Oto obszerne fragmenty tekstu, zamieszczonego dzisiaj (22 kwietnia 202r.) w „Dzienniku Łódzkim”:
Ruszyła rekrutacja do szkół ponadpodstawowych w Łodzi
Potrwa od poniedziałku 22 kwietnia br. do 21 maja do godz. 12.
Kto się nie zarejestruje i nie wypełni e-wniosku, nie weźmie udziału w głównym naborze, a aplikować do szkoły będzie mógł dopiero po jego zakończeniu i już tylko na pozostałe wolne miejsca.
W poniedziałek, 22 kwietnia br. rozpoczął się elektroniczny nabór do szkół ponadpodstawowych w Łodzi. Uczniowie klas ósmych, którzy chcą wziąć w nim udział, powinni zarejestrować się i wypełnić wnioski, dostępne na w witrynie internetowej Urzędu Miasta Łodzi, w zakładce edukacja. Mają na to miesiąc – system zostanie zamknięty 21 maja o godz. 12. […]
W prowadzonych przez miasto liceach ogólnokształcących dla kandydatów przygotowano 2200 miejsc, w technikach – 1500, w szkołach branżowych – 280. Nabór jest otwarty dla wszystkich chętnych – o przyjęcie mogą ubiegać się zarówno uczniowie z Łodzi, jak i z innych miejscowości.
Ósmoklasiści w elektronicznych podaniach mają możliwość wskazania dowolnej liczby szkół i klas, szeregując je według swoich preferencji – czyli na pierwszym miejscu wskazując klasę i szkołę, na której zależy im najbardziej.
Przed nimi jeszcze egzaminy (w połowie maja) oraz zdobywanie ocen na świadectwo. Są bardzo ważne – między innymi od wyników egzaminu oraz ocen z przedmiotów, zależy liczba punktów, jakie uczeń uzyska w rekrutacji, a ostatecznie – czy zostanie przyjęty do wymarzonej szkoły i klasy. […]
Źródło: www.dzienniklodzki.pl
x x x
Więcej informacji o rekrutacji do łódzkich szkół ponadpodstawowych na stronie UMŁ – TUTAJ
Link do strony elektronicznego systemu naboru – TUTAJ
Nowy tydzień proponujemy rozpocząć od lektury tekstu prof. Bogusława Śliwerskiego, który zamieścił on na wczoraj (21 kwietnia 202 r.) na swoim blogu. Wyróżnienie fragmentów teksty podkreśleniami i pogrubioną czcionką, jak też linki do przywoływanego wydarzenia czy autora – redakcja OE:
Mit wychowania bezstresowego
W czasie tegorocznego Festiwalu Nauki, Techniki i Sztuki Łódzkiego Towarzystwa Naukowego miałem możliwość podzielenia się z jego uczestnikami naukową analizą dyskursu publicznego na temat rzekomego wychowania bezstresowego.
Teza wyjściowa brzmiała: Wychowanie bezstresowe jest mitem, który wytwarza się na użytek prowadzonej wojny ideologicznej, politycznej czy dyskursywnej w różnych środowiskach, w tym także z udziałem naukowców i pedagogów. Wprowadza się przy tym w obieg fałszywe dane o prekursorach tak ujętego wychowania, przypisując je albo filozofowi Janowi Jakubowi Rousseau, albo amerykańskiemu pediatrze Benjaminowi Spockowi. Jedno i drugie nie znajduje potwierdzenia w faktach.
Publicyści, przedstawiciele pozapedagogicznych profesji głoszą wszem i wobec, bo przecież na szkole i wychowaniu zna się każdy (tak, jak na medycynie), że wychowanie bezstresowe jest najgroźniejszym stylem wychowania, który bazuje na naiwnej koncepcji człowieka, ideologii liberalnej fikcji i marksistowskiej zasadzie politycznej poprawności. Protagonistami wychowania bezstresowego są jacyś tajemniczy wrogowie szkoły, społeczeństwa, a nawet ludzkości, w rzeczy samej przestępcy, którzy realizują jakiś toksyczny program demoralizacji młodego pokolenia.
Wychowanie bezstresowe jest jednak tym zasobem frazeologicznym współczesnego języka polskiego, który nie powstał w ostatnich latach, chociaż wielu osobom wydaje się, że zaistniał dopiero w okresie III Rzeczpospolitej. Nie ulega wątpliwości, że takie określenie stało się ulubieńcem współczesnej mody językowej. Twórcy tego zwrotu ujmują rzeczywistość w sposób zjawiskowy, a więc taki, gdzie świat rysuje się w naszej wyobraźni, jako scena, na której rozgrywa się zawsze jakaś akcja, coś się dzieje, zachodzą jakieś zjawiska, dokonują się jakieś czyny.
Wychowanie bezstresowe to literacki wymysł, który znalazł w języku propagandy politycznej szansę na odnawianie mitu czy pewnego dogmatu, wydedukowanego prawdopodobnie z pedagogiki nowego wychowania, by skazać ją w walce dyskursów na niepowodzenie. Wystarczy zaobserwować, z jakim akcentem wymawiany bywa zwrot „wychowanie bezstresowe”, jak ta idea jest wplatana, jakie budzi skojarzenia ideowo-emocjonalne, żeby się przekonać, iż chodzi tu o coś znacznie bardziej poważnego.
Formułowane w opozycji do wychowania właściwego (przy czym nie odsłania się, jak rozumianego), ma oczernić związki niektórych pedagogów z dającym się w ich pracach odczytać podobieństwem do niej, oczerniając ich jako wrogów i zapisując na ich rachunek wszelkie niepowodzenia społeczno-wychowawcze. Wychowanie bezstresowe jest niczym (flactus vocis) dopóki nie nabierze stosownego znaczenia symbolicznego, zarysowując wobec niego pewne oczekiwania.
Ze świata zjawisk, idei dotychczas obojętnych, tak kreowane wychowanie ma przeniknąć do świata osobowości. Mit wychowania bezstresowego trwa poprzez jego przekazywanie i odradzanie się. Żyje dzięki wpisywaniu go w wojnę idei, gdyż świat edukacji i wychowania wciąż jest konstruowany antagonistycznie. Ów mit wpisuje się w nieustanną walkę polityków o władzę, ale także o dominację jednego dyskursu nad drugim zmuszają wychowanie humanistyczne do milczenia.
Brak tolerancji wobec odmienności i jad w języku krytyki wychowania humanistycznego mają zapewnić sukces w tej rywalizacji właściwej stronie. Włącza się w ten proces władzę państwową, której zadaniem jest spowodowanie, by społeczeństwo kierowało się tym samym systemem wartości, co ona. Nie ma lepszej czy innej pedagogiki, jest tylko gorsza, zła, niepożądana od tej jedynie słusznej.
Przenoszenie do pedagogiki wprost z polityki modelu antagonistycznego podziału istniejących doktryn, prądów i kierunków na „swoje” i „obce”, na „przyjazne” i „wrogie”, zawsze będzie oznaczało powrót do zimnowojennej, totalitarnej gry na rzecz niszczenia, wyparcia, całkowitej likwidacji wszystkich tych doktryn, które nie mieszczą się w kategorii odpowiadającej władzy, a więc w kategorii: „my”, „nasi”, „swoi”, czyli politycznie, aksjologicznie i ideologicznie „poprawni”.
To właśnie w tak antagonistycznie konstytuowanym dyskursie i praktyce edukacyjnej każdy „inny”, „obcy”, „odmienny” jest wrogiem, zagrożeniem, niepożądanym przez władze rodzajem czy typem kierunku myśli, teorii lub doktryn, z którymi nawet nie ma co polemizować, tylko należy je zniszczyć, by to one nie doszły do władzy i nie zakwestionowały dominującej tożsamości.
Politycy utrwalają w społeczeństwie stereotypy i uproszczenia, które „zakleszczają” myśl i wtłaczają ją do określonych kategorii ideologicznych czy aksjonormatywnych, naznaczając je piętnem zła czy możliwych zagrożeń. Dyskursem publicznym o wychowaniu rządzi demagogia, przeinaczanie faktów, przypisywanie swoim antagonistom poglądów, których oni nigdy nie wypowiedzieli tak, by nie można ich było zweryfikować, ale by brzmiały wiarygodnie.
Istotą demagogicznej walki nie jest przecież spór na argumenty, ale dążenie za wszelką cenę do wyeliminowania tych, które mogłyby zagrozić własnym, a jedynie słusznym sądom. Demagodzy szukają powszechnego poparcia, bazując na populistycznych hasłach (jak np. wychowanie bezstresowe, przyzwalające, podmiotowe), dobrze brzmiących kłamstwach, nie wymagających wysiłku ich rozpoznania czy dociekania ich sensu, postrzegając świat w kategorii biało-czarnej.
Poszukując odpowiedzi na pytanie: Czy w naukach o wychowaniu występuje wychowanie bezstresowe? wystarczy zajrzeć do współczesnych podręczników akademickich z pedagogiki, encyklopedii, leksykonów czy słowników pedagogicznych, jakie ukazały się Polsce w okresie po 1989 r. żeby przekonać się, że w nauce nie istnieje taka kategoria pojęciowa jak „wychowanie bezstresowe” i jako takie nie jest przedmiotem kształcenia akademickiego.
Warto natomiast zajrzeć do rozpraw Hansa Selye’go – jednego z pionierów medycyny, twórcy głośnej teorii stresu – w świetle którego istnieje stres pozytywny i negatywny. Jeśli zatem ktoś mówi o wychowaniu bezstresowym, to znaczy, że odnosi ów fenomen do już martwej osoby. Całkowita bowiem wolność od stresu jest możliwa tylko w takim stanie bytu.
Źródło: www.sliwerski-pedagog.blogspot.com
Przeglądając edukacyjne wydarzenia minionego tygodnia nie mogłem nie zarejestrować (pominiętego na stronie OE) spotkania, które odbyło się w MEN 18 kwietnia. To wtedy po raz pierwszy z kierownictwem resortu spotkali się wszyscy nowi kuratorzy oświaty. I czytając tę informację uświadomiłem sobie, że ostatni raz prezentowałem nowych kuratorów 15 marca, kiedy informowałem że 2 marca Minister Barbara Nowacka wręczyła akt powołania na Mazowieckiego Kuratora Oświaty Wioletcie Krzyżanowskiej, a 15 tego miesiąca Katarzyna Lubnauer wręczyła Jolancie Skrzypczyńskiej akt powołania na Warmińsko-Mazurskiego Kuratora Oświaty. Materiał ten zakończyłem informacją, że czekamy jeszcze na powołanie szefów tych urzędów w województwach: lubuskim, świętokrzyskim oraz zachodniopomorskim. I już d tego tematu na OE nie powróciłem,
Aby choć w tej formule ten błąd naprawić, śpieszę dziś donieść, że kolejne nominacje nastąpiły:
18 marca – w Województwie Lubuskim stanowisko kuratora objął Mariusz Biniewski
19 marca – w Województwie Świętokrzyskim stanowisko kuratora objął Piotr Łoje
25 marca – w województwie Zachodniopomorskim stanowisk kuratora objął Paweł Palczyński
I już mogę, z poczuciem naprawienia „grzechu zaniedbania”, podjąć główny wątek dzisiejszego felietonu. A będzie nim moja bardzo osobista refleksja o treściach nauczania języka polskiego w piątej klasie pewnej łódzkiej szkoły podstawowej. Refleksja ta towarzyszy mi od połowy stycznia, kiedy to – na prośbę mamy ucznia V klasy owej szkoły – zgodziłem się, dwa razy w tygodniu, pomagać mu – wtedy jeszcze w odrabianiu prac domowych, jakie jej syn miał zadawane z kilku przedmiotów: z j. polskiego, historii, geografii i biologii. Na matematykę chodzi do studentki politechniki. Spotykam się z nim nadal, mimo wejścia w życie rozporządzenia, zmieniającego zasady owych prac domowych.
Muszę jeszcze wyjaśnić, że tym moim podopiecznym (bo w tych spotkaniach nie występuję w roli nauczyciela-korepetytora, a raczej w takiej, jaką trenowałem przed laty pracując w domach dziecka – jako konsultant w „odrabiankach”) jest młodzieniec, który wraz ze swoją mamą oraz starszą siostrą, która jest teraz w VIII klasie tej samej szkoły, przyjechał do Polski przed dziewięcioma laty z Ukrainy. W tej rodzinie, jest jeszcze pierwszoklasista – urodzony już w Polsce, zaś mama jest ich jedyną opiekunka, gdyż jej mąż i ojciec tych dzieci zarabia na ich utrzymanie w USA.
Nie będę tu opowiadał o licznych problemach z jakimi musimy się z owym piątoklasistą mierzyć, w tym przede wszystkim z jego słabą znajomością języka polskiego (w rodzinie tej rozmawiają ze sobą w ich języku ojczystym), jego praktycznie zerowej orientacji w geografii i historii Polski – takiej jaką polscy uczniowie wynoszą z domów rodzinnych podczas wspólnych wyjazdów wakacyjnych, do „rodziny na wsi”, słuchaniu wspomnień wujków, cioć, dziadków i babć na rodzinnych spotkaniach. Powiem tylko o moich doświadczeniach, wyniesionych „tu i teraz” podczas powtarzania wiadomości z ostatnich lekcji oraz przygotowań do sprawdzianów z języka polskiego.
A od kilku już tygodni barujemy się z tematem „mity greckie”… I do tego na zmianę z gramatyką: części mowy, odmiana przez przypadki, części zdania – zdania proste i złożone, związki – główne i poboczne, rządu, zgody…. I to wszystko na przykładzie zdań z . . . mitologii greckiej. A jedynym źródłem tej wiedzy, którą muszą posiąść uczniowie klas piątych tej szkoły, są dwa podręczniki. „Literatura i kultura. Ewa Horwath, Anita Żegleń” i „Nauka o języku i ortografia. Ewa Horwath, Anita Żegleń”.
Aby nie być gołosłownym – ilustruję to kilkoma wybranymi przykładami – najpierw z podręcznika nauki o języku i ortografii::
A poniżej jeszcze fotki z tej ksiązki o literaturze i kulturze:
Zaiste – czy naprawdę dwunastolatkowie, którzy w dorosłe życie wejdę w latach trzydziestych XXI wieku muszą już teraz uczyć się swojego ojczystego języka, wkuwając jednocześnie imiona bohaterów mitologii starożytnych Greków? I czy te wszystkie gramatyczne subtelności o przyimkach, przydawkach i okolicznikach są niezbędne dla przyszłych użytkowników cyfrowych form przekazu, gdzie nad poprawnością wstukanego tekstu czuwać będzie AI ?
Może lepiej dla wszystkich (uczniów i nauczycieli z podstawówek) byłoby przeniesienie tej pogłębionej wiedzy o języku polskim do programów dla klas licealnych z rozszerzeniem humanistycznym?
Włodzisław Kuzitowicz
Dziś – 20 kwietnia 202 roku – proponujemy najnowszy tekst Danuty Sterny z jej ze strony „OK NAUCZANIE”:
3 popularne mity na temat uczenia się
Rys. Danuta Sterna
Nasze przekonania na temat tego, co pomaga uczniom w nauce mogą być mylne. Nauka o uczeniu się przetestowała wiele z tych przekonań, a dowody wskazują, że niektóre z naszych najczęstszych przekonań na temat uczniów są błędne. Pewien czas temu zamieściłam omówienie 5 mitów związanych z nauczaniem: https://oknauczanie.pl/5-mitow-edukacyjnych. Cieszyło się one poczytnością. W tym wpisie omówienie na podstawie artykułu Jonathana G.Tuliis trzy nowe popularne mity na temat uczenia się.
1.Każdy uczeń ma „styl uczenia się”.
Jest to mit, który jest bardzo powszechny, powtarzany nawet na uczelniach kształcących nauczycieli i odporny na wszelkie badania go obalające. Polega on na tym, że każdemu człowiekowi można przypisać styl uczenia się – wzrokowy, dotykowy, słuchowy i kinestetyczny. Ten mit wziął się z błędnego odczytania teorii wielorakiej inteligencji Howarda Gardnera. Wskazówka wynikająca z tego mitu mówi, że trzeba styl rozpoznać i zgodnie z nim nauczać ucznia.
Prawdą jest, że uczniowie często wyrażają preferencje dotyczące określonego sposobu zdobywania informacji. Na przykład niektórzy uczniowie twierdzą, że uczą się najlepiej z przekazu ustnego, podczas gdy inni twierdzą, że najlepiej uczą się czytając itd.
Są też inne podziały i w Internecie można znaleźć testy klasyfikujące ucznia do odpowiedniej grupy. Jednak nie ma dowodów na to, że uczniowie uczą się lepiej, gdy informacje są prezentowane w sposób zgodny z ich rzekomymi stylami uczenia się lub wybranymi przez uczniów preferencjami poznawczymi.
Badania wskazują, że uczniowie będą lepiej się uczyć, zapamiętywać i stosować nowe dla nich koncepcje, jeśli będą je poznawać w różnych kontekstach lub na różne sposoby.
Na przykład uczenie się dzielenia na różne sposoby poprzez różne aktywności i zróżnicowane przykłady, to lepiej opanowują materiał, niż gdy uczą się tylko na jeden sposób.
2.Sprawdziany mają na celu jedynie ocenę osiągnięć uczniów.
Nauczyciele i uczniowie nie lubią sprawdzianów, postrzegają je jako zło konieczne, jako sposób oceny co uczniowie potrafią, a czego nie wiedzą. Oczywiście ten cel często prześwieca sprawdzianom, ale można je stosować też w innych celach.
Liczne badania naukowe pokazują, że testy pozwalają na coś więcej niż tylko ocenę posiadanej przez ucznia wiedzy.
Podczas wykonywania sprawdzianu uczniowie odzyskują z pamięci wiedzę, która już mieli, przywołują ją. Dzięki temu informacja ma szansę być na trwale pamiętana. Badania pokazują, że jednym z najlepszych sposobów na zapamiętywanie jest wielokrotne ćwiczenie odtwarzania informacji z pamięci długotrwałej.
Podczas przywoływania informacji pomaga uczniom w ich uporządkowaniu i zastosowaniu ich w innych kontekstach. Pomaga też w rozpoznawaniu, co zostało już zrozumiane, a co nie. Przygotowuje też grunt do poznawania następnych informacji.
Zaletą wykonywania sprawdzianu przez uczniów, jest to, że uczniowie muszą przywołać informacje ze swojej pamięci, a nie przeczytać je powtórnie.
Sprawdzian i jego wyniki mogą również służyć nauczycielowi do planowania nauczania, co powinno być powtórzone, a co już jest dobrze opanowane przez uczniów.
3.Pojęcia, tak zwane „łatwe”, łatwo się zapamiętuje.
Wierzymy, że to czego łatwo nauczyć, jest zapamiętywane na dłużej. Czyli: „Łatwo się nauczyć, to łatwo zapamiętać”. W konsekwencji tego mitu uczniowie wybierają techniki uczenia się, które umożliwiają szybkie zdobywanie nowych informacji, na przykład: ponowne czytanie lub kopiowanie notatek, skupianie się na jednej koncepcji na raz i tylko raz.
Badania pokazują , że łatwo się nauczyć, często oznacza szybko zapomnieć. Okazuje się, że trudności przy poznawaniu nowych pomysłów pomagają uczniom zapamiętać informacje na dłuższą metę. Wręcz spowolnienie uczenia się poprzez tworzenie trudności może zapewnić lepsze długoterminowe zapamiętywanie.
Na przykład zaleca się więcej ćwiczeń wyszukiwania, w zamian za ponowne czytanie tekstu lub przepisywanie notatek.
Jednak tworzenie specjalnych trudności i komplikowanie procesu nie jest przydatne.
Często rozwijamy intuicyjne pomysły na temat tego, co działa najlepiej, ale czasami te intuicje mogą nas wprowadzić w błąd. Korygowanie mitów dotyczących uczenia się i dostosowanie praktyk do wyników badań może umożliwić skuteczniejsze i wydajniejsze nauczanie.
W tym wpisie wykorzystałam artykuł profesora Jonathana G. Tullis
Źródło: www.oknauczanie.pl
Oto obszerne fragmenty z tekstu Karoliny Olejniczak, zamieszczonego dzisiaj (19 kwietnia 202r.) na „Portalu Samorządowym – Portalu dla Edukacji”:
Sztuczna inteligencja pisze wypracowania? Są wyniki badań wśród uczniów
Foto:shutterstock/Miha Creative
6 na 10 uczniów liceów STO używa narzędzi opartych na sztucznej inteligencji do celów związanych z nauką w szkole. Wsparcie narzędzi AI okazuje się szczególnie pożądane w przypadku języka polskiego i języków obcych, a wśród dostępnych rozwiązań króluje Chat GPT.
[…]
Od czasu debiutu narzędzia Chat GPT trwają dyskusje na temat stosowania sztucznej inteligencji w rożnych dziedzinach, w tym w sferze edukacji. Społeczne Towarzystwo Oświatowe zapytało uczniów swoich liceów, czy korzystają z narzędzi AI do celów związanych z nauką w szkole.
Twierdząco na tak postawione pytanie odpowiedziało 6 na 10 (60,6 proc.) ankietowanych licealistów. Co czwarty uczeń, będący użytkownikiem narzędzi AI (27,4 proc.) korzysta z nich co najmniej raz w tygodniu, a 43 proc. – co najmniej raz w miesiącu.
Zdecydowanie największą popularnością wśród narzędzi opartych na sztucznej inteligencji cieszy się wśród licealistów Chat GPT. W grupie uczniów, którzy deklarują korzystanie z narzędzi AI, niemal każdy (98,5 proc.) przyznał, że używa lub używał tego narzędzia do celów związanych z nauką szkolną. Znacznie mniejszy odsetek zadeklarował korzystanie z innych narzędzi – Character AI (16,3 proc.), Midjourney (8,9 proc.), DALL-E (5,2 proc.) oraz Bard (3 proc.). […]
Więcej o wynikach tego badania – TUTAJ
Z badania wynika też, że licealiści korzystają z narzędzi AI przede wszystkim do zdobywania informacji (75,6 proc.), poszukiwania pomysłów (60 proc.) i generowania prac, które następnie samodzielnie poprawiają (49,6 proc.).
– W obecnej podstawie programowej brakuje treści poświęconych sztucznej inteligencji. W efekcie, młodzież ma niewielką wiedzę o możliwościach, jakie dają narzędzia AI i nie posługuje się nimi w pełni świadomie. Znalazło to odzwierciedlenie w naszym badaniu – licealiści korzystają głównie z najbardziej znanych narzędzi i zwykle nie wykraczają poza ich podstawowe zastosowania – mówi Leszek Janasik, dyrektor Społecznego Liceum Ogólnokształcącego nr 5 STO w Milanówku.
Jego zdaniem młodzi ludzie zasługują na więcej informacji, zarówno na temat potencjału narzędzi AI, jak i wątpliwości, które wiążą się z ich stosowaniem. W szkole przeprowadzono dyskusję, w której każdy mógł zaprezentować swój punkt widzenia. Dzięki temu nauczyciele starają się unikać zadawania prac domowych, które mogą zostać wykonane przez narzędzia AI. Uczniowie z kolei mają większą świadomość, że polegając w zbyt dużym stopniu na sztucznej inteligencji, ograniczają własny rozwój w określonych obszarach.
Korzystali, ale zrazili się. Uczniowie dostrzegają wady AI
Z badania przeprowadzonego przez Społeczne Towarzystwo Oświatowe wynika również, że 4 na 10 ankietowanych licealistów (39,4 proc.) nie wykorzystuje obecnie narzędzi AI do celów związanych z nauką w szkole. Co czwarta osoba w tej grupie (25,6 proc.) używała ich jednak w przeszłości.
Rezygnacja ze stosowania narzędzi AI jest przez licealistów motywowana m.in. szkodliwym wpływem sztucznej inteligencji na ich własną wiedzę i kreatywność oraz błędami popełnianymi przez narzędzia AI.
Badanie w przeprowadzono na grupie ponad 250 uczniów liceów Społecznego Towarzystwa Oświatowego (STO), które jest największą organizacją oświaty niepublicznej.
Źródło: www.portalsamorzadowy.pl/edukacja/
Nie pierwszy to raz trafiamy na materiał, o którym nie wiedzielibyśmy, gdyby nie doprowadził tam nas ktoś z naszych stałych fejsbukowiczów. Tym razem jest to Mikołaj Marcela, który wczoraj (28 kwietnia 2024r.) zamieścił taki tekst:
„Latamy w kosmos, a uczymy XIX-wiecznym systemem, który miał wychować potulnego obywatela. Przecież naszym celem powinno być wychowanie myślącego człowieka, który jest odpowiedzialny za siebie, umie rozwiązywać problemy i być ciekawym świata” — mówi Małgorzata Kozak, nauczycielka języka polskiego z programu „Back to School. Prawdziwy egzamin”, która swoje poglądy określa jako RADYKALNE.
Cieszę się niezmiernie, że pojawił się taki artykuł, bardzo bliskie są mi też pomysły, które prezentuje w nim Małgorzata Kozak, jeśli chodzi o kierunek zmian (o niektórych z nich piszę w „Zróbmy sobie szkołę!”). Oby jak najwięcej właśnie tego typu głosów w polskiej edukacji!
Ciekawostką jest natomiast to, że dziś ten artykuł udostępniała u siebie na Facebooku grupa nauczycielska, która odsądza mnie od czci i wiary… choć piszę dokładnie o tym samym w moich książkach.
Nie wiem za bardzo, jakimi drogami wędrują myśli części nauczycieli i nauczycielek, ale może akurat do tej grupy trafią słowa właśnie Małgorzaty Kozak. Nie ważne, czyje słowa do nich trafią – ważne by trafiły!
Źródło: www.facebook.com/mikolajmarcela.oficjalna.strona/
I poniżej zamieścił link do materiału o Małgorzacie Kozak i programie „Back to School. Prawdziwy egzamin”. Oto fragmenty tego obszernego tekstu, pochodzącego ze strony Portalu „ONET Plejada”:
Foto: TTV/TVN
Małgorzata Kozak w programie „Back to School. Prawdziwy egzamin”
Polonistka z 40-letnim stażem: latamy w kosmos, a uczymy XIX-wiecznym systemem
[…]
Agnieszka Święcicka: Jak trafiła pani do programu „Back to School. Prawdziwy egzamin”?
Małgorzata Kozak: Przeglądając Facebooka, zauważyłam ogłoszenie, że produkcja programu telewizyjnego poszukuje polonistów. Pomyślałam, że może chodzić o jakąś misję. Wysłałam zgłoszenie. Tego samego dnia zadzwoniono do mnie, odbyła się rozmowa. Potem pojechałam na casting do Warszawy i zostałam zakwalifikowana do programu. Nie wiem, co o tym zdecydowało: moje zainteresowania, niespożyta energia, pomysły na lekcje, niestandardowe poglądy? Dowiedziałam się, że program to eksperyment, będzie mowa o tym, jak zmienić edukację.
[…]
Na przestrzeni kilku dekad była pani świadkiem wielu rewolucji w polskim szkolnictwie. Jak je pani ocenia?
Sądzę, że nie dokonały tej zmiany, która jest potrzebna polskiemu szkolnictwu. Uważam, że powinno się całkowicie zmienić ten XIX-wieczny system, w którym ciągle pracujemy. Nie można tego jednak robić żadnymi rewolucjami. To musi być przemyślana, mądra zmiana, która – według mnie – powinna się zacząć od zera. Trzeba się zastanowić, jakie kompetencje i umiejętności są potrzebne człowiekowi XXI i ewentualnie kolejnego wieku. Odnoszę wrażenie, że nie mamy szansy uczyć młodych ludzi odpowiedzialności, kreatywności, pracy nad sobą, ciekawości świata, a tylko przygotowujemy ich do egzaminów, co – moim zdaniem – jest fatalne w skutkach.
Mądry zespół ludzi, wśród których będą praktycy i teoretycy, powinien usiąść i przez wiele miesięcy przegadać, co i jak zmienić. Nie można zrobić tego gwałtownie. Nie można też stosować kosmetycznych zmian.
Myślę o prawdziwej zmianie, która byłaby zrobiona spokojnie, krok po kroku, od pierwszej klasy szkoły podstawowej, a nie w trakcie edukacji aktualnych roczników. Mam bardzo radykalne poglądy, jeśli chodzi o obecny system szkolnictwa. […]
Kwestią, która budzi mieszane uczucia, jest niezadawanie uczniom pracy domowej.
Uważam, że dzieci, które zaczynają edukację i muszą coś przećwiczyć, powinny mieć pracę domową. Ja – na poziomie licealnym – oprócz czytania lektur i obejrzenia jakiegoś filmu – wszystkie zadania pisemne i ustne robię z uczniami na lekcjach. Nie uważam, żeby zadanie domowe z języka polskiego – chodzi mi o wypracowanie – było dobrym rozwiązaniem, bo nie wiem, czy uczeń napisał to wypracowanie samodzielnie. Wolę, by zrobił to sam na lekcji, bo wtedy się więcej nauczy.
Niestety, nauczycieli praktyków się raczej nie słucha. Bardzo źle jest, że to politycy mają wpływ na sposób edukowania, na to, jaki ma być system.
System edukacji nie powinien być zależny od zmieniającej się polityki państwa, tylko od dobra ucznia, rodzica, nauczyciela.
Za zło współczesnego świata uważam poprawność polityczną. Nie można wysokiemu powiedzieć, że jest wysoki, a niskiemu, że jest niski. Uczeń powinien mieć zwrotną informację o swoich postępach, w czym jest mocny, a w czym słaby, nad czym powinien pracować, jak powinien nad tym pracować.[…]
Cały tekst „Polonistka z 40-letnim stażem: latamy w kosmos, a uczymy XIX-wiecznym systemem” – TUTAJ
Źródło: www.plejada.pl
Wczoraj (17 kwietnia 202 r.) w „Akademickim Zaciszu” na pytanie „Co się dzieje z kobietami, mężczyznami i rodzinami” przed którym gospodarz „Zacisza” – prof. Roman Leppert postawił zaproszoną tam do rozmowy dr hab. Joannę Ostrouch- Kamińską, prof. Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiegoo w Olsztynie.
W zapowiedzi tego spotkania proof. Leppert zachęcał do przeczytania tekstu, zamieszczonego w tygodniku „Polityka”, w którym dr hab. Joanna Ostrouch-Kamińska odpowiadała na pytania red. Ryszarda Sochy – m.in. dlaczego związek córki z matką, tak bliski w dzieciństwie, bywa tak trudny w dorosłości – TUTAJ
Jak jest to stało się już normą – zachęcamy wszystkich których ten problem zainteresował, a wczoraj nie mogli owej rozmowy wysłuchać, aby o dogodnej dla siebie porze kliknęli w zamieszczony link i obejrzeli:
Co się dzieje z kobietami, mężczyznami, rodzinami? – TUTAJ
Interwencja ZNP ws. skutków rezygnacji z nauczania przedmiotu historia i teraźniejszość
Związek Nauczycielstwa Polskiego wystosował do Ministerstwa Edukacji Narodowej list dotyczący skutków rezygnacji z nauczania przedmiotu historia i teraźniejszość: W roku szkolnym 2024/2025 w klasach pierwszych nie będzie ani przedmiotu historia i teraźniejszość, ani przedmiotu edukacja obywatelska, co będzie miało znaczący wpływ na wymiar zatrudnienia nauczycieli.
„Z konferencji prasowej Ministerstwa Edukacji wynika, że w miejsce przedmiotu historia i teraźniejszość od roku szkolnego 2025/2026 zostanie wprowadzony nowy przedmiot edukacja obywatelska. Przedmiot będzie obowiązywać w drugich klasach szkół ponadpodstawowych w wymiarze dwóch godzin.
Do tej pory w klasach pierwszych przedmiot historia i teraźniejszość realizowany był w wymiarze 2 godzin , a w klasach drugich w wymiarze jednej godziny, tak więc w roku szkolnym 2024/2025 w klasach pierwszych nie będzie ani przedmiotu historia i teraźniejszość, ani przedmiotu edukacja obywatelska co będzie miało znaczący wpływ na wymiar zatrudnienia nauczycieli.
Dyrektorzy szkół do 5 kwietnia 2024 r. przekazali związkom zawodowym projekty arkuszy organizacji szkoły do zaopiniowania i co oczywiste nie mogli w projekcie arkusza umieścić projektowanych zmian. Nie będą też ich mogli umieścić w arkuszu do momentu pojawienia się rozporządzenia w obiegu prawnym, a zgodnie z deklaracjami Pani Ministry, rozporządzenie ma być podpisane w czerwcu i wejść w życie z dniem 1 września 2024 r.” – czytamy w liście ZNP do MEN.
Przypominamy, że ruch służbowy w oświacie kończy się w dniu 31 maja i do tego terminu nauczyciel winien być poinformowany o zmniejszeniu wymiaru czasu pracy, czy też tym bardziej o wypowiedzeniu umowy.
Należy zwrócić uwagę na fakt, iż nauczyciele często ratowali szkoły ponadpodstawowe podejmując się prowadzenia zajęć dydaktycznych z przedmiotu historiia i teraźniejszość, a teraz podziękuje im się za pracę, proponując powrót za rok. Czy będą chcieli wrócić?
Natomiast uczniowie klas drugich szkół ponadpodstawowych już mają największą liczbę godzin zajęć dydaktycznych tygodniowo i dołożenie im w roku szkolnym 2025/2026 dwóch godzin edukacji obywatelskiej jeszcze zwiększy ich obciążenie.
Związek Nauczycielstwa Polskiego mając na uwadze powyższe, jak również stojąc na straży przestrzegania przepisów prawa, zwraca się o rozważenie możliwości przywrócenia na jeden rok szkolny 2024/2025 w klasach pierwszych w wymiarze jednej godziny przedmiotu wiedza o społeczeństwie, do którego prowadzenia nauczyciele są przygotowani, posiadają wymagane kwalifikacje, jak również są podręczniki” – czytamy w liście ZNP do MEN z 15 kwietnia 2024 r.
Źródło: www.znp.edu.pl
Dzisiaj proponujemy zamieszczony wczoraj (17 kwietnia 2024 r) przez prof. Bogusława Śliwerskiego na jego blogu tekst, w którym zaprezentował swoją diagnozę sytuacji w polskim systemie oświaty, konkludując w końcowym akapicie: „Tak umiera polska szkoła, a wraz z toksyczną polityką oświatową eliminowany jest język nauk o edukacji. Rządzący szkolnictwem mają problem, usiłują bowiem w zastanej od wieków przestrzeni materialnej, fizycznej zobowiązywać nauczycieli do realizowania w niej procesu kształcenia, który nie będzie zgodny z dydaktyką współczesną, ale z oczekiwaniami osób nie mających na ten temat profesjonalnej wiedzy.” Oto ten tekst – bez skrótów. Wyróżnienie fragmentów tekstu pogrubieniem czcionki – redakcja OE:
Nigdy więcej… ale od kiedy?
Nigdy więcej takich klatek dla miłości
W tej klatce uwięziono 6 lat życia dziewczynki
Uwięziono nogi, które mogły biegać
Uwięziono ręce, które mogły przytulać
Uwięziono usta, które mogły wypowiadać miłość
Obok tej klatki bardzo bardzo dużo dużych klatek
A w nich uwięzione serca
I mózgi dorosłych ludzi […].
Irena Conti di Mauro, (2002)
Od kilku dekad podejmuję w swoich badaniach i aktywności oświatowej problem alternatywnej edukacji. Wciąż aktualne jest podtrzymywanie przez kolejne rządy rozwiązań, które nie uwzględniają fundamentalnego rozpoznania przez uczonych błędów w procesie kształcenia i centralistycznego zarządzania nim. Edukacja przebiega w częściowo toksycznych dla dzieci, młodzieży i nauczycieli warunkach szkolnych. Rozwój filozofii krytycznej i geografii humanistycznej uwrażliwia nas na zjawiska, które związane są z miejscem i przestrzenią uczenia się młodych pokoleń.
Szkoła, klasy szkolne, ich miejsca i przestrzenie nie są jedynie kategoriami fizycznymi, ale są także doświadczaniem bio-psycho-socjokulturowym zachodzących w nich zdarzeń, klimatu, relacji międzyludzkich i intrapsychicznych, które rzutują na rozwój tożsamości każdej osoby. Z perspektywy czasu odczytujemy z pamięci ich rejestry, starając się je podtrzymać lub usunąć. Michel Foucault swoją rozprawę Narodziny kliniki otwiera zdaniem, które jest kluczowe dla moich badań nad kryzysem edukacji szkolnej, a brzmi ono tak: „W książce tej chodzi o przestrzeń, język i o śmierć. Chodzi o spojrzenie” (1999, s. 5).
Od kilkudziesięciu lat upominam się o zmianę przestrzeni edukacyjnej, która wraz z przełomem XX i XXI w. oraz rewolucją cyfrową domaga się radykalnej zmiany, by utrzymywany w systemie klasowo-lekcyjnym proces nauczania-uczenia się przestał służyć autorytarnemu formatowaniu młodego człowieka, podtrzymując język i nekrofilną politykę oświatową. Od narodzin szkoły modernistycznej kolejne pokolenia uczących się skazane są na wielogodzinne przebywanie w zamkniętych pomieszczeniach, które są w budynkach o nieadekwatnej do zmieniającego się świata i ludzkości strukturze architektonicznej.
Jeśli architektura jest sztuką, to miliony budynków szkolnych na świecie nie mają z nią nic wspólnego, gdyż straciły artystyczny wymiar pracy architekta z bryłą i jej otoczeniem, by nadać im indywidualny charakter. Przeważyła tu użyteczność kiczu pod pozorem troski o upowszechnienie edukacji, bo przecież nie wykształcenia. Architektura szkolna straciła cechę sztuki, zamykając przestrzeń ludzkiego życia i działania w czysto geometrycznej formie. Została ona przejęta przez korporacyjną ideologię rzekomej odmienności, a w istocie odtwarza w nowej formie starą użyteczność przestrzeni w konstrukcjach budynków oświatowych.
Pozornie nowe konstrukcje szkół nadal mają służyć zamykaniu uczniów w klasach, a studentów w salach dydaktycznych. Szkoły nie stały się prawdziwym domem, w którym żyją ludzie, gdyż mają być nadal przestrzenią nekrofilną, a nie biofilną. Okrzyknięty rewolucjonistą w architekturze szwajcarski pionier modernizmu Le Corbusier projektował budynki bez kontekstu kulturowego i psychospołecznego, najważniejsza dla niego była bowiem maksymalna wydajność i funkcjonalność budynków z betonu. Te miały być proste, pozbawione własnej stylistyki, jak najtańsze w produkcji maszyny do nauczania.
Szkoła w swojej dotychczasowej strukturze architektonicznej wyklucza możliwość stosowania w niej najnowszej wiedzy z zakresu psychologii uczenia się i dydaktyki konstruktywistycznej, gdyż podtrzymuje mit o jej rzekomej reformie, która opiera się na nienaruszalności i niezmienności warunków przestrzennych oprócz wielu innych czynników patogennych w organizacji procesu kształcenia, jego finansowania i normowania pragmatyki nauczycielskiego zawodu.
Nauczyciel i uczniowie są więźniami przestrzeni, w której jedynie nauczyciel może zabezpieczyć sobie minimum swobody i niezależności, o ile jego zajęcia nie podlegają w danym momencie hospitacji szkolnego nadzoru.
Iluzja wolności, twórczości, innowacyjności ma się świetnie dzięki także zamkniętej przestrzeni szkolnej, której zmiany są możliwe bez interwencji centralnych władz oświatowych, ale wymagają rewolucji podmiotów, a więc zmian mentalnych, kulturowych i wolicjonalnych wśród dorosłych odpowiedzialnych za proces kształcenia młodych pokoleń. Konieczne wydaje się otwarcie na wszystkie odcienie barw ludzkiego doświadczenia, które łączy w sobie przestrzeń, język i potencjalną destrukcję.
Tak umiera polska szkoła, a wraz z toksyczną polityką oświatową eliminowany jest język nauk o edukacji. Rządzący szkolnictwem mają problem, usiłują bowiem w zastanej od wieków przestrzeni materialnej, fizycznej zobowiązywać nauczycieli do realizowania w niej procesu kształcenia, który nie będzie zgodny z dydaktyką współczesną, ale z oczekiwaniami osób nie mających na ten temat profesjonalnej wiedzy. W końcu ważny jest elektorat popierający władzę, bo zbliżają się kolejne wybory.
Źródło: www.sliwerski-pedagog.blogspot.com
Oto treść informacji, zamieszczonej dzisiaj (17 kwietnia 2024r.) na stronie MEN:
„Edukacja z wojskiem” – podpisanie listu intencyjnego przez Ministrę Edukacji oraz Ministra Obrony oraz Barbara Nowacka prezentują podpisany właśnie list intencyjny.
Rozpoczyna się pilotaż programu „Edukacja z wojskiem” dla uczniów szkół podstawowych i ponadpodstawowych. Program edukacyjno-obronny przygotowany i realizowany wspólnie przez Ministerstwo Edukacji Narodowej oraz Ministerstwo Obrony Narodowej ma objąć około 3,5 tys. szkół. List intencyjny w tej sprawie podpisali Wicepremier, Minister Obrony Narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz oraz Minister Edukacji Barbara Nowacka.
Szkolenia w szkołach rozpoczną się 6 maja a zakończą 20 czerwca. 3-godzinne bloki zajęciowe będą dostosowane do wieku młodzieży oraz potrzeb danego regionu – zapowiedziała podczas konferencji prasowej „Edukacja z wojskiem” Minister Edukacji Barbara Nowacka.
Szefowa MEN wskazała, jak istotne jest wzmacnianie postaw patriotycznych wśród dzieci i młodzieży.
Patriotyzm to gotowość działania na rzecz ojczyzny, ale przede wszystkim nabywanie kompetencji, by służyć krajowi i służyć bliźniemu. I temu naprawdę ma służyć nasz program: zwiększeniu odporności młodych osób na różnego rodzaju zagrożenia, a także wyrobieniu postaw patriotycznych. W rozchwianym świecie, w którym żyjemy, ta odporność, wiedza i świadomość, że każda osoba będzie umiała poradzić sobie i pomóc komuś bliskiemu jest bardzo ważna – dodała minister Nowacka.
Minister Władysław Kosiniak-Kamysz podkreślił, że szkoła jest po to, by dawać uczniom niezbędna wiedzę i umiejętności także do podejmowania działań w sytuacjach zagrożenia.
Bezpieczeństwo to siła, mądrość i edukacja obywateli. Szkoła jest miejscem, które powinno także uczyć jak zachowywać się w sytuacjach kryzysowych – mówił o wspólnej inicjatywie MEN i MON minister Kosiniak-Kamysz i dodał:
Doszliśmy do wspólnego wniosku, że trzeba wprowadzić edukacją o bezpieczeństwie do szkół, pokazać wojsko w szkole, pokazać, co można zrobić, jak przygotować się na sytuacje kryzysowe, np. poprzez udzielanie pierwszej pomocy
Założenia programu
Program polega na przeprowadzeniu przez żołnierzy Wojska Polskiego specjalnie przygotowanych szkoleń w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych. Jego głównym celem jest podniesienie świadomości dzieci i młodzieży w obszarze bezpieczeństwa i obronności oraz kształtowanie podstawowych nawyków, umiejętności z zakresu obrony i ochrony ludności oraz zachowania w sytuacjach kryzysowych.
3-lekcyjne szkolenia łączą teorię i praktykę. Zawierają treści z pogranicza wojskowości, obronności, bezpieczeństwa, pomocy medycznej oraz obrony cywilnej. Uczniowie zapoznają się m.in. z zasadami alarmowania, sposobami szukania i wzywania pomocy, podstawami ewakuacji i schronienia oraz nawykami udzielania pomocy. Wojskowi szkoleniowcy przeprowadzą zajęcia w szkołach – w klasach, na boiskach i skwerach szkolnych. Wiedzę i umiejętności przekażą w sposób ciekawy, praktyczny, dostosowany do wieku i przyjazny.
Minister Barbara Nowacka poinformowała, iż program będzie realizowany we wszystkich grupach wiekowych z wyjątkiem klas VIII szkół podstawowych i I klas szkół ponadpodstawowych, w których realizowany jest przedmiot edukacja dla bezpieczeństwa.
17 kwietnia ruszył ogólnopolski nabór do udziału w programie. Program jest realizowany w całej Polsce – każda gmina może zgłosić określoną liczbę szkół do udziału w przedsięwzięciu.
Źródło: www.gov.pl/web/edukacja/