I tym razem dr Tomasz Tokarz nas nie zawiódł. Oto tekst, który zamieścił na swoim fejsbukowym profilu w minioną niedzielę wieczorem:
Dziękuję Gabriela Olszowska za doprecyzowanie, że w polskim prawie odnoszącym się do SP i szkół średnich nie ma w ogóle niczego takiego jak półrocza czy semestry. Jest co najwyżej klasyfikacja śródroczna, która nie dzieli roku ani na semestry ani na półrocza, ale jest tylko czymś w rodzaju stopklatki informującej na jakim poziomie w określonym momencie jest uczeń.
To nie studia, gdzie po pół roku jest sesja.
W szkole (SP i średniej) rok jest ciągły. Nie oceniamy osobno okresu wrzesień-luty i osobno okresu marzec-czerwiec. Oceniamy całościowo.
Ale to też oznacza, że jeśli zrealizuję podstawę w 3 miesiące (a tak robię i nie jest to trudne) to mogę na podstawie pracy ucznia w tym czasie wystawić mu od razu ocenę roczną. Jeśli zrobię tym czasie np. kartkówki sprawdzające osiągnięcia z zakresu całej pp… i uczeń zaliczy je na 3 to oznacza, że opanował podstawę na 3.
Uczniów informuje na pierwszej lekcji o takiej możliwości. Daję jasne kryteria i wymagania.
Jeśli uczeń weźmie się solidnie do roboty, przystąpi do sprawdzianów i osiągnie pozytywną ocenę zaliczającą – na podstawie wymagań, które przedstawiłem – to świetnie.
Jeśli ta ocena mu wystarcza to nie mam powodów go dalej męczyć przedmiotem. Zrobił co należało. Natomiast jeśli uważa, że umie na więcej może pracować dalej i osiągać lepsze wyniki.
Czy to znaczy, że uczeń który opanował podstawę na 3 w ciągu pierwszych trzech miesięcy nie musi już chodzić na przedmiot?
Podejdźmy do tego logicznie. Ucznia obowiązuje obowiązek nauki – ale nie obowiązek frekwencyjny.
Gdyby nie realizował obowiązku nauki i nie uzyskał podstawy do klasyfikacji z powodu frekwencji to mogę go gdzieś zgłosić, ale skoro zrealizował już podstawę czyli spełnił obowiązek nauki w zakresie danego przedmiotu.. to jaka mam do tego podstawę?
Źródło: www.facebook.com/tomasztokarzIE/
Na stronie RPO zamieszczono informację odpowiedzi MEN na zapytanie RPO z dnia 3 kwietnia b.r. w sprawie skarg uczniów pełnoletnich na prawo rodziców do informacji o ich o cenach szkolnych. Oto obszerne fragmenty tego tekstu i linki do pełnej wersji oraz pism „w sprawie”:
Wątpliwości dotyczące dostępu rodziców do ocen pełnoletnich uczniów. Odpowiedź ME
[…]
Do Biura RPO wpływają wnioski dotyczące dostępu rodziców do ocen uczniów i uczennic pełnoletnich. Zgodnie z przepisami ustawy o systemie oświaty oceny są jawne dla ucznia i jego rodziców. Rodzice ucznia mają także prawo wglądu do jego sprawdzonych i ocenionych prac oraz dokumentacji dotyczącej egzaminów. Regulacje dotyczące szkół dla dorosłych, branżowych szkół II stopnia i szkół policealnych są bardziej precyzyjne – tu oceny są jawne dla słuchacza, a w przypadku niepełnoletniego słuchacza, również dla jego rodziców.
Ministerstwo Edukacji Narodowej stało dotychczas na stanowisku, że dostęp do informacji o funkcjonowaniu czy trudnościach w szkole ucznia pełnoletniego mieści się w ciążącym na rodzicach obowiązku osobistego starania się o jego wychowanie.
MEN tłumaczyło, że możliwość wglądu rodziców uczniów do informacji o postępach w nauce dzieci – uczniów pełnoletnich ma uzasadnienie, ponieważ osoby te nie są jeszcze w stanie samodzielnie się utrzymać i uczą się w szkołach dla młodzieży. Szkoła, do której uczęszcza młodzież, nie jest zobowiązania do pozyskania zgody od pełnoletniego ucznia, aby przekazać jego rodzicom informację o ocenach. Jednocześnie podkreślono, że Minister Edukacji Narodowej stworzył regulacje prawne, zapewniające uczniom pełnoletnim możliwość decydowania o swoim statusie podczas pobierania nauki w szkole dla młodzieży.
Znacząca część uczniów i uczennic zapewne akceptuje fakt, że ich rodzice lub opiekunowie, chcąc zapewnić im wsparcie, zasięgają informacji o ich postępach w szkole. Zaangażowanie rodziców w sprawy szkolne ich dzieci stanowi normę społeczną, która nie ustaje w momencie osiągnięcia przez nie pełnoletności. Wyraźne są jednak głosy domagające się możliwości złożenia przez dorosłych uczniów oświadczenia o tym, iż nie wyrażają oni zgody na przekazywanie rodzicom informacji o ich sytuacji związanej z edukacją. Brak zgody może mieć związek z konfliktem z rodzicami, ograniczeniem ich praw rodzicielskich, zerwanymi relacjami lub decyzją ucznia o samodzielnym życiu.
Odpowiedzi udzielane RPO świadczą o tym, że w świadomości społecznej nastąpiła pewna zmiana i część dyrektorów szkół, dostrzegając granicę czasową istnienia władzy rodzicielskiej, respektuje treść takich zastrzeżeń. […]
RPO Marcin Wiącek zwrócił się do minister edukacji Barbary Nowackiej o informację, czy do MEN wpływają skargi w opisanej sprawie. Prosi także o opinię co do potrzeby wprowadzenia zmian w prawie, które zapewniłyby lepszą ochronę danych pełnoletnich uczniów i uczennic wszystkich szkół ponadpodstawowych. […]
Odpowiedź Katarzyny Lubnauer, sekretarz stanu w MEN
W odpowiedzi na pismo z 3 kwietnia 2024 r. o sygnaturze VII.7031.38.2023.AT uprzejmie informuję, że do Ministerstwa Edukacji Narodowej od 2013 r. wpłynęły następujące skargi w zakresie informowania rodziców uczniów pełnoletnich o postępach w nauce oraz uzyskanych przez nich ocenach:
> pismo pełnoletniego ucznia technikum na dyrektora szkoły w związku z udostępnieniem rodzicowi wglądu do ocen z powołaniem się na artykuł 44e ust. 2 ustawy o systemie oświaty, pomimo złożonego przez ucznia oświadczenia woli o nieudostępnianie rodzicom jakichkolwiek informacji o jego sytuacji w szkole;
> skarga na odmowę udzielenia rodzicowi informacji o wynikach w nauce oraz zachowaniu pełnoletniego ucznia branżowej szkoły I stopnia.
Obie wyżej wymienione sprawy, zgodnie z właściwością, zostały przekazane do Kuratorów Oświaty.
Zapytania były również zgłaszane drogą mailową i telefoniczną w tej kwestii.
Ministerstwo Edukacji Narodowej dostrzega potrzebę weryfikacji przepisów oświatowych dot. uczniów pełnoletnich. Przedmiotowa sprawa jest obecnie analizowana przez Zespół Praw i Obowiązków Ucznia przy Ministrze Edukacji, który to zespół zarekomenduje Ministrowi Edukacji propozycje zmian legislacyjnych dot. praw ucznia, z uwzględnieniem praw uczniów pełnoletnich.
Pismo RPO do MEIN z dn. 3 kwietnia 202 r. – TUTAJ
Odpowiedź MEN z dn. 1 maja 2024 r. – TUTAJ
Cały tekst „Wątpliwości dotyczące dostępu rodziców do ocen pełnoletnich uczniów. Odpowiedź ME” – TUTAJ
Źródło: www.bip.brpo.gov.pl
Na 33 dni przed upływem terminu wykonywania funkcji p.o, dyrektora ŁCDNiKP przez panią Karolinę Południkiewicz, 28 maja ogłoszono konkurs na to, nieobsadzone na stałe od 1 września ub. roku, stanowisko.
Źródło (i pełna treść ogłoszenia): www.kuratorium.lodz.pl
Jak widzicie, nie licząc długiego weekendu na składanie ofert ewentualni kandydujący dostali 6 dni roboczych. Fama głosi, że konkurs odbędzie się 20 czerwca – w przedostatnim dniu zajęć tego roku szkolnego. Przyjmujemy zakłady o to ile/ilu rywalek/i będzie miała pani Karolina…
I dzisiaj także zaczynamy nowy tydzień od propozycji lektury tekstu Jarosława Pytlaka, zamieszczonego na jego blogu w sobotę, 1 czerwca 2024 r. Zamieszczamy ten tekst bez skrótów; wyróżnienie jego fragmentów podkreśleniem lub pogrubioną czcionką – redakcja OE:
Screen z relacji filmowej spotkania Donalda Tuska z wyborcami w Krakowie,
gdzie do premiera zwrócił się uczeń Alex
Kto kreuje politykę edukacyjną?!
Wciąż jeszcze wielu nauczycieli śledzi z nadzieją poczynania ministry Barbary Nowackiej oraz spija zapewnienia i zapowiedzi z ust jej wice-, Katarzyny Lubnauer. Co i raz władze MEN spotykają się z różnymi przedstawicielami środowiska, którzy prezentują swoje oczekiwania i zgłaszają propozycje, niezawodnie słysząc o pełnym zrozumieniu i poparciu. Najbardziej spektakularnym plonem tych wydarzeń są komunikaty ministerstwa oraz wpisy jego gości w mediach społecznościowych, obowiązkowo ilustrowane grupową fotografią radosnych uczestników.
Są też inicjatywy oddolne. Powstają kolejne petycje kierowane do MEN. Koalicja organizacji społecznych „SOS dla Edukacji” zorganizowała szczyt edukacyjny poświęcony tworzeniu nowej podstawy programowej, na której ma się opierać reforma zapowiadana na 2026 rok. W środowisku cały czas tli się nadzieja na zwiększenie poszanowania pracy nauczycieli oraz docenienie ich, materialne i moralne. Daje się też odczuć oczekiwanie jakiegoś cudownego posunięcia władz, które poprawiłoby fatalne dzisiaj relacje społeczne w placówkach oświatowych. Wszystko to stanowi materię polityki, jaką w powszechnej opinii prowadzi ministra ze swoimi współpracownikami. Czy jednak rzeczywiście za wszystkie sznurki pociąga się w gmachu MEN?! Otóż chyba jednak nie.
Realnymi kreatorami polityki edukacyjnej są w ostatnim czasie Maciej, Aleks, Paweł i Donald. Ten ostatni to premier, a miejscem, w którym wykuwa przyszłość polskiej edukacji, są jego wiece wyborcze. Pozostali, to małoletni uczestnicy takich spotkań. Zgłaszają problem, a premier obiecuje nadać mu bieg. I nadaje. Inicjatywie Macieja polscy uczniowie zawdzięczają wyzwolenie z opresji prac domowych. Częściowe tylko, ale jednak. Dzięki Aleksowi cała Polska dowiedziała się, że źli dyrektorzy szkół zamiatają niezwykle ważne problemy pod dywan, a powołane do kontroli instytucje również pozostają bierne. Donald obiecał, że sprawą zainteresuje Prokuratora Generalnego, Rzecznika Praw Dziecka i ministrę Nowacką, bo krzywda musi być naprawiona. Niestety, dla dobra dziecka nie dowiedzieliśmy się, i pewnie nigdy nie dowiemy, czy rzeczywiście kilka instytucji zlekceważyło wydarzenie, czy może jednak nie. W opinii publicznej pozostanie jedynie świadomość, że w szkołach powszechnie tuszuje się niewygodne problemy. Wreszcie Paweł, licealista z klasy pierwszej, zdołał dotrzeć do Donalda z przesłaniem, że najlepiej zapytać samych uczniów o to, co chcieliby zmienić w szkołach. Inicjatywa została podchwycona, a jej autor doraźnie mianowany „autorem pilotażu”, który w najbliższych dniach ma uruchomić ministra Nowacka. Czekamy więc na okrągły stół dotyczący edukacji, przy którym ze wszystkich stron zasiądą uczniowie.
Ani trochę nie wierzę w szczerość zainteresowania premiera Tuska sprawami edukacji. Przyznaję jednak, że niezwykle sprawnie korzysta z pojawiających się okazji. W opisanych tutaj sytuacjach wykorzystał, że opinia publiczna bardzo żywo i pozytywnie reaguje na życzliwość i partnerstwo manifestowane przez polityków wobec młodych ludzi. Wykazał się także świadomością, że na krytyce szkoły w ogóle, a nauczycieli w szczególności, można dzisiaj sporo ugrać w słupkach wyborczego poparcia. Nie sądzę, że opisane wydarzenia były ustawkami. To raczej Maciej podsunął pomysł. Jego sukces w kwestii prac domowych zachęcił następnych. Wywodzące się z zamierzchłych czasów monarchii absolutnej przekonanie, że łaskawy władca może wszystko, w dobie panującego populizmu jest wciąż jak najbardziej aktualne.
Uważam, że nie jest w porządku wykorzystywanie młodych ludzi do osiągania politycznych celów. Szczególnie, jeśli dla poklasku opinii publicznej przeciwstawia się ich dorosłym. Skutki tego boleśnie odczuwamy już na co dzień w placówkach oświatowych, gdzie dzieci i młodzież coraz częściej stają się świadkami konfliktów pomiędzy nauczycielami i rodzicami. Zanika solidarność w realizowaniu wspólnej misji wychowawczej, w zamian padają ciężkie słowa i oskarżenia, bez nadziei na porozumienie. Donald Tusk podłączył się do odgórnego ruchu emancypacji młodych ludzi z rzekomo opresyjnego świata organizowanego im przez dorosłych. Uczynił to z zamysłem politycznym. Z kolei „Agora”, wydając i promując książkę „Prawo Marcina”, wykorzystała tę tendencję w zamyśle biznesowym, lekceważąc złe skutki uboczne. Chciałem o tym porozmawiać publicznie z autorem, toczyły się nawet rozmowy w kwestii ustalenia terminu, ale po jego kolejnych unikach przekonałem się, że mu na tym nie zależy. Szkoda tylko, że wydawcy, chlubiącemu się piękną kartą w historii i misją opartą na wierze w wolność, równość i szacunek dla każdej osoby, także nie zależy – tym bardziej, że z szacunkiem wobec nauczycieli z pewnością w tym przedsięwzięciu coś nie wyszło.
Rosnąca bezradność rodziców wobec własnych dzieci, połączona z poczuciem obowiązku chronienia ich za wszelką cenę przed jakimkolwiek dyskomfortem, zderza się dzisiaj boleśnie z realiami szkoły, w której nauczyciele zobowiązani są do tego, by stawiać wymagania i je realizować. W nowych realiach wychodzi im to coraz gorzej, a instytucjonalnych źródeł zła wskazuje się bardzo wiele. Prace domowe, oceny, nadmierne przeciążenie nauką, brak należytego wsparcia ze strony nauczycieli, przestarzałe programy nauczania, zaniedbywanie indywidualnych zaleceń, których jest wciąż więcej i więcej. Na tym tle nietrudno o konflikty. Skłóceni dorośli pozostawiają w rezultacie młodych ludzi bez swojego moderującego wpływu. Nauczyciele obrywają bardziej, ale rodzice powinni mieć świadomość, że zanik autorytetu, na który pracują, obróci się także przeciwko nim.
Ilekroć zwracam uwagę na niepokojące zjawiska dotyczące wychowania młodego pokolenia, zawsze pojawia się komentarz, że od wieków starzy lamentowali nad zachowaniem młodych. W domyśle – jestem dziadersem, który powinien zrozumieć prawa rozwoju społecznego. Tyle tylko, że ja nie narzekam na zachowanie młodych, ale starych! To my, dorośli, zachłyśnięci nowoczesnością (w tym jakże dogodnymi, acz złudnymi w skutkach środkami kontroli), zalęknieni, zajęci sobą i w ogóle pragnący żyć jak najwygodniej, pozbawiamy dzieci swojego mądrego wpływu. To przez taką postawę Donald Tusk może wciągać młodzież w swoje polityczne działania, a „Agora” zarabiać pieniądze.
To prawda, starzy zawsze narzekali na młodych, a świat jakoś toczył się dalej. Nigdy jednak skala dostępnej dla młodych zmiany nie była tak ogromna. A tych wszystkich możliwości dostarczamy im my – dorośli, bez żadnej refleksji, czy są gotowi mentalnie na ich przyjęcie. Czasem myślę, że nawet my nie jesteśmy gotowi, a co dopiero młode pokolenie.
Po raz kolejny dzielę się w artykule refleksjami dotyczącymi funkcjonowania świata, w którym jestem zanurzony. Próbuję w ten sposób uporządkować swoje spostrzeżenia i przemyślenia, licząc, że komuś się to przyda. Z powyższego wywodu można jednak wyciągnąć także wniosek praktyczny. Oto Fundacja Wolność od Religii skierowała petycję do MEN. Najkrócej mówiąc chodzi w niej o to, by lekcje religii była organizowane w sposób niezmuszający dzieci, które nie biorą w nich udziału, do bezproduktywnego spędzania czasu w szkole. Niestety, petycje do władz najczęściej trafiają w próżnię. Może jej autorzy powinni rozważyć, by na kolejnym wiecu wyborczym Donalda Tuska jakiś nastoletni Janek, Franciszek albo Ksawery, a może eksperymentalnie Zosia, Marysia albo Łucja, w każdym razie, żeby ktoś małoletni opowiedział premierowi o swoich frustracjach z powodu konieczności czekania godzinę, gdy część klasy jest na religii?! Być może i tym razem uda się tą drogą nadać nowy impuls polityce edukacyjnej. Trzeba się tylko pospieszyć, bo wybory europejskie już niedługo. A jeśli skuteczność tej metody potwierdzi się po raz kolejny, wystarczy przygotować zastępy młodych ludzi, którzy odpowiednio dobranymi pytaniami i prośbami ukierunkują prace nad reformą, korzystając z kampanii wyborczej przed wyborami prezydenckimi. Co z wisielczym humorem proponuję, poważnie jednak prosząc, by problemów powszechnej edukacji nie rozwiązywać w trybie wiecowym, oraz – przy całym szacunku dla młodych – zaufać jednak trochę mądrości dorosłych. Jako memento zalecałbym lekturę „Władcy much”; zresztą bliższy polskiemu sercu „Król Maciuś Pierwszy” także niesie odpowiednie przesłanie.
x x x
Na marginesie tych rozważań chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na popularne ostatnio, podpierane nawet Korczakiem przekonanie, że młodzież jest równie mądra, jak dorośli. To w gruncie rzeczy bardzo pesymistyczny pogląd. Wynika z niego logiczny wniosek, że w miarę dorastania i starzenia się ludzie nie stają się mądrzejsi. Może jednak bezpieczniej byłoby założyć, że wiek i doświadczenie życiowe uzupełniają jednak zasoby intelektu człowieka? I nie wmawiać młodym ludziom, w różnych niecnych intencjach, że sami najlepiej wiedzą, co jest dla nich dobre. W istocie tę wiedzę zdobywać powinni na długiej, mozolnej drodze do dojrzałości. W towarzystwie mądrych dorosłych.
Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl/blog/
O tym felietonie zacząłem myśleć już wczoraj, czyli 1 czerwca, czyli w Dniu Dziecka. I podczas tych moich rozważań jaki powinien być jego wiodący temat, uświadomiłem sobie, że od 1994 roku tego dnia w Warszawie obradował Sejm Dzieci i Młodzieży. A dziś nie obraduje. Zacząłem gorączkowo poszukiwać wiadomości na ten temat i tak trafiłem na stronie Sejmu na informację, zatytułowaną „XXX sesja Sejmu Dzieci i Młodzieży w nowej formule”. Oto jej pierwszy fragment:
„W 2024 r. przypada XXX sesja Sejmu Dzieci i Młodzieży. Aby uczcić ten wyjątkowy jubileusz, organizatorzy zdecydowali o wprowadzeniu nowej, wyjątkowej formuły.” [Więcej TUTAJ]
W skrócie: dowiedziałem się, że w tym roku organizatorzy adresują zaproszenia na SDiM do uczniów szkół podstawowych, że placówki, z których będą pochodzić uczestnicy SDiM, zostaną wylosowane w połowie czerwca ze wszystkich szkół podstawowych w Polsce, oraz że organizatorzy chcą, aby uczestnicy tegorocznej sesji zadali sobie pytanie: „Co jest dla nas najważniejsze?”. Wypracowany i przegłosowany w Sali Posiedzeń Sejmu temat będzie procedowany na Kongresie Młodych organizowanym w listopadzie przez Biuro Rzecznika Praw Dziecka.
Ale nigdzie nie znalazłem wyjaśnienia, dlaczego nie zajęto się tym tematem wcześniej, aby owa jubileuszowa sesja, już na takich właśnie, nowych zasadach, mogła odbyć się – zgodnie z utrwaloną tradycją – w Dniu Dziecka.
Bo, że nie będzie to kontynuacja tragifarsy z ostatnich minionych lat, to bez wątpienia dobra informacja. Warto przypomnieć przebieg zeszłorocznej, XXIX sesji SDiM. Oto fragment relacji, zaczerpnięty z „Gazety Wyborczej” sprzed roku:
„Młodzi podczas Sejmu Dzieci i Młodzieży nie kryli rozczarowania. Kolejny raz z rzędu rządzący narzucili im historyczny temat. – Gdzie w tych tematach jest miejsce dla nas? – pytali. W przyszłym roku woleliby rozmawiać o kryzysie psychicznym, który dotyka ich pokolenie.
– Szkoda, że nie ma tu ministra Czarnka – podkreślał z mównicy Bartosz Mizgalski, uczeń i poseł tegorocznego Sejmu Dzieci i Młodzieży. – Wiele osób chciałoby mu zadać pytania o bieżącą sytuację w szkole. Minister chce dofinansować szkoły. Wszystko super, ale dlaczego uczymy się tyle teorii? Ten system źle wygląda – dodał. I podkreślił, że „historia jest ważna, ale skupmy się na współczesnych problemach”. [Cały tekst TUTAJ]
Poszukiwałem także informacji o początkach projektu SDiM – zobaczyłem jedynie informację „Strona nie istnieje”. [ Zobacz – www.sdim.edu.pl/o-sdim/historia ]
Rozumiem, ze nowe Prezydium Sejmu, nowe kierownictwo MEN – jako partner tego wydarzenia, postanowili odciąć się od niechlubnej tradycji minionych ośmiu lat. ale, żeby wyciąć cała historię tych spotkań młodych Polek i Polaków na Sali Sejmu RP przy Wiejskiej?
Przeto przypomnę jedynie jak przygotowywano to wydarzenia i jak przebiegały obrady SDiM przed rokiem:
Rozpoczęła się rekrutacja do XXIX sesji Sejmu Dzieci i Młodzieży (SDiM). Do udziału w konkursie zapraszamy dwuosobowe zespoły złożone z uczniów tej samej szkoły lub zespołu szkół.
28 lutego 2023 r. został opublikowany temat tegorocznej edycji:
Zginąć, ale z honorem (Krystyna Budnicka). Bohaterska walka zbrojna żydowskich organizacji bojowych z Niemcami z perspektywy 80 lat – o ludzki, społeczny i narodowy honor oraz godność, na przykładzie powstania w getcie warszawskim.
[Źródło: www.ipn.gov.pl]
x x x
1 czerwca 2023 r. – XXIX Sesja Sejmu Dzieci i Młodzieży
(fragmenty relacji)
W Międzynarodowym Dniu Dziecka po raz 29. obradował Sejm Dzieci i Młodzieży. Młodzi parlamentarzyści spotkali się w Sali Posiedzeń Sejmu, by zadać pytania ministrowi edukacji oraz podjąć uchwałę. Temat przewodni tegorocznej sesji SDiM brzmiał: „Zginąć, ale z honorem (Krystyna Budnicka). Bohaterska walka zbrojna żydowskich organizacji bojowych z Niemcami z perspektywy 80 lat — o ludzki, społeczny i narodowy honor oraz godność, na przykładzie powstania w getcie warszawskim”.[…]
Komisja zwróciła się do ministra edukacji z pytaniem czy dzień 19 kwietnia mógłby być dniem wolnym od zajęć dydaktycznych, poświęconym na zajęcia tematyczne o powstaniu w getcie warszawskim. […] W porządku obrad XXIX sesji znalazły się pytania do Ministra Edukacji i Nauki opracowane podczas wcześniejszych obrad komisji SDiM oraz dyskusja i głosowanie nad przedstawionym przez komisję projektem uchwały. W głosowaniu Sejm Dzieci i Młodzieży podjął uchwałę w sprawie popularyzacji bohaterstwa obywateli polskich pochodzenia żydowskiego w walce z Niemcami. Treść uchwały zaproponowała komisja SDiM, a w trakcie sesji plenarnej jej uczestnicy rozpatrywali poprawki zgłoszone do projektu.
[Źródło:www.sejm.gov.pl/sejm9.nsf/]
Skoro nie ma dostępu do archiwalnych materiałów n.t prac Sejmu Dzieci i Młodzieży, pozostało mi odszukanie tekstów, które ja zamieszczałem na OE. Pierwszym możliwym terminem był 1. czerwca 2014 roku, bo OE powstało we wrześniu 2013 roku. Oto fragment tamtego felietonu:
Mój wkład w obchody Dnia Dziecka
Co prawda nie zamierzam relacjonować przebiegi XX Sesji Sejmu Dzieci i Młodzieży, a wyrazić przy tej okazji mój prywatny stosunek nie tylko do tych obchodów, ale w ogóle do takiego okazjonalnego zajmowania opinii publicznej ważnymi problemami, dla których pretekstem są owe „Dni”: Dziecka, Matki, Ojca, Kobiet, ale także Dzień Książki, Dzień Astmy, Dzień Życia i wiele, wiele innych… […]
Szkoda, że pani Marszałek Sejmu, lekarz z zawodu*, uznała, że tematem wiodącym dzisiejszego posiedzenia „małoletniego” Sejmu będą wybory parlamentarne. A może warto było te dzieci, właśnie owych 460 młodzieżowych posłów, zaangażować w budowanie systemu „wczesnego ostrzegania” o tym, że moja koleżanka, kolega z klasy jest ofiarą przemocy? Może warto było uwrażliwić ich na przemoc rówieśniczą, także występującą w zakamarkach wielu szkół i podwórek? A może należało popracować nie nad mechanizmami demokracji przedstawicielskiej, a nad umocnieniem poselskich (i ich rówieśników) postaw sprzeciwu wobec stosowania przemocy jako sposobu załatwiania swoich spraw, zaspokajania potrzeb i aspiracji? Dzisiejsi nastoletni posłowie już za niewiele lat zostaną rodzicami… Oby nie kontynuowali sztafety pokoleń, zgodnie ze starą maksymą: „Mnie bito, to teraz ja bił będę.”
*W tym czasie pełniła tę funkcję Ewa Kopacz
Jednak kilka dni później – 8 czerwca 2014 roku – uznałem, ze muszę zabrać głos w sprawie Sejmu Dzieci i Młodzieży. I tak na OE pojawił się tekst, zatytułowany „O tym, dlaczego poczułem się zmuszony wziąć w obronę Sejm Dzieci i Młodzieży”.
Oto fragment końcowej części tego tekstu:
Choć przed tygodniem miałem na ten temat inny pogląd, to po przesłuchaniu całości obrad (a można to uczynić pod adresem http://www.sejm.gov.pl/ ) zmieniłem zdanie. Polecam choć to jedno wystąpienie, które „popełnił”, niejako przy okazji zabierania głosu jako członek komisji sejmowej, zadający pytanie przedstawicielce MEN poseł Mateusz Pogorzelski, uczeń kl. IIa Zespołu Szkół Handlowo-Ekonomicznych im. Mikołaja Kopernika w Białymstoku. Powiedział wtedy, między innymi:: „Większość was, posłów, potraktowało to spotkanie jako początek swojej kariery politycznej.[…] Projekt w którym uczestniczymy jest projektem edukacyjnym, a nie jest dodatkowym organem władzy.” Pogratulować dojrzałości młodemu człowiekowi!
Dość tych wspomnień. Wracam do teraźniejszości. A ta, tak naprawdę, rysuje się dość tajemniczo – jak cała przyszłość polskiej oświaty pod nowym kierownictwem MEN. Obiecuję, że będę śledził proces przygotowawczy, a później przebieg, owego jubileuszowego XXX Sejmu Dzieci i Młodzieży.
Włodzisław Kuzitowicz
Dzięki „porannikowi” Romana Lepperta dowidzieliśmy się, że dzisiaj jest nie tylko Światowy Dzień Dziecka, ale także Światowy Dzień Rodziców, ustanowiony przez ONZ w 2012 roku.
Oto co proponujemy z tej okazji do lektury. Jest to kolejny tekst autorstwa Doroty Sterny, który zamieściła na swoim blogu „OK. NAUCZANIE”. Wyjątkowo – w miejscu gdzie zwykle zamieszcza ona swoje rysunki, tym razem jest zdjęcie strony czasopisma „Hejnał Oświatowy”, w którym ów tekst został pierwotnie opublikowany:
Rodzice – pomoc czy udręka?
Artykuł, który ukazał się w majowym Hejnale Oświatowym numer 5/233
Rodzice – pomoc czy udręka?
Badania pokazują, że dobra współpraca szkoły z rodzicami wpływa na osiągnięcia uczniów i na ich zachowanie. Warto o nią zadbać. W artykule – jak to zrobić, jak przejść od tradycyjnych spotkań z rodzicami do takich, które będą owocowały korzyściami dla rodziców i uczniów i nie będą źródłem stresu dla nauczyciela.
92% procent rodziców pragnie aktywnie uczestniczyć w życiu szkolnym swojego dziecka (badania w USA z 2008 roku). Tak samo jest pewnie też i u nas. Szczególnie w klasach początkowych widać to wyraźnie. Rodzice chcą być zaangażowani w edukację swoich dzieci, ale nie zawsze wiedzą, jak to zrobić. Aktywniejsi zapisują się do Rady Rodziców, ale nie zawsze nawet Rada ma wpływ na szkołę. Pozostali przychodzą na spotkania z wychowawcą. Boją się tego spotkania obie strony. Rodzice, że nie zostaną wysłuchani i dowiedzą się tylko o trudnościach z ich dzieckiem, a nauczyciele, gdyż obawiają się roszczeń i ataku ze strony rodziców.
Niestety niektórzy z rodziców po złych doświadczeniach często idą prosto do dyrektora szkoły lub nawet do Kuratorium Oświaty. Nawet mały problem zaczyna być rozdmuchiwany. Utrwala się pozycja dwóch stron: rodzice kontra nauczyciele.
Koniec narzekania, od tego nic się nie zmieni.
Mój artykuł powinien być raczej zatytułowany – ZAUFANIE i SZACUNEK PO OBU STRONACH. To jest jedyne rozwiązanie. Prawda jest taka, że obie strony chcą dla dziecka dobrze. Przypadki, gdy tak nie jest, to jest raczej zupełny margines i patologia.
Skąd bierze się brak szacunku rodziców do nauczycieli?
Rodzice, nie czują, że nauczyciel chce dla ich dziecka dobrze, oczekują (i często słusznie) tylko krytycznych uwag. Spotkanie odbierają jako stratę czasu. Otrzymuje jedynie „obsługę klienta”, przekazywane są informacje, które równie dobrze mogłyby być przekazane drogą korespondencyjną. Czasami są namawiani do udziału w uroczystościach szkolnych lub na pomoc szkole np. poprzez udział w wycieczkach. Jest to trudna dla nich sytuacja, bo często praca im to uniemożliwia i muszą odmówić. Uwagi przekazywane przez nauczyciela dotyczą całej klasy, a nie pojedynczego dziecka. W rozmowach indywidualnych dowiadują się jedynie, co POWINNI zrobić w domu z dzieckiem.
Forma i poruszane tematy podczas spotkań z rodzicami muszą się zmienić.
Nauczyciel powinien angażować rodziny ucznia poprzez rozmowę o uczniu, o jego życiu, problemach i radościach i potrzebach. Warto zapytać rodziców, co widzą w swoim dziecku dobrego i jakie mają nadzieję z nim związane.
Tematy warte poruszenia to:
-Po co zdaniem rodziców dziecko chodzi do szkoły?
-Co to znaczy dla rodzica dobra edukacja?
-Jaki wpływ na uczenie się ucznia mają: relacje, szacunek, szczerość i zaufanie?
-Jakie potrzeby i oczekiwania ma uczeń i jego opiekunowie?
Tak, wiem, że to zajmuje czas, ale nie mamy wyjścia, inaczej się nie dogadamy. Jeśli pozostajemy na komunikowaniu pretensji do ucznia i rodziców, to nie mamy szans wpłynąć na naukę i zachowanie ucznia.
Prawda jest taka, że to szkoła musi wyjść do rodziców, a nie rodzic przyjść do szkoły.
Klika wskazówek, które mogą pomoc w komunikacji z rodzicami:
Jak powszechnie wiadomo – dzisiaj jest Dzień Dziecka! Postanowiliśmy z tej okazji zamieścić okolicznościowe życzenia – ale zaczerpnięte od odpowiednich dla tej okoliczności Osób Znaczących. Oto wyniki naszych poszukiwań:
Urząd Rzecznika Praw Dziecka – nie znaleźliśmy. Wiadomo – tam każdy dzień jest Dniem Dziecka!
Ministerstwo Edukacji Narodowej – TUTAJ. Także bez rezultatu. Ale zapewne dlatego, że nie ma tego obowiązku w zakresie obowiązków!
I dopiero na stronie Łódzkiego Kuratorium Oświaty zwieńczyliśmy swoje poszukiwania sukcesem:
Źródło: www.kuratorium.lodz.pl/
Foto: www.eska.pl/krakow/
Poniżej zamieszczamy obszerne fragmenty i link do pełnej wersji tekstu, zamieszczonego 30 maja na stronie „Gazety Wyborczej ŁODŹ”:
Nie chcą studiować i być trybem w korpo, kasa ich nie kręci. Pokolenie Z zdało maturę
[…]
Pokolenie Z: Studia to tylko papier, ważniejsze są pasje i zainteresowania
[…] – Gdy Michał rozpoczął naukę w trzeciej klasie liceum, zaczęliśmy z mężem rozmawiać z nim o studiach – mówi łodzianka. – Syn zaskoczył nas stwierdzeniem, że nie wie, czy w ogóle chce studiować. Mówił, że studia to tylko papier, który ludziom z mojego pokolenia wypadało mieć, natomiast jego generacja nie przywiązuje do niego aż takiej uwagi. Nie mogliśmy go zrozumieć, kilka razy pokłóciliśmy się i to mocno.[….]
Pokolenie Z nie wierzy, że wyższe wykształcenie zapewni im dobrą pracę
To, że Michał nie jest wyjątkiem, potwierdza badanie „Świadomość ekonomiczna maturzystów 2024″ przeprowadzone przez firmę BIG InfoMonitor. Wynika z niego, że o ile jeszcze 6 lat temu nawet 95 proc. maturzystów planowało kontynuować naukę na uczelniach, to obecnie jedynie 56 proc. deklaruje, że zamierza studiować jesienią. Zdawać na studia stacjonarne chce 36 proc. z nich, a na zaoczne 20 proc. Wielu ma jednak inne plany.
– Młodzi nie są już tak bardzo przekonani do studiowania, jak ich rodzice, a zapewnienia, że wyższe wykształcenie da im dobrą pracę, już dawno nie są prawdziwe – tłumaczy prof. Waldemar Rogowski z SGH i główny analityk BIG InfoMonitor. – Co piąty Polak z wyższym wykształceniem pracuje poniżej swoich kwalifikacji. Coraz częściej widać też, że dobry rzemieślnik już na początku kariery może zarobić więcej niż absolwent szkoły wyższej, nawet ten pracujący w zawodzie. Jeden na trzech maturzystów zdaje sobie sprawę z tego, że na rynku pracy coraz bardziej liczy się doświadczenie, więc zamierza podjąć pracę na pełen etat, często łącząc to ze studiami zaocznymi.
Jak mieszka pokolenie Z i z czego się utrzymuje?
Z badania wynika także, że co piąty nastolatek nie mieszka już z rodzicami lub innymi opiekunami. Większość usamodzielnionych maturzystów dzieli jednak mieszkanie ze znajomymi, a tylko 7 proc. mieszka zupełnie samodzielnie. Nie znaczy to jednak, że zarabiają na własne utrzymanie: 53 proc. mieszkających osobno i 42 proc. dzielących lokum ze znajomymi przyznaje, że rodzice nie muszą, ale jednak wspierają ich finansowo. Spośród osób dzielących gospodarstwo domowe z opiekunami jedna czwarta nie poradziłaby sobie finansowo bez pomocy, a co trzeci maturzysta mógłby utrzymać się samodzielnie. […]
Zdaniem twórców badania pokolenie Z nie jest tak leniwe i roszczeniowe jak wynika z obiegowej opinii. Podkreślają, że nie dość, że większość z nich podejmuje pierwszą pracę w wieku kilkunastu lat, by odciążyć domowe budżety, to ich oczekiwania finansowe nie odbiegają od rzeczywistości. Niezależnie od tego, czy mieszkają na wsi, czy w dużym mieście, młodzi deklarują, że aby móc się usamodzielnić muszą zarabiać około 4 tys. zł na rękę. Jedynie mniej niż co szósty badany uznał, że potrzebuje w tym celu co najmniej 6 tys. zł.
– Może to być pozytywnym efektem edukacji finansowej, bo zetki już w szkole podstawowej podejmowały tematy związane z finansami osobistymi – zauważa prof. Waldemar Rogowski. – Sami uważają edukację w tym obszarze od najmłodszych lat za ważną. Jest to istotna zmiana na tle starszych pokoleń, których wiedza o inwestowaniu, oszczędzaniu czy zaciąganiu kredytów nie jest, niestety, wysoka. […]
Cały tekst „Nie chcą studiować i być trybem w korpo, kasa ich nie kręci. Pokolenie Z zdało maturę” – TUTAJ
Źródło: www.lodz.wyborcza.pl/lodz/
Dziś, w miejsce tradycyjnych tekstów, zaczerpniętych od naszych stałych znajomych, publikujemy ten oto plakacik, jako przykład zasady „maksimum w minimum”. Zamieściła ten „poradnik” na swoim fb profilu Magdalena Grzeszkiewicz-Brzęcka – nauczycielka j. polskiego w Niepublicznej Szkole Montessori „Odkrywcy Świata” w Koninie. My publikujemy go, nieprzypadkowo, w przededniu Dnia Dziecka:
Źródło: www.facebook.com/Magda.brzecka/
Wczorajsze (29 maja 2024 r.) spotkanie w „Akademickim Zaciszu” było poświęcone Żywej Bibliotece – fenomenowi powstałemu w Danii od 2000 r., obecnemu w Polsce od roku 2007.
Do rozmowy prof. Roman Leppert zaprosił dr Kamilę Prociów, autorkę książki „Żywa biblioteka. Uczenie się (o) inności w społecznościach praktyki”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Naukowego DSW..
Autorka rozpoczyna swoją książkę słowami: „Prosta koncepcja spotkania i rozmowy z nadzieją na zmianę społeczną. Dialog, który grozi zrozumieniem„.
Zainteresowani tym tematem, którzy wczoraj przeoczyli owo spotkanie, albo byli „nieczasowi”, mogą o dowolnej dla siebie porze obejrzeć i wysłuchać – link poniżej:
Żywa biblioteka – uczenie się (o) inności – TUTAJ