Wyjątkowo nie w środę, a we wtorek – 14 maja 2024 roku – prof. Roman Leppert gościł w „Akademickim Zaciszy” kolejnego rozmówcę. Był nim dr hab. Michał Klichowski, prof. UAM w Poznaniu,a powodem i wiodącym tematem spotkania była jego najnowsza książka pt. „Efekt neuro. Pedagogika i uwodzenie umysłów„. [Wersja PDF – TUTAJ]
Nie tracąc czasu na reklamowanie tego spotkania – po prostu proponujemy: Jeśli wczoraj nie towarzyszyliście tej rozmowie – zróbcie to w pierwszej możliwej chwili:
Efekt neuro – spotkanie autorskie z Michałem Klichowskim – TUTAJ
P.s.
Nam zabrakło komentarza prof. Marka Kaczmarzyka
Wczoraj (14 maja 2024 r.) prof. Bogusław Śliwerski pochwalił się na swoim blogu, że podpisał petycję rodziców uczennic i uczniów Szkoły Podstawowej im. 11 Listopada w Rusi (to wieś w gminie Stawiguda, powiecie Olsztyńskim, w woj. warmińsko-Mazurskim). Petycja ta, skierowana do dyrektorki tej szkoły, jest protestem przeciw stosowaniu punktowego systemu oceny zachowania ucznia. Oto fragment tekstu z bloga „Pedagog” oraz link do strony z pełną treścią petycji, na której można podpisać się, popierając jej treść:
Jak długo jeszcze będzie w szkołach patologiczny system oceniania zachowań uczniów?
Nie mogłem nie podpisać tego APELU! Najwyższy czas skończyć z tą patologią!
„Szanowna Pani Dyrektor,
zwracamy się z prośbą o zniesienie punktowego systemu oceniania, który został wprowadzony w naszej szkole w roku szkolnym 2023/2024. Jest to system oparty na bardzo prostym założeniu, że kary i nagrody (punkty dodatnie i ujemne) są w stanie zmodyfikować zachowanie naszych dzieci i wywołać pożądane efekty. Mamy nadzieję, że w toku pracy z tym narzędziem zebrali Państwo już wiele refleksji i argumentów na to, że taki system nie ma szans oddziaływać w oczekiwany sposób i nasze spostrzeżenia będą tylko dodatkowym argumentem przeciw kontynuowaniu oceniania zachowania w ten sposób.
Rozumiemy Państwa intencję dotyczącą poszukiwania nowych metod wychowawczych, ale jednocześnie jesteśmy rozczarowani, że narzędzie, które jest negowane przez wielu specjalistów z zakresu oceniania, psychologów i pedagogów zostało wdrożone w naszej placówce. Najnowsze badania z zakresu psychologii i motywacji już dawno unieważniły metodę „kija i marchewki”. Liczymy, że także nasza szkoła, pójdzie z duchem czasu i porzuci ten pomysł, który lokuje naszą placówkę wśród szkół promujących „pruski system nauczania”.
Oto nasze argumenty przemawiające za zniesieniem tego systemu: […]
Źródło: www.sliwerski-pedagog.blogspot.com/
PETYCJA W SPRAWIE LIKWIDACJI PUNKTOWEGO SYSTEMU OCENY ZACHOWANIA – TUTAJ
Oto dzisiejszy news ze strony Łódzkiego Kuratorium Oświaty
Jarosław Krajewski wicekuratorem oświaty
Foto: www.kuratorium.lodz.pl
Łódzki Kurator Oświaty Janusz Brzozowski (z lewej) wręcza Jarosławowi Krajewskiemu akt powołania na stanowisko Wicekuratora Oświaty.
Dotychczasowy dyrektor Szkoły Podstawowej nr 7 im. Orląt Lwowskich w Łodzi Jarosław Krajewski został dziś powołany przez minister edukacji Barbarę Nowacką na stanowisko Łódzkiego Wicekuratora Oświaty.
– Liczę na państwa wsparcie, profesjonalizm i dobrą energię – podkreślił odbierając z rąk Łódzkiego Kuratora Oświaty Janusza Brzozowskiego akt powołania. Nowy wicekurator dodał, że po wielu latach z żalem żegna się ze swoją szkołą. Podziękował także za powierzenie odpowiedzialnego i zaszczytnego stanowiska.
Wicekurator Jarosław Krajewski to długoletni dyrektor Szkoły Podstawowej nr 7 im. Orląt Lwowskich, szkoły ze 162-letnią historią i tradycjami. Wcześniej pracował w Szkole Podstawowej nr 5 im. Króla Stefana Batorego w Łodzi – był nauczycielem wychowania fizycznego i wicedyrektorem placówki. Jest także ekspertem Ministerstwa Edukacji Narodowej w zakresie wychowania fizycznego i zarządzania oświatą. Z zamiłowania ornitolog i żeglarz.
Źródło: www.kuratorium.lodz.pl
W minioną niedzielę – 3 maja – dr Tomasz Tokarz zamieścił na swoim Fb profilu tekst, który zainteresował nas swoją treścią – zawarł tam analizę elementów sytemu szkolnego i konkluzję tej diagnozy. Oto ten wpis – bez skrótów:
Przyjmuję, że szkoła ma 4 zasadnicze cele:
A) POZNAWCZY – ma pomóc uczniowi lepiej rozumieć siebie (soma i psyche), innych ludzi i świat w jakim żyje (zasady fizyczne i społeczne) – czyli ogólnie stać się bardziej świadomym człowiekiem, a przez to bardziej odpornym na manipulację,
B) UKIERUNKOWUJĄCY – ma pomóc uczniowi rozpoznać swoje mocne strony, wyznaczyć cele i dać mu narzędzia do ich realizacji – czyli ogólnie wyrazić siebie i znaleźć swoje miejsce w świecie,
C) OPIEKUŃCZY – ma pomóc uczniowi w rozpoznaniu i radzeniu sobie z blokadami, trudnościami, problemami, z jakimi się zmaga i które utrudniają mu rozwój i samorealizację,
D) SPOŁECZNY – ma pomóc uczniowi przygotować do życia we wspólnocie (w pierwszym wymiarze – tej szkolnej, docelowo także kulturowej i politycznej) przez rozwijanie umiejętności komunikacji, kooperacji i ogólnego poczucia odpowiedzialności za społeczność w jakiej funkcjonuje.
Każdy z tych obszarów współgra ze sobą, ale jednocześnie jest nieco odmienny.
– cele poznawcze realizują nauczyciele przedmiotowi,
– ukierunkowujące – tutorzy, wspieracze indywidualnego rozwoju,
– opiekuńcze- pedagodzy i psycholodzy,
– a społeczne – rozkładają się na przedmiotowców (pracujących za pomocą projektów zespołowych) oraz specjalistę od procesów grupowych, którego nazwę wychowawcą grupy.
Problem polega na tym, że w szkole za bardzo koncentrujemy się na pierwszym celu. Szkoła kojarzona jest głównie jako miejsce realizacji podstawy programowej z poszczególnych przedmiotów.
Co więcej – jego realizacja jest zbyt skupiona na formalnym odhaczaniu punktów, bez refleksji na ich sensownością. Polega raczej na wymuszaniu przyswajania uniwersalnych pakietów treści (dopasowaniu uczniów do programu) niż na elastycznym ich wyborze pod potrzeby uczniów (dopasowaniu programów do uczniów).
Przydałoby się nieco wyrównanie proporcji. I też nie chodzi o prostą redukcję obszaru poznawczego (bo dla wielu uczniów jest on najistotniejszy i mają prawo na nim się skupiać), ale o bardziej elastyczne rozkładanie celów w odniesieniu do konkretnej osoby.
Bo bez realizacji celu C i B nie da się sensownie realizować celu A..
Jeśli uczeń ma ogólnie problemy z uczeniem się i kompletnie nie ma poczucia po co to robi – to koncentracja na celu poznawczym będzie prowadzić jedynie do frustracji. Jeśli nie potrafi odnaleźć się w grupie (cel D) to wpływa to na ogólne trudności we wszystkich obszarach.
Idealna byłaby harmonizacja.
Uczeń chodzi na rożne lekcje, z różnych przedmiotów, sprawdza, co mu pasuje, na bieżąco konsultuje się z tutorem i tworzy zalążek indywidualnego planu rozwoju (poza obowiązkowym polskim matmą i angielskim dobiera te przedmioty, które pomagają mu w realizacji celów na nich się skupia, pozostałe realizuje w formie zadań na platformie plus ewentualnie egzaminu klasyfikacyjnego jak w ED), i w miarę regularnie spotyka się z pedagogiem/psychologiem, by zasięgnąć porady dydaktycznej czy terapeutycznej.
A swoje cele realizuje także częściowo we współpracy z innymi, rozwijając zdolności kooperacyjne, pod okiem opiekuna grupy.
Źródło: www.facebook.com/tomasztokarzIE/
Foto: www.radio.lublin.pl
Prof. dr hab. Sławomir Żurek z KUL podczas rozmowy w Radiu Lublin 5 marca 2024 r.
Dzisiaj (13 maja 2024 r.) „Portal Samorządowy – Portal dla Edukacji” zamieścił zapis kolejnej rozmowy o projekcie MEN zmian w podstawach programowych – tym razem rozmówcą był profesor KUL – filolog i literaturoznawca. Oto obszerne fragmenty tego tekstu i link do pełnej wersji:
Nowa podstawa programowa jest nierealna do zrealizowania. Nadaje się do kosza
Proponowana podstawa programowa jest nadal nierealna do zrealizowania na lekcji, ale za to bardzo wygodna do egzaminowania. Dokument niczemu nie służy – powiedział prof. Sławomir Jacek Żurek. Uważa też, że ministerstwo powinno opracować strategię rozwoju czytelnictwa.
[…]
Poniedziałek (13 maja) to ostatni dzień konsultacji publicznych ws. dwóch projektów nowelizacji rozporządzeń ministra edukacji dotyczących podstawy programowej. Zgodnie z nimi zakres treści, jakie powinien znać uczeń, ma być „uszczuplony”. Nowa podstawa ma obowiązywać od nowego roku szkolnego. W międzyczasie eksperci będą pracować nad zupełnie nową podstawą programową, która ma obowiązywać od 2026 r.[…]
Zdaniem współtwórcy podstawy programowej z języka polskiego z 2009 r., filologa i literaturoznawcy prof. Sławomira Jacka Żurka z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, z treści projektów wynika, że przez dwa najbliższe lata podstawa programowa ma służyć tylko systemowi egzaminacyjnemu. Tymczasem – zauważył ekspert – podstawa programowa powinna być dokumentem, który normalizuje trzy obszary: przygotowywanie programów nauczania i używanych w tym programie podręczników, proces dydaktyczny i system egzaminacyjny.
W ocenie prof. Żurka pisanie nowych podręczników na dwa lata jest niemożliwe. Żeby wpłynąć na sposób nauczania, potrzebny byłby z kolei systemu szkoleń na temat podstawy programowej, ale – jak powiedział – „ministerstwo tego też nie zrobi”. Zatem – podsumował – propozycja spełnia jedną funkcję, tzn. „ma to być dokument, który pozwoli przygotować egzamin”.
„To dokument nadal nierealny do zrealizowania na lekcji, ale za to bardzo wygodny do egzaminowania” – dodał. „Tak naprawdę niczemu on nie służy. Można z niego ewentualnie zrobić samolocik i pchnąć go w stronę najbliższego kosza na śmieci” – powiedział prof. Żurek. Pytany, czy kwietniowa propozycja resortu edukacji jest dokumentem, na którym da się pracować nad przyszłą podstawą programową, udzielił jednoznacznie negatywnej odpowiedzi. […]
Ekspert zaznaczył, że utwory z zakresu literatury staropolskiej należy czytać, ale wymagają one uwspółcześnienia. „W Wielkiej Brytanii nie czyta się dzieł Szekspira w oryginale, bo on jest niezrozumiały dla współczesnych odbiorców. Brytyjczycy rozwiązują ten problem, chcąc by młodzież mogła czytać teksty Szekspira, poprzez remiksy, czyli tłumaczenia jego tekstów na język bardziej współczesny” – wyjaśnił. „Analogicznie, gdybyśmy dzisiaj dali młodzieży do czytania Biblię w przekładzie ks. Jakuba Wujka albo Biblię gdańską, odebrałaby ten tekst niemal tak, jakby był napisany po łacinie” – powiedział prof. Żurek. „Jeśli w ogóle chce się je proponować młodzieży, to najpierw należałoby je uwspółcześnić językowo” – podkreślił.
Podobnie – zdaniem rozmówcy – jest z „Potopem” Henryka Sienkiewicza, którego eksperci wpisali na listę lektur obowiązkowych w zakresie podstawowym w szkole ponadpodstawowej. „To jest tekst absolutnie nieczytany przez młodzież, jego domniemana absorpcja przez ucznia to przykład postawy życzeniowej twórców podstawy; młodzież nawet już nie chce oglądać ekranizacji tej powieści” – powiedział prof. Żurek.[…]
Prof. Żurek ocenił bardzo dobrze to, że w zakresie rozszerzonym jest więcej tekstów współczesnych. „Pytanie, czy poloniści rzeczywiście je wybiorą? Nauczyciele w Polsce uczą dobrze, ale bardzo schematycznie, tzn. przez lata posługują się pewnymi wyrobionymi ścieżkami przekazywania wiedzy, a ta propozycja zakłada, że przeciętny polonista pracujący w szkole podstawowej ma świadomość nowości wydawniczych w zakresie współczesnej literatury dziecięcej i młodzieżowej. Bardzo w to wątpię, czy w ogóle nauczyciele czytają najnowsze teksty z tego zakresu i się nimi fascynują. Może być tak, że o niektórych tytułach dowiedzą się dopiero z tego dokumentu” -powiedział.[…]
W ocenie rozmówcy potrzeba przede wszystkim zmiany sposobu myślenia o edukacji. „Na egzaminie należałoby sprawdzać umiejętności z zakresu komunikacji oraz przyswajania i interpretowania tekstów kultury, a to jest słabo sprawdzane, bo to jest po prostu trudniejsze. Wymaga głębokiego namysłu, stworzenia nowych narzędzi pomiarowania tego rodzaju umiejętności. Zamiast każdego roku proponować uczniom pisanie wypracowań i rozprawek na sztampowe i nudne tematy, należałoby dać im możliwość bardziej nowoczesnego wykazania się swoją wiedzą i kompetencjami” – powiedział prof. Żurek.
Zaznaczył, że jednak przede wszystkim ministerstwo powinno opracować strategię rozwoju czytelnictwa. „Jeżeli obecnie cała szkoła podstawowa w zakresie języka polskiego skupia się na zniechęcaniu uczniów do czytania, to jak później można oczekiwać, że uczniowie będą sięgać po trudne, głębokie i bardzo ważne teksty literackie?” – zapytał.
„Tragedia systemu edukacyjnego polega na tym, że nie wypracowano w Polsce mody na czytelnictwo. Badania Instytutu Książki przy Bibliotece Narodowej pokazują, że tylko siedem procent Polaków czyta więcej niż siedem książek rocznie, więc z czytelnictwem jest słabo. I sytuacja ta pokazuje prawdę o polskim systemie edukacji” – zaznaczył.[…]
Cały tekst „Nowa podstawa programowa jest nierealna do zrealizowania. Nadaje się do kosza” – TUTAJ
Źródło: www.portalsamorzadowy.pl/edukacja/
My także dostrzegliśmy bardzo poszerzający nauczycielską wiedzę tekst Danuty Sterny, zamieszczony na jej stronie OK ZESZYT. Udostępniamy go bez skrótów:
Rysunek: Danuta Sterna
Dlaczego uczniowie odmawiają i co można z tym zrobić?
Każdy z nauczycieli spotkał się z sytuacją, gdy część uczniów odmówiło wykonania zadania. Może być to jawna odmowa, ale częściej jest to cichy bojkot. Bojkot może wyrażać się oddaniem pracy byle jak wykonanej lub niedokończonej.
Jest to dla nauczycieli w ich pracy trudny problem.
Warto przede wszystkim zastanowić się nad przyczynami, którymi kierują się odmawiający współpracy uczniowie. Może to być: pragnienie większej autonomii, obawa przed porażką lub oceną, brak wiary w siebie i brak poczucie sensu wykonywania pracy, ale też wiele indywidulanych powodów.
Glenna Billingsley, badaczka z Texas State University przeprowadziła badania na temat odmowy ze strony uczniów. Wynika z nich kilka kluczowych czynników wpływających na odmowę wykonania zadania.
Omówię je za chwilę, ale wcześniej chciałam zaznaczyć, że te powody są zgodne z brakiem zaspokojenia trzech potrzeb, o których mówi teoria samostanowienia. Są to potrzeby: autonomii, kompetencji i więzi. Badania wykonane przez Billingsley upatrują przyczyny odmowy właśnie w braku zaspokojenia tych potrzeb.
1.Pragnienie autonomii
Brak poczucia autonomii może objawiać się odmową współpracy. Szczególnie, gdy uczniowie uznają zadanie za mało intersujące lub nieistotne. Według badań Billingsley odmowa pracy występuje najczęściej wtedy, gdy nauczyciel prosi uczniów o wykonanie zadania mniej przyjemnego lub intersującego niż poprzednie.
-W tej sprawie może pomóc dawanie uczniom zadań do wyboru. Wtedy mogą sami wybierać zadanie im odpowiadające i ich potrzeba autonomii jest w części zaspokojona.
Badanie przeprowadzone w 2012 roku wykazało, że uczniowie klas drugich i trzecich, od których wymagano wypełniania obowiązkowych dzienników czytania, zaobserwowali wyraźny spadek zainteresowania czytaniem w porównaniu z uczniami, którzy dobrowolnie rejestrowali swoje postępy w czytaniu. Podobnie uczniowie ósmych klas wykształcili lepsze nawyki czytania, gdy program nauczania pozwalał im wybierać, co czytają.
>Pomaga również stosowanie głosowanie i podejmowanie decyzji na podstawie jego wyników.
>Na pewno pomocne jest pytanie uczniów o zdanie i pozwolenie im na podejmowanie decyzji.
>Wielu edukatorów zaleca tworzenie norm klasowych razem z uczniami, pozwolenie na wybór miejsca i formy pracy, a w szczególności też wyboru lektur, które uczniowie maja czytać.
2.Strach przed niepowodzeniem
Związane jest z postrzeganiem proponowanego zadania jako zbyt trudnego. Uczniowie, którzy w przeszłości ponieśli w szkole porażkę (a prawie każdy ją ponosi) boją się, że zadanie stwarza tylko kolejną okazję do niepowodzenia.
Jest to związane z poczuciem braku kompetencji.
Badanie z 2018 roku wykazało, że deficyty w nauce odpowiadają za aż 20 procent niewłaściwych zachowań w klasie. Jeśli uczniowie uznają zadanie za trudne, to niewłaściwe zachowanie i odmowa może być ujściem ich frustracji.
Tak samo działa strach przed krytyką i złą oceną. Badanie z2018r. wykazało, że oceny stopniem zwiększają niepokój uczniów, a w konsekwencji unikanie trudnych sytuacji i wyzwań. Przegląd badań z 2019 r. pokazuje, że uczniowie wolą otrzymywać informację zwrotną od nauczyciela lub nie otrzymywać żadnej oceny niż być ocenianym stopniami.
Jak sobie poradzić ze strachem przed porażką?
-Badanie przeprowadzone w 2021 r.pokazało, że głównym pomocnym czynnikiem jest docenianie pracy ucznia. Badacze z Uniwersytetu Vanderbilt zalecają mniej więcej sześć docenieni dawnych co 15 minut. Uczniowie doceniani osiągają lesze wyniki i poprawia się też ich zachowanie.
Docenienie jest pochwałą za konkret, w odróżnieniu od chwalenia ogólnego. Więcej na ten temat można przeczytać w bardzo dobrej książce Daniela Pinka – Drive (przetłumaczonej na język polski).
>Warto również wprowadzić do nauczanie odpowiedni stosunek do popełniania błędów. Błąd powinien być uznany jako element towarzyszący nauce i być wykorzystywany w procesie uczenia się. Jeśli błąd uzyska takie miejsce w kulturze klasy, to uczniowie nie będą się bali go popełnić i chętniej przestąpią do wykonywania zadania.
>Blokujące dla uczniów jest również ocenianie i obawa przed złym stopniem. Dlatego warto stosować ocenianie kształtujące i informację zwrotną zamiast oceniania stopniami.
>Warto również wprowadzać: ocenę koleżeńską (oczywiście w formie informacji zwrotnej), samoocenę w postaci przekazywanie sobie samemu informacji do wykonanej pracy.
Ocenianie powinno pomagać uczniom się uczyć, a nie być straszakiem. W ocenianiu stopniami mogą pomoc następujące sposoby:
>Wprowadzenie zasady eliminowania najsłabszego stopnia, jaki otrzymał uczeń np. w semestrze
>Umożliwienie uczniom poprawy pracy i pozostawienie stopnia lepszego.
>Ograniczenie sprawdzianów ocenianych sumująco.
>Ocenianie przy pomocy informacji zwrotnej, a po pewnym czasie wystawianie stopnia.
Jedno z interesujących badań wykazało, że wstrzymywanie ocen na kilka dni po przekazaniu informacji zwrotnej w formie komentarza może zwiększyć wyniki uczniów z następnych sprawdzianów nawet o dwie trzecie.
3.Brak poczucia więzi
Przeglądając materiały, które zamieściłem w minionym tygodniu na OE, w dwu przypadkach poczułem potrzebę wyrażenia swoich poglądów na tematy, będące ich treścią. I nie był to post z bloga „PEDAGOG” – zawarte tam tezy są z kategorii „oczywistych oczywistości” – przynajmniej środowisku edukacyjnym „bańki” z którą i ja się identyfikuję. Bo co mogę mieć do recenzowania z takiego akapitu jak ten – moim zdaniem najbardziej reprezentatywny dla tego tekstu:
„Czas wejść w tę chmurę, by maksymalizować dzieciom i młodzieży dostęp do osiągnięć ponowoczesnej cywilizacji, ale zarazem trzeba umieć „zejść z tej chmury“, by radykalnie zmienić funkcję przestrzeni szkolnej na rzecz przede wszystkim animowania aktywności uczniów w zakresie także odkrywania i wzmacniania ich człowieczeństwa, a więc na pełnienie funkcji inkulturacyjnej, uspołeczniania młodych pokoleń i włączania ich w świat ziemskiej, a więc bezpośrednio doświadczalnej kultury i stosunków międzyludzkich.”
Ale tego samego dnia wieczorem zamieściłem informację o inicjatywie Fundacji „Stocznia” i Centrum Nauki Kopernik zorganizowania publicznego wysłuchania obywatelskiego w sprawie przygotowywanych w MEN zmian w podstawie programowej języka polskiego. Chęć podzielenia się z Wami moimi refleksjami nie wynika z krytycznej opinii o motywach, które kierowały organizatorami tego wydarzenia, bo w pełni je podzielam:
Zaproponowane przez nas działanie, mimo że wyrasta w pewnej mierze z krytycznego osądu aktualnej praktyki Ministerstwo Edukacji Narodowej, nie jest jednak skierowane przeciwko MEN. Ma za zadanie wzbogacić proces (liczymy, że wnioski z tego procesu będą wykorzystane przez Ministerstwo)…[…]
Podstawy programowe to trzon, na którym osadza się polska edukacja. […] Dyskusja o podstawach programowych to również rozmowa o wartościach, celach, zadaniach i przyszłości polskiej edukacji, przed którą stoją nowe wyzwania, w tym kryzys klimatyczny, migracja, wyzwania demografii, rozwój sztucznej inteligencji, bezpieczeństwo w sieci. […] Powinniśmy wspólnie szukać możliwe trwałej, wykraczającej poza partyjny spór i poza horyzont pojedynczych kadencji, szerokiej umowy społecznej w sprawie edukacji.
Organizatorzy w opublikowanym materiale informacyjnym wyrazili swą ufność, że wnioski z tego publicznego wysłuchania będą wykorzystane przez Ministerstwo.
I w tym miejscu pojawiły się moje refleksje… Pierwsza zrodziła się w czasie obserwacji tzw. prekonsultacji, które trwały do 19 lutego i zaowocowały 50 262 nadesłanymi opiniami. To wtedy miałem spostrzeżenia, które potwierdził w swoim najnowszym tekście kolega Pytlak:
„Władza popełniła błąd (…) organizując prekonsultacje, czyli stawiając głosy przypadkowych ludzi ponad zdaniem powołanych przez siebie ekspertów. Trudno znaleźć dobre usprawiedliwienie dla tego działania. Najgorsze jest to, że w efekcie ucierpiała sama idea powierzania misji ludziom znającym się na rzeczy. W tej chwili, jaki by nie przyjąć klucz doboru specjalistów, będą oni z założenia obarczeni brakiem zaufania.”
Nie przypadkowo ten zamieszczony 4 maja br. na OE materiał zatytułowałem „MEN popełniło błąd, stawiając głosy przypadkowych ludzi ponad zdaniem ekspertów”
A ów bardzo ogólnikowy materiał informacyjny, zamieszczony 23 kwietnia na stronie MEN, z którego można dowiedzieć się jedynie, że „Konsultacje rozporządzenia potrwają do 13 maja br. Uwagi i opinie można przesyłać na adres sekretariat.dkotc@men.gov.pl”, nastawił mnie bardzo sceptycznie do jakości uzyskanych tą drogą informacji i opinii w owej „gorącej” sprawie.
I teraz jeszcze owa inicjatywa społeczna publicznego wysłuchania obywatelskiego, organizowana w dniu 18 maja – 5 dni po terminie wyznaczonym przez MEN!
Dla kogoś, tak jak ja obserwującego z zewnątrz to co wokół owej idei odchudzenia podstaw programowych się dzieje, sytuacja ta jest efektem braku apolitycznych kanałów komunikowania się władzy ze społeczeństwem. I nie jest moją rolą wyjaśnianie, czy ów termin wysłuchania obywatelskiego to wina jego inicjatorów, którzy za późno obudzili się z projektem, czy może trudności w dostaniu się do ucha którejś z pań wiceministerek, aby z odpowiednim wyprzedzeniem ów termin uzgodnić.
Jakkolwiek by było – wiem jedno: Cokolwiek podczas owego wysłuchania zostanie odnotowane, czy będzie to głęboko uzasadnione i kompatybilne z perspektywiczną wizją reformy całego systemu szkolnego w kierunku jego dostosowania do wyzwań przyszłości, czy wyrastające z tęsknoty do „starych dobrych czasów” – władza będzie mogła – według swojego uznania – nie uwzględnić tych głosów w ostatecznym kształcie rozporządzenia, bo zaistniały one po terminie!
x x x
I jeszcze kilka zdań refleksji po zapoznaniu się z felietonem Belferbloga, zatytułowanym „Czyja to zasługa, że matura z angielskiego wypada najlepiej?”. Dariusz Chętkowski wymienił tam aż 5 powodów tego stanu rzeczy. Jednak ja, po dłuższym zastanowieniu, doszedłem do wniosku, że najważniejsze są dwa z nich – pierwszy i piąty: Uczniowie chcą się uczyć angielskiego, bo wiedzą, że nie jest to nauka typu „3 Z” (Zakuć – Zdać – Zapomnieć). Ta ich motywacja wewnętrzna wynika właśnie z owej świadomości, że tak naprawdę to jest to zdobywanie niezbędnej i potrzebnej w życiu kompetencji, a nie zapamiętywanie faktów, wzorów i formułek w celu pochwalenia się tą wiedzą na sprawdzianie, a później na egzaminie.
Pora, aby ten oczywisty fakt stał się wzorcem dla reformatorów systemu edukacji w naszych szkołach.
Właśnie sobie przypomniałem koncepcję zreformowanego liceum, którą zaprezentował 3 maja na swoim Fb profili dr Tomasz Tokarz. Tak jak ja to odczytałem, to pomysł ten idzie właśnie w tym kierunku:
Więcej – TUTAJ
Tylko czy w aktualnym realiach zasad polityki kadrowej oraz partyjno-przedwyborczych uwarunkowań podejmowanych decyzji jest na to szansa?
Wodzisław Kuzitowicz
Przy okazji niedawnej matury z matematyki, proponujemy na dzisiejszą lekturę tekst, autorstwa Tomasza Pintala, znanego z mediów społecznościowych jako pasjonata szachów.
Od kilkunastu lat próbuję zrozumieć w jaki sposób nauczanie matematyki pomaga lub przeszkadza w rozwoju człowieka. I to najpierw tego najmniejszego, potem nieco starszego, potem zwanego młodzieżą, a potem już dorosłego, który idzie na studia lub wybiera pracę zarobkową, bez dalszego kształcenia.
Z kolei od kilku lat analizuję w jaki sposób nauka matematyki jest realizowana w systemie szkoły publicznej i z jakimi wyzwaniami zmagają się z dzieci, nauczyciele i rodzice.
Pomimo, że mam swoje zdanie, to jednak cały czas staram się czytywać to, czym się dzielą inni – zwłaszcza nauczyciele, którzy rozumieją co, po i w jaki sposób robią.
I jak tak analizuję, to teraz już nie widzę w jaki realny sposób współczesne dzieci mają ogarnąć matematykę. I od razu dodam, że nie chodzi mi o obiektywną matematykę jako naukę, tylko jako naukę matematyki w kontekście szkolnym. Mało bowiem jest dzieci, które mają możliwość i wytrwałość, aby zajmować się matematyką codziennie po szkole przez co najmniej 1,5-2 godziny.
Spróbuję nieco trudniej tym razem, pomimo tego, że część osób może mi zarzucić czarnowidztwo lub nadmierny pesymizm czy też oderwanie od rzeczywistości. Czy tak rzeczywiście jest, to już niechaj każdy z czytelników samodzielnie zdecyduje.
Oto wyzwania, które sprawiają, że matematyka dziś będzie (jest) czymś co coraz większa część dzieci (i młodzieży) nie będzie w stanie ogarnąć.
1) Uzależnieni niewolnicy mediów społecznościowych.
Jeśli dziecko jest sterowane przez owe media i jego mózg już tak funkcjonuje, że nie jest w stanie skupić uwagi na dłużej niż 1-2 minuty, to nauczyciel w szkole choćby był czarodziejem, to nie będzie w stanie 20 razy w ciągu lekcji robić 30-45 sekundowe przerwy, aby takim uczniom „zresetować” brak połączenia ze światem (skupieniem). Nawet matematycznie to szybko widać: Robiąc 20 razy przerwy po 30 sekund, to już mamy 10 minut, a jeśli dodatkowe 10 minut schodzi na czynności niezwiązane z matematyką, to wychodzi zaledwie jakieś 20 minut REALNEJ (jak kto woli sensownej lub efektywnej?) lekcji matematyki szkolnej… każdego (?!) dnia nauki szkolnej.
2) Za dużo matematyki, nie będzie z czego łączyć w mózgu neuronowe styki.
Gdy analizuję liczbę godzin matematyki w każdej klasie SP, a potem w szkole średniej, to dochodzę do wniosku, że chyba coś nam poszło nie w tę stronę. Jeśli średnio uczniowie mają 4 godziny lekcyjne (czyli „dwudziestominutówki”, które wyliczyłem w punkcie pierwszym) matematyki tygodniowo, to wychodzi nam całe 80 minut REALNEJ nauki w tygodniu, zaś w miesiącu jest to niebotyczne 5, 5 godziny (!). Jeśli do tego dodamy pełne 5 miesięcy nauki (odliczam wszystkie święta, wolne, choroby, apele, wycieczki, etc.) to wyjdzie nam niemalże „całe 30 godzin”. Tyle w kwestii matematyki szkolnej jeśli chodzi o liczbę godzin przeznaczonych na edukację matematyczną. Podkreślam, że mówię i liczę REALNY czas, a nie teoretyczny. Chyba większość nauczycieli rozumie, że dziś skupienie uwagi ucznia na pełne 5 minut to jak przebiegnięcie dystansu 1 kilometra w czasie krótszym niż 5 minut!
3) Nie muszę pracować nad rozwijaniem umiejętności, bo prace domowe są już zakazane, bo obdzierają człowieka z jego wielkości.
Tak, tutaj posłużyłem się mam nadzieję widoczną ironią, ale to jest celowe działanie. Jak bowiem dzieci mają mieć dobry poziom jeśli chodzi o umiejętności matematyczne, jeśli w szkole w całym roku szkolnym spędzą „całe 30 godzin” na edukacji matematycznej? Przecież widać gołym okiem, że rocznie, aby ogarnąć matematykę na tak zwanym przyzwoitym poziomie, to trzeba na nią przeznaczyć od 150 do 300 godzin. Od czego zależy ta liczba? Od tego jak szybko ktoś wyłapuje istotne kwestie, jak szybko zauważa relacje między elementami i na ile potrafi łączyć odpowiednie kropki. Czyli jeśli mamy 30 godzin (zegarowych) matematyki szkolnej, to trzeba dopracować jeszcze od 120 do 270 godzin, aby osiągnąć poziom, który pozwoli sprawnie poruszać się na kolejnych etapach podróży matematycznej.
4) Jak się matematycznym geniuszem nie urodzisz, to bez pracy własnej sukcesu z matematyki nie pogodzisz.
5% dzieci, które mają najwyższy iloraz inteligencji oraz odpowiednie warunki rozwoju… nie musi pracować nad szkolną matematyką, bo raz że dla nich jest ona zbyt prosta, a dwa, że one są w stanie dostrzegać niewidoczne kropki i je łączyć ze sobą, powiedzmy 5 do 10 razy skuteczniej (i szybciej). Ich pomijamy w rozważaniach. Każde inne dziecko, zwłaszcza to, które wymaga dużego wsparcia, musi pracować (długotrwale) na to, aby odnosić sukcesy matematyczne. Osobiście, aby stworzyć miejsce w którym będą pokazane sposoby w jakie można nauczać matematyki ciekawie oraz poprawnie – mam na myśli mojego bloga matematycznego na którym umieściłem 100 artykułów – musiałem poświęcić co najmniej 4 lata pracy i szacunkowo około 1500-2000 godzin, aby najpierw dane koncepcje dobrze zrozumieć, potem je dobrze wyjaśnić, a na koniec przelać je z moich notatników na cyfrowe miejsce (czyli bloga).
To weźmy teraz drobne porównanie. Jeśli dziecko uczy się w szkole 30 godzin matematyki rocznie, do tego poza szkołą (w domu) poświęca kolejne „całe 20 godzin” na matematykę, to mamy już 50 godzin. Jeśli od klasy 4 do 8 takich pakietów matematycznych mamy 5, to wychodzi nam całe 250 godzin. I teraz coś za co wiele osób może mnie odsądzić od czci i wiary. Przepraszam, ale bez tego nie zajedziemy daleko. Jeśli w ciągu 5 lat nauki dziecko przepracuje nad matematyką dokładnie tyle ile powinno przepracować w ciągu jednego roku, to o jakim matematycznym sukcesie oraz zrozumieniu my mówimy? Czy jeśli kupimy działkę i wylejemy fundamenty oraz ogrodzimy je siatką, to mówimy o domie w którym można zamieszkać, jeśli zrobimy w nim drobny porządek? Czy też może mówimy, że to śmiech na sali i przecież widać, że domu nie widać? Z matematyką i umiejętnościami jest o tyle trudniej, że „gołym okiem nie widać, tego czego dziecko nie wie, nie rozumie i nie ogarnia”. To nie jest tak, że dziecko nie ma ręki lub nogi i każdy natychmiast zobaczy, że nie jest w pełni sprawne. W przypadku matematyki będzie to dopiero widoczne, gdy będzie trzeba coś wyjaśnić, zrozumieć, obliczyć, rozwiązać problem, uzasadnić, wyciągnąć wnioski czy też oszacować.
Dawno nie informowaliśmy o stanowisku KSOiW NSZZ „Solidarność” w sprawie zmian w edukacji, proponowanych przez nowe kierownictwo MEN. Oto komunikat, zamieszczony 110 maja 2024 r. na oficjalnej stronie Krajowej Sekcji Oświata i Wychowanie NSZZ „Solidarność”:
Źródło: www.oswiata-solidarnosc.pl
Oto zamieszczony wczoraj (9 maja 2024 r.) w „Polityce” felieton znanego polonisty z łódzkiego XXI LO:
Czyja to zasługa, że matura z angielskiego wypada najlepiej?
Od lat matura z języka angielskiego wypada najlepiej. Dzisiaj też było łatwo i przyjemnie. Angliści i anglistki znowu będą zasypywani pochwałami przez dyrekcję i stawiani za wzór innym nauczycielom. Jeżeli z angielskiego osiąga się tak wysokie wyniki, to znaczy – rozumuje dyrektor szkoły – że z innych przedmiotów też można. Dlaczego więc sukces udaje się osiągnąć tylko anglistom?
Po pierwsze, działa motywacja wewnętrzna. Uczniowie chcą się uczyć angielskiego. Żaden inny przedmiot nie cieszy się podobnym zainteresowaniem. Nawet wychowanie fizyczne jest daleko w tyle.
Po drugie, nauka angielskiego odbywa się nie tylko w szkole. Często lekcje to tylko dodatek do samokształcenia, konwersacji z korepetytorem, kursów i innych zajęć. Żaden inny przedmiot nie jest nauczany przez tak wiele podmiotów. Nauczyciele szkolni nie są jedyni w tym procesie.
Po trzecie, nauka angielskiego zaczyna się bardzo wcześnie. Jak dziecko zaczyna w przedszkolu, to jest to dość późno. Odpowiedzialni rodzice oswajają dziecko z melodią języka obcego już od niemowlęctwa. W ambitnych rodzinach dzieci wręcz stają się dwujęzyczne.
Po czwarte, angliści i anglistki są często najlepszymi fachowcami w dydaktyce i metodyce. Szkolą się na potęgę. Pod tym względem nauczyciele innych przedmiotów do pięt im nie dorastają. Nauczyciele angielskiego często też są bardzo młodzi, więc łatwo nawiązują kontakt z uczniami. Gdy się trochę zestarzeją, odchodzą do innej pracy. Rotacja wśród anglistów jest największa.
Po piąte, jest to najbardziej potrzebny przedmiot w życiu. Bez matematyki, chemii, biologii, geografii da się żyć. A bez angielskiego nie. Każda wycieczka zagraniczna, każda wymiana z uczniami z innych krajów przekonują, że trzeba się uczyć angielskiego. Moda na ten język też robi swoje.
Źródło:www.chetkowski.blog.polityka.pl