktoś potrafi mi to wyjaśnić?!

 

 

 

Cały tekst „Jak szybko wydać 10 milionów?”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl/blog/

 

 

UWAGA: Podlinkowanie źródeł na które powołał się Autor – redakcja OE.

 



 

Nie mogę felietonu, zamieszczanego w niedzielę po Dniu Edukacji Narodowej, nie rozpocząć od wspomnień z tego dnia, i w ogóle od tematu edukacji narodowej. A po raz pierwszy od przejścia na emeryturę, kończąc w dniu 31 sierpnia 2005 roku dwunastoletni okres pełnienia obowiązków dyrektora w zespole szkół zawodowych, który kiedy w roku 1993, gdy je obejmowałem nosił nazwę Zespół Szkół Budowlanych Nr 2, a dziś – Zespół Szkół Budowlano-Technicznych, czyli od 20-u lat, zostałem tego dnia zaproszony na szkolne obchody owego nauczycielskiego (i nie tylko – także pracowników oświaty nie będących nauczycielami) święta. Nie będę tu opisywał jak owe obchody przebiegły, ale nie mogę powstrzymać się przed jedną informacją. Nie prowadziła tej szkolnej uroczystości dyrektorka tego zespołu szkół, która tę funkcję pełni – nieprzerwanie – od marca 2006 roku, ale jej zastępczyni! Gdy zaniepokojony ewentualnymi przyczynami tej nieobecności zapytałem o nie – otrzymałem taką informację: „Pani dyrektor jest w sanatorium.” Nie w szpitalu, a w sanatorium…

 

Przyznam, że nigdy nie przyjąłbym od NFZ-u terminu sanatorium w okresie, który uniemożliwiłby mi obecność na żadnej szkolnej uroczystośći – tym bardziej w dniu, potocznie nazywanym „Dniem Nauczyciela”!

 

x          x          x

 

A teraz o głębszej refleksji, która także ma swe źródło w tym dniu, a konkretnie w jego oficjalnej nazwie. Jak wiadomo został on ustanowiony jeszcze w PRLu – krótko po ogłoszeniu Stanu Wojennego (13 grudnia 1980 r.), z dniem wejścia w życie ustawy Karta Nauczyciela, t.j. 1 lutego 1982 roku. Jego data miała (o dziwo!) upamiętniać  rocznicę powstania Komisji Edukacji Narodowej, utworzonej z inicjatywy króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w 1773 roku. Było to – dziwne podobieństwo – kilkanaście miesięcy po tym, jak  5 sierpnia 1772 r. zawarte zostały w Petersburgu trzy identyczne traktaty, zgodnie z którymi Rosja, Prusy i Austria dokonały I rozbioru Polski.

 

Opatrzenie w drugiej połowie XVIII wieku owego ciała mającego zarządzać oświatą w ówczesnym Państwie Polskim, w takiej sytuacji politycznej, było ze wszech miar uzasadnione. Wpisanie przez władze państwa zarządzanego przez wojskowego dyktatora z PZPR, który dokonał swoistego zamachu stany do nazwy dnia święta nauczycieli przymiotnika „narodowe” – moim zdaniem – było swoistą zasłoną dymną, próbą przekonania społeczeństwa, ze jest on polskim patriotą…

 

Ale czy obecnie, w 25-ym roku XXI wieku, po 35 latach III RP,  kiedy Polska od 20-u lat jest członkiem Unii Europejskiej, gdy nie tylko że nie ma miedzy państwami członkowskimi granic dla ich obywateli i mogą oni, bez paszportów,  swobodnego przemieszczania się,  gdy polscy uczniowie, w ramach programu „Erasmus” poznają uczniów i ich edukację w innych krajach członkowskich, utrzymywanie tego przymiotnika jest zasadne?

 

Zwłaszcza, że w ostatnich latach  słowo „narodowy> zaczęło mieć bardzo negatywną konotację – „nacjonalistyczny”.  Bo wiemy wszak, że nie tylko działa od 2014 roku partia „Ruch Narodowy”, ale znani są jeszcze bardziej od niej radykalni – i powszechnie w swej działalności potępiani – tacy „aktywiści” jak Grzegorz Braun czy Rafał Bąkiewicz.

 

Dlatego uważam, że o ile w przypadku nazw dwu innych ministerstw: Ministerstwa Obrony Narodowej i Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego ów przymiotnik jest uzasadniony, to najwyższy czas aby zlikwidować z nazwy naszego ministerstwa ten, tak źle kojarzący się, przymiotnik.

 

A wczoraj uświadomiłem sobie, ze mam jeszcze jeden argument za tezą, że polska edukacja nie musi tak nachalnie reklamować się, że jest narodową. Stało się to w czasie, kiedy obserwowałem (bo nie uczestniczyłem) w wydarzeniu o nazwie „ASTROPIKNIK”, które odbyło się w Łódzkim Centrum Nauki i Techniki. Zaczęło się to od wielkiej fety wręczenia naszemu – drugiemu w historii, po Mirosławie Hermaszewskim, „zdobywcy kosmosu”  – Sławoszowi Uznańskiemu-Wiśniewskiemu, dokumentu nadania mu tytułu „Honorowy Obywatela Miasta Łodzi” i wręczenia symbolicznego „klucza do bram miasta.

 

Udało mi się tam nie tylko po raz pierwszy (i zapewne – ostatni) spotkać się z nim  „twarzą w twarz”, ale i wymienić kilka zdań. To dzięki temu mogę poinformować, że nie realizował on edukacji w całej jej pierwszej części w żadnej szkole publicznej, podległej bezpośrednio „narodowemu ministerstwu edukacji”, a – lata edukacji początkowej, od 1991 roku – w  Szkole Podstawowej Łódzkiego Stowarzyszenia Społeczno-Oświatowego przy ul.Cz. Babickiego na łódzkiej Retkini, a później w Szkole Europejskiej przy u. Tuszyńskiej w Łodzi. Działała ona wtedy pod nazwą „Gimnazjum Językowe”, oferując innowacyjny, sześcioletni cykl nauczania obejmujący uczniów dwóch ostatnich klas szkoły podstawowej (klasę VII i VIII) oraz cztery klasy liceum. Jej absolwent posiadał m.in. międzynarodowe certyfikaty z trzech języków obcych. Sławosz pod tym adresem zaliczył kolejne lata podstawówki – do klasy VI i dalej  – w owym „gimnazjum” – następne lata, jednak końcowe klasy liceum w VIII LO  przy ul. Pomorskiej w Łodzi, gdzie (z nieznanych mi powodów) ojciec przeniósł go  i gdzie w 1999 roku zdał maturę.

 

Jak widać – taka ścieżka edukacyjna nie sprawiła, że nie jest on patriotą – nie tylko swojego kraju, ale i rodzinnego miasta! Wszak w ostatnich dekadach nikt tak nie rozsławił naszego kraju, nikt nie powtarzał wszędzie i wszystkim, że wyszedł z Polski, z Lodzi, jak on właśnie…

 

A przecież przez większą część swej edukacji szkolnej nie uczył się w państwowo-samorządowym – NARODOWYM – systemie oświaty.

 

Wniosek – należy niezwłocznie wykreślić z nazwy Ministerstwa Edukacji ów niejednoznaczny dziś przymiotnik „Narodowej! 

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

 



Na stronie portalu „Strefa Edukacji” zamieszczono wczoraj informację o. kolejnej po Japonii. wizycie zagranicznej ministry polskiej edukacji – Barbary Nowackiej. Oto o czym tam napisano:

 

 

Barbara Nowacka rusza do USA. Ma ambitny plan

 

[…]

 

Od 18 do 21 października Barbara Nowacka przebywać będzie w USA. – Wizyta minister Barbary Nowackiej w Stanach Zjednoczonych to wyraz zaangażowania w rozwój edukacji polonijnej i budowanie silnych relacji międzynarodowych w obszarze oświatypowiedziała rzeczniczka Ministerstwa Edukacji Narodowej Ewelina Gorczyca.

 

W programie znalazły się spotkania z przedstawicielami amerykańskich środowisk nauczycielskich, wizyta w siedzibie ONZ oraz odwiedziny polskich placówek edukacyjnych. – Zależy nam na wspieraniu dwujęzyczności, promowaniu polskiej kultury wśród młodego pokolenia za granicą oraz zacieśnianiu współpracy z międzynarodowymi partnerami edukacyjnymi – dodała rzeczniczka.

 

W Chicago ministra weźmie udział w uroczystościach z okazji 50-lecia Polskiej Szkoły im. 7 Eskadry Kościuszkowskiej. Placówka ta realizuje program nauczania dla dzieci polskich uczących się za granihttps://strefaedukacji.pl/barbara-nowacka-rusza-do-usa-ma-ambitny-plan/ar/c5p2-28089633cą. Nowacka spotka się również z podopiecznymi fundacji United Colors of Pink. Celem tej organizacji wolontariackiej jest niesienie nadziei i wyciąganie ręki do osób dotkniętych rakiem piersi.

 

Edukacja i prawa człowieka

 

W Nowym Jorku Nowacka ma spotkać się z Randi Weingarten, szefową American Federation of Teachers – drugiego co do wielkości nauczycielskiego związku zawodowego w USA.

 

Planowane są także rozmowy w ONZ m.in. z Brands Kehris, Elizeu Chavezem Juniorem oraz Nyaradzayi Gumbonzvandą. Rozmowy będą dotyczyć praw człowieka, edukacji młodzieży oraz równości płci.

 

Ministra odwiedzi też Szkołę Polską przy Konsulacie Generalnym RP w Nowym Jorku i weźmie udział w spotkaniach poświęconych edukacji polonijnej i dwujęzyczności.

 

 

 

Źródło: wwwstrefaedukacji.pl



 

W sprawie braków na kierowniczych stanowiskach nic w ŁCDNiKP nie uległo zmianie.

 

Ale nie jestem taki, abym udawał, że nie zauważyłem na fanpage Centrum informacji o wczorajszym spotkaniu z cyklu „O prawie przy kawie”. Które tym razem odbyło się pod takim tytułem: „Bezpieczna wycieczka – spokojny Dyrektor. Prawne i praktyczne aspekty wycieczek szkolnych”. Oto dokumentacja fotograficzna tego wydarzenia:

 

 

Niestety, nie znalazłem innych relacji, a szukałem tych, zapowiadanych przed tygodniem, i wcześniej.

 

Nie tracę nadziei bo wszak ta umiera ostatnia.

 

Jak w tej piosence zespołu „TILT” z 1990 roku:  „Jeszcze będzie przepięknie, Jeszcze będzie normalnie…

 

Choć po chwili przypomniała mi się piosenka,z 1922 roku, do której słowa napisał ten sam autor – Jakub Birecki, która stała się przebojem kampanii wyborczej partii wówczas opozycyjnych –  przed wyborami z 15 października 2023 roku.

 

Wiem, że jeszcze będzie pięknie
Przegonimy mrok
Przegonimy całe zło
Które w tym momencie

 

Cały tekst –  TUTAJ

 

 

Włodzisław Kuzitowicz