Na dzisiejszą poranną lekturę proponujemy tekst Danuty Sterny – trochę  „pod prąd” decyzjom ministerstwa edukacji.

 

6 sposobów na znaczącą pracę domową

 

 

W tym wpisie dalsza dyskusja na temat zadań domowych. Jak uczynić prace domową efektywną formą nauczania?

 

Jak się okazuje nie tylko w Polsce stosunek nauczycieli do prac domowych bywa zróżnicowany. Wielu nauczycieli opowiada się za jej całkowitym wyeliminowaniem, inni twierdzą, że zapewnia uczniom dodatkową praktykę, i jest niezbędna. Jak znaleźć dla siebie złoty środek?

 

1.Nieobowiązkowa i zachęta

 

To znaczy – bez wyciągania konsekwencji z jej niewykonania, ale z zachętą. Czyli warto zadać uczniom prace domową, która będzie dla nich intersująca i która będzie dla uczniów sensowna, czyli warta wykonania.

 

Zamiast polecenie wykonania kilku zadań z podręcznika, warto podać polecenie w innej ciekawej formie. Może to być gra, którą mogą uczniowie wykonać wspólnie, która zachęca do poszukiwania intersujących materiałów.

 

Można też zaproponować uczniom ciekawą formę przedstawienia wykonanej pracy w klasie, może to być prezentacja, gra dla innych uczniów, film, mapa myśli, graficzne przedstawienie itp.

 

2.Oddanie odpowiedzialności uczniom

 

Nauczyciele zniechęcają się, gdy widzą, że uczniowie prac domowych nie odrabiają. Czują się w obowiązku „przymuszenia” uczniów do wykonania prac. A prawdą jest, że praca domowa powinna być odpowiedzialnością ucznia. Co jednak nie zwalnia nauczyciela z wyjaśnień, dlaczego warto tę pracę wykonać. Zachęty mogą być różne, od prostej: To będzie na egzaminie, po – Przyda nam się to na następnej lekcji lub Przyda się Wam to do… .

 

Moim zdaniem dobrą praktyką jest pokazanie uczniom zależności pomiędzy liczbą wykonanych przez nich prac domowych i wynikiem sprawdzianu. Przeważnie taka klaryfikacja jest przekonywująca. Można też na sprawdzianie dawać zadania podobne do tych w pracach domowych.

 

3.Mniej znaczy więcej

 

Ta zasada sprawdza się prawie wszędzie. Czy mniejsza praca domowa, tym większa szansa, że uczeń ją wykona i daje mu szansę na osiągniecie sukcesu. Poza tym zadawanie kilkudziesięciu podobnych zadań do wykonania jest nużące.

 

Badanie z 2017 r. pokazały, że nauczyciele często źle oceniają czas potrzebny uczniom na wykonanie zadania. Sami potrafią wykonać zadanie, które polecili uczniom i nie biorą pod uwagę, że uczniowie będą potrzebowali czasu na zrozumienie polecenia i znalezienie rozwiązania. W mojej praktyce stosowałam przelicznik: 4 razy dłużej niż ja sama wykonuję zadanie.

 

Nauczyciel powinien zastanowić się, czy i jak praca domowa jest konieczna dla procesu uczenia się, i tylko taką polecać. Może dla uczniów, którzy są aktywni zaproponować dodatkowe zdania. Ale uczeń musi mieć pewność, że te podstawowe trzeba zrobić, aby dalej się uczyć.

 

4.Wybór

 

Wybór ma magiczne konsekwencje w nauczaniu. Uczniowie mający wybór zadań, sami podejmują decyzje i stają się za wybór odpowiedzialni. Wielu nauczycieli twierdzi, że jeśli dają wybór, to uczniowie z własnej woli wykonują więcej zadań.

 

Nauczyciel może zaznaczyć stopień trudności zadania, aby wybór był bardziej dostosowany do możliwości ucznia.

 

Polecenie może wyglądać w ten sposób: Wybierz 2 do 4 pytań, na która zdecydujesz się odpowiedzieć. Pracując na następnej lekcji z pracą domową uczniowie mogą uczyć się od siebie wzajemnie z odpowiedzi na pytania, których nie wybrali.

 

Inną formą może być poproszenie uczniów, o wymyślenie prac domowych, a następnie wybranie z nich pracy, którą sami wykonają w domu.

 

5.Sprawdzona, ale nie oceniana

 

Nauczycielom wydaje się czasami, że jeśli praca nie jest oceniana, to również nie musi być sprawdzana. To błąd, jeśli uczeń nie wie, czy dobrze wykonał pracę, to nie widzi sensu jej wykonania w przyszłości.

 

Sprawdzanie pracy domowej może odbywać się poprzez samoocenę – nauczyciel przedstawia prawidłowe wykonanie zadania lub zestaw odpowiedzi i poleca uczniom sprawdzenie samodzielne, co zrobili dobrze, a co nie.

 

Uczniowie mogą sprawdzać swoje prace domowe oceną koleżeńska. Oczywiście nie na stopnie, gdyż wystawianie stopni nie jest potrzebną dla dziecka umiejętnością, a może zaowocować zepsuciem relacji w klasie.

 

Przeważnie nauczycielom nie przychodzi do głowy zaproponowanie uczniom poprawy pracy domowej, a jeśli uczniowie nie wykonali jej dobrze, to błąd może z nimi zostać. Praktyka poprawiania jest wskazana.

 

6.Wykonywana wspólnie

 

Wykonanie pracy domowej w parach lub małych grupach znacznie ją uatrakcyjnia. Nie ma powodu, aby w trakcie procesu uczenia się uczeń pracował samotnie. W czasie wykonywania wspólnie pracy uczniowie uczą się od siebie wzajemnie i ich pracy jest z reguły lepsza.

 

 

Inspiracja  artykułem  Andrew Boryga

 

 

 

 

Źródło: www.oknauczanie.pl

 



Oto czym wczoraj  pochwaliło się Ministerstwo Edukacji Narodowej na swojej oficjalnej stronie:

 

Gala olimpijczyków międzynarodowych w Kancelarii Premiera

 

 

 

Minister edukacji Barbara Nowacka wspólnie z Premierem Donaldem Tuskiem spotkała się z medalistami, uczestnikami międzynarodowych olimpiad przedmiotowych. W 2024 r. polscy uczniowie na różnych zawodach na całym świecie zdobyli w sumie 72 medale indywidualne i 5 medali drużynowych.

 

Podczas spotkania w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, szef rządu podkreślił, że inwestowanie w młodych ludzi jest kwestią najważniejszą. – Nie ma inwestycji, której nie warto dokonać wobec zdolnych uczennic i uczniów. Traktujmy wszystkich młodych ludzi – uczniów i uczennice – jako największy narodowy skarb. Nasza przyszłość zależy od tego, czy będziecie potrafili wykorzystać swój talentmówił Premier Donald Tusk.

 

Premier zaznaczył, że ważne jest by ci, którzy zdecydowali się, albo los za nich zdecydował, uczyć się i pracować za granicą, żeby wracali do Polski. – Jest tysiąc powodów, żeby w Polsce żyć, pracować, dalej się uczyć i dzielić się swoimi talentami – powiedział Donald Tusk.

 

Minister Barbara Nowacka gratulując medalistom powiedziała, że zaszczytem jest spotkanie z najzdolniejszą młodzieżą w Polsce. – Jesteśmy dumni z waszych wspólnych dokonań. Mam zaszczyt spotkać się z młodymi ludźmi, którzy poświęcają swój czas na rozwój i edukację, osiągając imponujące sukcesy na arenie międzynarodowej  – mówiła minister. Zaapelowała, by rozwijając swoje pasje, pamiętali, jak ważna jest praca zespołowa, bo dzięki współpracy drużynowej można osiągnąć wiele.

 

Dodała, że potrzebne jest systemowe wsparcie państwa dla zdolnej młodzieży i nauczycieli z nią pracujących. – Mamy wybitnych nauczycieli nauk ścisłych. Mamy gigantyczny potencjał wśród młodzieży. Wyrazy wdzięczności kieruję także do nauczycielek i nauczycieli za ich wsparcie i rolę mentorów. Dziękuję Wam za zaangażowanie – powiedziała Barbara Nowacka.

 

Podczas późniejszej uroczystej gali olimpijczycy odebrali od minister edukacji” nagrody i podziękowania.

 

Do KPRM przyjechali reprezentanci Polski na międzynarodowych olimpiadach przedmiotowych, przedstawiciele komitetów głównych olimpiad krajowych, opiekunowie każdej olimpijskiej kadry narodowej.

 

W 2024 r. 78 uczniów i uczennic z całej Polski brało udział w 19 międzynarodowych olimpiadach w ramach 10 dziedzin wiedzy. 68 uczniów i uczennic ze szkół ponadpodstawowych, 10 uczniów i uczennic szkół podstawowych. 74 osoby zdobyły medale, wyróżnienia lub inne nagrody. 13 olimpijczyków zdobyło laury w więcej niż jednej olimpiadzie międzynarodowej. Polska reprezentacja nie brała w tym roku udziału tylko w jednej olimpiadzie – Międzynarodowej Olimpiadzie Fizycznej w Iranie. Z uwagi na napięcia polityczne zrezygnowano z udziału w niej.

 

 

Źródło: www.gov.pl/web/edukacja/

 

 

 

*Czyżby Premier Donald Tusk wpadł tam tylko na chwilę?…



Przed udostępnieniem tekstu zamieszczonego wczoraj na fanpage „Nie dla chaosu w szkole”. zaprezentujemy screenny  fragmentów  dwu  innych tekstów:

 

Fragment Kalendarza roku szkolnego 2024/2025

 

 

 

 

Fragment tekstu Dariusza Chętkowskiego p.t. „Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność”, zamieszczonego 4 grudnia b.r. na stronie tygodnika „Polityka”:

 

 

 

A teraz zapowiadany post:

 

 

 

System jest tak skonstruowany, aby zaniedbany przez pracodawcę nauczyciel, niewyposażony w niezbędne narzędzia pracy, harujący często w złych warunkach, w przeładowanych klasach, w razie kryzysu ratował się dniem wolnym. Odbierzcie nauczycielom dni wolne, pożałujcie im odpoczynku między Nowym Rokiem i świętem Trzech Króli, a uciekną ze szkół, gdzie pieprz rośnie. Zresztą wielu uciekło, gdyż nie mogło znieść tej zawiści. Doprawdy nie ma czego nauczycielom zazdrościć – pisze Dariusz Chętkowski o dniach dyrektorskich.

 

Większość szkół zrobi sobie wolne po Nowym Roku. Kalendarz 2025 tak się szczęśliwie układa, że między 1 (środa) a 6 (poniedziałek) stycznia są tylko dwa dni pracy. Gdy 2 i 3 stycznia ogłosi się wolnymi od zajęć, zimowe ferie świąteczne będą trwały dwa tygodnie i jeden dzień. Ktoś zapewne będzie musiał przyjść do pracy, aby zaopiekować się przypadkowymi uczniami, ale reszta będzie miała wolne.

 

Decyzja o przedłużeniu świąt Bożego Narodzenia została podjęta już w sierpniu, aby nauczyciele wiedzieli, jak planować odpoczynek. Rodzicom wiedza o dniach wolnych nie jest specjalnie potrzebna, bo rzadko kto ogląda się na organizację pracy szkoły. Jak rodzice chcą przedłużyć dzieciom ferie, to nie proszą nauczycieli o pozwolenie. W ostatnich latach frekwencja na lekcjach w pierwszych dniach stycznia była tak niska, że szkoda było otwierać szkołę i włączać ogrzewanie.

 

Nieraz nauczyciele siedzieli w pustych salach, czasem zbierali uczniów ze wszystkich klas i w jednej sali prowadzili wspólne zajęcia albo oglądali film. Jeżeli ktoś oburza się, że nauczyciele robią sobie wolne 2 i 3 stycznia, udowadnia, że nie zna realiów polskiej oświaty. Fakty są takie, że sale lekcyjne po Nowym Roku są puste. Oficjalne ogłoszenie tych dni wolnymi to oszczędność dla budżetu. Byłoby najlepiej, gdyby ferie świąteczne trwały w całej Polsce od 20 grudnia do 6 stycznia.

 

Kto zna warunki nauki i pracy w szkołach, ten wie, że dzieci uczą się ponad siły, a nauczyciele harują znacznie ponad etat często w kilku miejscach. Dni wolne to nasze koło ratunkowe. Jeżeli szkoła nie bierze z puli jakiegoś dnia i nie ogłasza go wolnym od lekcji, rodzice sami każą dziecku zostać w domu. Opiekunowie uważają, że po pięciu–sześciu tygodniach intensywnej nauki dziecku należy się odpoczynek.

 

W weekendy rzadko kto odpoczywa, nieraz w sobotę i niedzielę ma więcej obowiązków, gdyż uczy się na dodatkowych zajęciach lub ma korepetycje. Ambitne nastolatki uczą się więc bez dnia przerwy przez cały tydzień, zarywając noce, zatem po takim maratonie robią sobie kilka dni wolnego, czy to się komuś podoba, czy nie. Taki system stworzyliśmy dzieciom, a zakaz zadawania prac domowych wcale tej harówki nie zmniejszył.

 

Nauczyciele pracują podobnie. Mało kto ma wolną sobotę czy niedzielę, najczęściej to dni na dorobienie. Tak się tyra w dużych miastach, a zapewne podobnie pracuje się w mniejszych miejscowościach, choć powody mogą być inne. Popyt na usługi nauczycielskie jest obecnie tak duży, że grzechem byłoby odesłać chętnych z kwitkiem, przecież nie wiadomo, jak długo ten trend się utrzyma.

 

Wszyscy bardzo dobrze pamiętamy głodowe pensje w oświacie. Teraz jest lepiej, ale przecież mamy kredyty do spłacenia, inflacja nie spada, no i tak długo zaciskaliśmy pasa, że mamy już tego dość. Nauczyciele chcą żyć bez strachu, że zabraknie im do pierwszego, a to oznacza, że muszą dłużej pracować. Dodatkowe dni wolnego od lekcji to często jedyne naprawdę wolne dni.

 

Nauczycieli w szkole trzymają na pewno nie zarobki i nie atmosfera w pracy, w tych sprawach jest jeszcze wiele do zrobienia. Magnesem są wolne dni. Nie bez powodu ustawodawca dał dyrektorom aż 8–10 dodatkowych dni „na zaspokojenie potrzeb społeczności lokalnej”. Zdarza się, że w liceach, gdzie pracuje wielu egzaminatorów, jeden dzień wolny dyrekcja wyznacza po maturach, aby nauczyciele mogli odpocząć. Zwykle jest to 1 czerwca. Ktoś mógłby pomyśleć, że to prezent dla uczniów na Dzień Dziecka, prawda jednak jest taka, że najbardziej wolnego potrzebują pracujący przez siedem dni w tygodniu egzaminatorzy (w weekendy oceniają arkusze). Taki mamy obecnie styl pracy, że nauczycieli leczy się przed wypaleniem zawodowym, dając im wolne. Inne metody są albo nieznane, albo mało skuteczne.

 

Higiena pracy jest zerowa, powszechne jest przepracowanie, a następnie ratowanie się nicnierobieniem raz w miesiącu lub rzadziej. Żyje się od dni wolnych do dni wolnych. Między te ferie są wciskane lekcje i korepetycje. Tak niehigienicznie dla zdrowia fizycznego i psychicznego uczą się uczniowie i podobnie pracują nauczyciele.

 

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie, a już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra. Powtórzę: sobota i niedziela to w edukacji dni pracujące zarówno dla uczniów, jak i dla nauczycieli. Taki system władza narzuciła nauczycielom, a my się tylko w nim urządziliśmy.

 

 

 

Źródło: www.facebook.com

 



Wczoraj na „Portalu dla Edukacji” zamieszczono informację o efektach posiedzenia Zarządów Sygnatariuszy Ogólnopolskiego Porozumienia Organizacji Samorządowych. Oto fragmenty tego tekstu i link do pełnej wersji:

 

 

Studenci pójdą do pracy w przedszkolach? Samorządy są na tak

 

[…]

 

W Olsztynie odbyło się kolejne posiedzenie Zarządów Sygnatariuszy Ogólnopolskiego Porozumienia Organizacji Samorządowych (OPOS), podczas którego omówiono kluczowe kwestie dla samorządów. Samorządowcy zaapelowali między innymi o ułatwieniu dostępu do zawodu przedszkolnego i psychologów pracujących w szkołach i przedszkolach. Już wcześniej podobny apel wystosował Związek Gmin Województwa Lubuskiego.

 

Samorządowcy piszą, że z głębokim zaniepokojeniem przyglądają się sytuacji kadrowej w przedszkolach, dostrzegając niepokojący trend braku nauczycieli wychowania przedszkolnego oraz psychologów w jednostkach oświatowych.

 

Problem ten, eskalujący z roku na rok, staje się wyzwaniem dla systemu oświaty, wymagającym natychmiastowej i zdecydowanej reakcji. Jakość edukacji jest fundamentem dla dalszego rozwoju naszych dzieci i musi pozostać priorytetem. Wobec powyższego, konieczne jest zainicjowanie działań, które umożliwią szybkie i skuteczne rozwiązanie problemu braków kadrowych, zapewniając naszym najmłodszym mieszkańcom dostęp do najlepszej możliwej opieki i wychowania” – czytamy.

 

Samorządowcy zwracają się do Ministerstwa Edukacji Narodowej o stworzenie „jasnych i przejrzystych wytycznych dla kuratorów, które pozwalałyby wydawać im zgody na możliwość zatrudnienia w przedszkolach i szkołach studentów 4 lub 5 roku edukacji przedszkolnej oraz psychologii”. […]

 

Autorzy apelu stwierdzają, że możliwość podjęcia zatrudnienia w ostatnich dwóch latach studiów, jest nie tylko możliwością zdobycia doświadczenia przez przyszłych absolwentów, ale także może sprawić, że zwiążą oni swoją karierę zawodową z miejscem, w którym rozpoczęli pracę już w trakcie studiów. […]

 

 

 

 Cały tekst „Studenci pójdą do pracy w przedszkolach? Samorządy są na tak”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.portalsamorzadowy.pl/edukacja

 

 



Screen z filmu na YoyTube: „Jak działa Edukacja w czasach AI”

 

Jowita Michalska podczas utrwalonego na YouTube wystąpienia na temat„Jak działa Edukacja w czasach AI”-  

22 lipca 2024.

 

 

Dziś zachęcamy do przeczytania całego zapisu wywiadu (bo my udostępniamy poniżej  jedynie jego fragmenty), opublikowanego w papierowym” wydaniu sobotniego magazynu „Gazety Wyborczej” – „Wolna Sobota”  pod tytułem  „Szkoła dla Jagody”, który na internetowej stronie otrzymał o wiele dłuższy tytuł:

 

 

Dziś jest taki nacisk na matematykę, że matki piszą na Instagramie:

Moje dziecko jest niestety uzdolnione humanistycznie i co robić?

 

[…]

 

Aga Kozak:  – Twoja książka „Szkoła w czasach AI. Jak przygotować dzieci na wyzwania jutra” narodziła się trochę z osobistego doświadczenia poszukiwania szkoły dla córki.

 

Jowita Michalska, założycielka Digital University:  – Faktycznie, poszukiwanie szkoły średniej dla Jagody przyspieszyło powstanie książki. Wątek osobisty przekułam w szerszy research. Poszukiwałam dla córki czegoś eksperymentalnego, więc zaczęłam czytać o tym, co się ciekawego dzieje w edukacji na świecie, jak szkoły radzą sobie ze zmieniającym się tak gwałtownie światem.

A.K.: – Czego zatem szukałaś dla swojego dziecka? I czego chciała Jagoda?

J.M.:Szukałyśmy obie takiej placówki, która rozumie, że szkoła nie jest miejscem, do którego przychodzisz, żeby cię ktoś przepytał, z czego jesteś nieprzygotowany. W moim rozumieniu szkoła jest ekosystemem otwartym m.in. na eksperymentowanie. Chciałam też szkoły opartej na szacunku do dziecka, bo ja do swojego dziecka mam szacunek.

 

Ale też chciałam, żeby ktoś wziął razem ze mną holistycznie odpowiedzialność za tego człowieka – uznał, że kształcimy go razem. Bo jeżeli młody człowiek spędza połowę swojego czasu w szkole, to tam buduje swoje życie, swoją wiarę w różne idee, to tam się nauczy, co to są ważne rówieśnicze relacje. Chciałam znaleźć szkołę, w której zaciekawią się moją córką i będą rozwijać jej talenty, a nie tylko odpytywać z poszczególnych partii materiału. […]

 

A.K.: – Mówisz o przywództwie – pojęciu znanym z biznesu czy polityki w kontekście polskiej szkoły?

 

J.M.:Dziwi mnie, że nauczycieli nie uczy się bycia dobrym liderem/ką. Nie mamy ścieżki edukacyjnej przygotowanej pod zawód dyrektora/ki szkoły – a przecież tu są potrzebne kompetencje: zarządzanie ludźmi wokół pewnej idei, a najpierw wykreowanie tej idei.

 

Kiedy patrzymy na szkoły wybitne, to one zawsze mają za zarządzającego zapaleńca albo grupę zapaleńców – w książce opisuję m.in. zespół szkół w Radowie Małym stworzony przez Ewę Radanowicz, która uważała, że wszystko można, wszystko się da, i stworzyła wybitną szkołę. Opłacałoby się więc kształcić kogoś, kto będzie umiał tym potencjałem ludzkim zarządzić. 

 

W poszukiwaniach szkoły dla Jagody zwracałam uwagę na to, żeby dzieci w niej nie były formatowane. Bo wiele dzieci w momencie rozpoczynania szkoły średniej nie jest gotowych na decyzję, co by chciało robić przez całe życie. 

 

Czasem trafi się jedno dziecko na całą klasę, które mówi „będę biologiem morskim”. I super, ale np. ja jestem po czterech wielkich zmianach zawodu i kariery – i to z pasji! Zaczynałam od pracy w międzynarodowej agencji reklamowej, potem byłam dyrektorką marketingu w dużej korpo, potem założyłam fundację, a następnie spółkę, żeby pomóc grupom nieuprzywilejowanym i zwykłym ludziom lepiej rozumieć technologię.   

 

Dziś bardziej jestem wykładowczynią, edukatorką, piszę i mówię o edukacji i przyszłości rynku pracy w kontekście sztucznej inteligencji, doradzam w tych tematach też w Brukseli. Uważam, że to ważne, żeby dzieciaki wiedziały, że mogą być czymś zajarane, zanurkować w to głęboko, ale niekoniecznie na całe życie, i że zmiana jest OK.

 

A.K.: – A to podejście generalistyczne? O co w nim chodzi?

 

J.M.:Polega na tym, że uczymy się wielu różnych rzeczy po to, żeby lepiej rozumieć złożoność świata i żeby móc wybrać z większej puli to, co nas interesuje. My zrobiliśmy krzywdę edukacji – strasznie ją rozfragmentaryzowaliśmy. A wiedza jest jedna.

 

To, że są cząsteczki czy atomy, to jest istotne zarówno w przyrodzie, jak i w astronomii, w biologii, w budowie organizmu ludzkiego. Te pola się przecinają. Do rozwiązywania nowych problemów coraz bardziej złożonego świata, w którym dzisiaj żyjemy, potrzebujemy mieć dużo więcej szerokich narzędzi. I być może rozwiązanie danego problemu z biologii czy budowy aut znajdziemy, obserwując np. działania astronautów.

 

Dzisiaj – przez globalizację, osieciowanie mediowe, wielkie biznesy, wielkie aglomeracje – świat jest mniejszy, wszystko bardziej wpływa na siebie nawzajem. Wybory w Ameryce wpłyną na nas w Warszawie czy w Gorlicach.

 

To, że wielkie firmy technologiczne są jednymi z największych dzisiaj sponsorów wyborczych, też bardzo mocno wpłynie na regulacje, które się potem stworzą, a my będziemy tego ofiarami lub beneficjentami.

 

[…]

 

A.K.: – A gdybyś teraz dostała taką fuchę, że masz doradzić Ministerstwu Edukacji, jakie zmiany wprowadzić, to co by było dla ciebie najważniejsze?

 

J.M:Wprowadzenie computer science – lepszego rozumienia tego, co technologia dzisiaj wnosi i dobrego, i złego. Nie informatyka, jaką znamy dzisiaj, tylko budowanie kompetencji technologicznych, łącznie z rozumieniem, co sztuczna inteligencja może, czego nie może, a także praca z nią. Higiena cyfrowa, zdrowie psychiczne włączane w edukację. To są rzeczy, które są ultraważne.

 

Więcej pracy projektowej poprzez opracowanie społecznie zaangażowanych rzeczy, czyli zaszczepianie u dzieci wagi zaangażowania się w społeczne projekty. Przygotowywanie projektów dotyczących na przykład otoczenia, w którym się szkoła znajduje, praca z lokalnym domem osób starszych itp., zaliczenia przedmiotów w formie projektów społecznych.

 

Więcej pracy własnej, czyli odwrócona klasa: dziecko uczy się w domu jakiegoś wątku, czyta chociażby fragment powieści czy ogląda film dokumentalny i przychodzi do szkoły, żeby o tym dyskutować, żeby się na ten temat spierać, żeby wysłuchać strony, która ma dokładnie odmienne zdanie, wnikliwie dyskutować i zrealizować rozwiązania.

 

Szkoły w Estonii eksperymentują bardzo dużo z odwróconą klasą. Szkoły skandynawskie wychodzą ze szkoły, żeby uczyć się w naturze: dzieci już na poziomie przedszkola oglądają nawet skórowanie zwierzęcia, co może przerażać, ale to ważna lekcja. Oczywiście po wcześniejszej rozmowie. Doświadczanie jako uczenie jest szalenie ważne, zwłaszcza w dobie AI.

 

 

 

Jowita Michalska założycielka i CEO Digital University, który zajmuje się edukacją w obszarze nowych technologii i organizuje coroczną konferencję Masters & Robots poświęconą transformacji cyfrowej i trendom związanym z nowymi technologiami. Założyła też Fundację Digital University, której misją jest wyrównywanie szans i edukacja w zakresie nowych technologii i kompetencji przyszłości. Jest autorką podcastu „DigiTalks” i książki „Szkoła w czasach AI”.

 

 

 

Cały tekst „Dziś jest taki nacisk na matematykę, że matki piszą na Instagramie: Moje dziecko jest niestety uzdolnione humanistycznie i co robić?”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.wyborcza.pl/magazyn

 



 

Po dokonaniu przeglądu materiałów, jakie zamieszczałem na OE w minionym tygodniu , dosiedlam do wniosku, ze jest tylko jedna informacja, która wywołała potrzebę jej skomentowania. I to nie tylko dlatego, że do poruszanego tam problemu odniósł się 5 grudnia na swoim blogu  profesor Śliwerski. Przypominam, że dzień wcześniej zamieściłem tekst, zatytułowany Polscy czwartoklasiści mają świetne wyniki z matematyki i przyrody. Ale nie lubią szkoły”. Bo to tam znajdowała się syntetyczna informacja o raporcie TIMS 23Osiągnięcia matematyczne i przyrodnicze czwartoklasistow

 

Wybaczcie, ze dalej będzie mało felietonowo, a bardziej esejowo. Jednak bez cytatów fragmentów tego raportu nie wiedzielibyście co mam na myśli, pisząc  takie właśnie opinie.

 

Zacznę od  fragmentu informującego o owych wynikach z matematyki:

 

„W badaniu TIMSS 2023 pod względem umiejętności matematycznych najwyższe wyniki osiągnęli uczniowie z Singapuru (615 punktów), Tajwanu (607 punktów), Korei Południowej (594 punkty), Hong-kongu (594 punkty) i Japonii (591 punktów). Oznacza to, że kraje o najwyższych szacowanych średnich osiągnięciach to kraje z Azji Wschodniej – podobnie jak w poprzednich cyklach badania TIMSS.

 

Bardzo wysokie wyniki uzyskali też czwartoklasiści z Makao (582 punkty), Litwy (561 punktów), Turcji (553 punkty) i Anglii (552 punkty). Zaraz za tymi krajami, na 10. miejscu, uplasowała się Polska ze średnim wynikiem uczniów 546 punktów. Wśród 10 krajów o najwyższej pozycji w rankingu znalazły się trzy kraje europejskie – kolejno: Litwa, Anglia i Polska.” [s.54 Raportu TIMS]

 

Zastanawiam się, czy – skoro takie sukcesy odnoszą uczniowie z krajów Azji południowo-wschodniej –  dobrze robimy w Polsce, krytykując  system sprawdzianów, egzaminów i  uczniowskiej rywalizacji o ceny oraz podejmując wysiłki aby od niego odejść? Według tego raportu najlepszymi z matematyki okazali się uczniowie z Singapuru. A co wiemy o ich systemie szkolnym?  Oto syntetyczna o nim informacja, zaczerpnięta z publikacji Światowy lider. Jaki jest system edukacji w Singapurze?”:

 

Oto podstawowe cechy singapurskiego systemu edukacji:

 

>Między dziećmi panuje wysoka rywalizacja.

 

>Szkoły stosują wiele unikalnych metod nauczania

 

>System kładzie wielki nacisk na testy PSLE zdawane w wieku 12 lat. Determinują one, czy dzieci pójdą do najlepszych szkół wychowujących przyszłych prawników, lekarzy czy dyplomatów (nacisk jest także położony na zawody przyszłości) czy takich, które są nastawione na trening wakacyjny. Nie jest wielką przesadą porównanie tego testu (pod względem wagi) do polskiej matury.

 

>W Singapurze działa system dwóch dróg i klas społecznych – dzieci w gorszych szkołach z tzw. treningiem wakacyjnym przygotowują się w wakacje do pracy w handlu czy biznesie hotelarsko–gastronomicznym.  Taka nieakademicka droga jest czasem stygmatyzowana.

[Źródło: www.mojestypendium.pl]

 

 

Tak sobie myślę: Czy –  gdyby polska szkoła stała się jak ta w Singapurze – to nasi uczniowie polubili by ją bardziej, niż  lubią tą, w której teraz się uczą?

 

Bo owo badanie TIMS 23 dostarczyło także innych informacji. Oto kolejny fragment z „Raportu” o tym jakie miejsce zajęli polscy uczniowie pod względem poczucia przynależności uczniów do szkoły:

 

60% polskich czwartoklasistów lubi chodzić do szkoły. Polska, podobnie jak w poprzedniej edycji badania TIMSS, znajduje się wśród krajów, gdzie uczniowie mają najsłabsze poczucie związku ze szkołą, w której się uczą. Poczucie przynależności polskich uczniów do szkoły zmierzone w 2023 roku jest niższe niż we wszystkich pozostałych 57 krajach, które wzięły udział w badaniu. [s. 205]

 

[Więcej w „Raporcie TIMS 23”: Tabela 8.1. Poczucie przynależności uczniów do szkoły

a średnia osiągnięć matematycznych – porównanie między krajami [s. 211]]

 

Dla  każdego, kto uważnie śledzi polskie sondaże informacja ta nie jest zaskoczeniem. Już w roku 2021 Stowarzyszenie dO!PAmina Lab przeprowadziło badanie, którego wyniki opublikowano w Raporcie „Młodzi o szkole”. To tam można przeczytać, że60% ankietowanych, czyli 705 uczniów i uczennic (z 1170) odpowiedziało, że nie lubi chodzić do szkoły.”

 

Mając w głowie te wszystkie – wszak obiektywne – informacje, zastanawiam się nad odpowiedzią na takie pytanie: „Jak to się dzieje, że nielubiący swojej szkoły (a więc także nauczycieli) polscy czwartoklasiści osiągają takie dobre wyniki z matematyki i przyrody?”

 

Myślę, ze jest tylko jedna na nie odpowiedź: „To zasługa ich, jeszcze nie zniszczonych przez system, wrodzonych uzdolnień, a przede wszystkim ich rodziców.”

 

A poza tym nie wiem, czy należy nadal tak lansować model fińskiego systemu szkolnego, skoro w badaniach TIMS 23 fińscy czwartoklasiści znaleźli się dopiero na 29 miejscu w tabeli  8.1 –  z wskaźnikiem 57% uczniów o silnym poczuciu przynależności do szkoły, po Katarze i Południowej Afryce, ale za to przed Koreą Południową, Serbią i Australią

 

A poza tym w matematyce są daleko za nami, bo z liczbą 529 punktów uplasowali się dopiero na 19. miejscu! [Tabela 4.3. Średnie wyniki uczniów w zakresie osiągnięć matematycznych…, s. 56 w „Raporcie”]

 

 

x          x          x

 

 

P.s.

 

W minionym tygodniu dowiedziałem się – z wiarygodnego źródła – jakie będą dalsze doświadczenia zawodowe pana Piotra Szymańskiego – do 30 listopada wicedyrektora ŁCDNiKP.  Ten były dyrektor dwu szkół, były wicedyrektor Wydziału Edukacji UMŁ, była „prawa ręka” pani p.o. dyrektora Karoliny Południkiewicz, nie został całkowicie puszczony przez swoich promotorów. Załatwili mu stanowisko wicedyrektora w Bursie Szkolnej nr 11 przy ul. Drewnowskiej, ale od 1 stycznia 2025. Ciekawe w tym zatrudnieniu jest fakt, że owa bursa, w której na etacie wychowawcy pracuje 9 osób, ma już zastępcę dyrektora. Jest nim, wcale nie w wieku emerytalny a w pełni sił, pan Piotr Rabęcki. Jest on także zatrudniony w Szkole Podstawowej nr 120 przy ul. Centralnej.

 

Ale czego się nie robi dla „swojego człowieka”!

 



Na portalu „edunews.pl” zamieszczono tekst redaktora naczelnego tego portalu – Marcina Polaka, informujący o wyniku plebiscytu na „słowo roku 2024” ogłoszonego przez Oxford University Press:

 

 

Ogłupianie inaczej

 

Język ludzki nie zna granic tworzenia coraz to nowych wyrażeń czy zbitek słownych albo nadawania nowych znaczeń znanym lub częściej mniej znanym i używanym wyrażeniom. Weźmy na przykład: „zgnilizna mózgu”. Nie, nie chodzi o biologiczny rozkład naszego ludzkiego organu. „Brain Rot” (z j. ang.) to wyrażenie roku 2024, zwycięzca w globalnym plebiscycie ogłoszonym przez Oxford University Press, czyli inicjatywie podobnej do polskiego Młodzieżowego Słowa Roku.

 

„Zgnilizna mózgu” (a może „mózgognicie…) jest obecnie definiowana jako „spadek zdolności poznawczych spowodowany ciągłą ekspozycją na bezsensowne treści online i niekończącym się przewijaniem mediów społecznościowych” albo „stopniowe pogorszenie stanu psychicznego lub intelektualnego osoby w wyniku nadmiernej konsumpcji treści online uważanych za trywialne lub mało wymagające”.

 

Zdaniem ekspertów Oxford University „zgnilizna mózgu” zyskała w tym roku popularność właśnie jako termin używany do wyrażania obaw dotyczących wpływu konsumpcji nadmiernej ilości niskiej jakości treści online spotykanych w mediach społecznościowych. Według nich częstotliwość używania tego terminu w świecie anglojęzycznym (a może nie tylko, bo słowo to jest też wśród „finalistów” Młodzieżowego Słowa Roku 2024 w Polsce) – wzrosła o 230% między 2023 a 2024 rokiem.

 

Co ciekawe, pierwsze odnotowane użycie wyrażenia „zgnilizna mózgu” znaleziono w 1854 roku w zbiorze esejów Henry’ego Davida Thoreau (Walden, czyli życie w lesie) w którym opisuje on swoje doświadczenia związane z prowadzeniem prostego stylu życia w świecie przyrody. Jego książka jest uznawana za społeczną krytykę współczesnego świata zachodniego, wraz z jego konsumpcjonizmem oraz obojętnością na niszczenie natury (sic!). „Podczas gdy Anglia stara się wyleczyć zgniliznę ziemniaka, czy nikt nie podejmie próby wyleczenia zgnilizny mózgu – która jest o wiele bardziej powszechna i śmiertelna?”… 170 lat później, a przesłanie Thoreau nadal aktualne…

 

„Brain Rot” nabrał nowego znaczenia w epoce cyfrowej, szczególnie w ciągu ostatnich 12 miesięcy, co można zobaczyć na wykresie popularności tego wyrażenia w sieci:

 

 

 

Co ciekawe, do popularności tego wyrażenia w ostatnim czasie przyczynili się głównie młodzi ludzie (przedstawiciele tzw. generacji Z czy pokolenia Alfa) – czyli osoby, które w największym stopniu korzystają z popularnych kanałów społecznościowych, takich jak np. TikTok. „Brain Rot” prawdopodobnie wejdzie na stałe do naszego słownika, gdyż w wielu krajach, w tym w Polsce, rozwija się debata publiczna na temat potencjalnie negatywnego wpływu, jaki ma nadmierna konsumpcja mediów społecznościowych i niskiej jakości treści z sieci na zdrowie psychiczne dzieci i młodzieży. A to wyrażenie bardzo celnie moim zdaniem ujmuje zjawisko potencjalnego samo-ogłupiania (się) w mediach społecznościowych.

 

 

 

 

Źródło: www.edunews.pl

 

 

 

 

 



Wczoraj w krakowskim dodatku „Gazety Wyborczej” zamieszczono tekst, informujący o sądowym wątku aktywności byłej MKO Barbary Nowak. Oto jego obszerne fragmenty i link do pełnej wersji:

 

 

Była kurator Barbara Nowak broni swojego dobrego imienia za 28 tys. Płaci kuratorium

 

W Małopolskim Kuratorium Oświaty zatrudnionych jest trzech prawników, ale była kurator Barbara Nowak wynajęła innego, spoza kuratorium, by walczył m.in. o jej dobre imię w sądzie. Poszło na to 28 tys. zł z kuratoryjnej kasy.

 

Sporządzenie projektu pozwu przeciwko A.M. Sporządzenie projektu pozwu przeciwko A.D. Zainicjowanie postępowań sądowych. Reprezentacja w toku postępowań sądowych I i II instancji. (…) Niezależnie od świadczenia głównego (…) analizowanie przypadków wypowiedzi aktywności mogących naruszyć dobra osobiste Kuratorium bądź jego przedstawicieli, (…) reprezentacja Kuratorium w toku czynności i postępowań mających na celu ochronę dóbr osobistych”to fragment umowy, jaką była małopolska kurator oświaty, Barbara Nowak, zawarła z mecenasem Michałem Suchońskim. Adwokat jest prawnikiem spoza zespołu prawnego obsługującego kuratorium. Kurator Nowak, umowę na obsługę prawną podpisała z nim na kilka dni przed zeszłorocznymi wyborami parlamentarnymi.

 

Po przyjęciu niniejszej oferty adwokat dostał z miejsca 12 tys. zł netto. W sumie na świadczone przez niego usługi poszło ponad 28 tys. zł z kuratoryjnej kasy. […]

 

Umowa została zerwana zaraz po tym, gdy kuratorką została Gabriela Olszowska. Wynajęcie prawnika z zewnątrz przez Barbarę Nowak zaskoczyło ją, bo jak zaznacza, w kuratorium na etacie jest aż trzech radców prawnych. – Dla mnie ta umowa to uwłaszczenie się na państwowym mieniu – uważa Olszowska.

 

Wymieniony w umowie pozwany o inicjałach A.M. to nikt inny jak prezydent Krakowa Aleksander Miszalski. W październiku ubiegłego roku Nowak poinformowała, że podaje go do sądu za naruszenie jej godności i dóbr osobistych. […] – Tutaj małopolska kurator oświaty Barbara Nowak jest prokuratorem, sędzią i katem w jednej osobie  – alarmował wtedy Aleksander Miszalski, informując jednocześnie, że w 2020 roku połowa spraw dyscyplinarnych dla nauczycieli toczących się w Polsce, dotyczyła Małopolski.

 

A.D., kolejne inicjały wymienione w umowie podpisanej przez Barbarę Nowak z prawnikiem, oznaczają Annę Drwięgę. To była dyrektorka VIII LO w Krakowie. Stanowisko straciła w kwietniu tego roku, decyzją byłego dziś prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego. Została odwołana za niesamodzielne kierowanie szkołą po tym, gdy wyszło na jaw, że decyzje personalne dotyczące nauczycieli i pracowników szkoły podejmował wraz z nią niezatrudniony w liceum jej mąż. […]

 

W trakcie urzędowania kurator Barbary Nowak dyrektorka zapowiedziała, że poda ją do sądu. Założyła nawet w tym celu internetową zrzutkę na prawnika oraz stronę „Układ kuratorski”, gdzie ostro krytykowała małopolską kurator oświaty: „Barbara Nowak jest najsłynniejszym kuratorem oświaty w Polsce, co głównie zawdzięcza swoim kontrowersyjnym wypowiedziom medialnym. Mniej znanym aspektem jej działalności jest to, że wykorzystuje podległych jej urzędników małopolskiego kuratorium oświaty do bezprawnego niszczenia karier zawodowych dyrektorów małopolskich szkół, którzy mają odmienne podglądy, odmawiają wykonywania bezprawnych poleceń”.

W odpowiedzi na to kuratorium i Barbara Nowak wystąpili z prywatnym aktem oskarżenia przeciwko Drwiędze, zarzucając jej pomówienie. Cała sprawa skończyła się na trzech posiedzeniach: dwóch w pierwszej instancji i jednym w sądzie odwoławczym. Na tym ostatnim, była zresztą już substytut pełnomocnika Barbary Nowak (ale umowa na to zezwalała). […]

 

To nie jedyna niejasna sytuacja, jeśli chodzi o urzędowanie w kuratorium Barbary Nowak. W ubiegłym tygodniu pisaliśmy o jej 29 podróżach po kraju bez delegacji wojewody. Na kartach pracy kuratoryjnego kierowcy podpisanych przez Barbarę Nowak, widniały informacje, że samochód podróżował po województwie małopolskim (w takim przypadku delegacja nie jest potrzebna), tymczasem z jego karty paliwowej wynikało, że… tankował w Biłgoraju w województwie lubelskim.

 

To nie są kilometrówki europosła z PiS Ryszarda Czarneckiego, które miały służyć zarabianiu pieniędzy. To raczej traktowanie służbowego auta jak taksówki, którą można się rozbijać po całej Polsce. Proceder kompletnie nieuczciwy i nieetyczny – komentowała nam kurator Olszowska.

 

Kuratorium skierowało sprawę do prokuratury. […]

 

Barbarze Nowak wysłaliśmy pytanie o zatrudnienie prawnika spoza kuratorium do bronienia dobrego imienia jej i kilku pracowników. Odpowiedzi nie dostaliśmy.

 

 

 

Cały tekst „Była kurator Barbara Nowak broni swojego dobrego imienia za 28 tys. Płaci kuratorium”  –  TUTAJ

 

 

Źródło: www.krakow.wyborcza.pl

 



Oto krótki tekst, zamieszczony wczoraj na stronie MEN:

 

 

Zwolnieni z teorii – wyróżnienia dla nauczycieli za projekty społeczne

 

 

Minister Edukacji Barbara Nowacka wręczyła dyplomy nauczycielom,

 

Barbara Nowacka wręczyła dyplomy nauczycielom Wyróżnienia otrzymali za szczególny wkład w rozwijanie kompetencji społecznych, postaw obywatelskich oraz za promocję nowoczesnych metod nauczania.

 

– Nauczyciele inspirują, prowadzą i wspierają uczniów, stając się ich mentorami. Szczególnie doceniam ich zaangażowanie w projekty realizowane w ramach inicjatywy Zwolnieni z Teorii – mówiła Minister Edukacji.

 

Zwolnieni z Teoriito ogólnopolskaolimpiada projektów społecznych. Uczniowie szkół ponadpodstawowych pod opieką nauczycieli realizują w zespołach własne projekty społeczne, zdobywając przy tym kluczowe kompetencje przyszłości: zarządzanie, umiejętność pracy zespołowej, rozwiązywanie problemów i empatia. Uczą się przy tym zarządzania, pracy zespołowej, komunikacji czy rozwiązywania problemów.

 

 

 

Źródło: www.gov.pl/web/edukacja/z



 

Kto nie lubi szkoły?

 

W 1991 roku ukazała się pod redakcją Alicji Kargulowej książka zatytułowanaDlaczego dzieci nie lubią szkoły? a w niej znajdowały się wyniki badań wśród uczniów szkół podstawowych, których autorzy dociekali, czy rzeczywiście dzieci nie lubią chodzić do szkoły. W naukach społecznych przyjmuje się, że nie należy tak formułować pytań badawczych, gdyż mają one założeniowy charakter. Badacz wie, że dzieci nie lubią szkoły, toteż chce jedynie danych do samosprawdzającej się hipotezy.

 

Przejawy antypatii czy sympatii do szkoły nie są jednak niczym szczególnym, skoro jest przymus uczęszczania do niej. Jeśli jednak kultura szkoły sprzyja pozytywnej realizacji tego obowiązku, to zapewne część uczniów jest zadowolona z chodzenia do szkoły. Jedni, bo kolekcjonują jak znaczki pocztowe najwyższe noty szkolne i mogą nimi pochwalić się w rodzinie czy wśród znajomych, rówieśników, a ci uczniowie, którzy doświadczają w szkole porażek nie odpowiedzą pozytywnie na pytanie: Czy lubisz swoją szkołę?

 

Ktoś może lubić szkołę ze względu na świetne relacje rówieśnicze, a ktoś inny dlatego, że ma wszystkich lub większość wspaniałych nauczycieli, znakomitych edukatorów, animatorów zajęć lekcyjnych, pozalekcyjnych czy pozaszkolnych. W tych szkołach, w których jest przyjazne miejsce dla działalności drużyny zuchowej czy  harcerskiej ich członkowie mogą lubić szkołę nie za to, czego w niej doświadczają na co dzień, ale ze względu na możliwość uczestniczenia w zbiórkach zuchowych czy harcerskich.

 

Są też takie szkoły wiejskie, które część dzieci lubi tylko i wyłącznie lub przede wszystkim dlatego, że może otrzymać gorący posiłek, a ten jest ich jedynym w ciągu doby. Tak więc mamy tu do czynienia z polimotywacyjnością uczęszczania do szkół dzieci i młodzieży.

 

Prowadząc badania w jednym z liceów ogólnokształcących w powiatowym mieście województwa łódzkiego na temat praw ucznia mogłem dowiedzieć się, że nie lubią swojej szkoły za to, że:

 

– są pytani przez nauczycieli pomimo zgłoszenia nieprzygotowania,

– nauczyciele łamią ich prawo do odpoczynku, gdyż  wiele nauczycieli zadaje ogromną ilość prac domowych, szczególnie na czas przerw, np. świątecznych,

– uczeń pełnoletni w szkole nie może sam zwolnić się z lekcji ani usprawiedliwić nieobecności,

– co roku pobiera się od nich pieniądze na ksero, to co to jest za szkoła publiczna?

– w momencie, gdy ktoś „głośno” mówi o swoich poglądach politycznych, musi liczyć się z tym, że nauczyciele, zwłaszcza dyrekcja, będą go ignorować, np. nie odpowiadać na „dzień dobry”,

– spędzamy więcej czasu nad pracami domowymi niż nauczyciel uczy nas w szkole i to nie dlatego, że nie uczymy się na lekcji,  tylko dlatego, że dla części nauczycieli (również od rozszerzeń) ważniejsze od zrozumiałego omówienia tematu jest to, żeby sprawdzić listę obecności, wstawić jedynkę za nieprzygotowanie i nakrzyczeć na klasę, że nie przykłada się do nauki.

– pewna pani od biologii,  oczywiście na początku lekcji,  musi poświęcić około 10 minut w klasie maturalnej na zrobienie sobie kawy,

– podnoszenie głosu na ucznia, wywieranie presji,

– nauczyciel zabiera uczniom przerwę ,,za karę” i nie pozwala im wyjść na przerwę po zadzwonieniu dzwonka mówiąc, że jest on dla nauczyciela, a nie dla ucznia.

– nauczyciel wykorzystuje pracę ucznia np. prezentacje na innych swoich lekcjach jako stworzony przez siebie materiał edukacyjny bez zgody ucznia na to,

– nauczyciel komentuje wygląd ucznia, np. makijaż, kolor włosów, jego sylwetkę rzucając niemiłe i niewłaściwe komentarze w jego kierunku, a przy tym stawia uwagę lub ocenę z przedmiotu.

– nauczyciel komentuje oceny ucznia poniżając go słownie, np. mówi mu, że nic nie osiągnie, jest do niczego i w przyszłości skończy jako, np. ekspedient w sklepie,

– niekulturalny język i umniejszanie, mówienie, że jesteśmy głupi i mamy iść do zawodówki,

–  niektórzy nauczyciele pozwalają do prowadzenia dyskusji dotyczących tematu jakim się zajmują na lekcjach i wyrażenia przez ucznia własnej opinii na dany temat,

 

itd., itd.

 

Dlaczego o tym piszę? Właśnie trwa dyskusja na temat fatalnych wyników międzynarodowych badań TIMSS-2023, z których wynika, że 

 

Polskiej szkoły nie lubią ani uczniowie, ani nauczyciele.

 

W ramach tych badań z zakresu wiedzy i umiejętności uczniów w zakresie matematyki i nauk przyrodniczych polscy czwartoklasiści byli pytani o kwestie związane z satysfakcją z uczenia się. Katastrofa. Jesteśmy na szarym końcu wśród diagnozowanych uczniów i nauczycieli matematyki oraz przedmiotów przyrodniczych ze względu na ich poczucie przynależności do szkoły. Okazuje się, że jest ono najniższe spośród dzieci wszystkich krajów należących do OECD a biorących udział w badaniu. […]

 

 

 

Źródło: www.sliwerski-pedagog.blogspot.com