
Zanim zamieścimy pierwszy odcinek serialu „XIX Kongres OSKKO w Zakopanem” –zajmiemy jeszcze Waszą uwagę dwoma tekstami autorstwa niekwestionowanych – każdy w innym obszarze – autorytetów z dziedziny edukacji. Oba teksty są ich wypowiedziami na temat „przeboju sezonu’, jakim jest problem prac domowych, które –według jednych powinny, a według innych – nie powinny być zadawane uczniom. Zamieszczamy jedynie – dla zaostrzenia ciekawości – ich fragmenty, odsylając linkami do pełnych wersji:
Eksperyment na uczniach kiedy polityka zastępuje dydaktykę
Decyzja minister edukacji z 24 stycznia 2024 r., wprowadzająca zakaz obowiązkowych prac domowych w klasach I–III oraz ich fakultatywność w klasach IV–VIII, miała być gestem politycznym – szybkim „konkretem dla rodzin”. W praktyce stała się eksperymentem na uczniach, przeprowadzonym wbrew wiedzy naukowej i kosztem autonomii nauczycieli.
Nauka mówi jasno
Dydaktyka ogólna – zakorzeniona w psychologii uczenia się – jednoznacznie wskazuje, że prace domowe są tradycyjnym i wartościowym środkiem dydaktycznym. Wspierają utrwalanie wiedzy, rozwijają samodzielność, kształtują systematyczność. Tak uczą klasycy: F. Bereźnicki, Cz. Kupisiewicz, W. Okoń. To nie są opinie, ale uogólnione prawidłowości dydaktyczne i psychologiczne: wiedza nieutrwalana zanika, a nawyki niećwiczone wygasają.
Tymczasem ministerialne rozporządzenie potraktowało prace domowe jak balast, który można wyrzucić. Nie rozróżniono istoty środka dydaktycznego od patologii jego stosowania. Zamiast poprawić jakość zadań odebrano nauczycielom prawo ich zadawania.[…]
Głos obywateli i naukowców został zlekceważony
Badania opinii publicznej wskazywały na podział: część rodziców chciała zniesienia prac domowych, ale większość sprzeciwiała się całkowitemu zakazowi. Nauczyciele niemal jednomyślnie bronili ich sensu dydaktycznego. Zamiast dialogu, ministerstwo wybrało szybki gest polityczny a IBE, zamiast być rzecznikiem wiedzy naukowej, przyjęło rolę biernego świadka a może i współsprawcy całego zamieszania.
W dn. 25 marca 2024 roku w Polskim Radiu 24 prof. Krzysztof Konarzewski, pedagog, były dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, mówił:
„-Panuje przekonanie, że nauczyciele chętnie krzywdziliby dzieci i nic innego nie robią, tylko myślą, co im zadać. Jednak generalnie nauczyciele są zainteresowani dobrem dzieci i ich powodzeniem w życiu. O pracach domowych należałoby dyskutować w stowarzyszeniach nauczycielskich czy prasie ogólnopolskiej, jednak nie rozstrzygać tego na poziomie rozporządzenia.
(…) osiągnięcia z matematyki w czwartej klasie są negatywnie skorelowane z postawą wobec matematyki. – Czyli jeśli w danym kraju dzieci nie lubią matematyki, to dobrze się jej uczą. Tłumaczy się to tak, że kraj, który naciska na postępy z matematyki, czyni ją bolesną, co jest źródłem stresu, ale jednocześnie tego się uczymy. Coś za coś – zaznaczył.
– Tzw. radosna szkoła to moim zdaniem propagandowa bzdura. Szkoła nie może być takim miejscem, jak plac zabaw dla dzieci przedszkolnych. Jakiś poziom nacisku jest konieczny. Całe pytanie polega na tym, jaki nacisk jest niepotrzebny, nadmiarowy, a jaki jest konieczny i trzeba go zostawić. Czy prace domowe to jest ten element, który jest niepotrzebny? Wątpię. Myślę, że mądrze pomyślane prace domowe mogą dużo dać dzieciom„. […]
Eksperyment na uczniach
Zamiast opracować wskazówki jakościowe, jak zadawać mądrze prace domowe i egzekwować to od nauczycieli, władza odebrała im autonomię. Zamiast wsłuchać się w badania i opinie, zrealizowała obietnicę wyborczą. IBE, które powinno być strażnikiem nauki, stało się współsprawcą tego „pseudoeksperymentu” przez milczenie i przez działania legitymizujące ignorancję władzy. Bierną rolę a raczej jej kompromitujący brak „odegrał” zespół mający rzekomo monitorować reformę szkolną i to jeszcze pod szyldem KEN! (sic!)
Ministerialna decyzja z 2024 r. jest symbolem tego, co dzieje się, gdy polityka zastępuje dydaktykę. Ofiarą stają się uczniowie, którym odebrano narzędzie samodzielnego uczenia się. Zlekceważono nauczycieli, którzy zostali pozbawieni autonomii. Zlekceważono obywateli, których głosy nie znalazły odzwierciedlenia w dialogu.
Największy zawód budzi jednak rola Państwowego Instytutu Badawczego – IBE, które miało być strażnikiem wiedzy i głosem nauki, a zamiast ostrzec, milczało. W ten sposób współuczestniczyło w eksperymencie, który – jak dziś wiemy – ma opłakane skutki.
Cały tekst „Eksperyment na uczniach kiedy polityka zastępuje dydaktykę” – TUTAJ
Źródło: wwwsliwerski-pedagog.blogspot.com/
x x x
Co dalej z pracami domowymi?!
W końcu września środowisko oświatowe przeżywało nie lada emocje w związku z zapowiedzianym przez ministrę Nowacką rozstrzygnięciem przyszłości prac domowych w szkołach podstawowych. Na mocy rozporządzenia, półtora roku wcześniej zostały one mocno ograniczone – w młodszych klasach zakazano zadawania do domu prac pisemnych i praktyczno-technicznych, a w starszych dopuszczono jedynie prace nieobowiązkowe, dodatkowo zabraniając ustalania za nie ocen. Wiele osób oczekiwało teraz złagodzenia restrykcji. Jednak w wypowiedzi dla PAP, udzielonej 2 października, Barbara Nowacka nie złożyła konkretnej deklaracji. Powiedziała, że czeka na rekomendacje zespołu ekspertów. Mimo to, proponuję nie trwać w pełnym napięcia oczekiwaniu. Decyzja jest już przesądzona – może poza drobnymi detalami. Wyjaśnię to dzisiaj, prostując przy okazji pewne tezy pani minister.
* * *
Ograniczenie prac domowych było skutkiem obietnicy, jaką Donald Tusk złożył publicznie podczas jednego z wieców przedwyborczych, wpisanej następnie na listę „100 konkretów na pierwsze 100 dni rządów”. Podpisując rozporządzenie, ministra zignorowała liczne głosy protestu, które wpłynęły w trakcie opiniowania jego projektu. Swoją decyzję umotywowała koniecznością zmniejszenia obciążenia uczniów (i ich rodziców) pracą w domu, roztaczając przy tym wizję rozwijania w uwolnionym czasie dziecięcych pasji oraz rozkwitu życia rodzinnego. Mówiła też o konieczności wyrównywania szans, żeby o wynikach nauki szkolnej nie decydowało domowe wsparcie. Ostatnia teza to pedagogiczna bzdura roku, ale kto politykowi zabroni?!
Pomimo tej optymistycznej wizji, głosy sprzeciwu nie tylko nie zanikły, ale zaczęły się nasilać. Nauczyciele wskazywali, że samodzielna nauka w domu bywa niezbędna dla skutecznego uczenia się, a brak obowiązku i zakaz oceniania radykalnie ograniczyły zaangażowanie uczniów. Wielu rodziców także zauważyło mniejsze zainteresowanie swoich dzieci nauką. Odgłosów niezadowolenia było na tyle dużo, że Barbara Nowacka zapowiedziała przeprowadzenie z pomocą Instytutu Badań Edukacyjnych ewaluacji skutków zniesienia obowiązkowych prac domowych. Miała ona objąć opinie nauczycieli, uczniów i rodziców oraz porównanie wyników egzaminów ósmoklasisty. Wnioski z tej analizy miały być podstawą do ewentualnych korekt w przepisach. […]
Oto lista głównych wniosków (w oryginale wypunktowana, ja nadałem numerację, by łatwiej się do nich odnieść):
1.Ponad 60% dyrektorów szkół i ponad 50% nauczycieli uważa, że dzieci mają obecnie więcej czasu na odpoczynek, zabawę i aktywność fizyczną.
2.52% nauczycieli ocenia, że wprowadzone zmiany zmniejszyły obciążenia uczniów obowiązkami edukacyjnymi.
3.W ocenie dyrektorów szkół, nowe zasady prac domowych zmniejszyły stres uczniów: o 41% w klasach IV-VIII i o 31% w klasach I-III.
4.40% dyrektorów szkół deklaruje, że w ich placówce wypracowano dobre praktyki związane z nowymi zasadami prac domowych.
5.W 54% szkół nie wprowadzono innych form zobowiązań zastępujących prace domowe, a w 6% szkół takie rozwiązania są stosowane regularnie.
6.Ponad dwie trzecie nauczycieli jest zdania, że osłabła motywacja uczniów do odrabiania prac domowych i ich samodzielność w procesie uczenia się.
7.80% nauczycieli przyznaje, że nawet jeśli zadaje, to nie sprawdza prac domowych lub robi to sporadycznie.
8.Brak zadawania prac domowych nie miał wpływu lub w niewielki sposób wpłynął na wyniki egzaminu ósmoklasisty. […]
Prawdopodobnie pojawi się w jakiejś formie wymaganie, by zadana praca domowa była sformułowana w sposób wykluczający udział osoby trzeciej w jej wykonaniu oraz możliwość posłużenia się sztuczną inteligencją. Cóż, żegnajcie ostatecznie kasztany, zbierane w parku, aby na lekcji zrobić z nich ludziki. Albo cokolwiek w tym guście, co szczególnie u małych dzieci może być nieosiągalne bez wsparcia rodziców.
O tym, że nadrzędnym celem rozbudowywanej regulacji ma być usunięcie prac domowych z praktyki szkolnej, przekonuje mnie pomysł wprowadzenia obligatoryjnej informacji zwrotnej. Jak należy rozumieć, adresowanej do każdego ucznia. Zgadzam się, że wynikające z badania 80% nauczycieli, którzy nie sprawdzają prac domowych lub czynią to sporadycznie (tu też mam pewne podejrzenia, co do sposobu sformułowania pytania, ale chwilowo przyjmuję ten wniosek za dobrą monetę), to zbyt dużo. Sam od lat mówię nauczycielom – zadawajcie tyle, ile jesteście w stanie sprawdzić. Teraz problem się rozwiąże, bo albo nie będzie zadawania, albo – i to ciekawa opcja – nauczyciele wdrożą sztuczną inteligencję do generowania informacji zwrotnych. Z czasem dojdziemy do ideału – prace tworzonych przez AI (bo uczniowie wprawią się w maskowaniu niedozwolonego wspomagania), będą sprawdzane przez AI (bo nauczyciele nauczą się korzystać z tego narzędzia, by sprostać wymogom rozporządzenia). […]
Wszystko, co opisałem powyżej budzi we mnie przede wszystkim zażenowanie. Dyspozycyjność Instytutu Badań Edukacyjnych, który w zakresie prac domowych nie spełnił, moim zdaniem, standardów prowadzenia badań naukowych. Przekonanie urzędników MEN, że rozporządzeniem można wszystko, w tym formować ludzi. Wiara ekspertów wynajmowanych przez IBE, że mają moc sprawczą wobec woli politycznej. Brak wiary w nauczycieli i świadomości, że wiele braków w ich działaniu można zniwelować poprawą warunków pracy i poważnym traktowaniem, a nie krępowaniem coraz większą liczbą przepisów. Myślę, że nie tylko wszystkim decydentom, ale również wielu zacnym skądinąd osobom ze środowiska oświatowego, mającym ogólnie jak najgorsze mniemanie o nauczycielach, przydałyby się rekolekcje z tego, czym jest autonomia, i jakie ma ona dla twórczego wykonywania tak złożonej pracy, jaką jest nauczanie i wychowanie. Do tego tematu zamierzam jeszcze powrócić.
Cały tekst „Co dalej z pracami domowymi?!” – TUTAJ
Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl/blog/
Z wszystkich tematów, które zaistniały w minionym tygodniu w tekstach zamieszczanych na OE wybrałem ten jeden – osobiście bardzo mi bliski, do którego mam prawo odnieść się w oparciu nie tylko o wspomnienia z lat szkolnych, a i później z okresu studiów na Uniwersytecie Łódzkim, ale także jako uczestnik realizacji projektu współfinansowanego ze środków Unii Europejskiej – „Praktyka na miarę szyta. Program praktyk pedagogicznych podnoszących jakość kształcenia w zawodzie nauczyciela”, prowadzonego w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Łodzi w latach 2010 – 2012.
Tym bodźcem był tekst z portalu „Strefa Edukacji”: „System uczy, jak uczyć matematyki, a nie jak uczyć ucznia. Młodzi nauczyciele zostawieni sami sobie”, którego obszerne fragmenty zamieściłem 1 października.
Aby „wejść w temat” zacznę od przytoczenia dwu fragmentów tego tekstu:
„Studia nauczycielskie uczą teorii i wiedzy przedmiotowej, ale nie przygotowują do realiów szkolnej codzienności. Młodzi pedagodzy trafiają do klas bez umiejętności radzenia sobie z konfliktami, rozmów z rodzicami czy prowadzenia dokumentacji.”
„– Starsi pedagodzy, często już sześćdziesięcio- czy siedemdziesięcioletni, wspominają dawne seminaria nauczycielskie z czasów powojennej Polski – wspominał Przemysław Kluge w rozmowie ze Strefą Edukacji. – To nie były studia wyższe, ale szkoły, które przygotowywały nauczycieli poprzez intensywny kontakt z uczniami. Istniały specjalne szkoły ćwiczeń, gdzie adepci prowadzili lekcje pod okiem starszych kolegów jeszcze przed ukończeniem nauki. To dawało ogromne poczucie kontaktu z rzeczywistością.”
Może warto przypomnieć, korzystając z Wikipedii (bo ja, choć ponad osiemdziesięciolatek nie miałem szans zdobycia wiedzy na ten temat z autopsji) czym były owe seminaria nauczycielskie i jak tam przygotowywano ich uczniów do zawodu nauczyciela. Odsyłam do tego źródła, a przytoczę jedynie fragment informujący o tym elemencie przygotowania do zawodu nauczyciela, który – choć tak istotny – zaniknął w ostatnich dziesięcioleciach z polskiego systemu edukacyjnego:
„Począwszy od trzeciego roku nauki uczniowie seminariów nauczycielskich odbywali praktyki zawodowe. Młodsi, z kursu trzeciego, czyli klasy trzeciej pełnili pomocnicze dyżury w czasie przerw międzylekcyjnych, uczniowie kursu czwartego przygotowywali i przeprowadzali samodzielne lekcje, kursu piątego – dwutygodniowe praktyki w wybranych szkołach pod okiem wykwalifikowanych nauczycieli danej szkoły. Nauczyciele seminariów nauczycielskich mieli obowiązek kontrolowania przebiegu praktyk i wystawiania ocen, które były brane pod uwagę w ocenach końcowych.”
Ale za to pamiętam system przygotowania przyszłych nauczycieli do zawodu w PRL – z pierwszych dekad powojennych. Były to licea pedagogiczne – jedyne szkoły (średnie}, przygotowujące młodzież do zawodu nauczyciela, pracującego w szkołach podstawowych. Działały one do roku 1962, kiedy zostały zastąpione dwuletnim Studium Nauczycielskim (SN), które początkowo (od roku 1954) działały w kilku miastach – równolegle z liceami pedagogicznymi.
Przy każdym liceum pedagogicznym i studium nauczycielskim działała szkoła ćwiczeń. Symptomatyczne, że Wikipedia nie dysponuje oddzielnym tekstem o tym czym były szkoły ćwiczeń –jedyną informację podała AI – po wpisaniu do wyszukiwarki „Szkoły ćwiczeń przy LP i SN„, ale nie za każdym razem tekst ten się pojawia:
Kluczowe cechy szkoły ćwiczeń:
Cel: Praktyczna weryfikacja wiedzy teoretycznej zdobytej podczas studiów i doskonalenie umiejętności nauczycielskich.
Uczestnicy: Studenci przygotowujący się do zawodu nauczyciela oraz nauczyciele, którzy chcą rozwijać swój warsztat pracy.
Rola: Miejsce doświadczania, uczenia się i podnoszenia kwalifikacji w kontekście pracy z uczniami.
Jednak nie tylko te placówki przygotowujące do pracy w szkole podstawowej dysponowały szkołami ćwiczeń. Miały je także uniwersytety, w których kształcili się przyszli nauczyciele szkół średnich. Pamiętam, bo w pierwszej połowie lat 70-ych, kiedy byłem studentem pedagogiki na UŁ uczelnia ta dysponowała szkołą ćwiczeń przy ul. Zacisze. Placówka ta od kilkudziesięciu lat nie pełni tej funkcji, ale – o czym dowiedziałem się poszukując informacji z historii tej szkoły – dziś jest to „Szkoła Ćwiczeń” dla studentów UŁ, a nazwa ta wystąpiła w informacji AI, gdyż oferuje ona zajęcia wychowania fizycznego dla studentów.
Ot – chichot historii…
Ale są to „śmichy z pogrzebu”. Pewnie nikt nie wie, że Zarządzeniem nr 54 Ministra Edukacji Narodowej z dn. 1 września 1989 r w sprawie zasad działania szkół ćwiczeń, podpisane – prawdopodobnie jako ostatni akt prawny jeszcze w przed odwołaniem go z dniem 1 sierpnia tego roku, przez ostatniego ministra edukacji PRL – Jacka Fisiaka (PZPR), podjęto próbę przywrócenia szkół ćwiczeń dla studentów (słuchaczy, uczniów) szkół wyższych i zakładów kształcenia nauczycieli. Jest to dzisiaj dokument archiwalny, który zapewne nigdy nie wszedł w życie, ale którego lekturę polecam dzisiejszym „innowatorom” pracującym w MEN i IBN – TUTAJ
Zaiste – smuta mnie dopada, kiedy konstatuję dramatyczny stan współczesnego przygotowania przyszłych nauczycieli do zawodu, i gdy przypominam sobie, że jeszcze nie tak dawno – bo w latach 2010 – 2012, kiedy pracowałem w w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Łodzi, uczestniczyłem w bardzo udanym projekcie „Praktyka na miarę szyta. Program praktyk pedagogicznych podnoszących jakość kształcenia w zawodzie nauczyciela”. Nie będę się tu o tym rozpisywać – odsyłam zainteresowanych do publikacji, w której zostały zawarte wszelkie owoce owego projektu: „Dobre praktyki pedagogiczne szansą innowacyjnej edukacji”. Dodam jeszcze, że w wydaniu drukowanej książki załączona była płyta CD, na której utrwalono nie tylko wypracowane podczas realizacji projektu założenia programu praktyk, ale także propozycję dzienniczka praktyk, stanowiącego użyteczne narzędzie porządkowania doświadczeń praktykantów i praktykantek oraz oceny ich działań, ale także inne materiały opracowane w ramach projektu. Są to różnego rodzaju opracowania dydaktyczne, szkoleniowe, warsztatowe oraz poradniki przydatne zarówno studentom i studentkom, jak i osobom pełniącym funkcje opiekunów praktyk.
Nie był to jedyny taki projekt, realizowany w Polsce w tym czasie. Podobny, zatytułowany „Program Praktyk Pedagogicznych podnoszący jakość kształcenia przyszłych nauczycieli” realizowany był od 1 września 2010 roku do31 lipca 2013 roku przez Wyższą Szkołę Kultury Fizycznej i Turystki im. Haliny Konopackiej w Pruszkowie
Tylko, czy kiedykolwiek, ktokolwiek zainteresował się tymi materiałami, czy z nich skorzystał? Czy w IBE i w MEN cokolwiek o tym programie i jego dorobku wiedzą?…
Włodzisław Kuzitowicz
W poczuciu obowiązku realizowania podstawowej funkcji „Obserwatorium Edukacji”, jaką jest monitorowanie tego co dzieje się w tym obszarze – nie tylko w skali makro, ale także lokalnie, jako jego redaktor, informuję, że „Na ul. Kopcińskiego 29 w Łodzi bez zmian!”
A właściwie jest zmiana – jedna: Przed tygodniem brak było – jak i dzisiaj – obsady dwu przewidzianych w statucie ŁCDNiKP stanowisk zastępcy dyrektora oraz kierowników w Ośrodku Doskonalenia Szkolnych Systemów Edukacji i Ośrodku Nowoczesnych Technologii Informacyjnych, a także w Obserwatorium Rynku Pracy dla Edukacji, zaś dzisiaj stwierdzam, że także bez kierownika działa (?) Ośrodek Doradztwa Zawodowego..
Źródło: www.lcdnikp.edu.pl/struktura
x x x
A gdy już jestem przy Ośrodku Doradztwa Zawodowego, aż prosi się o poinformowanie o przebiegu od dawna zapowiadanego „seminarium nie tylko dla doradców zawodowych”, które – zdalnie – odbyło się 30 września od godz. 17.00. Okazało się, że ekspertką, która poszerzała wiedzę na temat „Wzmocnienie roli doradztwa zawodowego jako priorytet polityki oświatowej państwa. Monitoring i ewaluacja programu realizacji WSDZ” (Wewnątrzszkolnego Systemu Doradztwa Zawodowego) była . . . Małgorzata Bartosiak-Sikorzyńska – radna Rady Miejskiej w Łodzi, która pracuje w XXVI LO w Łodzi, gdzie uczy dwu przedmiotów: biznes i zarządzanie oraz geografia, a także – co w tym przypadku nie powinno być niespodzianką – jako konsultantka w ŁCDNiKP. Jest ona absolwentką Uniwersytetu Łódzkiego – po geografii.
Nie mam informacji od nikogo z 15 osób zapisanych na to seminarium (w tym 3 osoby to aktualni lub „dopiero co nie” pracownicy Centrum) w jakim stopniu było ono przydatne do adekwatnego doskonalenia wewnątrzszkolnych systemów doradztwa zawodowego i czy mogła ta „doświadczona (?) w doradztwie zawodowym ekspertka” przekazać coś praktycznego uczestniczącym słuchaczkom i słuchaczom. Bo chyba nie to, jak zostać biznesmenem, lub wiceprezesem Zarządu „Strefy Edukacji – spółki z o.o.” działającej w strukturach Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, albo … radną/radnym….
x x x
Na deser uznałem, że powinienem upowszechnić informację o innym seminarium – tym razem tradycyjnym, bo odbyło się ono 2 października w sali konferencyjnej ŁCDNiKP, na temat „zagrożeń wynikających z nieograniczonego dostępu do nowoczesnych technologii oraz higienie cyfrowej”.
Gościem specjalnym seminarium był przedstawiciel Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości w Łodzi (nie podano jego personaliów), a całe wydarzenie przygotowały i prowadziły dwie panie: Elżbieta Kukuła (zasłużona urzędniczka Wydziału Edukacji UMŁ i konsultantka) i Mariola Zajdlic – kierowniczka Ośrodka Zarządzania w Edukacji.
Ale frekwencja była… Policzcie sami:
Źródło: www.facebook.com/lcdnikp/
Teraz będę obserwował jak zostaną zrealizowane formy wspierania łódzkich nauczycielek i nauczycieli, zaplanowane na najbliższe dni:
Włodzisław Kuzitowicz
Po przeanalizowaniu wydarzeń z minionych siedmiu dni uznaliśmy, że dziś zaproponujemy tym z Was, którzy o tym wydarzeniu dotąd nie wiedzieli, informację o VI Konferencji dla Edukatorów i Rodziców „Rozwinąć Skrzydła”, która w minioną sobotę odbyła się w Puławach. Naszym zdaniem nie powinna ta inicjatywa Fundacji „Uczyć (się) z Pasją”, która zorganizowała ją wraz z Centrum Helen Doron Puławy i Językowym Niepublicznym Przedszkolem Kraina Wiedzy przeminąć bez pozostawienia trwałego śladu.
Foto1 www.facebook.com
W programie Konferencji były:
WYKŁADY:
Dr Marzena Żylińska – „Kompetencje edukacyjno-relacyjne w zawodzie nauczyciela.”
Dr Marcin Szulc – „Za moich czasów tego nie było!” Co wiemy o pokoleniu Z, jak możemy je wspierać i czy możemy się od siebie czegoś nauczyć.”
Tomasz Bilicki – „Zdrowie psychiczne osób neuroróżnorodnych – historyczne, aktualne i przyszłościowe podejście do spektrum autyzmu i ADHD”
Agnieszka Misiak – „Regulacja emocji. Coś całkiem innego niż samokontrola.”
Katarzyna i Maciej Winiarek – „Pełna moc skrzydeł – jak rozwijać sprawczość uczniów i pozwolić im wzlecieć?”
Paweł Lęcki – „Tutoring – zaufanie, strategie i alternatywne rzeczywistości”
WARSZTATY – do wyboru:
Dr Marzena Żylińska – „Kompetencje relacyjne w praktyce.”
Dr Marcin Szulc – „Jak dogadać się z pokoleniem Z?”
Tomasz Bilicki – „Metody wsparcia osób neuroróżnorodnych – narzędziownik rodzica i nauczyciela.”
Agnieszka Misiak – „Wsparcie dziecka w regulacji emocji w praktyce.”
Paweł Lęcki – „Tutoring – zaufanie, strategie i alternatywne rzeczywistości praktycznie”
Katarzyna i Maciej Winiarek – „Pełna moc skrzydeł – jak rozwijać sprawczość uczniów w praktyce?”
Streszczenie treści wykładów i warsztatów, oraz informacja o osobach – TUTAJ
Wczoraj (2 października) na stronie „Gazety Wyborczej” zamieszczony został krotki acz treściwy tekst Karoliny Słowik, informujący o efektach konsultacji społecznych w sprawie projektu powoływania rzeczników praw uczniowskich i rad szkół,
Rady szkół jednak nieobowiązkowe. Co jeszcze zmieni się w ustawie o Rzeczniku Praw Uczniowskich?
Obowiązkowe rady szkół będą albo nie, dopiero w 2028 roku. Po konsultacjach społecznych MEN wycofuje się z niektórych pomysłów zawartych w projekcie ustawy o Rzeczniku Praw Uczniowskich.
Po wakacyjnych konsultacjach społecznych do resortu edukacji wpłynęło około 700 uwag w sprawie projektu ustawy o Rzeczniku Praw Uczniowskich (RPU). Nowelizacja mówi nie tylko o ustanowieniu RPU na czterech szczeblach (centralnym, wojewódzkim, samorządowym i krajowym), ma też regulować m.in. kwestię dopuszczalnych nieobecności (75 proc. obecności w ciągu roku będzie wymagane do tego, żeby zdać do następnej klasy), a prawa, obowiązki i kary przewidziane dla uczniów zostaną przeniesione ze szkolnych statutów na poziom ustawowy.
MEN jednak zapowiada, że po uwagach ze środowiska, w projekcie będą istotne zmiany.
Największa dotyczy rad szkół. Pierwotnie MEN chciał, by od września 2026 roku w każdej szkole obowiązkowo działały rady złożone w równej liczbie z uczniów, rodziców i nauczycieli. To rady szkoły mają wybierać Szkolnego Rzecznika Praw Uczniowskich, ale też uchwalać statut szkoły czy opiniować plan pracy szkoły.
Dyrektorzy i nauczyciele sprzeciwiali się temu pomysłowi, bo – jak wskazywali – rada szkoły będzie miała też kompetencje do opiniowania nauczycieli. A to oznacza, że cenzurkę swoim nauczycielom dawać będą uczniowie. – A przecież często nie mają odpowiedniej wiedzy i kwalifikacji do tego – komentował Krzysztof Baszczyński ze Związku Nauczycielstwa Polskiego.
MEN jednak chce przesunąć termin wprowadzenia tego obowiązku na wrzesień 2028 roku. Jak mówi dyrektor ministerialnego departamentu komunikacji, szkoły mogą być jeszcze niegotowe na taką zmianę. I potrzebny jest czas na kampanię promocyjną tego rozwiązania, szkolenia w tym zakresie i przyglądanie się efektom. Resort chce przeprowadzić ewaluację tego rozwiązania w roku szkolnym 2027/2028 i wtedy podjąć ostateczną decyzję o wprowadzeniu obowiązku powoływania rad szkół.
Oczywiste jest, że tę decyzję będzie już podejmować inna ekipa, po wyborach parlamentarnych w 2027 roku.
Źródło: www.wyborcza.pl
x x x
Dziś rano, w Radiu TOK FM redaktor Jacek Żakowski rozmawiał z Pawłem Mrozkiem – założycielem i przewodniczącym „ Akcji Uczniowskiej”, członkiem Zespołu Partycypacji Rzecznika Praw Dziecka, uczniem CXIX Liceum Ogólnokształcące im. Jacka Kuronia w Warszawie. Tematem tej rozmowy, którą można wysłuchać w podcaście, zatytułowanym „Zastanawiam się, co ministra Nowacka robi w resorcie edukacji, bo na pewno nie pracuje”, była decyzja MEN o odsunięciu w czasie obowiązku powoływania w każdej szkole Rady Szkoły.
Kontynuując wątek prac domowych postanowiliśmy wzbogacić informacje o ich roli w procesie nauczania o wyniki badań, prowadznych w USA. Przedstawila je – nie kto inny jak Danuya Sterna na swoim blogu „OK. NAUCZANIE”. Dla lepszego zorientowania się w tym bardzo obszernym yekście poniżej zamieszczamy jedyie kilka jego fragmentów, odsylając linkiem do jego pełnej wersji:
Plusy i minusy pracy domowej – badania
W USA badają plusy i minusy zadawania uczniom pracy domowej. O wynikach badań pisze Youki Terada na portalu Edutopia.
To bardzo dobra praktyka – przeprowadzanie badań edukacyjnych zanim władze podejmą odpowiednią decyzję. Szkoda, że w Polsce nie przeprowadza się takich badań, które pomogłyby w podejmowaniu przez władze oświatowe dobrych decyzji, a nauczycielom dawały wskazówki do nauczania
Sprawa prac domowych nie jest jednoznaczna, i jest przedmiotem debat w wielu krajach, dlatego warto sięgnąć po wyniki badań. Sądzę, że byłyby one podobne również w naszym kraju. Zachęcam do zajrzenia do oryginalnego artykułu Youki Terada, gdzie przedstawione są zestawy wykresów wynikających z przeprowadzonych badań. W tym wpisie przedstawię te wnioski, które mnie zainteresowały, ale też dodam coś od siebie.
Dla niektórych praca domowa wzmacnia proces uczenia się i jednocześnie kształtuje nawyki związane z nauką, dla innych to niepotrzebne zajęcie, które powoduje stres uczniów i ogranicza ich czas wolny. Dotychczasowe badania pokazują, że praca domowa zyskuje na wartości wraz z wiekiem uczniów. Jest duża różnica w zadawaniu prac domowych uczniom w klasach młodszych szkoły podstawowej, a uczniom w szkole średniej. Dużo zależy również od jakości zadawanej uczniom pracy domowej. […]
W tym wpisie osiem wniosków z badań nad pracą domową w USA.
1.Dla młodszych uczniów – mniej znaczy więcej, a kluczem są dobrze przygotowane zadania.
W metaanalizie z 2017 roku naukowcy odkryli, że chociaż wpływ prac domowych na naukę uczniów w klasach 1-4 jest ograniczony – z niewielką wielkością efektu 0,21 – to stale rośnie on w starszych klasach szkoły podstawowej i szkole sredniej, wzrastając odpowiednio o 95% w klasach 5-8 i 129% w klasach 9-12. Badania na ten temat prowadził i nadal prowadzi profesor John Hattie. […]
W miarę jak uczniowie docierają do starszych klas szkoły podstawowej i gimnazjum, wpływ prac domowych na naukę staje się coraz bardziej widoczny. Szczególnie, gdy praca domowa wymaga od ucznia korzystania z różnych źródeł, takich jak internet, biblioteka, podręczniki, materiały itp. lub przygotowania się do późniejszej dyskusji w klasie.
2.Dla młodych uczniów – lepsze efekty przynosi praca domowa z czytania lub pisania niż z ćwiczenia matematyki
W badaniu z 2022 roku naukowcy porównali zadania domowe z matematyki i pisania i odkryli, że uczniowie, którzy ćwiczyli umiejętności czytania i pisania w domu, odnotowali znaczne postępy w gramatyce i ortografii – poprawa ta utrzymywała się cztery miesiące później. Z kolei dodatkowe zadania domowe z matematyki nie przyczyniły się do poprawy wyników uczniów wykraczających poza to, co uczniowie osiągnęli już na lekcjach.[…]
3.Ważna jest jakość pracy domowej
Zadania domowe powinny rozwijać umiejętności myślenia, poprawiać jakość nauki, zwiększać zaangażowanie i nawyki związane z nauką. Kluczowa nie jest ilość, a jakość.[…] Przemyślane zadania domowe mogą również przyczynić się do poprawy wyników w nauce. Praca domowa nie musi/nie powinna być oceniana stopniami, wystarczy samoocena i poprawa pracy na jej podstawie.
4.Uczniowie szkół średnich poświęcający czas na odrabianie prac domowych osiągają dobre wyniki w nauce.
Dane z badań pokazują związek między systematycznym poświęcaniem czasu na odrabianie prac domowych a sukcesami w nauce, zwłaszcza w przypadku starszych uczniów.[…] Największa różnica występuje między uczniami, którzy całkowicie pomijają pracę domową, a tymi, którzy poświęcają na nią co najmniej godzinę, co podkreśla wartość konsekwentnego, umiarkowanego wysiłku. Uczniowie szkół średnich rzadko lubią pracę domową, ale można im zaproponować zaprojektowanie jej, to pomaga uczniom dostrzec jej wartość.
5.Dostosowanie zadawania prac domowych do obowiązków domowych uczniów.
Nastolatkowie mają wiele obowiązków domowych, praca domowa dokłada się im do stresu związanego z ich wykonywaniem. […] Szczególnie stresogenne są prace domowe, które są oceniane stopniami.[…]
6.Sytuacja rodzinna uczniów ma wpływ na odrabianie prac domowych.
Uczniowie pochodzący z rodzin o mniejszych dochodach mają trudności w odrabianiu prac domowych, na przykład z powodu ograniczonego dostępu do komputera lub Internetu.[…]
7.Czas przeznaczony na odrabianie pracy domowej
Według szeroko zakrojonego badania prac domowych w szkołach średnich z 2017 roku, nauczyciele często błędnie oceniają, ile czasu zajmuje wykonanie zadań domowych. Naukowcy odkryli, że wykonanie zadania, na które przeznacza nauczyciel jedną godzinę, zajmuje w rzeczywistości od 30 do 85 minut, w zależności od wyników jakie osiąga uczeń.[…]. Monitorowanie przez nauczyciela czasu wykonywania pracy przez uczniów powoduje urealnienie jej wykonania.
8.Praca domowa do wyboru
Ten punkt wynika z moich własnych doświadczeń. Sprawdzało mi się zadawania uczniom pracy domowej do wyboru. Zwiększało to odpowiedzialność uczniów za własny proces uczenia się i zachęcało do podejmowania wyzwań.
Wnioski praktyczne dla nauczycieli:
-W klasach młodszych zadawać mało prac domowych.
-W klasach młodszych większe korzyści dla uczenia się są z pracy domowej w zakresie czytania i pisania niż z matematyki.
-Zdanie domowe powinno być twórcze i nie polegać tylko na mechanicznym ćwiczeniu.
-Zadanie domowe na każdym poziomie powinno rozwijać umiejętności myślenia, poprawiać jakość nauki, zwiększać zaangażowanie i nawyki związane z nauką. Kluczowa nie jest ilość, a jakość.
-Praca domowa nie musi/nie powinna być oceniana stopniami, wystarczy samoocena i poprawa pracy na jej podstawie.
-Optymalny czas odrabiania pracy domowej dla ucznia szkoły średniej to godzina dziennie. Ważna jest systematyczność.
-Wskazane jest wspólne opracowanie w szkole limitów zadawania uczniom prac domowych, aby zmniejszyć stres uczniów.
-Przy zadawaniu pracy domowej trzeba uwzględnić możliwości uczniów korzystania z pomocy internetu.
-Adekwatnie określać czas potrzebny na wykonanie pracy domowej przez ucznia.
-Rozpoczynać wykonanie pracy domowej w klasie szkolnej.
-Pozwalać na wykonie pracy domowej w parach i do wyboru.
Badania nie dają jednoznacznej odpowiedzi na pytanie: zadawać prace domowa, czy nie. Dają jednak dobre wskazówki, jak praca domowa powinna być. Nauczyciele w USA (jak wynika z sondażu Education Week) są podzieleni w kwestii konieczności zadawania prac domowych – 42% uważa, że są potrzebne, 37% jest przeciw, a 21% twierdzi, że są one czasami potrzebne.
Cały tekst „Plusy i minusy pracy domowej – badania” – TUTAJ
Źródło: www.oknauczanie.pl
W oczekiwaniu na korygującą poprzednią – kolejną decyzję Ministry Barbary Nowackiej w sprawie prac domowych, zamieszczamy obszerne fragmenty tekstu Magdaleny Konczal, zamieszczonego dzisiaj na portalu „Strefa Edukacji” – udostępniając możliwość zapoznania się z jego pełną wersją po kliknięciu w załączony link:
Foto: www.strefaedukacji.pl
Magdalena Konczal – dziennikarka zaangażowana w tematy związane z edukacją
Tak ograniczenia prac domowych wpłynęły na szkoły. Mniejszy stres i… samodzielność
Ponad dwie trzecie nauczycieli zauważa spadek samodzielności i motywacji uczniów po wprowadzeniu zmian w zadawaniu prac domowych. Choć uczniowie mają więcej czasu na odpoczynek, raport IBE pokazuje, że reforma niesie też wyzwania. MEN analizuje, co dalej. […]
Więcej wolnego, mniej samodzielności
Z raportu Instytutu Badań Edukacyjnych wynika, że ponad dwie trzecie nauczycieli szkół podstawowych uważa, że uczniowie są mniej zmotywowani do odrabiania prac domowych i mniej samodzielni w procesie nauki. Jednocześnie ponad połowa badanych zauważa, że uczniowie zyskali więcej czasu na odpoczynek, zabawę i aktywność fizyczną.
– W ich ocenie, w obu tych elementach wyniki uczniów się pogorszyły. Jednocześnie ośmiu na dziesięciu pedagogów deklaruje, że obecnie rzadziej sprawdza zadawane prace domowe – najczęściej robi to sporadycznie, nie częściej niż raz w miesiącu. W praktyce oznacza to, że uczniowie rzadziej otrzymują informację zwrotną na temat swoich postępów. Tymczasem taka informacja może stanowić cenne narzędzie wspierające zarówno motywację, jak i proces uczenia się – podał Instytut.[…]
Raport IBE, który trafił już do MEN, powstał na podstawie ponad 7,5 tys. ankiet w 2081 szkołach podstawowych. Pokazuje, że zmiana była znacząca:
– W klasach I–III blisko jedna trzecia nauczycieli całkowicie zrezygnowała z zadawania prac domowych, a ponad połowa wyraźnie je ograniczyła. W klasach IV–VIII około dwie trzecie szkół zrezygnowało z obowiązkowości takich zadań, a blisko jedna trzecia istotnie ograniczyła ich zakres. W ocenie dyrektorów szkół spowodowało to zmniejszenie stresu uczniów: o 41 proc. w klasach IV-VIII i o 31 proc. w klasach I-III – przekazał rzecznik IBE.
40 proc. dyrektorów szkół uważa, że ich placówki wypracowały dobre praktyki w związku z nowymi zasadami. Najczęściej pojawiające się formy wsparcia to zajęcia wyrównawcze (80 proc.) i konsultacje przedmiotowe (73 proc.). Mniej popularne były formy takie jak tutoring (5 proc.) czy mentoring (4 proc.).
Jednak w 54 proc. szkół nie wprowadzono żadnych alternatywnych zobowiązań zamiast tradycyjnych prac domowych. – Pomimo tego, około połowa nauczycieli zgłosiła potrzebę dalszego wsparcia w doskonaleniu praktyki prac domowych zgodnych z nowymi zasadami. Wśród potrzeb najczęściej wymieniano gotowe zestawy zadań domowych, materiały do pracy z uczniami ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, przykłady dobrych praktyk oraz materiały edukacyjne dla rodziców – przekazał rzecznik IBE.
IBE zbadał także, czy zmiany w zadawaniu prac domowych wpłynęły na wyniki egzaminu ósmoklasisty. – Badanie pokazało brak lub niewielki wpływ prac domowych na wyniki w matematyce, języku polskim i językach obcych. Porównano zmiany w wynikach szkół, które w pełni zrezygnowały z prac domowych z tymi, które kontynuowały ich stosowanie. Różnice między tymi szkołami, w większości porównań, były nieistotne statystycznie. Wyniki te sugerują, że rezygnacja z prac domowych nie poprawia wyników uczniów, ale też nie powoduje istotnych spadków – podsumowano w raporcie. […]
Cały tekst „Tak ograniczenia prac domowych wpłynęły na szkoły. Mniejszy stres i… samodzielność” – TUTAJ
Źródło: www.strefaedukacji.pl
W dniu inauguracji nowego roku akademickiego postanowiliśmy zamieścić fragmenty tekstu Magdaleny Ignaciuk z portalu „Strefa Edukacji”, w którym autorka przekazuje fragmenty rozmowy na ten temat z ekspertami o jakości kształcenia nauczycieli na polskich uczelniach wyższych. Zalecamy zapoznanie się z jego pełną wersją – zamieszczamy do niej link:
System uczy, jak uczyć matematyki, a nie jak uczyć ucznia. Młodzi nauczyciele zostawieni sami sobie
Studia nauczycielskie uczą teorii i wiedzy przedmiotowej, ale nie przygotowują do realiów szkolnej codzienności. Młodzi pedagodzy trafiają do klas bez umiejętności radzenia sobie z konfliktami, rozmów z rodzicami czy prowadzenia dokumentacji. Pierwsze miesiące w pracy stają się więc bolesnym sprawdzianem – uczą się w biegu, popełniając błędy i płacąc wysoką cenę stresem. Wielu z nich już na starcie zderza się ze ścianą, a część szybko rezygnuje z zawodu.[..]
Młodzi nauczyciele wchodzący do zawodu często przeżywają szok. Studia dają im wiedzę przedmiotową, ale nie przygotowują do codziennych wyzwań pracy w szkole. Pierwsze miesiące w klasie stają się więc trudnym sprawdzianem – uczą się, jak reagować na zachowania uczniów, jak rozmawiać z rodzicami czy jak prowadzić dokumentację.
– Starsi pedagodzy, często już sześćdziesięcio- czy siedemdziesięcioletni, wspominają dawne seminaria nauczycielskie z czasów powojennej Polski – wspominał Przemysław Kluge w rozmowie ze Strefą Edukacji. – To nie były studia wyższe, ale szkoły, które przygotowywały nauczycieli poprzez intensywny kontakt z uczniami. Istniały specjalne szkoły ćwiczeń, gdzie adepci prowadzili lekcje pod okiem starszych kolegów jeszcze przed ukończeniem nauki. To dawało ogromne poczucie kontaktu z rzeczywistością.
Dziś przyszli nauczyciele mają zdecydowanie mniej okazji, by uczyć się zawodu w praktyce. Na studiach dominują wykłady i zajęcia akademickie, a praktyki szkolne nie zastąpią codziennego kontaktu z klasą. Dlatego młodzi pedagodzy, którzy trafiają do szkoły, często czują się pozostawieni sami sobie. Muszą na bieżąco uczyć się tego, czego nikt im wcześniej nie pokazał – jak prowadzić rozmowę z uczniami i rodzicami, jak reagować na konflikty, jak panować nad klasą. Ceną za ten brak przygotowania jest stres i poczucie porażki, które wielu zniechęca do dalszej pracy.
– Edukacja nauczycielska wciąż koncentruje się na dyscyplinach akademickich, a mniej na samej pedagogice, która bywa traktowana jako przedmiot drugorzędny. Oczywiście upraszczam – istnieje wiele inicjatyw próbujących to zmienić – ale system jako całość pozostaje akademicki. W efekcie uczy, jak uczyć matematyki, a nie jak uczyć ucznia – wyjaśnia. […]
Na problem niedostatecznego przygotowania młodych nauczycieli zwraca uwagę także dr Beata Rajba. Jej zdaniem to właśnie ta grupa najczęściej doświadcza wypalenia, bo zderzenie wyobrażeń z realiami szkolnymi okazuje się wyjątkowo trudne.
– To właśnie wśród młodych pedagogów wypalenie pojawia się najszybciej. Badania pokazują, że problem ten dotyka od 27 do nawet 35 proc. nauczycieli. Młodzi wchodzą do zawodu pełni marzeń i wyobrażeń, a potem zderzają się ze ścianą: brakiem wsparcia systemowego, przeciążeniem programem, uczniami z niezdiagnozowanymi trudnościami, a często też własnymi problemami osobistymi – wyjaśnia dr Beata Rajba.
Jednym z obszarów, gdzie widać to szczególnie wyraźnie, są lekcje wychowawcze. W polskich szkołach najczęściej sprowadzają się one do pogadanek, które nie rozwijają u uczniów kluczowych kompetencji społecznych. – Świetnie to widać na przykładzie lekcji wychowawczych. W większości szkół w Polsce sprowadzają się one do zwykłych pogadanek. Ja miałam to szczęście, że jako dziecko chodziłam do szkoły francuskiej, gdzie już prawie 30 lat temu prowadzono je w formie warsztatów. Nauczyciele potrafili je prowadzić, bo byli do tego przygotowani.
Problem tkwi nie tylko w samej formule tych zajęć, ale też w przygotowaniu kadry. Choć polscy nauczyciele należą do najlepiej wykształconych w Europie, często nie czują się kompetentni, by prowadzić warsztaty czy projekty wychowawcze. Nikt nie uczy ich tego w trakcie studiów – przyszli pedagodzy zdobywają kwalifikacje przedmiotowe, ale niemal w ogóle nie przygotowuje się ich do roli wychowawcy. Tymczasem wychowawstwo nie jest marginesem pracy nauczyciela, lecz jej fundamentem – to on ma być przewodnikiem dla uczniów, wspierać ich rozwój i rozwiązywać problemy. W praktyce jednak wielu młodych pedagogów w tej roli czuje się kompletnie zagubionych. […]
Na brak przygotowania do pracy wychowawczej zwraca uwagę również Dominika Cieślikowska, trenerka i edukatorka. Podkreśla, że wielu nauczycieli dopiero na dodatkowych szkoleniach uświadamia sobie, jak bardzo brakuje im kompetencji, które powinni zdobywać już na studiach. – Z doświadczenia i rozmów z nauczycielami powiedziałabym, że po pierwsze – zdecydowanie antydyskryminacja i trening postaw. Po moich zajęciach często słyszę: „jak ja żałuję, że tego nie było na studiach”. Nauczyciele mają poczucie, że gdyby wcześniej przeszli takie przygotowanie, wiele interwencji w klasie byłoby skuteczniejszych, a oni sami mniej by się miotali w trudnych sytuacjach.– mówi Cieślikowska.
Dodaje, że szczególnie ważnym obszarem jest praca z przemocą, hejtem i wykluczeniem. To problemy, z którymi nauczyciele stykają się na co dzień, a mimo to często nie mają jasnych metod reagowania. – To zjawiska, które są obecne – czy ich skala rośnie, czy tylko zmieniają formę, trudno powiedzieć. Ale nauczyciele czują, że potrzebują konkretnych narzędzi, metod interwencji, sposobów reagowania. I to też powinni dostawać już na etapie studiów – dodaje ekspertka. […]
Trzecią luką są szeroko rozumiane kompetencje wychowawcze – tzw. class management. Choć pojawiają się dodatkowe kursy i programy wspierające nauczycieli w tym zakresie, popularność takich inicjatyw pokazuje, jak bardzo są potrzebne. – Trzecia rzecz to szeroko rozumiane kompetencje wychowawcze, czyli to, co Amerykanie nazywają class management – zarządzanie klasą. W Polsce mamy różne dodatkowe oferty – na przykład „Akademię Wychowawcy” w warszawskim WCIES-ie czy „Wychowanie to podstawa” w Centrum Edukacji Obywatelskiej – i one cieszą się dużą popularnością. To pokazuje, jak wielka jest potrzeba. Bo nauczyciele dostają rolę wychowawcy, a są przedmiotowcami i nierzadko czują się do tej funkcji nieprzygotowani – zauważa Cieślikowska.
Jak sama podkreśla, wychowawstwo nie powinno być traktowane jako dodatek do pracy nauczyciela, ale jako jej kluczowa część. – Marzy mi się, żeby każdy nauczyciel kończył studia z poczuciem bezpieczeństwa w obszarze wychowawczym, z przekonaniem, że ma realne narzędzia, by pracować z klasą, reagować na przemoc, budować relacje. To nie jest „godzina wychowawcza” i niski dodatek, ale kawał bardzo odpowiedzialnej pracy – podsumowuje.
Głosy ekspertów pokazują, że problem nie dotyczy pojedynczych przypadków, lecz całego systemu kształcenia nauczycieli. Studia przygotowują do przekazywania wiedzy, ale nie do wychowawstwa, pracy z emocjami czy reagowania na przemoc. Tymczasem to właśnie te umiejętności są kluczowe w codzienności szkolnej. Bez ich uwzględnienia w programach uczelni młodzi pedagodzy nadal będą uczyć się zawodu dopiero w praktyce – często zbyt boleśnie, płacąc za to stresem, szybkim wypaleniem i rezygnacją z pracy w szkole.
Cały tekst „System uczy, jak uczyć matematyki, a nie jak uczyć ucznia. Młodzi nauczyciele zostawieni sami sobie” –
Źródło: www.strefaedukacji.pl
Bardzo aktualny i zawierający trafne uwagi tekst Moniki Sewastianowich, zaczerpnięty z portalu „Prawo.pl” – bez skrótów:
Zamiast podwyżek dla nauczycieli karta sportowa i godnościowe czwartki?
MEN ogłasza program „Moc relacji w edukacji” o wartości 10 mln zł. Ma on wspierać kuratoria, dyrektorów i pedagogów w przygotowaniu do wdrożenia reformy programowej. Częścią będzie ogólnopolska akcja „Zawód nauczyciel. Zawód znaczący” – ma na celu wzmocnienie prestiżu tej profesji i zmiana społecznej narracji o jej roli. Nie wiadomo jeszcze, jaką formę przybierze kampania, ale jej zapowiedź – delikatnie mówiąc – nie zachwyciła zainteresowanych. Zaskakujące, bo być może spoglądanie na stockowe zdjęcie uśmiechniętego statysty przy tablicy pozwoli wielu nauczycielom choć na chwilę odwrócić wzrok od paska wynagrodzeń z trzyprocentową podwyżką brutto.
Jeżeli mogłabym coś doradzić, to warto przemyśleć okraszenie materiałów graficznych cytatami z Siłaczki i innych utworów, które stawiają etos pracy ponad merkantylnymi dążeniami. Wszak relacji nie kupuje się za pieniądze – ba, prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie – więc młodzi pedagodzy mogą być beneficjentami obecnego systemu, przynajmniej w tej kwestii prawdziwymi. Najlepiej wzbudzić w nich też więcej poczucia winy i odpowiedzialności za niedofinansowany system. Klasyczna polityka „januszexu”: wmawianie pracownikom, że są jedną rodziną, więc nie wypada liczyć nadgodzin ani chodzić na L4 (nawet z tyfusem), bo reszcie mogłoby być przykro.
Abstrahując jednak od żartów, pomysł wydaje się kolejnym przejawem trendu diagnozowania oczywistych problemów po to, by odwlec wprowadzanie realnych rozwiązań. Wakaty, negatywna selekcja do zawodu, niskie pensje, starzejąca się kadra, niewydajny system awansu – to nie są nowe zjawiska. Mierzy się z nimi obecny rząd, mierzyli się i jego poprzednicy. Doświadczenie pokazuje, że żadne pieniądze wydane na grupy eksperckie pochylające się nad losem pedagogów, bez faktycznych zmian legislacyjnych i większych nakładów na oświatę, nie poprawią sytuacji. Ale, jasne, może tym razem się uda. Ponoć powtarzanie tych samych błędów i oczekiwanie innych rezultatów to oznaka szaleństwa, ale z drugiej strony – kto bogatemu zabroni?
Źródło: www.prawo.pl/oswiata/
Dzisiaj (30 września 2025r.) na portalu „Strefa Edukacji” zamieszczono ważną informację z terenu woj. łódzkiego:
Są pierwsze dane o frekwencji na edukacji zdrowotnej. „Uczniowie tacy już są”
W łódzkich szkołach na zajęcia z edukacji zdrowotnej zapisano niespełna cztery na dziesięć osób. Jak wynika z danych Urzędu Miasta, decyzję o rezygnacji z nowego przedmiotu podjęła większość rodziców uczniów szkół podstawowych i ponadpodstawowych. […]
Większość rodziców zrezygnowała z lekcji edukacji zdrowotnej
W roku szkolnym 2025/2026 do edukacji zdrowotnej w Łodzi przystąpi około 39 proc. uczniów. Spośród 41 676 dzieci z klas IV–VIII szkół podstawowych oraz I–III szkół średnich aż 25 787 nie będzie brało udziału w zajęciach. Oznacza to, że z nowego przedmiotu wypisało dzieci 61 proc. rodziców – poinformowała Monika Pawlak z łódzkiego magistratu.
Rezygnacje częściej dotyczyły szkół ponadpodstawowych niż podstawowych. W klasach IV–VIII, do których uczęszcza 25 147 uczniów, udziału w zajęciach odmówiło 12 462 z nich. W szkołach średnich sytuacja jest jeszcze wyraźniejsza – z 16 529 uczniów klas I–III aż 13 325 nie będzie chodziło na edukację zdrowotną, co stanowi 80 proc.
Dyrektorka III Liceum Ogólnokształcącego w Łodzi Maria Włodarczyk nie kryje, że taki wynik ją nie zaskakuje. W jej szkole edukacja zdrowotna prowadzona jest w klasach II i III. – To przedmiot nieobowiązkowy, który ma być na pierwszej lub ostatniej godzinie lekcyjnej, więc taki wynik był do przewidzenia. Nie oszukujmy się – uczniowie tacy już są, pod każdą szerokością geograficzną, że jeśli coś jest nieobowiązkowe, to wolą wybrać czas wolny niż lekcję – podkreśliła.
W klasach drugich, do których uczęszcza 87 osób, tylko 11 zdecydowało się na zajęcia. W klasach trzecich z 150 uczniów również 11 wybrało edukację zdrowotną. Jednocześnie szkoła dostrzega potrzebę poruszania tematów, które obejmuje nowy przedmiot.– 70 proc. zagadnień wymienianych przez młodzież można było odnaleźć potem w programie edukacji zdrowotnej, a więc takie zajęcia są potrzebne. Mamy plan, aby poruszać te tematy na lekcjach wychowawczych, które są obowiązkowe. Będziemy zapraszać ekspertów. I liczę na to, że przy nowej podstawie programowej edukacja zdrowotna będzie już obowiązkowa – dodała Maria Włodarczyk.
Podobne tendencje obserwuje się w innych miejscowościach regionu. Jak poinformowała rzeczniczka Urzędu Miasta w Tomaszowie Mazowieckim Joanna Budny, w 11 tamtejszych szkołach podstawowych na edukację zdrowotną uczęszcza około 37 proc. uczniów. Z zajęć zrezygnowało 1767 z 2840 dzieci, czyli ponad 62 proc.
Źródło: www.strefaedukacji.pl
x x x
Jesteśmy gotowi przyjmować zakłady, że jest wiele województw, w których procent uczniów uczęszczających na lekcje wychowania zdrowotnego jest jeszcze większy niż w woj. łódzkim. Liczymy na to, że MEN zamieści pełną informację o skalo odmów i liczbie uczniów uczęszczających na lekcje EZ
A przy okazji zamieszczamy fragmenty tekstu ze strony tygodnika „Wprost”, zamieszczonego 26 września, w którym poinformowano o raporcie Pracowni badawczej SW Research, która przeprowadziła sondaż, gdzie Polacy odpowiadali na pytanie: „Czy popierasz wprowadzenie do szkół zajęć z edukacji zdrowotnej?:
Edukacja zdrowotna w ogniu krytyki. Młodzi Polacy zabrali głos w sondażu
[…]
Wyniki pokazują, że ponad połowa respondentów (53,7 procent) popiera projekt minister Barbary Nowackiej, który zastępuje dotychczasowe zajęcia z wychowania do życia w rodzinie. Przeciwnych było 27,1 procent badanych.
Młodzi podzieleni i niepewni
Zupełnie inaczej sprawa wygląda w przypadku najmłodszych uczestników badania. W grupie wiekowej do 24 lat jedynie 32 procent ankietowanych oceniło nowy przedmiot pozytywnie. Niewiele mniej, bo 30,7 procent, sprzeciwiło się jego wprowadzeniu. Największa grupa – 37,3 procent młodych ludzi – przyznała, że nie ma jednoznacznej opinii w tej sprawie.
W starszych grupach poparcie dla edukacji zdrowotnej jest wyraźnie wyższe. Wśród osób w wieku 25-34 lata zgadza się na nią 53,8 procent badanych, a w grupie 35-49 lat – 52,7 procent. Najwięcej zwolenników nowego przedmiotu znajduje się wśród osób powyżej 50. roku życia – 58,2 procent.
Niezależnie od płci, odpowiedzi rozkładają się podobnie. 55,7 procent kobiet i 51,4 procent mężczyzn pozytywnie ocenia wprowadzenie edukacji zdrowotnej. Przeciwnego zdania jest odpowiednio 25,3 procent kobiet i 29,1 procent mężczyzn.
Sondaż przeprowadzono na zlecenie portalu Onet.[…]
Cały tekst „Edukacja zdrowotna w ogniu krytyki. Młodzi Polacy zabrali głos w sondażu” – TUTAJ
Źródło: www.wprost.pl/edukacja/

















