Na oficjalnej stronie informacyjnej Urzędu Miasta Łodzi zamieszczono informację o – zrealizowanej  po pięciu miesiącach od przyjęcia przez Radę Miejską Łodzi uchwały w tej sprawie  – nietypowej inicjatywie. Zamieszczamy ten tekst w całości – komentarz Redakcji znajdzie się w niedzielnym felietonie Redaktora:

 

Foto: Urząd Miejski Łodzi

 

W Łodzi została powołana Łódzka Rada Uczniów „mŁodziacy”.

Młodzi biorą sprawy w swoje ręce!

 

Młodzi ludzie biorą sprawy w swoje ręce i uczą się demokracji. W Łodzi powołana została Łódzka Rada Uczniów „mŁodziacy” – nowy organ doradczy, który będzie reprezentował dzieci i młodzież uczęszczające do szkół prowadzonych przez miasto.

 

W nowej Radzie zasiada 99 uczniów – to młodzież pochodząca z łódzkich szkół ponadpodstawowych – liceów, techników, szkół branżowych i szkół specjalnych. Każda placówka mogła wyznaczyć dwóch delegatów. Członkowie Rady będą spotykali się regularnie po to, by opracowywać stanowiska i opinie w najbardziej palących kwestiach dotyczących najmłodszych mieszkańców miasta. Ich działania będą miały realny wpływ na decyzje podejmowane przez władze Łodzi oraz politykę edukacyjną miasta. Na młodych reprezentantach spoczywa duża odpowiedzialność – stanowią oni przecież reprezentację całej szkolnej społeczności i ogniwo łączące uczniów i władze miasta. Dlatego będą mieli możliwość prezentowania swoich poglądów i perspektywy na działania Łodzi w zakresie planowanych zmian i nowatorskich rozwiązań prowadzących do rozwoju łódzkiej edukacji.

 

Bardzo wam dziękuję, że wam się chce. Potrzebna nam jest rozmowa o tym, jak powinna wyglądać łódzka szkoła. Świat zmienia się bardzo dynamicznie. My musimy wiedzieć, co robić, żeby przygotować was na nadchodzące wyzwania, które stawia przed nami rzeczywistość. Dlatego chcemy z wami rozmawiać o tym, co według was należy zmienić w systemie oświaty. Będziecie współdecydować o tym, w jaki sposób i jak będą kształcili się wasi rówieśnicy. Chcemy stworzyć dla was bezpieczną przestrzeń do dyskusji – mówiła prezydent Miasta Łodzi Hanna Zdanowska.

 

Młodzi będą mieć wpływ na władze Łodzi

 

To właśnie młodzi łodzianie najlepiej wiedzą, czego potrzebują ich koleżanki i koledzy. Do zadań delegatów należeć będzie więc opracowywanie projektów edukacyjnych, z których skorzystają ich rówieśnicy. Sami zadecydują też, jakie tematy będą poruszane podczas posiedzeń Rady. Ma ona stanowić dla młodych ludzi bezpieczną przestrzeń do rozmowy o ich problemach i oczekiwaniach. Cel jest prosty – chodzi o to, by wspólnie kreować szkołę empatyczną i otwartą dla każdego

 

W każdej szkole są inne problemy. Dlatego zdecydowaliśmy się stworzyć grono, w którym przedstawiciele różnych środowisk będą mogli zaprezentować swoje poglądy i propozycje. Wierzę, że padnie tu dużo wartościowych postulatów. Będziecie pracować w grupach, działać na rzecz swoich rówieśników po to, by łódzka szkoła była lepsza. Liczę na to, że będziecie dla nas partnerami w tej rozmowie o edukacji. Jednocześnie chcemy pokazać wam, jak działa samorządmówiła wiceprezydent Miasta Łodzi Małgorzata Moskwa-Wodnicka.

 

Zasiadając w Łódzkiej Radzie Uczniów, delegaci zdobędą zupełnie nowe doświadczenia. To dla nich ważny czas – wchodzą w dorosłość i czekają ich różne, związane z tym wyzwania i wybory. Będą nie tylko doradzać władzom miasta w kwestiach oświatowych, ale też nauczą się, jak pracować w grupie, podejmować kreatywne decyzje i przekonywać do swoich racji innych członków Rady. Być może stanie się to dla nich inspiracją na przyszłość, a niektórzy będą chcieli również później kontynuować działania na rzecz innych.

 

 

 

Źródło: www.lodz.pl

 

 

 

Więcej informacji na ten temat  (w tym minirelacja filmowa) –  w dzienniku „Express Ilustrowany” –  „mŁodziacy w Urzędzie Miasta Łodzi. Blisko 100 uczniów tworzy nową grupę doradczą dla władz miasta”  –  TUTAJ

 

 



 

 

Na portalu  Prawo.pl  zamieszczono dzisiaj (25 stycznia 2024 r.) bardzo ważny tekst, do zapoznania z którym namawiamy nie tylko osoby na stanowisku dyrektora szkoły. O tym, że jest to problem bardzo aktualny i ważny możecie się przekonać czytając zamieszczone poniżej fragmenty tego tekstu:

 

 

Szkoły nieprzygotowane do standardów ochrony dzieci, MS kończy prace

 

 […]

 

Wielkimi krokami zbliża się termin wprowadzenie przez szkoły standardów ochrony dzieci. W teorii powinny być już na to przygotowane bo kuratoria, rozsyłały zalecenia w listopadzie 2023 r. W praktyce jednak część szkół nawet nie wie o co dokładnie chodzi. Tymczasem jak dowiedziało się Prawo.pl, „wzór” standardów ma zostać opracowany przez zespół przy Ministerstwie Sprawiedliwości do 31 stycznia br. […]

 

Nie wszystko jasne dla dyrektorów, a czasu jest niewiele

 

Ustawą z 28 lipca 2023 r. o zmianie ustawy – Kodeks rodzinny i opiekuńczy oraz niektórych innych ustaw, wprowadzono do polskiego systemu prawnego rozwiązania, których celem jest szersza ochrona dzieci przed krzywdzeniem. Powinny obejmować:

-sposób dokumentowania wypełniania obowiązku kontroli pracowników przed dopuszczeniem do pracy z małoletnimi w zakresie spełniania przez nich warunków niekaralności za przestępstwa przeciwko wolności seksualnej i obyczaj- ności;

 

-zasady zapewniające bezpieczne relacje między małoletnim a personelem, a w szczególności zachowania niedozwolone wobec małoletnich;

 

-zasady i procedurę podejmowania interwencji, w sytuacji podejrzenia krzywdzenia lub posiadania informacji o krzywdzeniu małoletniego;

 

-procedury i osoby odpowiedzialne do składania zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa na szkodę małoletniego oraz zawiadamiania sądu opiekuńczego;

 

-zasady i sposób udostępniania personelowi polityki.

 

Informacje na temat tego, co ma się znaleźć w dokumencie, są mimo to dość lakoniczne. Po części dlatego, że chodzi o dostosowanie procedury do specyfiki placówki. Sprawia to jednak, że sporo osób gorączkowo poszukuje wzoru takich procedur, licząc czasem w tym zakresie na organ prowadzący. Niesłusznie – choć faktycznie pojęcia użyte w ustawie nakazującej wdrożyć standardy nie są do końca spójne z Prawem oświatowym, ponieważ mówią o organie zarządzającym.

 

 

Przepisy ustawy – Prawo oświatowe wskazują organ prowadzący jednostkę systemu oświaty oraz organ kierujący jednostką systemu oświaty – dyrektoratłumaczy Piotr Gąsiorek, radca prawny specjalizujący się w prawie oświatowym. Wskazuje, że mając na względzie kompetencje i zadania organu prowadzącego jednostkę systemu oświaty oraz dyrektora jednostki systemu oświaty przez organ zarządzający jednostką, należy rozumieć dyrektora jednostki systemu oświaty.



Szkoły muszą przygotować standardy do 15 lutego 2024 r. Po tej dacie organy nadzorcze będą mogły już je pytać jak idzie praca nad przygotowaniem. Ich brak nie spowoduje jednak żadnych negatywnych konsekwencji jeszcze przez kilka miesięcy – do 15 sierpnia 2024 r. Od tego momentu niewprowadzenie standardów będzie zagrożone karą – do 250 zł albo karą nagany za pierwszym razem. W razie ponownego stwierdzenia niewykonania obowiązku wprowadzenia standardów ochrony małoletnich przewidziana jest kara grzywny nie niższa niż 1000 zł. […]

 

W Ministerstwie Sprawiedliwości działa Zespół do Spraw Ochrony Małoletnich, złożony z ekspertów – przedstawicieli rożnych instytucji. Do zadań tego Zespołu, wynikających z ustawy, należy przygotowywanie wytycznych do opracowania standardów i aktualizowanie tych wytycznych co 2 lata. Obecnie w ramach zespołu pracuje jedenaście grup roboczych, które przygotowują wytyczne wraz z przykładowymi wzorami standardów dla różnych rodzajów placówek/działalności (żłobków, szkół, przedszkoli, hoteli, świetlic). W skład grup roboczych wchodzą przedstawiciele ministerstw, Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości, jednostek samorządu terytorialnego, NASK PIB, Ośrodka Rozwoju Edukacji, organizacji pozarządowych, w tym FDDS, Biura UNICEF do spraw reagowania na potrzeby uchodźców w Polsce, Save the Children, UNHCR, Urzędu do Spraw Ochrony Cudzoziemców, środowisk naukowych (Akademii im. Leona Koźmińskiego, UMCS) i ekspertów z zakresu ochrony dzieci, podmiotów prowadzących działalność gospodarczą w obszarze hotelarstwa i turystyki – poinformował Prawo.pl resort sprawiedliwości.

 

Planowane jest uruchomienie na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości, przed 15 lutego 2024 r., zakładki „standardy ochrony małoletnich”, w której zostaną umieszczone wytyczne wraz z przykładowymi wzorami w specjalnie dlatego celu utworzonej zakładce. Pojawią się też akty wykonawcze do ustawy, trzy rozporządzenia, ale dotyczące innych kwestii wprowadzanych ustawą:

 

1.w sprawie sposobu przygotowania wysłuchania osoby niepełnosprawnej oraz warunków w jakich powinno odbywać się wysłuchanie;

 

2.w sprawie sposobu przygotowania i przeprowadzenia wysłuchania dziecka oraz warunków, jakim mają odpowiadać pomieszczenia przeznaczone do przeprowadzania takich wysłuchań;

 

 

3.w sprawie sposobu zapewnienia reprezentacji dziecka przez reprezentanta dziecka.

 

[…]

 

 

 

 

Cały tekst „Szkoły nieprzygotowane do standardów ochrony dzieci, MS kończy prace”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.prawo.pl/oswiata/

 



Także wczoraj – w kolejną środę 24 stycznia 2024 roku – w Akademickim Zaciszu odbyło się spotkanie, trzecie z cyklu o wychowaniu. Tym razem  o wychowaniu w świecie „BANI” prof. Roman Leppert  rozmawiał z Anną Konarzewską – nauczycielką języka polskiego w II Liceum Ogólnokształcącym im. dr. Władysława Pniewskiego w Gdańsku,

 

Rozmówczyni, która w „Akademickim Zaciszu” gościła już po raz czwarty, znana jest jako autorka bloga „Być nauczycielem…”. * Jest liderką Gdańskiego Projektu Edukacyjnego „Kreatywna Pedagogika, w ramach którego prowadzi warsztaty dla nauczycieli, Jest także autorką dwu, bardzo pomocnych w nauczycielskiej pracy, książek: Być (nie)zwykłym wychowawcą  i  „(Nie)zwykłe spotkania. Wokół godzin wychowawczych”.

 

Od pierwszych minut tej rozmowy dowiecie się wiele, nie tylko o osobistych doświadczeniach koleżanki Konarzewskiej, ale przede wszystkim o istocie relacji wychowawczych nauczyciela z uczniem. POLECAMY:

 

 

Jak wychowywać w świecie BANI?  –  TUTAJ

 

 

*Z nieznanych nam powodów wejście na stronę tego bloga zostało zablokowane – z podaniem takiej tego przyczyny:

 „To jest znana niebezpieczna strona internetowa. Zalecamy, aby NIE odwiedzać tej strony”.



Źródło: www.paderewski.lublin.pl/edukacja-i-inspiracje/pl/czy-praca-domowa-jest-potrzebna

 

 

 

Tematem dnia na portalu Prawo.pl był wczoraj (23 stycznia 2024 r.) tekst Moniki Sewastianowicz, którego obszerne fragmenty zamieszczamy poniżej:

 

 

Zakaz zadawania prac domowych pogłębi nierówności?

 

[…]

 

Minister edukacji zapowiedziała, że już w kwietniu pojawi się stosowne rozporządzenie. Resort chce całkowitego odejścia od prac domowych manualnych w klasach 1-3. Bo te – według MEN – zazwyczaj i tak wykonują rodzice. Barbara Nowacka wskazała też, że w klasach 4-8 prace domowe nie będą oceniane ani obowiązkowe, „co oznacza, że nauczyciel może zadawać, ale nie ma prawa tego oceniać”. Według minister edukacji nie oznacza to, że dzieci nie będą pracować w domu – oznacza to jedynie, że: „nie będą godzinami zmuszone do odrabiania lekcji, które bardzo często właśnie wymagały pomocy rodzica, dodatkowych korepetycji”.

 

[…] Zmiana ma odciążyć uczniów, którzy – jak wskazują pomysłodawcy – są mocno przeciążeni szkolnymi obowiązkami i nie mają czasu na odpoczynek. Zdania na ten temat są jednak bardzo podzielone.

 

Dla mnie nie ma jednej odpowiedzi na pytanie o to, czy prace domowe mają sens, bo to zależy, od tego jakimi metodami i jak pracuje nauczyciel oraz jak do takiej pracy podchodzą uczniowie i ich rodzice mówi serwisowi Prawo.pl Ewa Radanowicz, dyrektorka Wydziału Edukacji, Kultury i Sportu w Gminie Goleniów, wieloletnia dyrektor szkoły podstawowej. – Na tę chwilę nie wiemy, jaką treść będzie miało rozporządzenie, ale moim zdaniem sam pomysł, by w drodze przepisów wprowadzać zakazy, jest chybiony. Trzeba zdać sobie sprawę, że to, że nauczyciel nie zada pracy domowej, nie zwalnia ucznia z samodzielnej pracy i przygotowania się do lekcji. Oczywiście, ideałem i dla nauczycieli, i dla uczniów, jest to, by dziecko uczyło się tylko i wyłącznie na terenie szkoły, ale tak się nie da, bo wiedzę trzeba utrwalić – mówi. Dodaje, że taka decyzja wymaga – jej zdaniem – pogłębionych dyskusji o tym, jak ma wyglądać praca w szkole i poza nią. – Oczywiście są nauczyciele, którzy zadają za dużo i zdarzają się prace domowe, które nie mają sensu, zamiast drastycznych rozwiązań zalecałabym jednak dążenie do złotego środka i wypracowania dobrych praktyk w tym zakresie – mówi. […]

 

Sceptyczny wobec pomysłu jest również Marek Pleśniar, dyrektor biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. – Jest to realizacja obietnicy wyborczej, ale związany z tak wielkimi nadziejami nauczycieli nowy rząd nie powinien wdrażać swych obietnic bez poparcia szkół, jak zrobiła minister Zalewska, likwidując gimnazja. Moim zdaniem lepiej byłoby, gdyby poprzedzone zostało to szerszą dyskusją, a nie robione bezrefleksyjnie. Uważam, że prace domowe mają głęboki sens, no cóż, gdy mają sens. Czyli są zadawane w jakimś konkretnym celu. Zazwyczaj służą one powtórzeniu, utrwaleniu informacji lub wyćwiczeniu jakiejś umiejętności. Wtedy powtarzanie tabliczki mnożenia czy przepisywanie liter – jakkolwiek monotonne i często mało satysfakcjonujące – służy bardzo ważnym celom, bez tego nie da się ćwiczyć koordynacji neuronowej, utrwalać w pamięci wiadomości. Wolałbym by nowy rząd nie powielał błędów poprzedniego i w większym stopniu ufał nauczycielom, a nie dążył do ograniczenia ich autonomii – mówi Prawo.pl Marek Pleśniar. […]  – Tymczasem my zdajemy się od tego odchodzić. Trzeba też zastanowić się, co z umiejętnością samodzielnej pracy – nie każdy wie, jak to robić i jeżeli decydujemy się na zniesienie prac domowych, to musimy się zastanowić, jak wyrabiać w uczniach takie umiejętności, bo bez nich trudno im będzie choćby na studiach – podkreśla. Marek Pleśniar wskazuje także, że w dyskusjach często ścierają się argumenty, że postęp technologiczny sprawił, że nie potrzebujemy już tylu informacji, co kiedyś, […]

 

Dorota Łoboda, posłanka Koalicji Obywatelskiej uważa, że tak nie będzie, bo zadawanie i ocenianie prac domowych przyczyniało się właśnie do pogłębienia nierówności. – Teraz jest tak, że ta część dzieci, którym rodzice pomagają odrabiać lekcje, dostaje lepsze oceny za pracę domową niż ich rówieśnicy, którzy takiej pomocy nie otrzymują, więc już pod tym kątem powoduje to różnicowanie uczniów. Ale nie tylko – bywa, że nauczyciele traktują pracę domową, jako sposób na to, by uczniowie uzupełnili i samodzielnie nauczycieli się materiału, który powinien zostać zrealizowany na lekcjach – w rezultacie uczeń, który ma pomoc i możliwość przećwiczenia materiału z korepetytorem, jest na bieżąco, a ten, który nie ma takich zasobów, ma coraz większe zaległości. Likwidacja zadań domowych zniweluje te różnice, bo materiał w całości będzie omawiany na lekcjach – tłumaczy. Dodaje też, że uczniowie są obecnie zarzucani zadaniami domowymi, na co zwracał uwagę m.in. rzecznik praw obywatelskich, stąd postulaty, które teraz chce zrealizować Koalicja Obywatelska. – Uważam, że uregulowanie tego w formie rozporządzenia, pozwoli zlikwidować wątpliwości i uniknąć rozbieżności w interpretacji przepisów. Moim zdaniem nie ma co czekać z tymi zmianami, tym bardziej, że nie jest tak, że nie znamy zalet wprowadzenia takiego zakazu. Wiele szkół zdecydowało się na taką zmianę i okazało się, że takie rozwiązanie jest efektywne – wskazuje.

 

Marek Pleśniar jest zupełnie innego zdania. – Po pierwsze nie opieramy się na żadnych, polskich badaniach wskazujących na nieefektywność prac domowych. Po drugie, uważam, że w przypadku dzieci, które mają kapitał społeczny i kulturowy, to nic nie zmieni, rodzice nadal pomagać im będą w nauce, zaszkodzi tym dzieciom, które takich zasobów nie mają – jest spore ryzyko, że te nie będą robić nic. Co zabawne nie odciąży też za bardzo tych pierwszych, bo nadal będą chodzić na niezliczone zajęcia dodatkowe. Moim zdaniem to przekonanie o zbędności zadawania prac domowych wynika z takiego przewartościowania, że najważniejsze jest wszystko inne oprócz szkoły. Tymczasem dla dziecka obowiązki szkolne powinny być wyżej niż np. zajęcia dodatkowe – wskazuje.

 

 

Cały tekst „Zakaz zadawania prac domowych pogłębi nierówności?”  – TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.prawo.pl/oswiata/

 



Screen z filmiku, zamieszczonego na profilu Fb Gabriele Camelo

 

Gabriele Camelo podczas lekcji w zespole szkół w Palermo na Sycylii

 

 

Na „Portalu Samorządowym – Portal dla Edukacji” zamieszczono dzisiaj (24 stycznia 2024 r.) tekst, informujący o nauczycielu, który nie stawia swoim uczniom stopni – w szkole na Sycylii. Zamieszczamy bez skrótów:

 

 

Ten nauczyciel nie stawia stopni, zamiast tego motywuje uczniów.

Wyniki mówią same za siebie

 

Bez ocen w dzienniku, a zamiast nich – wiadomości motywujące dla uczniów- tę metodę edukacyjną nauczyciela szkoły podstawowej z Palermo nagłośniły włoskie media. Były autor tekstów telewizyjnych promuje podejście do dzieci, oparte na przekazywaniu konstruktywnych opinii.

 

Gabriele Camelo uczy włoskiego i angielskiego w zespole szkół w stolicy Sycylii i jednocześnie dodatkowo studiuje teraz psychologię.

 

Styl jego nauczania i sprawdzania wiedzy określa się następująco: więcej empatii, mniej chłodu. Jego celem jest pozytywny przekaz, by uspokoić i dodać sił.

 

Po każdej klasówce uczniowie nie otrzymują stopni, ale wiadomość od nauczyciela, pełną emocji i motywacji; wszystko po to, by zachęcać do nauki i, gdy trzeba, podnieść na duchu.

 

Twój zeszyt jest przepiękny„, „jestem z ciebie dumny„, „bardzo cię lubię„- pisze nauczyciel swoim uczniom.

 

Kiedy zaś coś pójdzie nie tak, maestro Gabriele zawsze przekazuje budującą wiadomość. Wpisuje na przykład do zeszytu: „Czy mogę ci pomóc , byś bardziej się starał ?” i rysuje serduszko. „Czasem trudno mi zrozumieć, czy jesteś szczęśliwa , czy smutna. Jeśli się zgadzasz, będę cię częściej pytać, jak się czujesz„- napisał również.

 

Tworzę z dziećmi więzy emocjonalne zaczynając od motywacji, od serdeczności i pragnienia wspólnego rozwoju„- powiedział nauczyciel, cytowany przez Ansę.

 

Dzieci rosną i rozwijają się z dydaktycznego punktu widzenia tylko wtedy, gdy zaczyna się od uścisku, od więzów opartych na emocjach” – dodał były pracownik telewizji, który pisał tam teksty, a następnie, przed laty, z Rzymu przeprowadził się do Palermo.

 

Wyjaśnił: „Opiekuję się uczniami w pełni, także sprawdzając ich zeszyty„. Zeszyt uważa za „serce dydaktyki„. Dziecko – zaznaczył – nie rozwinie się, jeśli nie będzie miało wewnętrznego spokoju„.

 

Dziennik „La Stampa” odnotowuje, że Gabriele Camelo jest obecnie najbardziej wychwalanym nauczycielem. Przytacza jego słowa: „Być może moje wiadomości dla uczniów szczególnie poruszają, bo zaspokajają potrzeby emocjonalne. To , co piszę chciałbym i ja czytać, kiedy byłem dzieckiem„.

 

 

Z Rzymu Sylwia Wysocka(PAP)

 

 

 

Źródło: www.portalsamorzadowy.pl/edukacja/



Oto obszerne fragmenty zamieszczonego wczoraj (22 stycznia 2024 r.) na portalu OKO.press  materiału, informującego o najnowszych danych na temat prób samobójczych dzieci i młodzieży:

 

 

Dramatyczny rekord. Co najmniej 2139 dzieci i nastolatków chciało się zabić w 2023 roku

 

 

W 2023 roku liczba odnotowanych przez policję prób samobójczych dzieci i młodzieży poniżej 18 lat wyniosła 2139 – a prób samobójczych, które nie trafiają do statystyk, jest wielokrotnie więcej. 146 prób samobójczych zakończyło się śmiercią

Dane o próbach samobójczych dzieci i młodzieży udostępniła KGP na wniosek Fundacji GrowSPACE, która zajmuje się m.in. zdrowiem psychicznym w miejscu pracy i nauki, wspieraniem systemu edukacji oraz działaniami na rzecz praw człowieka. […]

 

Czują osamotnienie, często cierpienie związane z problemami w rodzinie i presję edukacyjną. Istotne znaczenie ma przemoc rówieśnicza. Nie chodzi tylko o przemoc fizyczną czy dręczenie psychiczne, ale też o odrzucenie, wykluczenie czy obgadywanie w mediach społecznościowych (szkoły nie zajmują się tym skutecznie, bo nauczyciele są przeciążeni i skupiają się na edukacji).

 

Foto: Maciek Jazwiecki/Agencja Wyborcza.pl

 

Musimy zwrócić uwagę na potrzeby najmłodszych. Chcą być pewni, że w sytuacji kryzysowej w szkole będzie psycholog gotowy, by pomóc. My uczniowie, niezależnie od szkoły, w jakiej jesteśmy, chcemy wiedzieć, jak radzić sobie emocjami i zapobiegać kryzysom, zanim się pojawią” – mówi Mateusz Trzaska, uczeń klasy maturalnej, działacz Fundacji GrowSPACE. […]

 

 

Liczba prób samobójczych wśród dzieci i młodzieży do 18 lat wzrosła aż w ośmiu województwach w stosunku do 2022 roku. To drugi rok z rzędu, kiedy wskaźnik utrzymuje się powyżej dwóch tysięcy osób.

Najwięcej dzieci próbowało popełnić samobójstwo w województwie pomorskim – aż 406 razy, śląskim – 295 prób samobójczych i łódzkim – 219. Najmniej w województwie opolskim – 21 dzieci (pamiętajmy, że to najmniejsze województwo w Polsce). Liczbę prób samobójczych dzieci i młodzieży w 2023 roku w podziale na województwa widać na mapie poniżej:

 

 

Skalę kryzysu pokazuje też pierwsza linia wsparcia, czyli Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę, która od 2008 roku prowadzi 116 111 – telefon wsparcia dla dzieci i młodzieży. Według najświeższych danych, w 2023 roku, działając w trybie 24/7, konsultanci telefonu zaufania FDDS przeprowadzili 53 908 rozmów i odpowiedzieli na 10 332 wiadomości online. Podjęli też 883 interwencje ratujące zdrowie lub życie dziecka. […]

 

 

 

 

Cały materiałDramatyczny rekord. Co najmniej 2139 dzieci i nastolatków chciało się zabić w 2023 roku” 

–  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.oko.press

 

 



Nie mogliśmy odmówić sobie zamieszczenia tej informacji, zamieszczonej dzisiaj (22 stycznia 2024 r.)  przed południem na portalu „na:Temat”:

 

 

Tytuł „Dzbana Roku 2023” przyznany. Były minister edukacji miał trudnego przeciwnika

 

Przemysław Czarnek kolejny raz uzyskał tytuł Dzbana Roku, wyróżnienie przyznawane przez blog Make Life Harder oraz Michała Marszała. To „specjalne” odznaczenie jest udzielane osobom, które napotykają na szeroką krytykę za swoje działania. Ex-minister edukacji, w swojej drodze do zwycięstwa, prześcignął nawet Grzegorza Brauna.

 

Foto: Filip Naumienko/REPORTER; Grafika DALL-E

 

 

Tytuł „Dzbana Roku 2023” przyznany! Kogo pokonał Przemysław Czarnek?

[…]

 

Plebiscyt ten, z kilkuletnią historią, co roku w styczniu mobilizuje internautów do głosowania na osobę, której „osiągnięcia” wybitnie wyróżniły się w ciągu ostatniego roku. Podczas tegorocznego głosowania, zaciętą rywalizację stoczyli dwaj politycy: Przemysław Czarnek i Grzegorz Braun.

 

Czarnek walczył o tytuł za „całokształt twórczości”, Braun zaś za konkretny incydent z gaszeniem świecy chanukowej w Sejmie. Ostatecznie to były minister edukacji zyskał przewagę. Zdobył 309 632 głosy, a polityka Konfederacji „nagrodziło” 152 205 głosujących.

 

W gronie innych nominowanych do Dzbana Roku 2023 znaleźli się Danuta Holecka, Oskar Szafarowicz, Adam Glapiński, abp Marek Jędraszewski, Janusz Kowalski oraz Sebastian Fabijański. Jednak głos ludu był jednoznaczny – to Przemysław Czarnek został wybrany na niekwestionowanego Dzbana, pozostawiając daleko w tyle pozostałych kandydatów.

 

 

Źródło: www.natemat.pl



Źródło: www.4.bp.blogspot.com

 

Miejsce pracy Ministry/a Edukacji Narodowej – zdjęcie z 2017 roku

 

Minął pierwszy tydzień wprowadzonego przeze mnie (jednogłośnie!) ograniczania ilości zamieszczanych dziennie materiałów do jednego. I nie żałuję tej decyzji – i tak niewiele było tematów, które zasługiwały na poświęcenie im szczególnej uwagi. Teraz zasiadłem do analizy, co z wydarzeń tych sześciu dni na tyle mnie poruszyło, że napisać w felietonie o tym  „musze, bo inaczej się udusze…”.

 

Dzisiejszy felieton poświęcę jednej bohaterce i jednemu tematowi: pani ministrze edukacji – Barbarze Nowackiej, która dała początek niezliczonej liczbie materiałów i komentarzy, których powodem była jej deklaracja, jaka padła w programie „Tłit” na portalu  „Wirtualna Polska”. Na pytanie Od kiedy uczniowie nie będą musieli już odrabiać prac domowych?” – odpowiedziała: „Jak będzie rozporządzenie, które jest już przygotowane. Od początku kwietnia takie rozporządzenie będzie już funkcjonowało.” Ale już wiadomo, ze na początku rozporządzenie będzie obowiązywało jedynie szkoły podstawowe, ale z czasem wejdzie też na kolejnych etapach edukacji. „Jestem pewna, że po kilku latach funkcjonowania braku prac domowych w szkołach podstawowych, w szkołach średnich też to będzie zniesione” – podkreśliła ministra. [Źródło: www.boop.pl ]

 

No i rozpętała się burza medialna. Zapewne wszyscy z Was, przynajmniej część z tych opinii przeczytali i/lub wysłuchali. Wiele z nich jest krytycznych wobec takiej arbitralnej i radykalnej metody zarządzania tą delikatną tkanką, jaką jest proces edukacji. Nie będę tu żadnego takiego głosu przytaczał, powiem jedynie, że najtrafniejszym – moim zdaniem – zarzutem, jaki stawiają oponenci, i to nie ci „polityczni”, jest podejmowanie decyzji bez konsultacji społecznych.

 

Tak sobie myślę, że to musi być trudno, zasiąść tak na tronie (w fotelu ministra/y) i powściągnąć chęć zademonstrowania swojej władzy, danego prawa do podejmowania decyzji bez pytania kogokolwiek o zdanie. Skutki tego są tym gorsze, im mniejszą wiedzę i doświadczenie o przedmiocie swej władzy posiada owa/ów  szef(owa). A takich przypadków na urzędzie Ministra Edukacji Narodowej mieliśmy po 1989 roku bez liku. A że ja już dość długo siedzę na tej oświatowo-edukacyjnej zagrodzie, to dziś dam sobie prawo do przyjęcia dla potrzeb tego felietonu roli „historyka-recenzenta” tych wszystkich polityków (och, przepraszam – i polityczek!), którzy zarządzali polską edukacją po 1989 roku.

 

A nie wiem czy zdajecie sobie sprawę z tego, że pani Barbara Nowacka jest 21 osobą na tym urzędzie.  Takie „oczko” mamy… Tylko czy z nim wygramy?…

 

W tym czasie  sześć  razy na czele ministerstwa stanęła kobieta, 15 osób posiadało stopień naukowy doktora lub wyższy, pięć razy ministrem edukacji był prawnik. Otworzył ten rozdział polskiej edukacji w gmachu przy ul. Szucha profesor historii Henryk Samsonowicz. Ale u swego boku miał wieloletnią nauczycielkę i dyrektorkę warszawskiego liceum – dr. Annę Radziwiłł. Po nim przejął pałeczkę Robert Głębocki –  astrofizyk, rektor Uniwersytetu Gdańskiego, ale nadal miał on możliwość zapytać o wszystko panią dr. Radziwiłł.  Od grudnia 1991 roku, na pół roku, zasiadł na tym fotelu Andrzej Stelmachowski – profesor prawa (rolnego). Jednym z jego zastępców był prof. Adam Pilch – uczony z obszaru pedagogiki społecznej, ale który nigdy w żadnej szkole nie pracował. Po nim, także przez kilka miesięcy, ministrem był Zdobysław Flisowski – profesor nauk technicznych, nauczyciel akademicki Politechniki Warszawskiej. Ale podsekretarzem stanu była wtedy Anna Urbanowicz, która ukończyła studia nauczycielskie na Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach, potem pracowała w szkołach w Częstochowie, Skierniewicach i Łyszkowicach.  A kiedy jesienią 1993 roku do władzy doszła koalicja SLD z PSL ministrem edukacji został Aleksander Łuczak – profesor historii na UW, w latach 1983–1986 pełnił funkcję prodziekana Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych. Ale nadal była tam pani podsekretarz Anna Urbanowicz. Ale już wtedy pojawił się kolejny podsekretarz –  Kazimierz Dera. Był on fizykiem po Wyższej Szkole Pedagogicznej w Opolu, pracował jako nauczyciel w szkole dla „trudnych” dzieci. Pozostał on na swoim stanowisku także po 7 marca 1995 roku, kiedu Łuczaka zastąpił Ryszard Czarny. Ten z kolei studiował – kolejno: socjologię, historię sztuki, nauki polityczne, aby ostatecznie uzyskać dyplom z prawa. Ze szkołą nigdy nie miał nic wspólnego jedynie z Wyższą Szkoła Pedagogiczną w Kielcach, jako dziekan Wydziału Zarządzania i Administracji.

 

Ale w lutym 1996  roku zawiało… Ministrem został Jerzy Wiatr – nie tylko polityk SLD, ale wcześniej bardzo zasłużony (i wierny) fachowiec byłej PZPR (był członkiem powołanego po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego Zespołu Partyjnych Socjologów przy KC PZPR ), socjolog z wykształcenia i kierunku pracy naukowej, od 1976 roku profesor Uniwersytetu Warszawskiego. A w ministerstwie nadal pracowali: Anna Urbanowicz i Kazimierz Dera.

 

Gdy nastała kolejna powyborcza jesień 1997 roku i gdy powstał rząd koalicyjny AWS – UW, ministrem edukacji został kolejny profesor, Mirosław Handke – tym razem rektor Akademii Górniczo-Hutniczej, były kierownik Katedry Chemii Krzemianów i Związków Wielkocząsteczkowych. Pamiętam jeden z wywiadow, w którym na pytanie dziennikarza: „A skąd czerpie pan minister wiedze o szkole?” , minister odpowiedział: „Moja siostra jest nauczycielką i jej się zawsze pytam…”  Ale on miał większe szczęście niż jego poprzednicy. Sekretarzem stanu w ministerstwie, z ramienia Unii Wolności, została Irena Dzierzgowska, która zanim tam zasiadła była nauczycielką chemii i fizyki w Liceum Medycznym nr 3 w Warszawie, a także wicekuratorką oświaty w  kuratorium województwa warszawskiego. I był tam jeszcze jeden podsekretarz stanu – Wojciech Książek, który wcześniej uczył w Zespole Szkół Zawodowych i Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Pucku.

 

Kiedy po rozpadzie tej koalicji ministrem edukacji został Edmund Wittbrodt – Irena Dzierzgowska i Wojciech Książek pozostali na swoich stanowiskach. Ten z kolei był profesorem nauk technicznych z Politechniki Gdańskiej i przez 28 lat – po ukończeniu studiów – nie znał innej pracy niż ta uczelnia.

 

Od października 2021 roku, przez kolejne 2,5 roku na urzędzie Ministra – teraz już – Edukacji i Sportu zasiadła pierwsza kobieta –  Krystyna Łybacka. Zmiana ta nastąpiła po kolejnych wyborach, kiedy karty (i stanowiska) rozdawał nowy lewicowy  premier – lider partii  o nowej nazwie Socjaldemokracja Rzeczpospolitej Polskiej (SdRP)  – Leszek Miller. Była ona matematyczką z wykształcenia, która także nigdy nie pracowała w szkole, po studiach jedynie w Politechnice Poznańskiej . To za jej rządów w resorcie było 13-oro wiceministrów, z tego 3 w randze sekretarzy stanu. Nie analizowałem kto poza Wojciechem Książkiem (który o dziwo zachował stanowisko) miał w tym gronie praktyczna wiedzę u codziennej pracy w szkole.

 

Od maja 2004 roku doszło do zmiany premiera – został nim Marek Belka, a ministrem od edukacji i sportu Mirosław Sawicki – były (w  latach 1971–1990) nauczyciel fizyki w warszawskich liceach, w tym w XLI Liceum Ogólnokształcącym im. Joachima Lelewela. Wcześniej – w  latach 1990–1997 był urzędnikiem w Ministerstwie Edukacji Narodowej, pełnił funkcję dyrektora Departamentu Kształcenia Ogólnego (do 1996), następnie podsekretarza stanu w tym resorcie. Po zmianie struktury resortu na Ministerstwo Edukacji pozostał na stanowisku – aż do końca października 2005 roku. Przez cały czas ministrowania Mirosława Sawickiego na stanowisko podsekretarza stanu powróciła Anna Radziwiłł.

 

I jeszcze przypomnę, że przez następne kilka miesięcy, gdy premierem nowego rządu PiS został Kazimierz Marcinkiewicz (31 październik 2005 – 5 maj 2006) w MEN rządził Michał Seweryński – profesor nauk prawnych na Uniwersytecie Łódzkim – były rektor (1990 – 1996) tej uczelni. Wtedy, ale już tylko do 14 listopada tego roku, pracowała tam Anna Radziwiłł. Po jej odwołaniu na ten etat zatrudniony został inżynier z Politechniki Warszawskiej – Zdzisław Hensel, ale on nie miał nic wspólnego z oświatą szkolną.

 

Czytaj dalej »



17 stycznia 2024 toku Robert Raczyński zamieścił na swoim blogu tekst na bardzo aktualny temat. Udostępniamy go w całości:

 

 

                                                 Czy młode osoby skuszą się na pracę w polskiej szkole?

 

W nawiązaniu do bardzo istotnej kwestii kadrowego „odmłodzenia szkoły”, postrzeganej jako kluczowa dla polskiej oświaty i poruszonej właśnie na łamach edunews.pl przez Jarosława Kordzińskiego, chciałbym dodać niewielki komentarz.

 

Jak zwykle w edukacji, w pozornie oddzielnym problemie – niedostatku młodych nauczycieli – spotyka się całe mnóstwo problemów cząstkowych. Pierwszy z nich to pominięty w artykule konflikt mentalny – z jednej strony sugeruje się powszechnie, że młoda krew, co naturalne, ma przynieść ze sobą „nowe” do szkół, z drugiej, nie sposób przeoczyć narracji, że oprócz owej „świeżości”, niewiele ma do zaproponowania. Czasami jest to konflikt zupełnie niepotrzebny, oparty o zbędne uprzedzenia i nieświadomość czy konserwatyzm starszych generacji nauczycieli, ale w sporej liczbie przypadków nieunikniony, kiedy młodzi, napompowani w gruncie rzeczy antypedagogicznym przesłaniem, konfrontowani są z rzeczywistością zupełnie z nim niekompatybilną. W takiej sytuacji, mentor (u nas jest to po prostu ktoś nieco bardziej doświadczony, niekoniecznie do tego przygotowany, a czasami przymuszony) ma za zadanie wylać na głowę narybku parę kubłów zimnej wody, wdrożyć w biurokrację i zapoznać z kolejnością korporacyjnego dziobania, mając często wrażenie, że piłuje gałąź na której sam siedzi.

 

Aby taki konflikt złagodzić, trzeba zadbać o kilka rzeczy. Po pierwsze, o system kształcenia do zawodu, który w dużej mierze nadal ignoruje potrzebę zajęć praktycznych (a czasem wręcz przyziemnych) i przygotowania psychologicznego – niekończące się międlenie o miękkich kompetencjach tu nie wystarczy. Zupełnie nie rozumiem, jak, ględząc bez przerwy o przewagach fińskiej oświaty, można ten czynnik pomijać. Po drugie, o realne i wręcz podyplomowe kształcenie nieprzypadkowych mentorów (bajki o fachowym wsparciu ze strony całych rad pedagogicznych można sobie w buty włożyć). Po trzecie wreszcie, wspomnianym mentorom trzeba za tę pracę zapłacić, jeśli ich pomoc nie ma być pozorowana. Warto o tym pamiętać, zanim zakupi się kolejną, np. amerykańską franczyzę.

 

Problem kolejny to zafałszowane postrzeganie sytuacji ogólnej. Jeśli, jak to wynika z deklaracji OECD i EI, młodzi mają tak „silne poczucie zaangażowania społecznego i otwartości na innowacje”, to dlaczego zmierzenie się z realiami i wymogami pracy w szkole okazuje się być ponad ich siły? Można oczywiście psioczyć na społecznie niezaangażowany i nieinnowacyjny beton, zadekowany w szkołach, z którym owi młodzi się zderzają, ale każdy, kto ze szkołą ma cokolwiek wspólnego, wie, że to w dużej mierze jedynie głęboko zakorzeniony stereotyp. Mamy więc dwie możliwości: Albo to „silne poczucie” jest tylko subiektywnym wrażeniem przyszłych nauczycieli, suflowanym przez rozmaite ciała i gremia, które wiedzą, „jak powinno być”, albo elementem przygotowania, który nie jest czynnikiem decydującym dla odniesienia sukcesu w realiach szkoły powszechnej. Wiele wskazuje na to, że kształcimy ludzi do pracy w szkołach, które istnieją jedynie w czyjejś wyobraźni i to dlatego młodzi nauczyciele i nauczycielki „stają przed poważniejszymi niż przeciętne wyzwaniami”. Najwyraźniej takie wyzwania nie są wcale wyjątkiem, a normą, która jakoś umyka uczelniom pedagogicznym.

 

Na dodatek, spora część świeżo upieczonych nauczycieli przejawia już te same cechy, które dotyczą wielu ich uczniów: psychiczną labilność, przewrażliwienie i koncentrację na sobie, co raczej nie wróży długiej kariery profesjonalnej. Tego problemu nie rozwiążą podwyżki i doświadczeni koledzy – odpowiada za niego praktycznie nieistniejąca selekcja do zawodu. W gloryfikowanej w środowisku zainteresowanych oświatą Finlandii, jakoś możliwe jest uświadomienie adepta na odpowiednim etapie, że się do tego zawodu po prostu nie nadaje. Taka refleksja mentora w miejscu pracy jest już musztardą po drogim obiedzie.

 

Problem pokrewny, a również w artykule nieobecny, to fakt, że wchodzący na rynek pracy pedagodzy należą już do pokoleń, które zupełnie inaczej postrzegają ów rynek i swoje w nim miejsce. Raczej trudno od nich oczekiwać przywiązania do „siłaczkowej” misji. Myliłby się jednak ktoś, upatrujący rozwiązania problemu w podrzuceniu kolejnego worka pieniędzy, niezawetowanego przez prezydenta. Młodzi ludzie mogą być bardziej niż ich poprzednicy skoncentrowani na swoich potrzebach, ale wbrew pozorom, nie sprowadzają się one wyłącznie do powiązania ich pensji ze średnią krajową. Szkolny skansen nie może się równać z nowoczesnym środowiskiem pracy, które nie tyle jest im specjalnie oferowane, co stanowi standard u innych pracodawców. I znów nie chodzi tu o bonusy w postaci karnetu na siłownię czy dodatkowego ubezpieczenia zdrowotnego (choć pewnie byłyby mile widziane), ale o tak banalne rzeczy jak laptop nieprzywiązany łańcuchem do biurka i przestrzeń do pracy własnej, gdzie można trzymać wszystkie potrzebne rzeczy, nie zabierając jednocześnie miejsca współpracownikom, jedzącym śniadanie. Widziałem w życiu parę szkół za granicą (wciąż dalekich od wyszukanych luksusów) i jestem pewien, że żaden, nawet najlepiej przygotowany mentor nie zdoła przyciągnąć tłumów adeptów zawodu do naszych. O tych kwestiach nikt u nas nie myśli, a nauczyciele, i młodzi, i starsi, przyzwyczaili się już do dyżurnej narracji, mówiącej że, wobec rozlicznych „korzyści” jakie ten zawód przynosi, społeczeństwo robi im łaskę samą możliwością zatrudnienia.

 

No i na koniec (bez ambicji wyczerpania tematu) wymieniona w tekście fikcja „wzorcowej i godnej pozazdroszczenia gwarancji rozwoju zawodowego”. Nie przecząc możliwości lekceważenia obowiązków, warto się także zastanowić, kiedy nawet chętni i zaangażowani mentorzy mieliby sensownie (i praktycznie) zająć się swoimi podopiecznymi. Na przerwie? Na okazjonalnym okienku? Czy też mają porzucić swoje podstawowe obowiązki i obserwować poczynania nadziei zawodu? Przyszło mi do głowy, że skoro mamy tak wielu starszych, doświadczonych, a ciągle podnoszących swoje kwalifikacje nauczycieli, którzy przecież tracą siły i, co tu kryć, kontakt z targetem swoich działań (nie trzeba mieć 70 lat, by taki kontakt był całkowitą fikcją bądź iluzją), to może przydałby się kolejny stopień awansu na „mentora”. Dwóch, trzech takich nauczycieli miałoby co robić w każdej szkole, która marzy o dopływie świeżej krwi i utrzymaniu jej w swoim układzie krążenia.

 

 

 

Źródło: www.eduopticum.wordpress.com

 



Foto: Jarosław Miłkowski[www.gorzowwielkopolski.naszemiasto.pl]

 

Wojewoda Lubuski Marek Cebula wręczył Mariuszowi Biniewskiemu akt powołania do pełnienia obowiązków Lubuskiego Kuratora Oświaty

 

 

Oto kolejna, lapidarna, informacja kadrowa ze strony MEN:

 

Powołanie p.o. Lubuskiego Kuratora Oświaty

 

Minister Edukacji Barbara Nowacka wyznaczyła Mariusza Biniewskiego, po zasięgnięciu opinii Wojewody Lubuskiego do pełnienia obowiązków Lubuskiego Kuratora Oświaty w okresie od 18 stycznia br. do rozstrzygnięcia konkursu na Lubuskiego Kuratora Oświaty.

 

W połowie stycznia minister Barbara Nowacka odwołała ze stanowiska Ewę Rawę.

 

 

Departament Komunikacji MEN

 

 

 

Źródło: www.gov.pl/web/edukacja/

 

 

 

Więcej o panu Mariuszu Biniewski,  nauczycielu z 25-letnim stażem , który od 4 lat był dyrektorem I Liceum Ogólnokształcącego w Gorzowie – w artykule „Dyrektor „Puszkina” został pełniącym obowiązki lubuskiego kuratora oświaty” zamieszczonym na portalu „Gorzów Wielkopolski nasze miasto”  –  TUTAJ