Na portalu < Super Express WROCŁAW> znaleźliśmy tekst, z którego można dowiedzieć się o opiniach na temat wigilii klasowych. Poniżej prezentujemy obszerny fragment tego tekstu:

 

 

Koniec wigilii klasowych, jakie znamy. „Rodzice nie życzą sobie katolickiej nomenklatury”

 

[…]

 

Wigilie klasowe bez kolęd i opłatka. Młodzi niechętni wobec Kościoła

 

24 grudnia większość polskich rodzin zasiądzie do wigilijnej kolacji. Zanim to jednak nastąpi, w pracy i szkole odbywają się wigilie pracownicze lub szkolne. Okazuje się, że szkoły coraz częściej rezygnują z wigilii klasowych, gdzie dzieci dzielą się opłatkiem i śpiewają kolędy. Dlaczego tak się dzieje? Okazuje się, że młodzi ludzie, mający 25 lat lub mniej, mają do Kościoła najbardziej krytyczne podejście spośród wszystkich grup wiekowych. Tak wynika z Centrum Badania Opinii Społecznej, które przedstawia „Gazeta Wyborcza”.

 

Niechęć do Kościoła widać nie tylko po przebiegu klasowych wigilii, ale też uczestnictwie w lekcjach religii. W trwającym roku szkolnym na religię uczęszcza prawie 64 proc. dzieci z wrocławskich podstawówek. Bardzo niska jest frekwencja w szkołach średnich – to zaledwie 18,45 proc.

 

Staramy się nie już nie nazywać przedświątecznych spotkań wigilią klasową. Dla uczniów to bez różnicy, ale rodzice, którzy nie posyłają dzieci na religię, nie życzą sobie katolickiej nomenklatury. Proszą, by nie było opłatków. Zawsze wtedy staram się tłumaczyć, że to bez znaczenia, czy ktoś jest wierzący, czy nie – w Polsce święta się celebruje. Przemycany jest przecież hollywoodzki mikołaj – komentuje w rozmowie z „Wyborczą” Jacek Wildbret-Tuszyński, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 61 przy ul. Skarbowców.

 

„Dzieci się nie modlą”

 

Stanisława Socha, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 108 przy ul. Chrobrego przyznaje, że jej szkoła stara się organizować spotkania przedświąteczne, ale tym spotkaniem nie nadaje się wymiaru religijnego. – Dzieci się nie modlą, jest poczęstunek i składanie życzeń. Wszystko za zgodą uczniów, którzy mogą wyrazić swoje zdanie. Jak dotąd żadna klasa nie zrezygnowała z takiego spotkania. Również rodzicie mogą wnosić uwagi – tłumaczy Socha.

 

Dyrektorzy o wigiliach klasowych. „To sprawa uczniów”

 

Nadal są jednak szkoły, gdzie na wigiliach klasowych są śpiewane kolędy, a dzieci dzielą się opłatkiem. – Dzieci wspólnie śpiewają kolędy, dzielą się opłatkiem i bawią się przy stole. Biorą udział również te, które nie chodzą na katechezę, nie ma żadnych podziałówmówi dla „Wyborczej” Iwona Kaszuba, wicedyrektorka SP nr 51 przy ul. Krępickiej. – W starszych klasach uczniowie nie podchodzą do organizowania wigilii klasowych z entuzjazmem. Każda klasa decyduje z osobna i częściej jest to po prostu świeckie spotkanie. Widać odejście od tradycyjnych wigilii klasowychtwierdzi. Dorota Wilińska, dyrektorka Technikum nr 10 przy ul. Braniborskiej.

 

Dyrektorzy liceów zgodnie podkreślają, że wigilia klasowa i jej charakter to przede wszystkim sprawa danej klasy, uczniów i rodziców. Dyrekcja nie ingeruje w sposób świętowania i charakter spotkań.

 

 

 

Źródło:  www.wroclaw.se.pl

 



„Portal Samorządowy” zamieścił wczoraj (21 grudnia 2022 r.) informację, pozyskaną od samego ministra Czarnka, o szansie na powrót do prawa do wcześniejszych emerytur nauczycieli. Oto obszerne fragmenty tego tekstu:

 

 

Wcześniejsze emerytury dla nauczycieli całkiem realne. Ale czy dla wszystkich?

 

Przed laty zgodnie z Kartą nauczyciela na emeryturę niezależnie od wieku mogli przejść nauczyciele, którzy mieli 30 lat stażu pracy w oświacie, w tym 20 lat przy tablicy. Obecnie zostało tylko uprawnienie do przechodzenia na wcześniejszą emeryturę dla nauczycieli pracujących w szkolnictwie specjalnym w szczególnym charakterze. Rząd chce wrócić do pomysłu sprzed lat, o co postulują oświatowe związki zawodowe. […]

 

W październiku 2021 roku minister Przemysław Czarnek sugerował, że wróci wcześniejsza emerytura nauczycielska, na którą nauczyciele będą mogli przejść po 20 latach pracy przy tablicy i 30 latach pracy w placówkach oświatowych. Obecnie z tego uprawnienia mogą korzystać jedynie nauczyciele pracujący w szkolnictwie specjalnym.

 

W niedawnej wypowiedzi dla Dziennika Gazety Prawnej minister edukacji i nauki znów wrócił do obietnicy. Pytany, czy „wróci do wcześniejszej emerytury dla nauczycieli”, minister odparł, że tak.

„Trzeba umożliwić nauczycielom, którzy przepracowali kilkadziesiąt lat, wcześniejsze odejście na świadczenia emerytalne. Zostawimy wtedy miejsce tym, którzy wchodzą do zawodu albo są w nim dopiero kilka lat i muszą mieć godziny” – podkreślił.

 

Kwestię uchylonego przepisu art. 88 Karty nauczyciela, który uprawniał nauczycieli do odchodzenia na emeryturę po osiągnięciu odpowiedniego stażu pracy poruszano także niedawno podczas rozmów Związku Nauczycielstwa Polskiego z przedstawicielami MEN.

 

W trakcie spotkania eksperci MEiN przedstawili nam pisemną interpretację, z której wynika, że nauczyciele urodzeni do 31 grudnia 1977 r. będą mogli po spełnieniu warunków odejść na emeryturę, bez względu na wiek. Te warunki to 30 lat pracy, w tym 20 lat przy tablicy – mówił w rozmowie z Portalsamorzadowy.pl wiceprezes ZNP Krzysztof Baszczyński.

 

Jak się jednak dowiaduje Gazeta Wyborcza, rząd chce zmienić roczniki nauczycieli, którzy będą mogli wcześniej kończyć pracę. Propozycja, by na wcześniejsze emerytury będą mogły odchodzić osoby urodzone do końca 1977 r. jest, zdaniem informatora GW z rządu, „bardzo kosztowna i trzeba będzie ją ograniczyć „.

 

Według nowej propozycji wcześniejsze emerytury miałyby przysługiwać tylko nauczycielom urodzonym do 1974 r. – czyli dzisiejszym 48-latkom i starszym.

 

Albo – w najbardziej oszczędnym wariancie – tylko tym urodzonym do 1972 r., a zatem osobom mającym 50 i więcej lat. […]

 

 

 

Cały tekst „Wcześniejsze emerytury dla nauczycieli całkiem realne. Ale czy dla wszystkich?”  –  TUTAJ

Źródło: www.portalsamorzadowy.pl

 



W miniony wtorek (20 grudnia 2022 r.) zamieściliśmy materiał pt. „Czy całkowity zakaz używania smart fonów na lekcjach to dobra decyzja?”, w którym, za portalem dziennik.pl informowaliśmy, że włoski minister oświaty Giuseppe Valditara wprowadził zakaz używania telefonów komórkowych podczas lekcji.  Wtedy nie wiedzieliśmy, ze dzień wcześniej dr hab. Stanisław Czachorowski podzielił się z czytelnikami swojego bloga „Profesorskie gadanie” poglądami na ten sam temat. Oto ten tekst – bez skrótów:

 

Foto: www.wikipen.pl

 

Dr hab. Stanisław Czachorowski, profesor Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie

 

 

 

Czy jest sens zakazywania przynoszenia smartfonów uczniom do szkoły?

 

Czasem wybuchają gorące dyskusje o smartfonach w szkole, łącznie z postulowanym zakazem przynoszenia telefonów komórkowych przez uczniów do szkoły. Podobno takie zakazy są w Australii, Chinach i Francji. Jaki jest sens zakazów, gdy to jest urządzenie osobiste, wykorzystywane praktycznie przez każdego? Jakie są głosy za i jakie przeciw?

 

Zwolennicy zakazów podkreślają, że smartfony rozpraszają uwagę, uzależniają, utrudniają kontakty, izolują społecznie itp. Samo zło, przed którym trzeba ochronić młode pokolenie. Przypomina to trochę ruchy luddystów z XIX wieku, sprzeciwiające się maszynom w fabrykach. Tak więc czy są to słuszne ostrzeżenia czy jałowa walka z postępem?

 

Czy problem jest w samych telefonach komórkowych i social mediach czy też z umiejętnością (lub brakiem takiej umiejętności) korzystania z urządzeń i social mediów? I czy szkoła powinna uczyć korzystania z narzędzi, z którymi i tak poza szkoła się spotkamy? Chronić i izolować czy jednak uczyć korzystania?

 

Do czego są przydatne telefony? Na przykład do kontaktu z rodzicem, gdy uczeń jest chory i trzeba zabrać go ze szkoły. Jeśli potrzebny kontakt, a same smartfony są nieodpowiednie, to można przecież wykorzystywać służbowe telefony, np. automaty dostępne na korytarzu. Problem tylko z zapamiętaniem numeru. Powszechne korzystanie ze smartfonów i to, że numery są zapisane w urządzeniu a nie w naszej głowie, powoduje, że jeśli nie masz ze sobą  urządzenia to i nie znasz numeru telefonu, pod który należałoby zadzwonić. Ale i te trudność dałoby się rozwiązać. Wystarczy na początku roku szkolnego polecić zapisanie numerów telefonu do rodziców czy opiekunów. A uczeń nosiłby je w dzienniczku czy specjalnym notesie. Może przy okazji byłoby to ćwiczenie pamięci? Na takie utrudnienia można byłoby się zdecydować, gdyby zagrożenia odsmartfonowe były rzeczywiście duże i groźne.

 

Co jest problemem? Uzależnienie behawioralne, nadmiar bodźców i rozpraszanie? Na to samo narażeni są dorośli. Może więc sensowniejsze jest nauczenie zdrowego korzystania niż izolowanie? Bo gdzie mieliby się nauczyć? Obecni dorośli nie mieli szansy w szkole się nauczyć, bo smartfony pojawiły się, gdy byli już dorosłymi i gdy zakończyli naukę szkolną. Niech więc i kolejne pokolenie uczy się samo, metodą prób i błędów? To oddanie meczu walkowerem.

 

Warto jednocześnie podkreślić, że smartfony to także urządzenia edukacyjne do czytania qr kodów, udziału w quizach itp. Czy warto z takiego narzędzie edukacyjnego rezygnować? Ale może wystarczy by w każdej klasie były tablety i smartfony dostępne dla każdego (szkolne, służbowe). I wtedy, gdy trzeba to po prostu rozdać uczniom i niech korzystają z tych urządzeń w celach edukacyjnych. Tu rodzi się pytanie:  zadbać o wyposażenie klas czy raczej o wyposażenie ucznia? Jeśli klasowe smartfony to potrzeba dodatkowego czasu na ich konserwację i czyszczenie ze zbędnych plików. Bo gdy z jednego tabletu korzysta wiele osób, to trzeba „sprzątać”. Kolejne godziny pracy dla szkolnego personelu. Przecież nauczyciel nie ma  już tego wolnego, dodatkowego czasu na porządkowanie i kontrolę zainstalowanych narzędzi. A czasem nie ma nawet takich umiejętności. Po drugie, dlaczego nie uczyć ucznia sensownego korzystania z własnego urządzenia, z którego korzysta uczeń stale? Szkoła i życie pozaszkolne to mają być dwa nieprzystające i izolowane światy?

 

Czytaj dalej »



Portal Prawo.pl zamieścił zapis rozmowy z prof. Bartoszem Molikiem – rektorem  Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, specjalistą z zakresu sportu osób z niepełnosprawnością. Oto obszerne fragmenty tego tekstu:

 

Foto: www.prawo.pl

 

Prof. dr hab. Bartosz Molik – rektor Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie

 

 

 

Prof. Bartosz Molik: Około 90 proc. dzieci w Polsce nie nadaje się do uprawiania sportu

 

[…]

 

Beata Dązbłaż: – Czy  dzieci i młodzież z niepełnosprawnością powinny ćwiczyć na lekcjach WF? Może nie jest to dobre dla ich zdrowia?

 

Bartosz Molik: – Wręcz przeciwnie – osoby z niepełnosprawnością jeszcze bardziej potrzebują aktywności fizycznej niż osoby pełnosprawne. Od lat jest już udowodnione, że osoba z niepełnosprawnością, która nie ćwiczy, nie trenuje, choruje częściej. W konsekwencji wydaje się na leczenie takiej osoby więcej pieniędzy. Nasze postulaty, które kierujemy między innymi do Ministerstwa Zdrowia, sprowadzają się do tego, że ćwiczenia z osobą z niepełnosprawnością podczas zajęć wychowania fizycznego, są doskonałą i efektywną profilaktyką. Zatem odpowiadając na pytanie, czy dzieci z niepełnosprawnością powinny ćwiczyć, trzeba jasno powiedzieć, że zdecydowanie tak. Prawdziwym dramatem dla tych dzieci, szczególnie mających edukację indywidualną, w domu, jest brak jakiegokolwiek ruchu.

 

– Czy jakiś rodzaj niepełnosprawności całkowicie wyklucza z wychowania fizycznego w szkole?

 

– Jako specjalista adaptowanej aktywności fizycznej i sportu niepełnosprawnych, nie widzę takiego rodzaju niepełnosprawności. Nawet osoby ze znacznym stopniem niepełnosprawności np. z powodu ciężkiego uszkodzenia narządu ruchu czy z porażeniem mózgowym, dystrofią mięśniową czy chorobami metabolicznymi, nie są wykluczone z możliwości uczestnictwa w różnych formach aktywności fizycznej. Warto zaznaczyć, że zajęcia te powinny być odpowiednio dostosowane do potrzeb i możliwości ćwiczącego, zindywidualizowane. Powinny mieć właściwą intensywność, a dobór ćwiczeń powinien uwzględniać wszelkie wskazania i przeciwwskazania.

 

Dziecko z porażeniem mózgowym, jeżdżące na wózku, nie będzie grało w piłkę z pełnosprawnymi dziećmi, ale niektóre formy aktywności można zaadaptować tak, żeby dzieci wspólnie w nich uczestniczyły. Natomiast generalnie w żadnym wypadku nie ma przeciwwskazań, które ograniczałyby aktywność fizyczną dzieci z różnymi niepełnosprawnościami. Na pewno nauczyciel wychowania fizycznego powinien mieć wytyczne, jak prowadzić zajęcia dla nich. Powinien posiadać odpowiednią wiedzę, a wszystkie wątpliwości powinien konsultować z lekarzem specjalistą i fizjoterapeutą. Najczęściej ograniczona jest w takich przypadkach intensywność wysiłku. Natomiast wskazane są ćwiczenia lżejsze, głównie o charakterze tlenowym – dłuższe o umiarkowanej intensywności. Oczywiście zdarzają się np. tzw. rzuty choroby, które mogą okresowo uniemożliwiać dziecku ćwiczenie. Najczęstsze rodzaje niepełnosprawności u dzieci i młodzieży szkolnej to niepełnosprawność intelektualna, w tym zespół Downa, niepełnosprawność narządu wzroku, niepełnosprawność narządu ruchu. Do każdej z tych grup są inne wskazania, jeśli chodzi o rodzaj ćwiczeń wykonywanych na WF-e. […]

 

– Co powinno się zmienić, czy to kwestia świadomości, wiedzy samych nauczycieli WF, dyrekcji szkoły, czy też rodziców?

 

Czytaj dalej »



Publikujemy na naszej stronie tekst, zamieszczony na fb-profilu dr Marzeny Żylińskiej – bez skrótów i jakichkolwiek ingerencji:

 

 

 

Czy rodzice powinni mieć wpływ na to, jak ich dzieci uczą się w szkole?

 

Historia nr 1.

 

Czytaj dalej »



Foto: www.portal.librus.pl

 

 

 

Oto informacja, którą zamieścił dzisiaj (20 grudnia 2022 r.) portal < dziennik.pl > :

 

 

Minister oświaty wprowadził zakaz używania telefonów komórkowych podczas lekcji

 

Włoski minister oświaty Giuseppe Valditara wprowadził zakaz używania telefonów komórkowych podczas lekcji. Podpisany przez niego okólnik został rozesłany we wtorek. Kary za złamanie zakazu nie są przewidziane. Podkreśla się, że nowe reguły to także wyraz szacunku dla nauczycieli.

W dokumencie, przytoczonym przez włoskie media, zaznaczono, że telefony komórkowe„elementem rozpraszającym”.

 

Interesem uczennic i uczniów, który musimy chronić, jest bycie w klasie po to, żeby się uczyć. Rozpraszanie się telefonem uniemożliwia uważne śledzenie lekcji i jest także brakiem szacunku wobec postaci nauczyciela, a przywrócenie jej autorytetu jest priorytetem – napisał minister oświaty. Wyjaśnił, że jego celem jest działanie na rzecz „poważnej szkoły, w której centrum będzie uczenie się i zaangażowanie”

 

Powołał się na analizy przeprowadzone przez senacką komisję oświaty i kultury, które ukazały szkodliwy wpływ niczym nieograniczonego korzystania z urządzeń elektronicznych na koncentrację, pamięć i umiejętność krytycznego myślenia uczniów.

 

Szkoła musi być miejscem, w którym rozwijają się talenty i kreatywność młodych ludzi i nie są one hamowane przez stale nadużywanie telefonów komórkowych – dodał minister Valditara. Zastrzegł, że nie wprowadza kar za łamanie zakazu, ale odwołuje się do „poczucia odpowiedzialności”.

 

Do szkół zaapelował o zagwarantowanie przestrzegania nowych norm.

 

 

 

Źródło:  www.edukacja.dziennik.pl

 

 

x          x          x

 

 

Warto w tym miejscu poinformować, że Włochy nie są pierwszym krajem, który próbuje aktami prawnymi zwalczać plagę uzależnienia dzieci i młodzieży od telefonu. Już przed czterema laty jeszcze bardziej restrykcyjne prawo wprowadziła Francja. Oto fragmenty materiału, zamieszczonego 5 października 2018 roku na stronie < portal.librus.pl/rodzina/ >:

 

 

Szkoły bez telefonów! Czy polscy uczniowie wyjmą komórki z plecaków?

 

Od września 2018 r. na terenie szkół podstawowych i średnich we Francji obowiązuje całkowity zakaz używania komórek. Restrykcja jest odgórna, wprowadzona przez francuskie Ministerstwo Edukacji. Czy Polska podąży za tym przykładem? Czym tak naprawdę jest zakaz używania komórek dla uczniów? […]

 

Polskie szkoły wprowadzają „telefoniczne ograniczenia” już od 2003 r. (na podstawie rozporządzenia MEN z 21 maja 2001 r. w sprawie ramowych statutów publicznego przedszkola oraz publicznych szkół). W myśl rozporządzenia w swoim statucie szkoła może określić warunki korzystania z telefonów komórkowych i innych urządzeń elektronicznych. Telefoniczne restrykcje dotyczą używania urządzeń podczas zajęć lekcyjnych, ewentualnie podczas przerw. W przeciwieństwie do francuskich, wprowadzonych przez ministerstwo rozwiązań, polskie przepisy ustalane są przez dyrektorów placówek. Jednak bez względu na kraj uczniowie odczuwają skutki zakazów podobnie.

 

Średni wiek, w jakim dziecko w Europie otrzymuje swój pierwszy telefon komórkowy, to 7 lat. Współczesne wychowanie z telefonem sprawia, że dla młodych komórka to więcej niż rzecz –smartfon to antidotum na wszystko. Dzięki niemu młodzi pozostają w kontakcie z rodziną i przyjaciółmi, organizują swój dzień, komunikują się z „resztą” świata. Telefon zapewnia im poczucie bezpieczeństwa, bo komórka jest m.in. formą zabezpieczenia na wypadek wystąpienia sytuacji awaryjnych. Dla młodych jest jak ręka, która dodatkowo posiada ma wiele przydatnych funkcji. Dziś smartfon nie służy wyłącznie prowadzeniu rozmów czy wysyłaniu wiadomości tekstowych. Ma przecież aparat, dostęp do e-maila, przeglądarkę, ogromną liczbę mniej lub bardziej przydatnych aplikacji… lista jest bardzo długa. Z czasem telefon staje się medium do wyrażenia tożsamości młodego użytkownika. […]

 

 

 

Cały artykuł  „Szkoły bez telefonów! Czy polscy uczniowie wyjmą komórki z plecaków?” – TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.portal.librus.pl/rodzina/

 



W minioną niedzielę (18 grudnia 2022 r,)  Magdalena Sierocka (nauczycielką języka angielskiego w Szkole Podstawowej nr 236 w Warszawie) zamieściła na swoim fb-profilu tekst, w  którym zawarła swoje przemyślenia o szkolnej ocenie zachowania uczniów. Zamieszczamy go w całości, wraz z towarzyszącym mu zdjęciem autorki:

 

 

 

Zbliża się śródrocze i pomyślałam, że dzisiejszą refleksję do kawy poświęcę ocenie zachowania. Zachowania dzieci oczywiście, bo dorosłych w szkole nikt z zachowania nie rozlicza.

 

Dzieci natomiast owszem. Nawet zapisane jest to w Ustawie. Mają

 

>wywiązywać się z obowiązków ucznia,

>postępować zgodne z dobrem społeczności szkolnej,

>dbać o honor i tradycje szkoły (co to właściwie konkretnie znaczy?),

>dbać o piękno mowy ojczystej,

>dbać o bezpieczeństwo i zdrowie własne oraz innych osób,

>godnie i kulturalnie zachowywać się w szkole i poza nią,

>okazywać szacunek innym osobom.

 

Tak sobie myślę, że ja nie znam dzieci, które nie postępują zgodnie z zapisami w ustawie. To znaczy tak – znam dzieci, które przeklinają na korytarzu szkolnym, biją inne dzieci i nauczycieli, zabierają czyjeś rzeczy, niszczą je, spóźniają się często, itp itd. To są w większości sytuacje, w których jest to jeden wielki krzyk o pomoc. Nie zdarzyło mi się, abym spotkała w szkole dziecko, które na złość i specjalnie łamie zasady i przeżuwa z satysfakcją nieodpowiednią na semestr.

 

One wszystkie – od zerówki po ósmą klasę – takim zachowaniem dają znać: “hej dorośli, jest mi bardzo źle, pomóżcie” albo “Mierzę się na co dzień z czymś bardzo trudnym i inaczej nie umiem sobie poradzić” albo “Potrzebuję wielospecjalistycznej diagnozy i wspierających nacelowanych działań”. Ostatnie czego te dzieci potrzebują to kary w postaci nagannego zachowania. A do tego właśnie często służy nam w szkołach ocena zachowania – do wymierzania kary.

 

Kiedy patrzę na listę dzieci z bardzo dobrym i wzorowym zachowaniem widzę, że to są w większości dzieci z niezłą samoregulacją (wynikłą z konstytucji ich ciała albo/i ze wspierającego środowiska w ktorym sie wychowują) i jednocześnie bardzo zaopiekowane i kochane przez bliskich im dorosłych. I to właśnie one dostaną nagrodę. Nagrodę za to, że miały szczęście urodzić się takimi i w takich warunkach.

 

W tym roku mam wpływ na oceny zachowania, bo wraz z Anna Rycaj mamy klasę wychowawczą. Nie będzie żadnych wzorowych i nieodpowiednich na śródrocze, bo prawo zezwala na oceny opisowe. Prawo mówi też, że śródrocze jest czasem refleksji i zastanowienia. Uczeń ma dokonać samooceny swojego zachowania, ocenić zachowanie kolegów, w tej sprawie mogą też wypowiedzieć się inni nauczyciele. Wszystko po to, aby wyłapać trudności, opracować plan dalszych działań.

 

Zapytałyśmy więc naszych 10latków, co myślą. Zobaczcie co napisali o sobie:

 

-jestem miły, dobry, kulturalny i grzeczny

-Jestem fajny

-Jestem miły i przyjacielski

-Dużo pożyczam

-Jestem pomocna

-Widzę w sobie czułość, dobroć i przyjaźń

-Pomagam młodszym

-Opiekuję się, śpiewam i rysuję

 

Tak siebie postrzegają. Każdy z nas chciałby być fajny i miły. Nikt nie chce być tym, który zawodzi, nie przystaje, sprawia kłopoty. Jeżeli tak się dzieje, to śródrocze jest czasem na rozkminkę co my dorośli możemy zrobić, aby temu dziecku pomóc. Czasem bywa tak, że niewiele możemy zrobić. A czasem jednak coś możemy. Nawet jeżeli to jest tylko zauważenie, że tzw “złe zachowanie” nie jest winą czy złośliwością dziecka. Tylko tyle i aż tyle.

 

Czuję się mniej bezradna i bezsilna wobec trudnych zachowań dzieci, kiedy uświadamiam sobie, że są one najlepszymi strategiami na zaspokojenie potrzeb, jakie są w tej chwili tym dzieciom dostępne. Inaczej na ten moment nie umieją o siebie zadbać.

 

Chciałabym bardzo podkreślić, że nie oznacza to mojej zgody na wszystko, na bicie i zagrażanie innym. Czasem sytuacje są tak trudne, że aby ochronić siebie i inne dzieci trzeba podjąć trudne decyzje, poprosić o pomoc innych, specjalistów i instytucje. My nie musimy sobie “radzić za wszelką cenę”, bo wpędzając się w taką bezsilność i bezradność, sięgamy właśnie po przeciwskuteczne metody typu punkty, naganne, czarne kropki i inne nie mające większego sensu techniki wymuszania posłuszeństwa za wszelką cenę. Jeżeli dziecko ma tak ogromne problemy, że działa na szkodę zdrowia własnego i innych to nie łudźmy się, że od tego, że my im damy nieodpowiednie, to ono się zmieni. Panuje jakiś zbiorowy szkolny wstyd przed “nieradzeniem sobie”. “To wy sobie z siedmiolatkiem nie umiecie poradzić??” No tak, czasem jest tak, że nie umiemy. Czasem sobie nie radzimy i potrzebujemy pomocy. Trzeba wstać i odważnie to powiedzieć. Może wtedy zaczniemy rozmawiać o prawdziwych problemach i ich rozwiązaniach a nie o tym kto ile nagannych i nieodpowiednich postawił w swojej klasie.

 

Fotkę dodałam taką, że widać mi tylko pół twarzy. W taki symboliczny sposób chcę podsumować, że nigdy nie znamy całej historii, jaka kryje się za danym zachowaniem człowieka. Dlatego szczególnie ostrożni powinniśmy być w przydzielaniu stopni w skali, jeżeli chodzi o zachowanie.

 

Niezmiennie zapraszam też do naszej bezstopniowej przestrzeni, którą współtworzymy z Katarzyna Pelc i do której zapraszać będziemy bezstopniowych ekspertów, m.in Anna Szulc, Natalia Bielawska. Tu więcej info: CO ZAMIAST STOPNI? – edycja druga. Proces rozwojowy

 

 

 

Źródło:  www.facebook.com/magdalena.sierocka.5/

 

 

 

 



Foto: PAP/Kalbar[www.polskieradio24.pl]

 

 

Na portalu < Dziennik.pl > zamieszczono  dzisiaj (19 grudnia 2022 r.) informację o występie ministra Czarnka w TVO Info.. Pozornie nie jest to wypowiedź w sprawach oświatowych, ale… :

 

„Prześladowanie chrześcijan na dużą skalę”. Czarnek ostrzega przed zwycięstwem opozycji

 

Zwycięstwo opozycji w przyszłorocznych wyborach będzie oznaczało prześladowanie chrześcijan na dużą skalę. Katolicy byliby nieopiłowywani z przywilejów, ale odzierani z praw, które mają w wolnym, demokratycznym państwie”powiedział w poniedziałek w TVP Info minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek.

 

Według ministra edukacji i nauki, niektóre media zaprogramowane na dechrystianizację. Taki jest program lewactwa europejskiego, a oni to lewactwo europejskie reprezentują. Lewactwo europejskie może wynarodowić narody europejskie, w tym Polskę, tylko wówczas, kiedy odetnie ich od korzeni chrześcijańskich. Europa niechrześcijańska nie będzie już Europą taką, jaką znaliśmy. Najpierw będzie Europą pustki, a później będzie wypełniona przez inne, obce cywilizacje (…) np. cywilizację muzułmańską – ocenił. […]

 

Zdaniem ministra edukacji i nauki, nadchodzące wyborynajważniejsze od 1989 r. Dlatego, że jeżeli oni sobie policzyli w różnego rodzaju sondażach, które na pewno mają na własny użytek, że opłaca im się atakować Kościół, to znaczy, że gdyby wygrali te wybory w przyszłym roku, to mielibyśmy do czynienia z zapateryzmem, tylko na skalę jeszcze większą niż w Hiszpanii po zwycięstwie (José Luisa Rodrígueza – PAP) Zapatero dwadzieścia lat temu. To by oznaczało prześladowanie chrześcijan na dużą skalę – ocenił.

 

Zaznaczył, że katolicy byliby nie tyle „opiłowywani z przywilejów”, ile odzierani z praw, które mają w wolnym, demokratycznym państwie. Widać takie sondaże im wyszły, że mogą wygrać bez programu wyborczego jakiegokolwiek, tylko w ten sposób, że mogą się jakoś odróżnić. Odróżniają się bo walczą z Kościołem, z chrześcijaństwem, z katolicyzmem – powiedział. Kiedy przyjdą zniszczyć naród, zaczną od Kościoła, bo Kościół jest siłą tego narodu. De facto opozycja, walcząc z Kościołem, walczy z narodem polskim, walczy z polskością, bo nie ma polskości bez chrześcijaństwa – stwierdził.

 

Źródło: www.wiadomosci.dziennik.pl



Tuż przed północą  w piątek 16 grudnia 2022 r. dr Tomasz Tokarz zamiesił na swoim profilu tekst, w którym zaprezentował typologię uczniów, wzorowaną na koncepcji  niejakiego dr Richarda Bartle’a –  brytyjskiego profesora i badacz gier. Jako że to dość oryginalna koncepcja, postanowiliśmy tekst ten udostępnić na OE:

 

 

Nie ma metod bardziej lub mniej skutecznych. Wszystko zależy od zastosowania i preferencji odbiorcy.

 

Inspirując się terminologią Bartla* podzieliłem kiedyś uczniów na 5 typów – w zależności od ich podejścia do szkoły i samego uczenia się. Każdy z tych typów ma także preferowane sposoby uczenia się.

 

ACHIEVER (osiągacz) – interesują go przede wszystkim wyniki, pozycja w rankingu. Kolekcjonuje punkty i oceny, by być lepszym od innych. Zdobywca bierze udział we wszystkich misjach, w których będzie mógł rywalizować z innymi uczniami i zdobywać nagrody. Typowy zdobywacz pasków. Chce być zauważony i doceniony.

 

Achiever lubi pracę indywidualną, gdzie pracuje na własny rachunek. Lubi wszelkie rywalizacyjne formy w których może się wykazać. Jeśli bierze udział w pracach zespołowych – pogania grupę, lub robi zadania za innych, byle zdobyć pierwsze miejsce.

 

EXPLORER (odkrywca) – uczy się z czystej ciekawości. Nie rywalizuje z innymi na punkty i nie interesuje go miejsce w rankingu. Nie zwraca uwagi na stopnie, cieszy go, że może odkrywać tajemnice świata. Buduje swoją wartość na podstawie odnalezionych i nieznanych innym poziomów, płaszczyzn, informacji. Ma przedmioty, które go interesują i im poświęca uwagę.

 

Explorer lubi uczyć się przez samodzielne poszukiwania, ale ceni także wykłady w formie pogadanki – dowiaduje się czegoś nowego i w każdej chwili może dopytać. Formy pracy grupowej raczej go męczą, bo uważa, że trochę traci czas i gdyby uczył się sam lub słuchał tych, którzy już wiedzą, to dowiedziałby się szybciej rzeczy, które go interesują.

 

SOCIALIZER (społecznik) – samą szkołę traktuje jako środek do budowania relacji społecznych z innymi, a nie jako wartość samą w sobie. Uczenie się jest dla niego głównie pretekstem do bycia z innymi. Jest w szkole po to, aby lepiej poznawać ludzi. Kluczowe jest dla społecznika wchodzenie w interakcję, wymienianie się informacją, wiedzą, doświadczeniem. Nastawiony jest na współdziałanie. Np. społecznik robi zadania domowe, by móc się nimi podzielić z innymi.

 

Socializer lubi wszelkie formy grupowe, ćwiczenia aktywizujące, które może wykonać z innymi. Lubi projekty zespołowe. Liczy się sama możliwość pobycia i pogadania z innymi. Męczą go wykłady i prace indywidualne.

 

KILLER (zabójca) – interesuje go przede wszystkim sianie chaosu. Chce dominować. Lubi intrygi. Dąży do przewodnictwa w grupie. Buduje swoją pozycję na wrażeniu, jakie robi na innych. Jeśli trzeba będzie zdobywać dobre oceny, nawet paski – gdy pomaga mu to w osiąganiu władzy, np. w pozyskaniu nauczyciela. Może mieć stopnie równie dobre jak Achiever, ale sama pozycja w rankingu służy innym celom.

Killer lubi dyskusje w których może brylować, projekty, w których może zabłyszczeć, formy grupowe, gdzie może przejąć rolę lidera. W pracach grupowych przejmuje inicjatywę, potem odgrywa role szowmana.

 

PLAYER (ZWYKŁY GRACZ) – szkoły nie wybierał, ale skoro trzeba, to w grze siedzi. Akceptuje reguły szkolnej gry, choć nie rozumie jej celu (rytualizm wg Mertona). Sama gra nie sprawia mu satysfakcji ale też nie stanowi dla niego źródła cierpień. Robi ile trzeba (dla świętego spokoju). Nie walczy o punkty, nie interesuje go świat gry, nie dba specjalnie o relacje z innymi graczami, nie dąży do dominacji. Jego prawdziwe życie toczy się poza szkołą.

 

Player lubi krótkie, wykładowe formy (kawa na lawę) połączone z notatką – ma jasno podane czego trzeba się nauczyć – na minimum. Ceni proste zadania, po zrobieniu których ma spokój. Gdzie trzeba odpisze, ściągnie, wyciągnie na tróję.

 

Podczas pracy grupowej lub projektów zespołowych nie wykazuje się inicjatywą, ale jeśli jest szansa na zdobycie punktów do zaliczenia (na 3) to zrobi proste zadanie, jakie mu wyznaczy lider.

 

Ceni praktyczność. Jeśli uzna, że pewne rzeczy są mu przydatne – do realiów pozaszkolnych, to będzie słuchał z uwagą.

 

 

 

PS: bonus – jest jeszcze LOST(er) (ZABUGIONY) – niestety dla niego szkoła to cierpienie. Jest w szkole, bo ktoś go zmusił. Nie wie po co jest w szkole, nie wie czemu ona służy. Nie radzi sobie z rozgrywką. Przerastają go elementy gry i ma problemy z opanowaniem podstaw. Robi minimum (głównie z obawy przed karą) byle przetrwać w nieprzyjaznym środowisku i móc opuścić grę.

 

Losta męczy wszystko co szkolne. W jego przypadku sprawdzi się po prostu odseparowanie od szkoły.

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/tomasztokarzIE/

 

 

 

* Dr Richard Bartle, brytyjski profesor i badacz gier. Więcej o jego typologii  –  TUTAJ

 

 

 



 

Postanowiłem w dzisiejszym felietonie podjąć temat wyspecjalizowanych instytucji centralnych, podległy bezpośrednio ministerstwu edukacji: Ośrodkowi Rozwoju Edukacji,  Instytutowi Badań Edukacyjnych i Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. A konkretnie ich dyrektorom: kim są i od kiedy sprawują swoją funkcję. A wszystko dlatego, że w ostatnich dniach zamieszczałem materiały, zaczerpnięte z ich oficjalnych stron, albo informację o skutkach decyzji kierownictwa jednej z nich – Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Bo treści tych dwu materiałów i decyzja dyrektora CKE, w konfrontacji z osobami szefów tych instytucji, mogą zaskakiwać.

 

Zacznę od wczorajszego dnia, kiedy to zamieściłem fragmenty opracowania Doroty Pintal – dyrektorki Szkoły Podstawowej nr 10 w Zamościu, zatytułowanego Ocenianie kształtujące. Od koncepcji do praktycznej realizacji w klasie zróżnicowanej”, opublikowanego na stronie ORE 

 

Byłem ciekaw któż to tym ośrodkiem zarządza, że mogła się pod szyldem tej instytucji ukazać taka publikacja. I proszę – oto co udało mi się „odkryć”:

 

Już ponad dwa lata jako p.o. dyrektora ORE (od 8 września 2020 r. – powołany jeszcze przez Dariusza Piontkowskiego jako ministra) funkcjonuje Tomasz Madej – wieloletni nauczyciel przedmiotów zawodowych. W latach 2012-2015 pełnił obowiązki wicedyrektora Centrum Kształcenia Ustawicznego im. Tadeusza Kościuszki w Radomiu, od roku 2004 pracował jako ekspert Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Warszawie.

 

Patrząc na strukturę ORE, widząc, że – co prawda jako ostatni – działa tam (od czasu wchłonięcia  KOWEZiU) Wydział Wspierania Kształcenia Zawodowego, nie można powiedzieć że pan p.o. dyrektora, z jego poprzednim doświadczeniem nauczyciela przedmiotów zawodowych, nie ma do tej funkcji kompetencji. Ale… Ale pełen mój szacun, za to, że mając nad sobą tak konserwatywnego szefa, nie zablokował publikacji o ocenianiu kształtującym!

 

x          x          x

 

Ale to nie jedyne moje zdziwienie. Niedawno, bo 3 grudnia 2022 r., zamieściłem materiał pt. I na stronie IBE można znaleźć dobry tekst. Autorstwa pani adiunkt APS w Warszawie”, w którym przytoczyłem dwa fragmenty opracowania Edukacja dla wszystkich – kompetencje absolwentów szkół i metody pracy nauczycieli”, autorstwa dr Beaty Rola

 

I podobnie jak w przypadku ORE, także w Instytucie Badań Edukacyjnych szefuje osoba, którą trudno posądzić o postępowe myślenie o edukacji.

 

Dyrektorem  Instytutu Badań Edukacyjnych jest tam prof. dr hab. Robert Ptaszek profesor nauk humanistycznych, pracownik Wydziału Filozofii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego im. Jana Pawła II. Na to stanowisko powołał go w lipcu 2021 roku już  minister Przemysław Czarnek także KUL-owski profesor.  Pan Ptaszek profesorem „belwederskim” został 5 września 2022 r –  już jako świeżo powołany  dyrektor IBE..

 

Warto w tym miejscu dodać informację o „kamieniach milowych” drogi naukowej pana dyrektora Ptaszka. Stopień naukowy doktora nauk humanistycznych uzyskał w 1999 r. na podstawie pracy „Filozoficzne implikacje współczesnych polskich koncepcji religii” a . habilitował się w 2009 r. na podstawie rozprawy „Nowa Era religii? Ruch New Age i jego doktryna – aspekt filozoficzny”.

 

I ten  dyrektor IBE pozwolił na publikację, w której można przeczytać takie zdania:

 

Poszerzanie warunków swobody, autonomii, sprawstwa i poczucia podmiotowości w sposób oczywisty służy realizacji celów Edukacji dla wszystkich.”  Albo „Dlatego w Edukacji dla wszystkich potrzeba przemyślanych strategii wychowawczych, które będą ograniczać niesamodzielne myślenie i patrzenie na samego siebie przez pryzmat cudzych oczekiwań.” I jeszcze to: „Nauczyciele zaś, oddziałując swoją postawą: zaangażowania, tolerancji, odwagi i pewności siebie, wspierają spontanicznie nie tylko zachowania uczniów, ale i uczą ich zaufania do swoich możliwości. Kluczem jest podejście niedyrektywne, uwzględniające pełną podmiotowość uczestników procesu dydaktycznego. To niełatwe wyzwanie nie tylko dla nauczycieli, ale i systemu edukacyjnego.”

 

Można być zaskoczonym?…

 

x           x           x

 

I na koniec zostawiłem sobie dyrektora Centralnej Komisji Egzaminacyjnej – Marcina Smolika. Bo to jest naprawdę nietypowy na te czasy przypadek. A bezpośrednim powodem mojego zainteresowania tym panem doktorem, którego praca doktorska miała tytuł  Badanie trafności oceniania na przykładzie części ustnej egzaminu maturalnego (nowej matury) z języka angielskiego na poziomie podstawowym”  była informacja ze strony „Portalu Samorządowego”, w tekście zatytułowanym Matura 2023 zagrożona. Może zabraknąć egzaminatorów”.

 

Jest to informacja, z której dowiadujemy się, że przygotowany egzamin pisemny z j. polskiego wywołał wśród nauczycieli opór, którego powodem jest ich przekonanie, że narzucone przez CKE kryteria oceniania matury w 2023 r. są przejawem anachronicznego i szkodliwego myślenia o literaturze, które zawężają egzaminatorowi pole do sprawiedliwego oceniania.

 

Jestem pewien, że w CKE nic nie może zaistnieć, bez akceptacji dyrektora Smolika. I dlatego warto przypomnieć skąd i kiedy ten anglista, były adiunkt w Zakładzie Akwizycji i Dydaktyki Języka Angielskiego Instytutu Anglistyki Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskij w Lublinie wziął się w gabinecie dyrektora CKE.

 

Otóż jego ogólnopolska kariera zaczęła się w grudniu 2013 roku, kiedy ówczesna minister edukacji w rządzie PO-PSL Joanna Kluzik-Rostkowska odwołała Artura Gałęskiego ze stanowiska dyrektora CKE i powołała jego – najpierw jako p.o. dyrektora CKE, a 22 lipca 2014 już na pełnoprawnego dyrektora tej ważnej placówki edukacyjnej.

 

To jedyny szef placówki centralnej podległej MEiN, który funkcję tę sprawuje jeszcze od czasu rządów PO-PSL. Przetrzymał już minister Zalewską i ministra Piontkowskiego. I Czarnek także go nie odwołał.

 

O dyrektorze CKE już raz pisałem – 6 maja 2018 roku  –  w felietonie nr 217 „Tajemnice i ciekawostki  – nie tylko z Centralnej Komisji Egzaminacyjnej –  fragment TUTAJ

 

Jeśli przeczytaliście ów fragment  i znacie już moje ówczesne hipotezy tej niezwykłej dla rządzących po 2016 roku sytuacji, to zrozumiecie dlaczego i dzisiaj,  po kolejnych czterech latach trwania  doktora Smolika na stanowisku dyrektora CKE, intryguje mnie ta jego pozycja osoby „nie do ruszenia”.  I to, że z całej tej „wielkiej trójki” dyrektorów owych centralnych placówek jest on osobą najbardziej wiernie realizującą politykę kolejnych pisowskich ministrów edukacji.

 

Co on ma takiego w sobie, że trwa i trwa, choć wszystko „nad nim” i „pod nim” się zmienia? Czy tym „czymś” jest pewność przełożonych, że wykona on wszystko co mu każą?…  I dlaczego owi przełożeni mają taką pewność?…

 

 

Oto moja opowieść o trzech różnych osobach, kierujących trzema różnymi instytucjami centralnymi, podległych ministrowi edukacji, które w tak różny sposób zachowują się na swoich stanowiskach...

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz